[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruszył z powrotem zaśnieżonądrogą, potykając się o zaspy.W dole mignęły światła ostatniego tego dnia pekaesu z Brodnicy.Autobus sunął powoli, pozostawiając po sobie gryzący zapach spalin.Podgórski zatrzymał się porażony nagłą myślą.Nie miał doświadczenia w sprawachkryminalnych, ale nie mógł sobie darować, że nie przyszło mu to do głowy wcześniej.Może tenwieczór nie był jednak stracony.Przynajmniej na gruncie zawodowym.Przyspieszył kroku.Ten dzień uważam za zdecydowanie udany.Udało mi się dostarczyć kolejny list.A nie było towcale takie łatwe.Przecież nie można było dopuścić, żeby ktoś widział, że to ja podchodzędo skrzynki na listy.W razie czego trzeba było mieć naprawdę dobry powód.Trzeba byłowszystko zaplanować w najdrobniejszych szczegółach.Ja umiem to zrobić.Plan, plan, plan.To najważniejsze.Sama treść listu też była satysfakcjonująca.Wymagała oczywiście sporo pracy, ale się udało.Miało to wyglądać pozornie błaho i niegroznie.Jeżeli zdarzyłoby się, że list przeczyta ktoś inny,trzeba było mieć pewność, że moje intencje nie będą zbyt oczywiste.Dla ofiary wszystko będziejednak jasne.Czuję już jej strach, zwiększający się z każdym przeczytanym słowem.Listypomogły mi oznajmić, że już tu jestem i czekam tylko na odpowiedni moment, żeby zaatakować.Każdy kolejny list był krótszy od poprzedniego.Tak jak coraz mniej czasu miała ofiarana ucieczkę.Kiedy na kartce będzie już tylko jedno słowo, przyjdzie czas na śmierć.I ofiaradobrze o tym wie. Zmieję się z czystej, niczym niezmąconej radości.Czuję, że zasługuję na nagrodę.Ja będęMotylkiem.Ja, ja, ja!Ja będę Motylkiem.Nareszcie. ROZDZIAA 9Lipowo.Piątek, 18 stycznia 2013, ranoMłody Marek Zaręba otworzył oczy i od razu zorientował się, że jest pózno.Nieśmiałeświatło zimowego dnia wypełniało cały pokój przyjemnym ciepłem.Wyciągnął rękę, żebyzobaczyć, która godzina.Ze zdziwieniem odkrył, że już po ósmej.Wczorajszy wieczorny wyścig z księdzem Piotrem zrobił swoje.Marek czuł, że dał z siebiewszystko.Mięśnie nadal boleśnie pulsowały.Nie miał najmniejszej ochoty się spieszyć, mimo żebył już spózniony do pracy.Aóżko obok niego było puste.Do tej pory to on zawsze wstawał pierwszy i pędził trenowaćw lesie, kiedy jego żona i córka jeszcze smacznie spały.Tym razem to Andżelika wpadłatriumfalnie do sypialni rodziców.Wskoczyła na łóżko, niemal przyprawiając go o zawał. Pierwsza! Pierwsza wstałam!  zawołała radośnie.Sprężyny trzeszczały, kiedy skakała połóżku. Przegrałeś, tatusiu!!! Kupujesz mi tamtą książkę o Hannah Montanie!!! Był zakład!Marek Zaręba jak przez mgłę pamiętał, że rzeczywiście kiedyś założył się z córką o to, żeAndżelika nigdy nie wstanie wcześniej niż on.Jak do tej pory się udawało.Dziewczynka byłaśpiochem i mimo marzeń o książce na temat swojej idolki wolała się wyspać. Dobrze, już dobrze! Pamiętam przecież!  zaśmiał się młody policjant, rzucając w córkępoduszką. Jak będę w Brodnicy, to ci kupię.Teraz tata musi się spieszyć.I tak już się spózniędo pracy.Zresztą ty, moja panno, też chyba się gdzieś spieszysz, co? O której zaczynasz szkołę? Nie zaczynam  odparła Andżelika, krzywiąc się.Odrzuciła poduszkę w jego stronę. Przecież są ferie! Ano tak.Racja. Będziesz pamiętał o tej książce?  drążyła dziewczynka. Jasne  obiecał jej Marek.Chwycił Andżelikę i przerzucił ją sobie przez ramię.Zmiała się jak zwykle, aż się całatrzęsła.Marek Zaręba westchnął cicho.Ciekaw był, kiedy córka uzna, że takie zabawy są dladzieciaków.Wolałby, żeby ten moment nigdy nie nadszedł, ale Andżelika miała już dziesięć lat,więc pewnie nie zostało mu zbyt wiele czasu.Musiał to zrozumieć.Dobrze pamiętał, jak całkiemniedawno sam buntował się przeciwko rodzicom.Wbiegł z córką do kuchni.Ewelina piła poranną kawę.Jak zwykle miała pełny makijażi perfekcyjną fryzurę.I tak o każdej porze dnia i nocy, westchnął Marek w duchu.Nawet tuż poobudzeniu Ewelina najpierw biegła szybko poprawić makijaż, a dopiero potem pozwalała mu siędotknąć.Zaręba podejrzewał, że fryzjerka postawiła sobie za cel, żeby nawet on nigdy niezobaczył, jak wygląda nieumalowana.Podobało mu się, że ma atrakcyjną i zadbaną żonę.Tojasne.Czasami jednak skrycie marzył, żeby zobaczyć jej własną, prawdziwą twarz.Postawił Andżelikę na ziemi.Tupnęła nogą żartobliwie.Ewelina zaśmiała się na ten widok. Czemu mnie nie obudziłaś?  powiedział do żony. Spałeś tak słodko.Chciałam, żebyś odpoczął. No i odpocząłem, ale Daniel mnie zabije  zaśmiał się Marek. Mamy odprawę w sprawietej zakonnicy.A właśnie, byłbym zapomniał.Daniel prosił mnie, żebyś przyszła po południuna komisariat.Chciał z tobą porozmawiać o tym& wszystkim.Masz jakieś klientki? Czybędziesz mogła wpaść na chwilę? Dam radę, ale przecież wszystko ci już powiedziałam.Nic nowego nie wymyślę.  Wiem, ale takie są procedury.Powinnaś zostać oficjalnie przesłuchana  wytłumaczyłżonie, robiąc sobie kanapkę. Najlepiej z nagraniem i tak dalej.Potem to wszystko trafido raportu.Musimy mieć pełną dokumentację.Poza tym może coś jeszcze sobie przypomnisz.Daniel twierdzi, że tak bywa. Marek&  zaczęła Ewelina [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl