[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczekał na wieczorną zmianę.Logicznie rzecz biorąc, gliniarz pełniący służbę po godziniedziewiętnastej znajdował się raczej bliżej gruntu na drabinie hierarchii.Ubranie ściągnął w jakimś markecie pod miastem, specjalnie zwracając Uwagę na charakterpostaci, w którą chciał się wcielić.Jack wierzył niezłomnie, że ubrania świadczą o człowieku, azatem dzięki nim można się stać tym, kim się chce.Prążkowany garnitur był prosto z wieszaka, wprawdzie Jack musiał podwinąć nogawki, alepoza tym pasował niezle.Błazeńska jaskrawoczerwona mucha robiła dokładnie takie wrażenie, jaktrzeba: właściciel wyglądał na nieszkodliwego głupka.W Wal - Mart Jack zwinął jeszcze okulary bez oprawek.Nie chciał się przyznać, nawet przedsamym sobą, że widział w nich lepiej, ponieważ jego zdaniem był jeszcze stanowczo zbyt młody imęski, żeby potrzebować okularów.Teraz jednak wydawały mu się niezbędne do wykończenia wizerunku intelektualisty - fachury.Do kompletu miał brązową skórzaną teczkę, którą wyjątkowo starannie powycierał na zgięciach,żeby nie wyglądała na nową, a potem metodyczni napakował ją przedmiotami niezbędnymi dlaurzędnika, który wybrał się na służbowe spotkanie.Był prawie gotów do odegrania roli.Przeszedł się przez Office Depot, zgarniając długopisy, twarde podkładki, karteczkisamoprzylepne i inne gadżety, które powinien mieć przy sobie asystent jakiegoś ważniaka.Przyznawał się też bez bicia, że bawiły go i fascynowały takie biurowe zabawki.Potem spędził upojną godzinkę, ustalając dane osobowe nowo stworzonej postaci.Uwielbiałmieć wszystko dopracowane w najdrobniejszych szczep łach.Idąc chodnikiem w stronę budynku komendy, stłumił w sobie wszelką radość i przygarbiłszerokie ramiona, tak że wyglądał, jakby całe życie spędził za biurkiem.Od czasu do czasuodruchowo popychał w górę zsuwające się po nosie okulary.Gest ten wyćwiczył przed lustrem.Włosy miał zaczesane do tyłu, a dzięki farbie, którą podwędził w sklepia kosmetycznym tego samegopopołudnia, zyskały one połyskliwą i wyraznie fałszywą barwę głębokiej czerni pasty do butów.Zdaniem Jacka Peter P.Pinkerton, jego aktualne alter ego, byłby na tyle próżny, że farbowałbywłosy, i tak mało spostrzegawczy, że uważałby, iż wyglądają naturalnie.Chociaż nikt nie zwracał na niego uwagi, już wczuł się w rolę.Wyciągnij! z kieszeni zegarek -uznał, że taki gadżet byłby w stylu Petera - sprawdził godzinę i lekko zmarszczył brwi.Peter zawszesię czymś martwi, denerwuje albo niepokoi.Pokonał kilka schodków i wszedł do komisariatu.Tak jak podejrzewał, znalazł się wniewielkim holu, gdzie za kontuarem w głębi tkwił dyżurny policjant.W poczekalni stały czarne plastikowe krzesła, dwa standardowe stoły, na nich leżały popularnemagazyny: Dom i Ogród , Sport Ilustrowany oraz People , a wszystkie przynajmniej zpoprzedniego miesiąca.W powietrzu unosił się zapach kawy i lizolu.Jack, teraz jako Peter,podchodząc do dyżurnego, nerwowo poprawił krawat, a potem okulary.- W czym mogę pomóc? Jack zamrugał jak typowy krótkowidz i odchrząknął niepewnie.Nie jestem pewien.Widzi pan.Russ.Widzisz, Russ, miałem się dzisiaj z pewnymczłowiekiem.O pierwszej, w restauracji hotelu Strudzony podróżnik.Zamierzaliśmy razem zjeśćlunch.Tymczasem mój towarzysz nie zjawił i nie odpowiada na telefony.Pytałem o niego whotelowej recepcji poinformowano mnie, że wcale się tam nie zameldował.Doprawdy.jestemzaniepokojony.Zawsze stawiał się na spotkania punktualnie.Przyjechałem tu aż z Bostonu.- Chce pan zgłosić zaginięcie człowieka, który zniknął raptem osiem godzin temu? tak, tooczywiście przesada, ale widzi pan, on zawsze się zjawiał na spotkania, poza tym to było bardzoważne spotkanie, no i w dodatku nie mogę nim skontaktować.Obawiam się, czy mu się nieprzydarzyło coś złego w drodze z Nowego Jorku.- Nazwisko?- Pinkerton.Peter P.Pinker.- Jack sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki po wizytówkę.- Nazwisko zaginionego.- A, tak, oczywiście.Peterson.Jasper R.Peterson.Jest antykwariuszem, sprzedaje naprawdęrzadkie okazy książek, prawdziwe białe kruki.Właśnie chciałem od niego odebrać wolumin, któryzainteresował mojego pracodawcę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zaczekał na wieczorną zmianę.Logicznie rzecz biorąc, gliniarz pełniący służbę po godziniedziewiętnastej znajdował się raczej bliżej gruntu na drabinie hierarchii.Ubranie ściągnął w jakimś markecie pod miastem, specjalnie zwracając Uwagę na charakterpostaci, w którą chciał się wcielić.Jack wierzył niezłomnie, że ubrania świadczą o człowieku, azatem dzięki nim można się stać tym, kim się chce.Prążkowany garnitur był prosto z wieszaka, wprawdzie Jack musiał podwinąć nogawki, alepoza tym pasował niezle.Błazeńska jaskrawoczerwona mucha robiła dokładnie takie wrażenie, jaktrzeba: właściciel wyglądał na nieszkodliwego głupka.W Wal - Mart Jack zwinął jeszcze okulary bez oprawek.Nie chciał się przyznać, nawet przedsamym sobą, że widział w nich lepiej, ponieważ jego zdaniem był jeszcze stanowczo zbyt młody imęski, żeby potrzebować okularów.Teraz jednak wydawały mu się niezbędne do wykończenia wizerunku intelektualisty - fachury.Do kompletu miał brązową skórzaną teczkę, którą wyjątkowo starannie powycierał na zgięciach,żeby nie wyglądała na nową, a potem metodyczni napakował ją przedmiotami niezbędnymi dlaurzędnika, który wybrał się na służbowe spotkanie.Był prawie gotów do odegrania roli.Przeszedł się przez Office Depot, zgarniając długopisy, twarde podkładki, karteczkisamoprzylepne i inne gadżety, które powinien mieć przy sobie asystent jakiegoś ważniaka.Przyznawał się też bez bicia, że bawiły go i fascynowały takie biurowe zabawki.Potem spędził upojną godzinkę, ustalając dane osobowe nowo stworzonej postaci.Uwielbiałmieć wszystko dopracowane w najdrobniejszych szczep łach.Idąc chodnikiem w stronę budynku komendy, stłumił w sobie wszelką radość i przygarbiłszerokie ramiona, tak że wyglądał, jakby całe życie spędził za biurkiem.Od czasu do czasuodruchowo popychał w górę zsuwające się po nosie okulary.Gest ten wyćwiczył przed lustrem.Włosy miał zaczesane do tyłu, a dzięki farbie, którą podwędził w sklepia kosmetycznym tego samegopopołudnia, zyskały one połyskliwą i wyraznie fałszywą barwę głębokiej czerni pasty do butów.Zdaniem Jacka Peter P.Pinkerton, jego aktualne alter ego, byłby na tyle próżny, że farbowałbywłosy, i tak mało spostrzegawczy, że uważałby, iż wyglądają naturalnie.Chociaż nikt nie zwracał na niego uwagi, już wczuł się w rolę.Wyciągnij! z kieszeni zegarek -uznał, że taki gadżet byłby w stylu Petera - sprawdził godzinę i lekko zmarszczył brwi.Peter zawszesię czymś martwi, denerwuje albo niepokoi.Pokonał kilka schodków i wszedł do komisariatu.Tak jak podejrzewał, znalazł się wniewielkim holu, gdzie za kontuarem w głębi tkwił dyżurny policjant.W poczekalni stały czarne plastikowe krzesła, dwa standardowe stoły, na nich leżały popularnemagazyny: Dom i Ogród , Sport Ilustrowany oraz People , a wszystkie przynajmniej zpoprzedniego miesiąca.W powietrzu unosił się zapach kawy i lizolu.Jack, teraz jako Peter,podchodząc do dyżurnego, nerwowo poprawił krawat, a potem okulary.- W czym mogę pomóc? Jack zamrugał jak typowy krótkowidz i odchrząknął niepewnie.Nie jestem pewien.Widzi pan.Russ.Widzisz, Russ, miałem się dzisiaj z pewnymczłowiekiem.O pierwszej, w restauracji hotelu Strudzony podróżnik.Zamierzaliśmy razem zjeśćlunch.Tymczasem mój towarzysz nie zjawił i nie odpowiada na telefony.Pytałem o niego whotelowej recepcji poinformowano mnie, że wcale się tam nie zameldował.Doprawdy.jestemzaniepokojony.Zawsze stawiał się na spotkania punktualnie.Przyjechałem tu aż z Bostonu.- Chce pan zgłosić zaginięcie człowieka, który zniknął raptem osiem godzin temu? tak, tooczywiście przesada, ale widzi pan, on zawsze się zjawiał na spotkania, poza tym to było bardzoważne spotkanie, no i w dodatku nie mogę nim skontaktować.Obawiam się, czy mu się nieprzydarzyło coś złego w drodze z Nowego Jorku.- Nazwisko?- Pinkerton.Peter P.Pinker.- Jack sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki po wizytówkę.- Nazwisko zaginionego.- A, tak, oczywiście.Peterson.Jasper R.Peterson.Jest antykwariuszem, sprzedaje naprawdęrzadkie okazy książek, prawdziwe białe kruki.Właśnie chciałem od niego odebrać wolumin, któryzainteresował mojego pracodawcę [ Pobierz całość w formacie PDF ]