[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A co z bombą? - zapytałam cicho.- Jak ona się ma do całej tej historii?- W ogóle do niej pasuje - odparł z krzywym 'uśmiechem.- Z największymtrudem udało mi się przekonać policję o niewinności mojej uwagi na tematfajerwerku.Mówiąc to miałem jedynie na myśli przyjemność obserwowaniazazdrosnego kochanka i męża oraz iskry, jakie będą się sypać przy ichstarciach.O tej cholernej bombie nie wiem więcej od pani.Bóg miświadkiem.- Wierzę panu - rzekłam po prostu.Po tych słowach wstałam i wyszłam.Nick powiedział prawdę.Na myśl otym, że mu wierzę, poczułam się nieswojo.Jeśli bowiem przestałam gopodejrzewać, znaczyło to, że rozsądny szaleniec przebywa w willi.Awszystko we mnie broniło się przed tą straszliwą prawdą.Kiedy wróciłam, wszyscy z wyjątkiem Stevena siedzieli na werandzie ipopijali koktajle.Na moją prośbę Barry przyniósł mi szklankę piwa.Cathy znużonym, pozbawionym wyrazu głosem opowiadała o swojejwizycie w szpitalu.Obserwowałam ruchy jej warg, lecz słowa, nie słyszane,przepływały obok mnie.- A co pani porabiała przez cały ten czas? - Wzdrygnęłam się.kiedy głosMiriam wyrwał mnie z zamyślenia.Oczy wszystkich zwróciły się na mnie.-Prawdopodobnie siedzieliście ze Stevenem i pracowali.Rumieniec buchnął mi na twarz, gdy dostrzegłam drwinę w jej oczach.Opowiedziałam o narodzinach dziecka.Wiadomość przyjęto w milczeniu.- A co Iliana sądzi o swoim braciszku? - spytała w końcu Cathy.Spojrzałyśmy sobie w oczy, i sądzę, że w tym momencie stało się dla niejjasne, że znam prawdę, nagle bowiem opuściła głowę w dłonie i jęknęłarozpaczliwie.- Co z tobą, dziewczyno? Ból głowy? - burknęła ciotka Polly.Cathy zmęczonym gestem podniosła się z krzesła.- To chyba przez długą jazdę do szpitala - powiedziała.- Jeśli nie macienic przeciwko temu, chciałabym się położyć.Będziesz tak dobra, Tino, iprzyniesiesz mi później coś do jedzenia?- Naturalnie.Kiedy Cathy nas opuściła, ciotka Polly odłożyła robótkę i posłałaBarry'ego, żeby jej przyniósł z barku sok cytrynowy.Następnie kazała muusiąść i wysłuchać, co ma do powiedzenia.- Ta dziewczyna bliska jest załamania nerwowego - oświadczyła.- Pora,żebyśmy zbadali rzecz dokładnie.Przez całą noc nie spałam, chyba jakiśinsekt był w moim łóżku.W każdym razie miałam dużo czasu narozmyślania.O ile mogę to ocenić, jest tylko jeden człowiek, który mógłbycoś zyskać, gdyby ta bomba zabiła Cathy.Barry poruszył się niespokojnie na swoim leżaku.Jego twarz wyrażałazatroskanie, ze zdziwieniem stwierdziłam także, że jego duże dłoniezacisnęły się w pięści.- Tym człowiekiem jesteś ty, Barry.Twarz Barry'ego oblał ciemny rumieniec, jego wargi poruszały się, lecznie wydobył z siebie słowa, aż wreszcie wybuchnął niczym wzburzonygórski potok- Dobry Boże, ciociu Polly.- Siedź cicho - zgromiła go.- Czy tego chcesz, czy nie chcesz, wysłuchaszmnie do końca.Miriam popatrzyła zwężonymi oczyma na starszą damę, a następnie nazdenerwowanego Barry'ego.- Jak Barry mógłby coś zyskać, ciociu Polly? - spytała cicho.- Kiedy nie będzie mnie już na tym świecie, odziedziczyłby wszystkiemoje pieniądze, a nie jedną trzecią,Miriam wyprostowała się i spojrzała na nią z niedowierzaniem.- Pani ma pieniądze? Prawdziwe pieniądze?- Pewnie, że mam - oświadczyła triumfalnie ciotka - to coś, o czym panidotąd nie wiedziała, prawda? Nie należę do ludzi, którzy roztrąbiają takierzeczy na cały świat.Mój ojciec posiadał trzy przędzalnie bawełny, a kiedymoi bracia zmarli, odziedziczyłam wszystko.Mogłabym kupić i sprzedaćpołowę tych pani wystrojonych gwiazd filmowych.Dlaczego? Dlatego, żezawsze żyłam oszczędnie.Po prostu siedzę sobie wygodnie w fotelu iprzyglądam się, jak mój kapitał rośnie.- Boskie zajęcie! - zawołała Miriam.- Czarujące.I dwie trzecie z tegoprzypadnie Cathy?- Tak.Na początku postanowiłam podzielić swój majątek pomiędzy nią iBarry'ego.Kiedy jednak potem uratowała mnie z płomieni, uznałam, żezasługuje na trochę więcej.- Popatrzyła przenikliwie na Barry'ego.-Pamiętam, jak ci się mina wydłużyła, kiedy powiedziałam ci o tym.Pewniepokrzyżowało to całkiem twoje plany.Na czole Barry'ego pojawiły się maleńkie krople potu, i wyciągnąłchusteczkę, żeby je wytrzeć.W jego niebieskich oczach czaił się strach.- To naturalne, że byłem rozczarowany - odparł, gdy opanował siędostatecznie, by móc mówić.- Ale lubię Cathy.Nawet bardzo.Faktyczniemiałem nadzieję, że.- Urwał w połowie zdania.- Na co miałeś nadzieję? - spytała Miriam podejrzanie słodkim głosem.-Na przykład, że twoja kuzynka Cathy rozwiedzie się ze Stevenem, żebywyjść za ciebie? Wtedy mógłbyś uratować całą sumę dla rodziny.Barry nie odpowiadał, ale jego milczenie było wymowne.Oczy ciotkirozbłysły.Postawiła szklankę na blacie stołu tak mocno, że na szkle pojawiłosię pęknięcie.- A więc to była twoja gra! Ale nic by ci to nie dało.Czyżbyś sądził, żezostawiłabym swój majątek rozwiedzionej kobiecie? Wolałabym już goprzekazać na schronisko dla bezdomnych kotów!- Ależ nikczemni są mężczyźni! - rzekła Miriam powściągając wybuchzłości.- Zrozumiałeś pewnie, że twój plan się nie powiódł.Że Cathy animyśli porzucać Stevena.A może tylko uświadomiłeś sobie, że ciotka Pollytnie idzie ci na rękę.Barry zerwał się na nogi.- Mam już tego wszystkiego dość!- Przynieś sobie coś do picia i wróć tutaj - rozkazała starsza dama.- Zarazzbadamy na miejscu całą sprawę.Barry wrócił niechętnie z podwójną whisky i siadając posłał Miriamspojrzenie, naładowane wprost antypatią.- A więc - podjęła z zapałem ciotka.- Mamy na razie motyw.A co zwykonaniem? Wtedy, w hotelu, mieszkałeś w jednym z sąsiednich pokoi.Bez trudu mogłeś też uszkodzić coś w łodzi, żeby zatonęła.I tylko ty jeden znaszego grona znasz się trochę na bombach.Nikt nie śmiał się odezwać.Chyba nawet wstrzymałam oddech.Barryopróżnił swą szklaneczkę i odstawił.Rumieniec zniknął z jego twarzy,ustępując miejsca bladości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- A co z bombą? - zapytałam cicho.- Jak ona się ma do całej tej historii?- W ogóle do niej pasuje - odparł z krzywym 'uśmiechem.- Z największymtrudem udało mi się przekonać policję o niewinności mojej uwagi na tematfajerwerku.Mówiąc to miałem jedynie na myśli przyjemność obserwowaniazazdrosnego kochanka i męża oraz iskry, jakie będą się sypać przy ichstarciach.O tej cholernej bombie nie wiem więcej od pani.Bóg miświadkiem.- Wierzę panu - rzekłam po prostu.Po tych słowach wstałam i wyszłam.Nick powiedział prawdę.Na myśl otym, że mu wierzę, poczułam się nieswojo.Jeśli bowiem przestałam gopodejrzewać, znaczyło to, że rozsądny szaleniec przebywa w willi.Awszystko we mnie broniło się przed tą straszliwą prawdą.Kiedy wróciłam, wszyscy z wyjątkiem Stevena siedzieli na werandzie ipopijali koktajle.Na moją prośbę Barry przyniósł mi szklankę piwa.Cathy znużonym, pozbawionym wyrazu głosem opowiadała o swojejwizycie w szpitalu.Obserwowałam ruchy jej warg, lecz słowa, nie słyszane,przepływały obok mnie.- A co pani porabiała przez cały ten czas? - Wzdrygnęłam się.kiedy głosMiriam wyrwał mnie z zamyślenia.Oczy wszystkich zwróciły się na mnie.-Prawdopodobnie siedzieliście ze Stevenem i pracowali.Rumieniec buchnął mi na twarz, gdy dostrzegłam drwinę w jej oczach.Opowiedziałam o narodzinach dziecka.Wiadomość przyjęto w milczeniu.- A co Iliana sądzi o swoim braciszku? - spytała w końcu Cathy.Spojrzałyśmy sobie w oczy, i sądzę, że w tym momencie stało się dla niejjasne, że znam prawdę, nagle bowiem opuściła głowę w dłonie i jęknęłarozpaczliwie.- Co z tobą, dziewczyno? Ból głowy? - burknęła ciotka Polly.Cathy zmęczonym gestem podniosła się z krzesła.- To chyba przez długą jazdę do szpitala - powiedziała.- Jeśli nie macienic przeciwko temu, chciałabym się położyć.Będziesz tak dobra, Tino, iprzyniesiesz mi później coś do jedzenia?- Naturalnie.Kiedy Cathy nas opuściła, ciotka Polly odłożyła robótkę i posłałaBarry'ego, żeby jej przyniósł z barku sok cytrynowy.Następnie kazała muusiąść i wysłuchać, co ma do powiedzenia.- Ta dziewczyna bliska jest załamania nerwowego - oświadczyła.- Pora,żebyśmy zbadali rzecz dokładnie.Przez całą noc nie spałam, chyba jakiśinsekt był w moim łóżku.W każdym razie miałam dużo czasu narozmyślania.O ile mogę to ocenić, jest tylko jeden człowiek, który mógłbycoś zyskać, gdyby ta bomba zabiła Cathy.Barry poruszył się niespokojnie na swoim leżaku.Jego twarz wyrażałazatroskanie, ze zdziwieniem stwierdziłam także, że jego duże dłoniezacisnęły się w pięści.- Tym człowiekiem jesteś ty, Barry.Twarz Barry'ego oblał ciemny rumieniec, jego wargi poruszały się, lecznie wydobył z siebie słowa, aż wreszcie wybuchnął niczym wzburzonygórski potok- Dobry Boże, ciociu Polly.- Siedź cicho - zgromiła go.- Czy tego chcesz, czy nie chcesz, wysłuchaszmnie do końca.Miriam popatrzyła zwężonymi oczyma na starszą damę, a następnie nazdenerwowanego Barry'ego.- Jak Barry mógłby coś zyskać, ciociu Polly? - spytała cicho.- Kiedy nie będzie mnie już na tym świecie, odziedziczyłby wszystkiemoje pieniądze, a nie jedną trzecią,Miriam wyprostowała się i spojrzała na nią z niedowierzaniem.- Pani ma pieniądze? Prawdziwe pieniądze?- Pewnie, że mam - oświadczyła triumfalnie ciotka - to coś, o czym panidotąd nie wiedziała, prawda? Nie należę do ludzi, którzy roztrąbiają takierzeczy na cały świat.Mój ojciec posiadał trzy przędzalnie bawełny, a kiedymoi bracia zmarli, odziedziczyłam wszystko.Mogłabym kupić i sprzedaćpołowę tych pani wystrojonych gwiazd filmowych.Dlaczego? Dlatego, żezawsze żyłam oszczędnie.Po prostu siedzę sobie wygodnie w fotelu iprzyglądam się, jak mój kapitał rośnie.- Boskie zajęcie! - zawołała Miriam.- Czarujące.I dwie trzecie z tegoprzypadnie Cathy?- Tak.Na początku postanowiłam podzielić swój majątek pomiędzy nią iBarry'ego.Kiedy jednak potem uratowała mnie z płomieni, uznałam, żezasługuje na trochę więcej.- Popatrzyła przenikliwie na Barry'ego.-Pamiętam, jak ci się mina wydłużyła, kiedy powiedziałam ci o tym.Pewniepokrzyżowało to całkiem twoje plany.Na czole Barry'ego pojawiły się maleńkie krople potu, i wyciągnąłchusteczkę, żeby je wytrzeć.W jego niebieskich oczach czaił się strach.- To naturalne, że byłem rozczarowany - odparł, gdy opanował siędostatecznie, by móc mówić.- Ale lubię Cathy.Nawet bardzo.Faktyczniemiałem nadzieję, że.- Urwał w połowie zdania.- Na co miałeś nadzieję? - spytała Miriam podejrzanie słodkim głosem.-Na przykład, że twoja kuzynka Cathy rozwiedzie się ze Stevenem, żebywyjść za ciebie? Wtedy mógłbyś uratować całą sumę dla rodziny.Barry nie odpowiadał, ale jego milczenie było wymowne.Oczy ciotkirozbłysły.Postawiła szklankę na blacie stołu tak mocno, że na szkle pojawiłosię pęknięcie.- A więc to była twoja gra! Ale nic by ci to nie dało.Czyżbyś sądził, żezostawiłabym swój majątek rozwiedzionej kobiecie? Wolałabym już goprzekazać na schronisko dla bezdomnych kotów!- Ależ nikczemni są mężczyźni! - rzekła Miriam powściągając wybuchzłości.- Zrozumiałeś pewnie, że twój plan się nie powiódł.Że Cathy animyśli porzucać Stevena.A może tylko uświadomiłeś sobie, że ciotka Pollytnie idzie ci na rękę.Barry zerwał się na nogi.- Mam już tego wszystkiego dość!- Przynieś sobie coś do picia i wróć tutaj - rozkazała starsza dama.- Zarazzbadamy na miejscu całą sprawę.Barry wrócił niechętnie z podwójną whisky i siadając posłał Miriamspojrzenie, naładowane wprost antypatią.- A więc - podjęła z zapałem ciotka.- Mamy na razie motyw.A co zwykonaniem? Wtedy, w hotelu, mieszkałeś w jednym z sąsiednich pokoi.Bez trudu mogłeś też uszkodzić coś w łodzi, żeby zatonęła.I tylko ty jeden znaszego grona znasz się trochę na bombach.Nikt nie śmiał się odezwać.Chyba nawet wstrzymałam oddech.Barryopróżnił swą szklaneczkę i odstawił.Rumieniec zniknął z jego twarzy,ustępując miejsca bladości [ Pobierz całość w formacie PDF ]