[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To może być białko, ale może i chmuraodpowiednio spolaryzowanych atomów unoszących się w atmosferze w asyścienanowektorów.Ja wolę białko, bo jestem głupkiem.%7łycie oparte na białku wydaje mi sięprawdziwsze niż oparte na zapisie informacji.Bardziej autentyczne.- Skoro twoi pobratymcy nie interesują się białkiem, to po co jest ta kultura tam, nadole?- Akurat kultura została kiedyś opracowana jako bazowa na podstawie waszych kultur.Mogłaby być jakaś inna, ale ta się sprawdza i podobała się takim jak ja.Bawi nas.A istoty,nośniki, są utrzymywane na wszelki wypadek.Dlatego że kiedyś uległy częściowemuzniszczeniu i zaczęły się zużywać.Z sentymentu.Albo na zapas.No i dla zabawy takich jakja głupków.- Ludzie tam cierpią, walczą, umierają, kochają.- Dlatego mi się to podoba.Jest autentyczne.%7łarliwe.Też tak chcę.- A jak wydostałem się z drzewa?- Nie chcesz tego wiedzieć.Naprawdę.Daj sobie spokój.- Muszę.- Nie wydostałeś się.Umarłeś tam.Trzeba było zrobić nowy nośnik.Milczę prawie pięć minut.Dobrze byłoby powiedzieć, że zbieram myśli albo cośporządkuję, ale tak naprawdę patrzę na morze, a w głowie mam pustkę.Blue screen.Obrazkontrolny.- Jestem kopią?- Jesteś, czym jesteś.Istota jestestwa to jest coś wyżej niż nośnik i informacja.- Ile będę jeszcze żył? - Sam nie wiem, dlaczego o to pytam.Chyba z szoku.- Tyle, ile będzie żył nośnik.Białko, nanowektory.Lepiej stąd nie odlatuj.- Dlaczego?- Normalnie nanowektory nie mogą żyć poza atmosferą Midgaardu.Z drugiej stronyczegoś takiego jak ty dotąd nie robiono.Jesteś krzyżówką i nigdy nic nie wiadomo.Najprawdopodobniej nastąpi rozpad.- Uchroniłem ich przed martwym śniegiem przynajmniej?- Nie.Ale działanie zostało zmodyfikowane.Pewne postulaty wzięto pod uwagę.Pewne wysiłki należało docenić.Dość już pytań.Zpij.Zasypiam natychmiast, na siedząco.Budzę się na Wieży Szeptów obok leżącego nieopodal Fjollsfinna i Callo.Jakiś czas siedzimy na wieży i patrzymy na miasto.Passionaria kołysze się tylko,obejmując własne kolana, i milczy.Schodzimy na dół, potem jedziemy windą, ale nie zamykamy Passionarii w celi.Tamnie ma już światła, systemy, które były oparte na magii, nie działają.Trzęsie się apatycznie icały czas powtarza, że jest jej zimno.Odprowadzamy ją do zwykłej komnaty na GórnymZamku, jedynie zamykamy na klucz.Potem idę na miasto poszukać moich ludzi.Jest dziwnie.Niczym w gorączkowymśnie.Spotykam Węży i amitrajskie wojsko, pętają się gdzie popadnie, jak zombie.Zaczepienipowtarzają, że tu nie jest ich miejsce i że muszą wracać do domu.Recytują coś, co chyba jesttą Pieśnią Ludzi.Równocześnie wszędzie mieszkańcy usuwają zniszczenia.Słychać młoty,gruz i zniszczone rupiecie są ładowane na wozy, niektóre gospody zostają otwarte.Nie mogęnikogo znalezć, plączę się w tłumie wśród Amitrajów, Węży, Kirenenów, także Ludzi Ognia.Ci też bredzą o powrocie do domu i szukają swoich statków.Nikt mnie nie rozpoznaje.Czujęsię jak jedyny obudzony wśród lunatyków.W gospodach ludzie pamiętają walki, wiedzą, żeprzed chwilą skończyła się wojna, ale jakoś tak wybiórczo.Jakby nie bardzo pamiętali, z kimi o co.W końcu docieram do portu, gdzie na targowiskach sprzątane są szczątki i resztki, arównocześnie mieszkańcy zbijają pośpiesznie nowe stragany, używając do tego elementów zdrabin oblężniczych, a pomiędzy nimi snują się byli napastnicy brnący na swoje okręty.Tojakiś dom wariatów.Dziewczyna siedzi na samym końcu pirsu, przy zburzonym częściowo przysadzistymdonżonie, który chronił mechanizmy łańcucha blokującego dostęp.Siedzi i kiwa się, patrzącw morze, okryta moją zapasową kurtą, o wiele na nią za dużą.Widzę pochyloną głowę idługie czarnogranatowe włosy spadające jej na plecy.Milczy i kołysze się, patrząc whoryzont.- Wróciłem - mówię.Zrywa się na równe nogi, a potem osuwa na pogruchotaną skałę ściany donżonu izaczyna rozpaczliwie szlochać.Aka tak strasznie, że czuję, że zaraz serce mi pęknie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.To może być białko, ale może i chmuraodpowiednio spolaryzowanych atomów unoszących się w atmosferze w asyścienanowektorów.Ja wolę białko, bo jestem głupkiem.%7łycie oparte na białku wydaje mi sięprawdziwsze niż oparte na zapisie informacji.Bardziej autentyczne.- Skoro twoi pobratymcy nie interesują się białkiem, to po co jest ta kultura tam, nadole?- Akurat kultura została kiedyś opracowana jako bazowa na podstawie waszych kultur.Mogłaby być jakaś inna, ale ta się sprawdza i podobała się takim jak ja.Bawi nas.A istoty,nośniki, są utrzymywane na wszelki wypadek.Dlatego że kiedyś uległy częściowemuzniszczeniu i zaczęły się zużywać.Z sentymentu.Albo na zapas.No i dla zabawy takich jakja głupków.- Ludzie tam cierpią, walczą, umierają, kochają.- Dlatego mi się to podoba.Jest autentyczne.%7łarliwe.Też tak chcę.- A jak wydostałem się z drzewa?- Nie chcesz tego wiedzieć.Naprawdę.Daj sobie spokój.- Muszę.- Nie wydostałeś się.Umarłeś tam.Trzeba było zrobić nowy nośnik.Milczę prawie pięć minut.Dobrze byłoby powiedzieć, że zbieram myśli albo cośporządkuję, ale tak naprawdę patrzę na morze, a w głowie mam pustkę.Blue screen.Obrazkontrolny.- Jestem kopią?- Jesteś, czym jesteś.Istota jestestwa to jest coś wyżej niż nośnik i informacja.- Ile będę jeszcze żył? - Sam nie wiem, dlaczego o to pytam.Chyba z szoku.- Tyle, ile będzie żył nośnik.Białko, nanowektory.Lepiej stąd nie odlatuj.- Dlaczego?- Normalnie nanowektory nie mogą żyć poza atmosferą Midgaardu.Z drugiej stronyczegoś takiego jak ty dotąd nie robiono.Jesteś krzyżówką i nigdy nic nie wiadomo.Najprawdopodobniej nastąpi rozpad.- Uchroniłem ich przed martwym śniegiem przynajmniej?- Nie.Ale działanie zostało zmodyfikowane.Pewne postulaty wzięto pod uwagę.Pewne wysiłki należało docenić.Dość już pytań.Zpij.Zasypiam natychmiast, na siedząco.Budzę się na Wieży Szeptów obok leżącego nieopodal Fjollsfinna i Callo.Jakiś czas siedzimy na wieży i patrzymy na miasto.Passionaria kołysze się tylko,obejmując własne kolana, i milczy.Schodzimy na dół, potem jedziemy windą, ale nie zamykamy Passionarii w celi.Tamnie ma już światła, systemy, które były oparte na magii, nie działają.Trzęsie się apatycznie icały czas powtarza, że jest jej zimno.Odprowadzamy ją do zwykłej komnaty na GórnymZamku, jedynie zamykamy na klucz.Potem idę na miasto poszukać moich ludzi.Jest dziwnie.Niczym w gorączkowymśnie.Spotykam Węży i amitrajskie wojsko, pętają się gdzie popadnie, jak zombie.Zaczepienipowtarzają, że tu nie jest ich miejsce i że muszą wracać do domu.Recytują coś, co chyba jesttą Pieśnią Ludzi.Równocześnie wszędzie mieszkańcy usuwają zniszczenia.Słychać młoty,gruz i zniszczone rupiecie są ładowane na wozy, niektóre gospody zostają otwarte.Nie mogęnikogo znalezć, plączę się w tłumie wśród Amitrajów, Węży, Kirenenów, także Ludzi Ognia.Ci też bredzą o powrocie do domu i szukają swoich statków.Nikt mnie nie rozpoznaje.Czujęsię jak jedyny obudzony wśród lunatyków.W gospodach ludzie pamiętają walki, wiedzą, żeprzed chwilą skończyła się wojna, ale jakoś tak wybiórczo.Jakby nie bardzo pamiętali, z kimi o co.W końcu docieram do portu, gdzie na targowiskach sprzątane są szczątki i resztki, arównocześnie mieszkańcy zbijają pośpiesznie nowe stragany, używając do tego elementów zdrabin oblężniczych, a pomiędzy nimi snują się byli napastnicy brnący na swoje okręty.Tojakiś dom wariatów.Dziewczyna siedzi na samym końcu pirsu, przy zburzonym częściowo przysadzistymdonżonie, który chronił mechanizmy łańcucha blokującego dostęp.Siedzi i kiwa się, patrzącw morze, okryta moją zapasową kurtą, o wiele na nią za dużą.Widzę pochyloną głowę idługie czarnogranatowe włosy spadające jej na plecy.Milczy i kołysze się, patrząc whoryzont.- Wróciłem - mówię.Zrywa się na równe nogi, a potem osuwa na pogruchotaną skałę ściany donżonu izaczyna rozpaczliwie szlochać.Aka tak strasznie, że czuję, że zaraz serce mi pęknie [ Pobierz całość w formacie PDF ]