X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jużsama wojna jest wystarczająco paskudną rzeczą.Ale ta-kie rozpasanie, to stanowczo przesada.- Po prostu odpłacamy pięknym za nadobne.Towszystko.Spróbuj ludziom pokroju Lane'a czy Jenisso-na mówić coś o niewinności.Wojny nie zmienisz, Cole.Ani ty, ani nikt inny.- Nie przybyłem do ciebie, żeby cokolwiek zmie�niać - odparł spokojnie Cole.- Chcesz tylko, żebym trochę przykrócił Zeke'owicugli?- Cóż - odparł wymijająco Cole.- Albo ty mu ściąg�niesz cugle, albo ja go zabiję.Quantrill wzruszył ramionami i pokazał zęby w zi�mnym uśmiechu.- Najwyrazniej przeceniasz moje możliwości, Sla�ter.Chcesz, żebym powstrzymał Zeke'a, chociaż tadziewczyna jest dla ciebie nikim, ani siostrą, ani żoną.Do diabła, z tego, co zrozumiałem, to w ogóle pier�wszy spotkał ją Zeke.Więc co, twoim zdaniem, powi�nienem zrobić? 160- Powstrzymać go.Quantrill ponownie rozparł się na krześle i popa�trzył z zakłopotaniem na Cole'a.- Czym się przejmujesz? - zapytał.- Poradzisz so�bie z Moreau sam.- Nie wykonuję egzekucji, Quantrill.- Aha.i nie zamierzasz zostać w tamtych stro�nach na zimę.No cóż, my też nie.Niebawem ruszamvna południe i.- Chcę gwarancji, Quantrill.Ten milczał.Sięgnął po szklankę, odchylił głowę,wypił whisky duszkiem i otarł rękawem usta.PatrzącCole'owi w oczy, odstawił naczynie.- Ożeń się z nią.- Co? - spytał ostro Cole.- %7łądasz ode mnie gwarancji, że dziewczynie nicsię nie stanie.Dziewczynie, którą pierwszy spotkał Ze-ke.Dziewczynie, na którą ma ochotę; powiedziałbym,straszną ochotę.Daj mi zatem jakiś atut.Daj mi powód,dla którego mam trzymać go od niej z daleka.Powiemim, że jest twoją żoną.Powiem im, że jest żoną dobregokonfederaty.Zrozumieją to natychmiast.Cole potrząsnął głową.- Nie ożenię się ponownie, Quantrill.Nigdy.- Kim więc jest dla ciebie ta dziewczyna McCahy'e-go?Właśnie, kim? - pomyślał Slater.- Po prostu nie chcę, żeby ją po raz drugi skrzyw�dzono.Quantrill potrząsnął powoli głową, a w jego jasnychoczach pojawił się cień współczucia.- Nic nie jestem w stanie dla ciebie zrobić, Cole.Nic.Chyba że dasz mi jakiś argument.Najgorsze w tym jest to, pomyślał z goryczą Cole, 161ze Quantrill naprawdę chce mi pomóc.Nie robi naj�mniejszych trudności.Po prostu stawia sprawę otwar�cie.- Cóż, wkrótce wynosimy się z tych okolic -oświadczył Quantrill.- Jeszcze miesiąc i już nas tu niebędzie.Potem nadejdzie zima.A wtedy zamierzam byćdaleko na południu.Zima w Kansas nie jest odpowied�nią porą na prowadzenie walk i rabowanie.Może tatwoja panna będzie bezpieczna, w każdym razie napewno od nas.Ale sam wiesz, że zawsze mogą na ran-czo pojawić się maruderzy, wszak Quantrill i jego kom�pania wyniesie się w cieplejsze strony.- Miesiąc - powtórzył Cole.Quantrill wzruszył ramionami.Przez długą chwilę obaj mężczyzni spoglądali nasiebie w milczeniu.Pózniej Quantrill ponownie napeł�nił szklanki.Podniósł do ust szklankę i wypił.Zapiekło.Ognistypłyn spłynął do żołądka.- Czy wybierasz się na wschód? - zapytał Quantrill.Cole skinął głową.Może nie powinien się do tegoprzyznać, ale wiedział, że Quantrill wcześniej czypózniej i tak się dowie, że Slater udał się do Richmond;zapewne wcześniej niż pózniej.Cole wydał nagle grozny pomruk i uderzył szklan�ką w blat stołu.Pianista przestał grać, a w saloonie za�panowała cisza.Oczy wszystkich skupione były na Co-ie'u i Quantrillu.Cole wstał.- Poślubię ją! - oświadczył Quantrillowi.Następnierozejrzał się po twarzach zebranych.- Zamierzam oże�nić się z Kristin McCahy i nie chcę, aby ktokolwiektknął ją nawet palcem.Ją i jej siostrę.Ranczo McCa-hy'ów przejdzie na moją własność, więc obiecuję każ- 162demu, kto podniesie rękę na moją własność, bardzo po�wolną i bardzo bolesną śmierć.Quantrill powoli podniósł się z miejsca i popatrzyłpo swoich ludziach.- Do licha, Cole, wszyscy walczymy po tej samejstronie, prawda chłopcy?Na chwilę zapadła cisza, a potem rozległ się pomrukaprobaty.Quantrill podniósł butelkę z whisky.- Wypijmy! Wypijmy za narzeczoną Cole'a Slatera,pannę McCahy! Posłuchaj, Slater, nikt tutaj nie zamie�rza nastawać na twoją własność ani molestować twojejkobiety.Jest pod naszą opieką.Masz na to moje słowo.Quantrill mówił donośnym, wyraznym głosem.Wiedział, co mówi.Kristin będzie bezpieczna.Wyciągnął do Cole'a rękę, a ten uścisnął ją.Długąchwilę spoglądali sobie w oczy.W końcu Quantrilluśmiechnął się.Cole postąpił krok do tyłu, rozejrzał siępo sali i ruszył w stronę drzwi.Stał wprawdzie odwró�cony do wszystkich plecami, ale nigdy jeszcze w życiunie czuł się tak bezpiecznie.Quantrill zagwarantował mu bezpieczeństwo.Pchnął ramieniem czerwone drzwi i wyszedł z sa-loonu.Słońce grzało jeszcze, ale wiał zimny wiatr.Zbli�żał się koniec jesieni.Nadchodziła zima.Oświadczył, że się z nią ożeni.Niech to cholera!Słońce świeciło jasno, powietrze było rześkie, niebobezchmurne i błękitne.Popatrzył w górę i przejął gochłód.Czuł zimno mrożące mu serce.Podszedł douwiązanego konia i ostrym, gniewnym szarpnięciemcofnął zwierzę z szeregu innych.Wskoczył na siodłoi zaczął kłusować ulicą.Nie miał już odwrotu.Powiedział, że to zrobi, i musto zrobić. 163Musi ożenić się z Kristin!Taka była rzeczywistość.I tylko ona się liczyła.Takmusiało się stać i tak się stanie.Znów ogarnął go chłód.Nie mógł przecież tego zrobić.Nie mógł poślubić in�nej kobiety.Nie mógł nazwać jej swoją żoną.Ale poślubi ją.Lecz nigdy nie nazwie jej swoją żoną.Z dwu braci Cole'a Małachi był poważniejszy.Kri�stin zauważyła to bardzo szybko.Podobnie jak Cole,ukończył West Point.Studiował historię wojskowości- od Aleksandra Macedońskiego poczynając, a na re-wolucji amerykańskiej i próbie podboju Europy i Rosjiprzez Napoleona kończąc.Rozumiał racje Południa i tozapewne powodowało, że do tej wojny podchodził takpoważnie.Na urlopie przebywał wprawdzie niecałetrzy tygodnie, ale i tak niebawem musiał wracaćw swojej jednostki.Kristin zastanawiała się, czy przy�padkiem nie oznacza to, że wkrótce wróci Cole.Malachi odnosił się do dziewczyny z wielkim sza�cunkiem.Chwilami wydawało się jej, że jest ostatnimz wielkich dżentelmenów Południa, zapewne ostatnimrycerzem.Shannon nieodmiennie manifestowała swoją wro-gość do niego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.