[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miedziany John mógłby do swej posiadłości w Clon-mere dodać trochę ziemi tu, trochę tam, na przykład kawałek brzegu za wyspąDoon czy grunty za Kileen, po drodze do Denmare.Pozostała jeszcze kwestia rozdziału stanowisk w Doonhaven.WłaścicielClonmere uważał, że to do niego należy prawo ich obsadzania, nie zaś do Rober-ta Lumleya.Prawdopodobnie w najbliższym czasie zostaniemy pozbawieniusług doktora Beamisha w Doonhaven.Jest rzeczą wielkiej wagi,by wykorzystać ten moment do pozyskania zdolnego lekarza, którypotrafiłby sprostać dolegliwościom biednych ludzi, a jednocześniezdobyć i nasze zaufanie.Słyszałem, że niejaki doktor Armstrong,lekarz garnizonowy na Doon, skłania się do przejścia w stan spo-czynku i nie ma nic przeciwko osiedleniu się w naszych okolicach.Pułkownik Leslie wyrażał się o nim z najwyższym uznaniem, a jaksądzę, doktor Beamish też go dobrze zna.Jak Pan wie, dystry-butora leków w naszym hrabstwie wybiera się przez głosowanie.Każdy subskrybent otrzymuje liczbę głosów proporcjonalną dozadeklarowanej sumy.Stwierdzam niniejszym, że ponieważ mójwkład przewyższa dwa albo i trzy razy udziały wszystkich innychosób w okręgu, jestem jedynym uprawnionym do głosowania, to-też jeśli wyrażę takie życzenie, a doktor Armstrong zechce je speł-nić - on właśnie obejmie ów urząd.Nie ma potrzeby wspominać, że istotnie tak się stało, ku satysfakcji młodychBrodricków, gdyż w osobie doktora Armstronga od dawna mieli najmilszegokompana i przyjaciela.RLTW ostatnim liście prosił mnie Pan o radę w kwestii dzierżaw-ców - pisał dalej Miedziany John - Otóż oświadczam, że planumorzenia im rent uważam za bardzo zły.Ci, którzy skłonni sąpłacić, dojdą do wniosku, iż nie są traktowani lepiej od zalegają-cych, i oczywiście nie będzie to dla nich zachętą na przyszłość.Mój własny system polega na tym, że ziemię niepoprawnych dłuż-ników oddaję tym, którzy wnoszą regularne opłaty, a wtedy ciostatni pilnują się jeszcze bardziej.Z każdym miesiącem wyraz oczu Brodricka stawał się coraz twardszy, a ustazaciskały się coraz mocniej.List kończył się zwykle uwagami na temat rodziny.Na początku września wybieramy się za wodę; zimę spędzimyw Lletharrog.Niestety, mój starszy syn wciąż niedomaga i bardzosię o niego martwimy.Dotąd nie pozbył się kaszlu, a że lekarz,którego odwiedził w Brighton, zalecił cieplejszy klimat, Henrywyrusza w tym samym czasie lub nieco wcześniej na Barbados.John czuje się dobrze.Trzyma jakieś charty i twierdzi, że jeśli nieda im się wybiegać przed sezonem, to się zmarnują.Zamierzaprzywiezć psy do Duncroom, gdy następnym razem będzie Pan wdomu.Córki - miło mi donieść - cieszą się dobrym zdrowiem iprzyłączają się do moich najlepszych życzeń dla Pana.Jeszcze grzecznościowa formułka na zakończenie, podpis - i już można listzłożyć, zapieczętować i oddać Thomasowi do wysłania.Jeszcze jeden obowiązekspełniony, jeszcze jedna sprawa z głowy.Po uporaniu się z korespondencją opuszczał dom i wyszukawszy stosowną la-skę, udawał się na obchód gruntów.Schodził do potoku, sprawdzał stan wody,przyglądał się łódce Johna, zacumowanej na zwykłym miejscu, zerkał na wodnyogródek Jane obok szopy na łodzie, potem na czaple w koronach drzew, na dymnad garnizonem na wyspie, wreszcie przenosił wzrok dalej, gdzie za portem Do-onhaven wznosiło się Hungry Hill.Następnie piął się pod górę do warzywnika natyłach domu - Barbara spierała się tam zaciekle ze starym Bairdem na temat naj-korzystniejszej metody pielęgnacji nowego gatunku winorośli w szklarni.Stam-tąd - przez las sadzony ręką dziadka, gdzie wiatr szumiał w gałęziach niczymprzybrzeżna fala, przez wąskie, kręte ścieżki (dumę Barbary) - wędrował do let-niego pawilonu, który wiosną zbudowali dla Henry'ego.Chory leżał tam teraz naszezlongu, a siedząca obok Jane coś mu czytała.RLTHenry uśmiechnął się i zwrócił na ojca błyszczące nienaturalnie oczy.Miałsilne rumieńce, toteż Miedziany John, nie bacząc na wychudłe ciało pod kocem,doszedł do wniosku, że synowi z pewnością się polepszyło.- Uważasz, ojcze - zaśmiał się Henry - jak bardzo się rozleniwiłem? Muszęwyznać, że przespałem połowę popołudnia i pewnie spałbym nadal, gdyby Janesię tu nie zakradła, aby poczytać mi wiersze.- O nie, Henry, jesteś niesprawiedliwy - rzekła z wyrzutem Jane.- Przecieżprzyszłam na twoje specjalne życzenie, a poza tym wcale nie spałeś, tylko leżałeśz rękami pod głową i wyglądałeś na bardzo słabego.Ba, wolałabym, żebyś spał,doktor Armstrong mówił Johnowi, że powinieneś jak najwięcej wypoczywać.- Willie Armstrong to stara baba.Trzęsie się nade mną, jakbym był dziec-kiem, a nie tęgim chłopem, który przez własną głupotę przeziębił się ostatniejzimy.Poczekaj, aż wrócę z Barbados.Chyba każę się wytatuować i zapuszczębrodę.Idziesz na spacer, ojcze? Pozwól, że będę ci towarzyszył, dość mam jużtego leżenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Miedziany John mógłby do swej posiadłości w Clon-mere dodać trochę ziemi tu, trochę tam, na przykład kawałek brzegu za wyspąDoon czy grunty za Kileen, po drodze do Denmare.Pozostała jeszcze kwestia rozdziału stanowisk w Doonhaven.WłaścicielClonmere uważał, że to do niego należy prawo ich obsadzania, nie zaś do Rober-ta Lumleya.Prawdopodobnie w najbliższym czasie zostaniemy pozbawieniusług doktora Beamisha w Doonhaven.Jest rzeczą wielkiej wagi,by wykorzystać ten moment do pozyskania zdolnego lekarza, którypotrafiłby sprostać dolegliwościom biednych ludzi, a jednocześniezdobyć i nasze zaufanie.Słyszałem, że niejaki doktor Armstrong,lekarz garnizonowy na Doon, skłania się do przejścia w stan spo-czynku i nie ma nic przeciwko osiedleniu się w naszych okolicach.Pułkownik Leslie wyrażał się o nim z najwyższym uznaniem, a jaksądzę, doktor Beamish też go dobrze zna.Jak Pan wie, dystry-butora leków w naszym hrabstwie wybiera się przez głosowanie.Każdy subskrybent otrzymuje liczbę głosów proporcjonalną dozadeklarowanej sumy.Stwierdzam niniejszym, że ponieważ mójwkład przewyższa dwa albo i trzy razy udziały wszystkich innychosób w okręgu, jestem jedynym uprawnionym do głosowania, to-też jeśli wyrażę takie życzenie, a doktor Armstrong zechce je speł-nić - on właśnie obejmie ów urząd.Nie ma potrzeby wspominać, że istotnie tak się stało, ku satysfakcji młodychBrodricków, gdyż w osobie doktora Armstronga od dawna mieli najmilszegokompana i przyjaciela.RLTW ostatnim liście prosił mnie Pan o radę w kwestii dzierżaw-ców - pisał dalej Miedziany John - Otóż oświadczam, że planumorzenia im rent uważam za bardzo zły.Ci, którzy skłonni sąpłacić, dojdą do wniosku, iż nie są traktowani lepiej od zalegają-cych, i oczywiście nie będzie to dla nich zachętą na przyszłość.Mój własny system polega na tym, że ziemię niepoprawnych dłuż-ników oddaję tym, którzy wnoszą regularne opłaty, a wtedy ciostatni pilnują się jeszcze bardziej.Z każdym miesiącem wyraz oczu Brodricka stawał się coraz twardszy, a ustazaciskały się coraz mocniej.List kończył się zwykle uwagami na temat rodziny.Na początku września wybieramy się za wodę; zimę spędzimyw Lletharrog.Niestety, mój starszy syn wciąż niedomaga i bardzosię o niego martwimy.Dotąd nie pozbył się kaszlu, a że lekarz,którego odwiedził w Brighton, zalecił cieplejszy klimat, Henrywyrusza w tym samym czasie lub nieco wcześniej na Barbados.John czuje się dobrze.Trzyma jakieś charty i twierdzi, że jeśli nieda im się wybiegać przed sezonem, to się zmarnują.Zamierzaprzywiezć psy do Duncroom, gdy następnym razem będzie Pan wdomu.Córki - miło mi donieść - cieszą się dobrym zdrowiem iprzyłączają się do moich najlepszych życzeń dla Pana.Jeszcze grzecznościowa formułka na zakończenie, podpis - i już można listzłożyć, zapieczętować i oddać Thomasowi do wysłania.Jeszcze jeden obowiązekspełniony, jeszcze jedna sprawa z głowy.Po uporaniu się z korespondencją opuszczał dom i wyszukawszy stosowną la-skę, udawał się na obchód gruntów.Schodził do potoku, sprawdzał stan wody,przyglądał się łódce Johna, zacumowanej na zwykłym miejscu, zerkał na wodnyogródek Jane obok szopy na łodzie, potem na czaple w koronach drzew, na dymnad garnizonem na wyspie, wreszcie przenosił wzrok dalej, gdzie za portem Do-onhaven wznosiło się Hungry Hill.Następnie piął się pod górę do warzywnika natyłach domu - Barbara spierała się tam zaciekle ze starym Bairdem na temat naj-korzystniejszej metody pielęgnacji nowego gatunku winorośli w szklarni.Stam-tąd - przez las sadzony ręką dziadka, gdzie wiatr szumiał w gałęziach niczymprzybrzeżna fala, przez wąskie, kręte ścieżki (dumę Barbary) - wędrował do let-niego pawilonu, który wiosną zbudowali dla Henry'ego.Chory leżał tam teraz naszezlongu, a siedząca obok Jane coś mu czytała.RLTHenry uśmiechnął się i zwrócił na ojca błyszczące nienaturalnie oczy.Miałsilne rumieńce, toteż Miedziany John, nie bacząc na wychudłe ciało pod kocem,doszedł do wniosku, że synowi z pewnością się polepszyło.- Uważasz, ojcze - zaśmiał się Henry - jak bardzo się rozleniwiłem? Muszęwyznać, że przespałem połowę popołudnia i pewnie spałbym nadal, gdyby Janesię tu nie zakradła, aby poczytać mi wiersze.- O nie, Henry, jesteś niesprawiedliwy - rzekła z wyrzutem Jane.- Przecieżprzyszłam na twoje specjalne życzenie, a poza tym wcale nie spałeś, tylko leżałeśz rękami pod głową i wyglądałeś na bardzo słabego.Ba, wolałabym, żebyś spał,doktor Armstrong mówił Johnowi, że powinieneś jak najwięcej wypoczywać.- Willie Armstrong to stara baba.Trzęsie się nade mną, jakbym był dziec-kiem, a nie tęgim chłopem, który przez własną głupotę przeziębił się ostatniejzimy.Poczekaj, aż wrócę z Barbados.Chyba każę się wytatuować i zapuszczębrodę.Idziesz na spacer, ojcze? Pozwól, że będę ci towarzyszył, dość mam jużtego leżenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]