[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okazywało się raz po raz, że sięgnęły po zwycięstwo, małpując jedynie mechanizmy działające dawno temu – być może na mniejszą skalę – w królestwie zwierząt, jak chociażby trawerser, najpotężniejszy ze wszystkich roślinotworów.Był on zwyczajnym epigonem niewielkiego pajączka z okresu karbonu i plenił się, naśladując jego tryb życia.Na Ziemi Niczyjej, gdzie walka o byt wzniosła się na wyżyny, proces naśladownictwa rzucał się w oczy Żywy przykład stanowiły wierzby, które skopiowały ośmiornicę piaskową, przez co stały się niepokonane wśród niepokonanych istot na całym tym upiornym wybrzeżu.Obecne wierzbomordy przebywały zanurzone w piachu i żwirze, z rzadka jedynie wystawiając kępki swoich liści.Ich korzenie nabyły stalowej giętkości i zamieniły się w macki.Takim właśnie bestiom grupa zawdzięczała teraz życie.Ośmiornica piaskowa w swoim własnym interesie winna skończyć z ofiarą jak najszybciej.Przewlekająca się szamotanina ściągała uwagę jej wrogów wierzbomordów, stworzenia bowiem, które ją naśladowały, stały się jej śmiertelnymi rywalami.Właśnie ruszyły na nią dwa naraz, przedzierając się pod piachem tak, że tylko liście widniały nad powierzchnią jak niewinne krzaki i bruzda na ruszonej ziemi w tyle.Zaatakowały z marszu, bez chwili wahania.Ich długie, sękate korzenie miały straszliwą siłę.Każdy wierzbomord ze swojej strony uchwycił za macki ośmiornicy piaskowej.Poznała ten śmiertelny uścisk, orientowała się w jego potwornej mocy.Wypuszczając ludzi z objęć, stanęła do walki o własne życie.Z rozwartym dziobem, z okrągłymi z przerażenia oczami wydźwignęła się z piachu jednym podrzutem, od którego grupa poleciała na wszystkie strony Gwałtowne szarpnięcie któregoś z wierzbomordów powaliło ją na grzbiet.Przekręciła się na brzuch, uwalniając szczęśliwie wszystkie swoje macki, z wyjątkiem jednej.Odrąbała tę występną mackę jednym okrutnym uderzeniem dzioba, z taką furią, jakby jej własne ciało było jej wrogiem.Pod bokiem miała posępne morze.Zawsze szukała w nim instynktownie schronienia przed niebezpieczeństwem.Rozpoczęła szaleńczą rejteradę, wśród łomotu grzmocących na oślep korzeni wierzbomordów.Znalazły ją! Zatrzymana w odwrocie ośmiornica wzbiła w szale tumany piachu i kamieni.Ale wierzbomordy już ją trzymały w swoich trzydziestu pięciu odnóżach, jakimi dysponowały do spółki.Zapomniawszy o sobie, ludzie patrzyli jak urzeczeni na nierówny pojedynek.Niebawem wywijające w zapamiętaniu ramiona zaczęły śmigać koło nich.–Uciekajmy! – wrzasnęła Toy, zrywając się na nogi, gdy piasek zakotłował się przy niej.–Mają Fay! – krzyknęła przeraźliwie Drifl: Najmniejsza z grupy była w potrzasku.W poszukiwaniu oparcia któraś z cienkich, białych korzeniomacek owinęła się wokół piersi Fay.Mała nawet nie zdołała dobyć głosu.Jej twarz i ramiona spurpurowiały Moment później uniesioną w powietrze ciśnięto brutalnie o pień pobliskiego drzewa.Ujrzeli, jak jej na pół rozpłatane ciało spada we krwi na piasek.–Tak już jest – dławiąc mdłości, powiedziała Toy.W drogę!Dopadli najbliższych zarośli i runęli w nie, dysząc ciężko.Do opłakujących utratę swej najmłodszej towarzyszki docierały odgłosy rozdzierania na strzępy ośmiornicy piaskowej.Długo po ucichnięciu okropnych odgłosów sześcioro członków grupy nie ruszało się z miejsca.Wreszcie Toy usiadła.–Widzicie, do czego doprowadziło wasze nieposłuszeństwo – powiedziała.– Straciliśmy Grena.Teraz Fay nie żyje.Wkrótce wszyscy zginiemy, a nasze dusze zgniją.–Musimy wynieść się z Ziemi Niczyjej – odezwał się posępnie Veggy.– To wszystko przez wysysola.Zdawał sobie sprawę, że ponosi winę za zdarzenie z ośmiornicą piaskową.–Nigdzie się stąd nie ruszymy – warknęła Toy – dopóki nie zaczniecie mnie słuchać.Czy musisz umrzeć, by to zrozumieć? Od tej chwili będziecie robić, co ja każę.Zrozumiałeś, Veggy?–Tak.– May?–Tak.–A wy, Driff i Shree?–Tak – odpowiedziały, a Shree dodała:–Jestem głodna.Toy wcisnęła swoją duszę głębiej za pas.–Ruszajcie cicho za mną – poleciła.Prowadziła ich, uważając na każdy swój krok.Wrzawa morskiej bijatyki już cichła.Kilka drzew zostało wciągniętych w wodę.Jednocześnie na brzegu legła sterta wodorostów.Zwycięskie drzewa, jakże łaknące pokarmu na tej jałowej glebie, rozbierały je teraz chciwie pomiędzy siebie.Coś puchatego przemknęło na czterech łapach obok przekradającej się grupy i zniknęło, zanim się połapali.–Mogliśmy to zjeść – powiedziała gderliwie Shree.– Toy obiecała nam wysysola do jedzenia, a wcale go nie dostaliśmy.Ledwo stworzenie zdążyło zniknąć, usłyszeli z tamtej strony szuranie, pisk, odgłosy pośpiesznego pożerania, wreszcie zapadła cisza.–Coś innego je zjadło – wyszeptała Toy – Rozproszyć się, podchodzimy Noże w dłoń!Rozsypani w wachlarz przemykali przez wysoką trawę, radzi, że robią coś pożytecznego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl