[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tally uśmiechnęła się. Fajnie trochę poćwiczyć. Jak się miewasz, aniołku? Zwietnie. A co z twoim tatą? Coraz lepiej, ale jest jeszcze dużo do zrobienia.Pomyślałam sobie,że mogłabyś pomóc.Siedzieli we trójkę przy kuchennym stole udekorowanym grubymi,krótkimi świecami, które rzucały pomarańczowy blask na ich twarze, irozmawiali o wakacjach Tally, szopie Toma i ogólnej sytuacji w kraju.Zarówno Tom, jak i Janie poczuli się bardziej zrelaksowani i odprężeni iod czasu do czasu rzucali sobie porozumiewawcze spojrzenia.Tymcza-sem Tally podawała wędzonego łososia, makaron z bekonem i ziołami, ana koniec maliny ze śmietaną.W pewnej chwili284 Tom położył rękę na dłoni Janie i uśmiechnął się do niej.Odwzajemniła uśmiech, a potem cofnęła rękę, gdyż Tally właśnie zaczęłapodawać kawę. Cóż, muszę powiedzieć, panienko, że była to najlepsza kolacja,jaką jadłam od wieków  oświadczyła Janie. Cieszysz się, że przyjechałaś?  zapytał Tom. Bardzo.Może przywiązywał do tego zbyt wielką wagę, ale wydawało mu się,że powiedziała to z większym uczuciem, mz oczekiwał. Co teraz porabiasz?  zapytał, gdy pili kawę. To i owo.Teraz jest mały zastój.A jak twoje pisanie? Od kiedy mam tę moją szopę, idzie mi naprawdęniezle.Tally wstała od stołu. Za chwilę wrócę.Idę tylko na górę.Tom odczekał, aż córka znajdzie się poza zasięgiem słuchu, a potemzapytał łagodnie: A jak naprawdę się czujesz? Dość kiepsko. Pomyślałem, że możesz być zdenerwowana.Chodzi o mojąreakcję.Nie byłem zbyt zachęcający, prawda?ie _ Janie uśmiechnęła się smutno. Ale to przecież wyłącznie mojaNwina. Byłaś uczciwa, to wszystko. To właśnie mój problem.Tom zawahał się. Chciałem powiedzieć.Cóż, nie chcę, żebyś myślała,że ja nie czuję.cóż. W porządku.Naprawdę.Czy myślisz, że twoja córka. Nie jestem pewien.Usłyszeli kroki Tally na schodach, i odwrócili się, gdy wchodziła dokuchni.Trzymała ręce za plecami.285  Mam coś dla ciebie  powiedziała do ojca. Co to takiego? Obiecaj, że się nie zdenerwujesz. A dlaczego miałbym się zdenerwować? No bo mógłbyś.Ale pomyślałam, że chciałbyś to mieć. Co? To.Tally wyciągnęła rękę zza pleców i podała mu fotografię.Przedstawiała Toma i Pippę, którzy leżeli obok siebie na leżakach.Mielizamknięte oczy i trzymali się za ręce.Tally poszła spać o jedenastej, zostawiając Toma i Janie poprzeciwnych stronach stołu. Cholera  zaklęła Janie. Cholera, cholera, cholera! Tom oparłsię wygodniej na krześle. Ale strzał. Właśnie.Myślisz, że to był strzał ostrzegawczy? Tamta fotografia? Janie kiwnęła głową. Nie, w żadnym wypadku.To nie w stylu Tally.Nagleprzypomniała sobie, że odebrała zdjęcia, wiedziała, że chciałbym jezobaczyć, i zadziałała pod wpływem impulsu. Nic więcej? Nic.Cokolwiek by można o niej powiedzieć, na pewno nie jestwyrachowana, nie w taki sposób.I nie jest również okrutna. Też tak sądzę. Są dwa sposoby rozwiązania tej sytuacji. To o jeden więcej, niż ja widzę  mruknęła Janie i wypiła łykwina. Albo cofniemy się tam, gdzie byliśmy przedtem, i spróbujemy odnowa wspinać się po tej drabinie, albo zaciśniemy zęby i zaczniemy odtego miejsca, w którym jesteśmy teraz.Janie opróżniła kieliszek.286  To znaczy.? Nie potrafię czynić cudów, ale nie chcę cię stracić. Nie stracisz mnie.Zawsze będziemy przyjaciółmi. Myślałem o czymś więcej niż przyjazń. Nie.Wolałabym, żebyś nie mówił takich rzeczy po kilkukieliszkach, a rano żałował, że je powiedziałeś.Tom wskazał na swój kieliszek.Był pełen.Potem uniósł szklankę zwodą. Chciałem zachować trzezwość umysłu.Janie przesunęła dłonią powłosach. Co mi próbujesz powiedzieć, Tom? Proszę cię, bądz cholernieostrożny, kiedy będziesz odpowiadał. Usiłuję powiedzieć ci wiele rzeczy, ale może nie we właściwejkolejności.Janie utkwiła w nim spojrzenie.W jej oczach czaił się strach. Człowiek, który przechodzi przez to, co ja, zbyt wiele myśli.Bywają dni, kiedy oddałabyś wszystko tylko za to, by przestać myśleć.Twój umysł krąży bezustannie wokół tych samych spraw i kończysz wrezultacie w tym samym miejscu, w którym zaczęłaś.Ale nie możeszprzestać.To coś w rodzaju rytuału, przez który musisz przejść  jak cho-dzenie do kościoła i odmawianie miliona Zdrowaś Mario w akcie pokuty.Nie ma w tym absolutnie żadnego sensu, robisz to jednak, ponieważwiesz, że musisz, nawet jeśli to niczego nie rozwiąże.Janie słuchała z uwagą, niepewna, dokąd zmierza Tom. Kiedy pojawi się najmniejsze światełko nadziei, jest jeszcze gorzej,bo wtedy mówisz sobie, że tracisz grunt i swoją stanowczość.To, corobisz, żeby jakoś to wszystko przetrwać, nagle staje się twoim sposobemna życie.Trzymasz się tego tak mocno i tak długo, że pózniej nie widziszżadnej innej drogi.Smutek jest twoim jedynym zródłem ukojenia.Tom zamilkł na chwilę. Czy to ma sens, czy brzmi od rzeczy?287  Mów dalej  powiedziała Janie. Kiedy cierpienie zniknie, może być jeszcze gorzej, boprzynajmniej ono jest czymś stałym w twoim życiu.A już nigdy więcejnie potrafisz uwierzyć, że możesz kiedyś być znowu szczęśliwy. To nieprawda. Teraz o tym wiem, ale zrozumienie tego zajęło mi wiele czasu i niejestem pewien, czy kiedyś nie nastąpi nawrót. Nie będziesz mieć nawrotów pod warunkiem, że osoba, która da ciszczęście, nigdy cię nie zawiedzie. Tak, a co z innymi sprawami? Na przykład czynniki zewnętrzne. Masz na myśli śmierć? Tak. Na to nie możesz nic poradzić, Tom.To ryzyko, które musiszpodjąć. Wiem.Już je podjąłem. I nie chcesz zrobić tego jeszcze raz? Byłbym szalony, gdybym się na to zdecydował. Więc? Czy mogę przyznać się do szaleństwa? Co masz na myśli? Chyba pytam cię, jak poważnie to traktujesz.Janie spojrzała na niego i przez kilka chwil siedziała w milczeniu.Apotem odezwała się bardzo cichym, spokojnym głosem: Nigdy w życiu nie traktowałam niczego bardziej poważnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl