[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Burza szalała, miecze archontów lśniły, Ząb miażdżył wrogów, aż ziemia zrobiłasię czerwona jak słońce przesłonięte przez tumany piasku.A kiedy ucichły ostatniepodmuchy wiatru i skończyło się zabijanie, na Martwych Piaskach leżały ciaładwudziestu tysięcy ludzi.Niedobitki hordy uciekły przed Zębem i aniołami, a Callisstał triumfujący na górze trupów.- Wszyscy, którzy są cali, zostaną pobłogosławieni i wrzuceni do otchłani -rozkazał.- Czeka ich odkupienie.- Ale będą próbowali nas zniszczyć - zaprotestował Balthus.- Nie zasługują namiejsce w armii naszego Pana.Anioł się uśmiechnął.- Ulcis to wspaniałomyślny bóg.***- Czy Callis naprawdę żył tysiąc lat? - zapytał Dill.Prezbiter spojrzał na niego dopiero po chwili i zaraz odwrócił wzrok.- Relacje są sprzeczne - powiedział.- Ale większość istotnie podaje taki wiek.Niestety, synowie nie odziedziczyli długowieczności po ojcu.Dill się zadumał.Tysiąc lat życia po jednym łyku anielskiego wina.Ciekawe, czyanioł żyłby do dzisiaj, gdyby wypił więcej eliksiru?- Ale Heshette wrócili - zauważył.- Tak, wrócili, choć już nigdy więcej w takiej liczbie.Ząb dał im nauczkę.Dopierodwieście lat temu sytuacja zaczęła się zmieniać.Nasi szpiedzy odkryli u Heshettekastę szamanów, którzy podżegają pustynnych ludzi do drugiej wojny.Zaatakowaliśmy pierwsi, w nadziei że zabijemy szamanów i w ten sposóbpowstrzymamy wroga, ale nasze próby tylko umocniły ich determinację.- Prezbiterkichnął i wytarł nos.- Powstali znowu i od wielu lat nasze armie walczą z nimi wiarą istalą.Oczywiście z pomocą synów Callisa.Ród herolda trzyma się mocno.Dill skrzywił się w duchu.Raptem zapiekło go draśnięcie na palcu.Sypes mówiłdalej, jakby do siebie.Jego oczy odrobinę zmętniały, ale wykładał z pasją.- Za każdym razem, kiedy poganie otrząsali się po porażce, atakowali ponownie,choć rzadko silniejsi niż wcześniej.Głównie jako rozproszone plemiona, podburzaneprzez rdzennych Heshette i ich czarowników o wężowych językach.Pozostawalilojalni wobec Ayen i przysięgali zniszczyć jej wypędzonych synów.- Zdawało się, żeSypes na chwilę zapadł w letarg.- Wytatuowane, zarośnięte dzikusy.chodzą również słuchy, że to kanibale.Zjadają własnych rannych i piją jakieś paskudztwo zesfermentowanej krwi i mleka.- Prezbiter zmarszczył czoło.- Z drugiej strony, w tymmieście krąży wiele takich opowieści.Dill próbował wyobrazić sobie Heshette, ich rytuały na cześć słońca i ofiary zludzi, o których czasami mówili misjonarze.W jego wizji poganie szarpali się jak psy,a między nimi niczym duchy przemykali szamani o rozdwojonych językach i szeptali.On stał przed nimi, na krawędzi przepaści, ostatni archont broniący ulic ogarniętegopaniką Deepgate, z uniesionym mieczem, oczami ciemnymi i głębokimi jak królestwoUlcisa.- Wiara, stal i wola boża chroniły nas długo, ale trzydzieści lat temu stało się coś,co pobudziło plemiona do działania - ciągnął prezbiter.- Z powodu suszy, najgorszejw historii, zmarniała większość naszych zbóż.Burze piaskowe zniszczyły resztę.Coyle,która nigdy wcześniej nie zawiodła, wyschła i zamieniła się w strumyk.Wszyscyucierpieli jednakowo: mieszkańcy Deepgate i pustynni ludzie.Ale poganie dostrzegliw tej klęsce omen.Uwierzyli, że bogini Ayen karze ich za plemienne waśnie.Po razpierwszy od Bitwy Zęba przestali walczyć między sobą i się zjednoczyli.Jeszcze razpomaszerowali przeciwko nam, jako jedna armia, a szamani zagrzewali ich do boju.Nasze wojska były zbyt rozproszone po pustyni, więc wycofaliśmy się na skrajotchłani.Niestety, Heshette mieli nad nami przewagę liczebną.Nasi żołnierze byliwyszkoleni, zdyscyplinowani, władali ostrzejszymi mieczami, ale musieli walczyć zprzeważającymi siłami wroga.Sam Gaine zabił ponad czterdziestu pogan.Plemionazawsze bały się waszego rodu, i nic dziwnego.Powinieneś go widzieć.Dill ujrzał w wyobrazni, jak nadchodzą wytatuowani, brodaci, umięśnieniHeshette w łachmanach.A naprzeciwko nich stoi jego ojciec, samotny obrońca.Jegomiecz śmignął jak błyskawica.Głowy pospadały z ramion, trysnęła krew.Wrogowiepadali jak muchy.Potem Gaine wzbił się w powietrze, a poganie uciekli z wrzaskiem zpowrotem na Martwe Piaski.- Uratował nas Devon - powiedziała Rachel Hael.Bez pukania weszła do salilekcyjnej, a sądząc po minie Sypesa, był to zwyczaj, który wcale mu się nie podobał.Dill się odwrócił.Jego oczy poczerwieniały.- Czego chcesz? - warknął i wrócił spojrzeniem do prezbitera.Sypes popatrzył zrezerwą na dziewczynę.- Adeptka Hael ma rację - powiedział.- Devon był w tamtym czasie uczniemarcychemika z Kuchni Trucizn Elizabeth Lade, swojej przyszłej żony. - Devon jest żonaty? - zdziwił się Dill.- Był - sprostował Sypes.- Biedna kobieta.W tym fachu niewielu dożywapodeszłego wieku.Te wszystkie opary.Rachel, zbulwersowana lekceważeniem prezbitera, z trudem powstrzymała się odciętej riposty.- Elizabeth interesowały narkotyki - ciągnął Sypes [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl