[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A z moim ojcem to już w ogóle.Nawet pani nie zdaje sobie sprawy, jaki mam dług wdzięczności wobec pani.Tych osób z długiem wdzięczności było dużo więcej.Jakimś dziwnym trafem wszyscy dowiedzieli się, że pani Marylka ma kłopoty.I było to zupełnie naturalne, że wszyscy ruszyli, by jej pomóc.Prokuratora była oblegana niemalże codziennie.Za każdym razem przez inne osoby, które były wdzięczne tej kobiecie za coś, co zrobiła.z lekka naginając prawo.Wigilia tego roku przypadała we wtorek.– To był dobry rok – uśmiechnęła się Maryla.– Mimo nie najlepszej końcówki.Ale chyba starej kobiety nie wsadzą do więzienia.A jak wsadzą.Testament trzeba napisać.Marcin to taki dobry chłopak.– myślała głośno.O wilku mowa.– Pani Marylko, musiałem przyjść – wbiegł do mieszkania, nawet nie pukając.– Znowu ten cholerny list z prokuratury.Maryla zamarła.Nie chciała w Wigilię iść do więzienia.No ale gdyby musiała, przecież by po nią przyszli.– Otwórz.– No co pani, pani Marylko.– Otwórz.– Zamknęła oczy.Pomyślała, że jeżeli będzie wszystko dobrze, to już następną Wigilię spędzi jako żona Janusza.Przecież tak naprawdę on przy niej trwał.I na dobre, i na złe.Byleby tylko w więzieniu nie musiała ślubu brać.Pisaliby artykuły „najstarsza więzienna panna młoda”.– Pani Marylko! – wrzasnął Marcin.– Pani Marylko! Niska społeczna szkodliwość czynu jako przesłanka uniewinnienia! Tak piszą! To znaczy, że nic nam nie zrobią!– O Boże – westchnęła pani Maryla.– O Boże.– Usiadła na tapczanie.– O Boże, dziękuję.Marcin wyglądał, jakby był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.Prawdę mówiąc, był.– Łucja dziś gra – przypomniał sobie.– Na jedynce.– Zapomniałabym! Włącz! Dzwoniła dziś z życzeniami.I żeby przypomnieć – uśmiechnęła się.– Wszyscy dzwonili, ledwo co śledziki zrobiłam.– Pani się nie martwi.Przyniosłem śledziki i karpia trochę, i jeszcze kluski z makiem.Dostałem od Ani.– Od Ani, powiadasz? – uśmiechnęła się Maryla.– No tak.I właśnie teraz do niej idę.I potem ją do nas zabieram.A może potem przyjdziemy do pani?– Bawcie się dobrze! Mną się nie przejmujcie.Z głośników telewizji popłynęła kolęda.Łucja pięknie grała.Jakiś słodki głos śpiewał.Zadzwonił telefon.Marek.– Pani Marylko.Miała pani rację! – zawołał Marek.– Rację z czym?– Z babcią Agnieszką!– O Boże! Dzwoniłeś już do niej?– No nie, jeszcze nie.– Ty dzwoń do niej szybko!Odłożyła słuchawkę i się uśmiechnęła.Co za noc cudów.Teraz Łucja grała Lulajże Jezuniu.U góry, na pierwszym piętrze ktoś krzyknął.Babcia Agnieszka.O matko, jak ona klnie!Maryla wyjrzała przez okno, że by zobaczyć, czy wszystko w porządku.– Co za noc, pani Marylo! – powiedziała Agnieszka.– Och, co za noc! – odpowiedziała Maryla.– Uśmiechnęła się i spojrzała w dal.Na dole ktoś stał Janusz.Chodził w kółko po śniegu, jakby coś wydeptywał.O matko, to nie kółko! To serce!– Marylko! Ja cierpliwość mam anielską, ale już się kończy! Wyjdziesz za mnie?– Tak! – krzyknęła głośno.Janusz zamarł.– Tak? – zapytał zdziwiony.– Po prostu tak?– Po prostu tak! – zawołała.– Chodź szybko, bo barszcz już mam gorący, kapusta dochodzi!– O Jezu, po prostu tak.– Janusz nie mógł do siebie dojść.– Powiedziała „tak”!Po wieczerzy Maryla z Januszem leżeli na sofie, przykryci kocem w czerwoną kratkę (prezent od Janusza dla Maryli) i pili herbatę o smaku „wiśni w likierze” (prezent od Maryli dla Janusza).– Niska społeczna szkodliwość czynu – powiedziała nagle Maryla.– Uniewinnienie.– No i dopiero mi to mówisz! – Janusz się zerwał z sofy.– Dlaczego mi nie powiedziałaś od razu?Maryla uśmiechnęła się zawadiacko.Wyglądała dokładnie tak, jak wtedy w mieszkaniu na tyłach poczty.Może miała nieco więcej zmarszczek.Ale niewiele więcej.– Bo wtedy byś się cieszył moim uniewinnieniem, a tak się cieszyłeś, że powiedziałam „tak”.Janusz ją przytulił.– To jest noc cudów.„Oj tak”, pomyślała Maryla.I niska szkodliwość czynu.Trzeba w przyszłym roku być bardziej ostrożnym.Bo to, że dzieciaki będą pisać do Mikołaja, to pewne.Trzeba sprawić, by w niego zawsze wierzyły.Spojrzała na Janusza porozumiewawczo.– Nie.– jęknął.– Tak – uśmiechnęła się Maryla.– Ale musimy być bardziej ostrożni.– Będziemy.Stanęli przed oknem, trzymając się za ręce.Gdzieś tam w innej części miasta ktoś się cieszył z klocków lego, inny z przepięknej piłki nożnej.A jeszcze ktoś z tego, że po prostu spełniły się jego marzenia.Tak.Wigilia to noc cudów.Wesołych świąt! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.A z moim ojcem to już w ogóle.Nawet pani nie zdaje sobie sprawy, jaki mam dług wdzięczności wobec pani.Tych osób z długiem wdzięczności było dużo więcej.Jakimś dziwnym trafem wszyscy dowiedzieli się, że pani Marylka ma kłopoty.I było to zupełnie naturalne, że wszyscy ruszyli, by jej pomóc.Prokuratora była oblegana niemalże codziennie.Za każdym razem przez inne osoby, które były wdzięczne tej kobiecie za coś, co zrobiła.z lekka naginając prawo.Wigilia tego roku przypadała we wtorek.– To był dobry rok – uśmiechnęła się Maryla.– Mimo nie najlepszej końcówki.Ale chyba starej kobiety nie wsadzą do więzienia.A jak wsadzą.Testament trzeba napisać.Marcin to taki dobry chłopak.– myślała głośno.O wilku mowa.– Pani Marylko, musiałem przyjść – wbiegł do mieszkania, nawet nie pukając.– Znowu ten cholerny list z prokuratury.Maryla zamarła.Nie chciała w Wigilię iść do więzienia.No ale gdyby musiała, przecież by po nią przyszli.– Otwórz.– No co pani, pani Marylko.– Otwórz.– Zamknęła oczy.Pomyślała, że jeżeli będzie wszystko dobrze, to już następną Wigilię spędzi jako żona Janusza.Przecież tak naprawdę on przy niej trwał.I na dobre, i na złe.Byleby tylko w więzieniu nie musiała ślubu brać.Pisaliby artykuły „najstarsza więzienna panna młoda”.– Pani Marylko! – wrzasnął Marcin.– Pani Marylko! Niska społeczna szkodliwość czynu jako przesłanka uniewinnienia! Tak piszą! To znaczy, że nic nam nie zrobią!– O Boże – westchnęła pani Maryla.– O Boże.– Usiadła na tapczanie.– O Boże, dziękuję.Marcin wyglądał, jakby był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.Prawdę mówiąc, był.– Łucja dziś gra – przypomniał sobie.– Na jedynce.– Zapomniałabym! Włącz! Dzwoniła dziś z życzeniami.I żeby przypomnieć – uśmiechnęła się.– Wszyscy dzwonili, ledwo co śledziki zrobiłam.– Pani się nie martwi.Przyniosłem śledziki i karpia trochę, i jeszcze kluski z makiem.Dostałem od Ani.– Od Ani, powiadasz? – uśmiechnęła się Maryla.– No tak.I właśnie teraz do niej idę.I potem ją do nas zabieram.A może potem przyjdziemy do pani?– Bawcie się dobrze! Mną się nie przejmujcie.Z głośników telewizji popłynęła kolęda.Łucja pięknie grała.Jakiś słodki głos śpiewał.Zadzwonił telefon.Marek.– Pani Marylko.Miała pani rację! – zawołał Marek.– Rację z czym?– Z babcią Agnieszką!– O Boże! Dzwoniłeś już do niej?– No nie, jeszcze nie.– Ty dzwoń do niej szybko!Odłożyła słuchawkę i się uśmiechnęła.Co za noc cudów.Teraz Łucja grała Lulajże Jezuniu.U góry, na pierwszym piętrze ktoś krzyknął.Babcia Agnieszka.O matko, jak ona klnie!Maryla wyjrzała przez okno, że by zobaczyć, czy wszystko w porządku.– Co za noc, pani Marylo! – powiedziała Agnieszka.– Och, co za noc! – odpowiedziała Maryla.– Uśmiechnęła się i spojrzała w dal.Na dole ktoś stał Janusz.Chodził w kółko po śniegu, jakby coś wydeptywał.O matko, to nie kółko! To serce!– Marylko! Ja cierpliwość mam anielską, ale już się kończy! Wyjdziesz za mnie?– Tak! – krzyknęła głośno.Janusz zamarł.– Tak? – zapytał zdziwiony.– Po prostu tak?– Po prostu tak! – zawołała.– Chodź szybko, bo barszcz już mam gorący, kapusta dochodzi!– O Jezu, po prostu tak.– Janusz nie mógł do siebie dojść.– Powiedziała „tak”!Po wieczerzy Maryla z Januszem leżeli na sofie, przykryci kocem w czerwoną kratkę (prezent od Janusza dla Maryli) i pili herbatę o smaku „wiśni w likierze” (prezent od Maryli dla Janusza).– Niska społeczna szkodliwość czynu – powiedziała nagle Maryla.– Uniewinnienie.– No i dopiero mi to mówisz! – Janusz się zerwał z sofy.– Dlaczego mi nie powiedziałaś od razu?Maryla uśmiechnęła się zawadiacko.Wyglądała dokładnie tak, jak wtedy w mieszkaniu na tyłach poczty.Może miała nieco więcej zmarszczek.Ale niewiele więcej.– Bo wtedy byś się cieszył moim uniewinnieniem, a tak się cieszyłeś, że powiedziałam „tak”.Janusz ją przytulił.– To jest noc cudów.„Oj tak”, pomyślała Maryla.I niska szkodliwość czynu.Trzeba w przyszłym roku być bardziej ostrożnym.Bo to, że dzieciaki będą pisać do Mikołaja, to pewne.Trzeba sprawić, by w niego zawsze wierzyły.Spojrzała na Janusza porozumiewawczo.– Nie.– jęknął.– Tak – uśmiechnęła się Maryla.– Ale musimy być bardziej ostrożni.– Będziemy.Stanęli przed oknem, trzymając się za ręce.Gdzieś tam w innej części miasta ktoś się cieszył z klocków lego, inny z przepięknej piłki nożnej.A jeszcze ktoś z tego, że po prostu spełniły się jego marzenia.Tak.Wigilia to noc cudów.Wesołych świąt! [ Pobierz całość w formacie PDF ]