[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Puszczaj, Kuba, brony a letko! — wołał niekiedy niby na parobka.I tak przechodził czas, a on siał niezmordowanie, przystając jeno niekiedy, bych odpocząć i kości rozciągnąć, i znowu się brał do tej płonej pracy, do tego trudu na nic, do tych zbędnych zabiegów.A potem, kiej już noc ździebko zmętniała, gwiazdy zbladły i kury zaczynały piać przed świtaniem, zwolniał w robocie, przystawał częściej i zapomniawszy nabierać ziemi pustą garścią siał — jakby już jeno siebie samego rozsiewał do ostatka na te praojcowe role, wszystkie dni przeżyte, wszystek żywot człowieczy, któren był wziął i teraz tym niwom świętym powracał i Bogu Przedwiecznemu.I w oną żywota jego porę ostatnią cosik dziwnego zaczęło się dziać: niebo poszarzało kiej zgrzebna płachta, księżyc zaszedł, wszelkie światłości pogasły, że cały świat oślepł nagle i zatonął w burych skołtunionych topielach, a coś zgoła niepojętego jakby wstało gdziesik i szło ciężkimi krokami wskroś mroków, że ziemia zdała się kolebać.Przeciągły, złowróżbny szum powiał od borów.Zatrzęsły się drzewa samotne, deszcz poschniętych liści zaszemrał po kłosach, zakołysały się zboża i trawy, a z niskich, rozdygotanych pół podniósł się cichy, trwożny, jękliwy głos:— Gospodarzu! Gospodarzu!Zielone pióra jęczmion trzęsły się jakby w płaczu i gorącymi całunkami przylegały do jego nóg utrudzonych.— Gospodarzu! — zdały się skamleć żyta zastępujące mu drogę i trzęsły rosistym gradem łez.Jakieś ptaki zakrzyczały żałośnie.Wiater załkał mu nad głową.Mgły owijały go w mokrą przędzę, a głosy wciąż rosły, olbrzymiały, ze wszystkich stron biły jękliwie, nieprzerwanie:— Gospodarzu! Gospodarzu!Dosłyszał wreszcie, że rozglądając się wołał cicho:— Dyć jestem, czego? co?.Przygłuchło naraz dokoła, dopiero kiej znowu ruszył posiewać ociężałą już i pustą dłonią, ziemia przemówiła w jeden chór ogromny:— Ostańcie! Ostańcie z nami! Ostańcie!.Przystanął zdumiony, zdało mu się, że wszystko ruszyło naprzeciw, pełzały trawy, płynęły rozkołysane zboża, opasywały go zagony, cały świat się podnosił i walił na niego, że strach go porwał, chciał krzyczeć, ale głosu już nie wydobył ze ściśniętej gardzieli, chciał uciekać, zabrakło mu sił i ziemia chwyciła za nogi, plątały go zboża, przytrzymywały bruzdy, łapały twarde skiby, wygrażały drzewa zastępujące drogę, rwały osty, raniły kamienie, gonił zły wiater, błąkała noc i te głosy, bijące całym światem:— Ostańcie! Ostańcie!Zmartwiał naraz, wszystko przycichło i stanęło w miejscu, błyskawica otworzyła mu oczy z pomroki śmiertelnej, niebo się rozwarło przed nim, a tam w jasnościach oślepiających Bóg Ociec, siedzący na tronie ze snopów, wyciąga ku niemu ręce i rzecze dobrotliwie:— Pódziże, duszko człowiecza, do mnie.Pódziże, utrudzony parobku.Zachwiał się Boryna, roztworzył ręce, jak w czas Podniesienia:— Panie Boże zapłać! — odrzekł i runął na twarz przed tym Majestatem Przenajświętszym.Padł i pomarł w onej łaski Pańskiej godzinie.Świt się nad nim uczynił, a Łapa wył długo i żałośnie.Wesprzyj Wolne Lektury!Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska – organizacji pożytku publicznego działającej na rzecz wolności korzystania z dóbr kultury.Co roku do domeny publicznej przechodzi twórczość kolejnych autorów.Dzięki Twojemu wsparciu będziemy je mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.Jak możesz pomóc?Przekaż 1% podatku na rozwój Wolnych Lektur:Fundacja Nowoczesna PolskaKRS 0000070056Pomóż uwolnić konkretną książkę, wspierając zbiórkę na stronie wolnelektury.pl.Przekaż darowiznę na konto: szczegóły na stronie Fundacji.Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.Jeśli utwór opatrzony jest dodatkowymi materiałami (przypisy, motywy literackie etc.), które podlegają prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiały udostępnione są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa – Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL.Źródło: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/chlopi-czesc-trzecia-wiosnaTekst opracowany na podstawie: Władysław Stanisław Reymont, Chłopi, Tom drugi, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl).Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów Marty Niedziałkowskiej.Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aneta Rawska, Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica.Okładka na podstawie: Massimo Margagnoni@Flickr, CC BY 2.0Plik wygenerowany dnia 2013-07-26 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl