[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczynały się mię-dzy Jastrzębcami tajemnice z miłości, ze współczucia.Stefa-nia wiedziała o wysiłku Łukasza w szkole i zdawała sobiesprawę, że.Łukasz wierny jest postanowieniu rodziców codo jego losu, gdy był jeszcze dzieckiem.Milczano na tematwyboru kierunku jego studiów.Rodzice sądzili, że i on zo-stanie z nimi.Czy uważali, że żadne z nich nie będzieprzyjęte na studia z powodu pochodzenia, i poświęcenieStefanii było przyjmowane jako ozdoba, którą przesłaniałastraszną konieczność?Jastrzębcowa raz wspomniała, żeby lepiej Łukasz nieszedł na romanistykę, bo boi się, jak wypadłby jego francu-ski.Myśl, że syn właściciela ziemskiego mógłby być przyjętyna dyplomację, a potem wysłany na placówkę komunisty-cznego państwa, była szaleństwem.Nadzieję Łukaszowi dałRyszard Kurski, gdy rozmawiał z nim o sprawie ojca, a tak żejego dawny profesor, pracujący w Ministerstwie Sprawie-dliwości.„Już pod koniec wojny balem się o wasz ród - mó-wił dawny profesor - że będziecie wypędzeni we własnymkraju i czeka was poniewierka emigrantów, którzy nigdzienie wyjechali”.Poradzili mu obaj, niezależnie od siebie, by zaświadcze-nia, które wydali ojcu, złożył przy papierach na wydzialedyplomacji oraz podał, że majątek opuścili już w czasie woj-ny, że była to resztówka, że ojciec akceptuje reformę.„Mu -siałby pan z czasem wstąpić do partii.W zależności odmojej pozycji może mógłbym panu dać rekomendację” -powiedział Ryszard Kurski.Łukasz brzydził się życiorysem, który przygotował dlauczelni, ale wysłał go.Ojca przedstawił jako naukowca-rolnika, utrzymującego resztówkę dla celów doświadczal-nych.„W czasie wojny przechowywaliśmy z narażeniem ży-cia Żydów, ofiary terroru hitlerowskiego z pobliskich wsioraz udzielaliśmy pomocy radzieckiej rozwietce płka«Siewierina»”.Tydzień przed egzaminem czytał gazety, bypoznać język epoki.Jadąc drugi raz w życiu do Warszawy w ślad za papierami,które wysłał w tajemnicy (rodzice nie wiedzieli, że zdał ma-turę, sądzili, że ma jeszcze przed sobą rok chodzenia doliceum), myślał: jego porażka wróci go rodzinie.Nienawidził Warszawy.Pamiętał prowadzone jak wmalignie poszukiwania Ryszarda Kurskiego w zamkniętychgmachach wojskowych, próby dostania się do profesora.Warszawa nie była już wielka, wydawała się miasteczkiemkleconym na pustyni, wśród przepalonych skał.Do akademii nauk politycznych z dworca były dwie ulice.Łukasz o tym nie wiedział i czekał długo na taksówkę.Tak-sówkarz wściekał się na niego, ale nie powiedział, o co, wdodatku zacinały mu się drzwi w poniemieckim oplu i mu-siał wyjść, by je Łukaszowi otworzyć.Z ironicznym i pogar-dliwym uśmiechem ukłonił się, parodiując przy tym ukłonszofera, a Łukasz skinął głową, udając, że bierze to poważ-nie, i nie zamknął drzwi za sobą.Wtedy taksówkarz trzasnąłnimi z całej siły.Były jeszcze dwie godziny do rozpoczęcia się egzaminu.Mżył drobny deszczyk.Ruiny pachniały spalenizną.Ludzie,biednie ubrani, chodzili szybko jak nakręcone za mocnozabawki.Tłum zebrał się przed aulą.Łukasz nie zabrał nic,nawet płaszcza, by nie wyglądać na przyjezdnego.Był toostatni rok mody długich butów i bryczesów, Łukasz miałojcowskie oficerki i spodnie ze zrzutowego brytyjskiegokamgarnu, do tego kanadyjską bluzę z UNRRA.Siedzącytryb życia w czasie nauki spowodował, że przytył, był potę-żny - kwintesencja siły - i zwracał tym uwagę innych kandy-datów, także swoim odosobnieniem, żołnierskim drylem.Prawdziwie mocni kandydaci byli w zwykłych garniturach zdomów towarowych, z wełny mieszanej z bawełną i białychtenisówkach - to był styl komunistycznych organizacji mło-dzieżowych.W wielkiej auli zebrały się setki - Łukasz nie widział nigdytylu ludzi naraz - kandydatów na trzy wydziały uczelni.Rozsadzono ich według jakiegoś porządku.Łukasz otrzymałnumer 146.Nie spodobało mu się numerowanie animiejsce, dalekie, w ciemnawym kącie.Gdy zapalono światła,było za jasno.Funkcjonowało przedwojenne urządzenie -ekran, na którym wyświetlono tematy.Obcość tego miejscabyła niewysłowiona.Łukasz zdał sobie sprawę z tego, że.nienadaje się na dyplomatę.Nie wytrzyma dnia w obcym kraju.Wydało mu się, że nie rozumie tematów.Przytłoczony tąmyślą, nie zdążył ich przepisać.Ekranik zgasł.Wszyscywokoło Łukasza pochylili głowy i z gwałtownością zaczęlipisać.„Muszę stąd uciekać” - zdecydował, wstał i zacząłwędrować ku wyjściu przez wielką salę.Od stołu komisji,przykrytego zielonym suknem, patrzono na niego.Jak sę-dziowie potwierdzali w milczeniu wyrok, który wydał na sie-bie.Nikt nie zatroszczył się o niego, nikt go nie zatrzymał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zaczynały się mię-dzy Jastrzębcami tajemnice z miłości, ze współczucia.Stefa-nia wiedziała o wysiłku Łukasza w szkole i zdawała sobiesprawę, że.Łukasz wierny jest postanowieniu rodziców codo jego losu, gdy był jeszcze dzieckiem.Milczano na tematwyboru kierunku jego studiów.Rodzice sądzili, że i on zo-stanie z nimi.Czy uważali, że żadne z nich nie będzieprzyjęte na studia z powodu pochodzenia, i poświęcenieStefanii było przyjmowane jako ozdoba, którą przesłaniałastraszną konieczność?Jastrzębcowa raz wspomniała, żeby lepiej Łukasz nieszedł na romanistykę, bo boi się, jak wypadłby jego francu-ski.Myśl, że syn właściciela ziemskiego mógłby być przyjętyna dyplomację, a potem wysłany na placówkę komunisty-cznego państwa, była szaleństwem.Nadzieję Łukaszowi dałRyszard Kurski, gdy rozmawiał z nim o sprawie ojca, a tak żejego dawny profesor, pracujący w Ministerstwie Sprawie-dliwości.„Już pod koniec wojny balem się o wasz ród - mó-wił dawny profesor - że będziecie wypędzeni we własnymkraju i czeka was poniewierka emigrantów, którzy nigdzienie wyjechali”.Poradzili mu obaj, niezależnie od siebie, by zaświadcze-nia, które wydali ojcu, złożył przy papierach na wydzialedyplomacji oraz podał, że majątek opuścili już w czasie woj-ny, że była to resztówka, że ojciec akceptuje reformę.„Mu -siałby pan z czasem wstąpić do partii.W zależności odmojej pozycji może mógłbym panu dać rekomendację” -powiedział Ryszard Kurski.Łukasz brzydził się życiorysem, który przygotował dlauczelni, ale wysłał go.Ojca przedstawił jako naukowca-rolnika, utrzymującego resztówkę dla celów doświadczal-nych.„W czasie wojny przechowywaliśmy z narażeniem ży-cia Żydów, ofiary terroru hitlerowskiego z pobliskich wsioraz udzielaliśmy pomocy radzieckiej rozwietce płka«Siewierina»”.Tydzień przed egzaminem czytał gazety, bypoznać język epoki.Jadąc drugi raz w życiu do Warszawy w ślad za papierami,które wysłał w tajemnicy (rodzice nie wiedzieli, że zdał ma-turę, sądzili, że ma jeszcze przed sobą rok chodzenia doliceum), myślał: jego porażka wróci go rodzinie.Nienawidził Warszawy.Pamiętał prowadzone jak wmalignie poszukiwania Ryszarda Kurskiego w zamkniętychgmachach wojskowych, próby dostania się do profesora.Warszawa nie była już wielka, wydawała się miasteczkiemkleconym na pustyni, wśród przepalonych skał.Do akademii nauk politycznych z dworca były dwie ulice.Łukasz o tym nie wiedział i czekał długo na taksówkę.Tak-sówkarz wściekał się na niego, ale nie powiedział, o co, wdodatku zacinały mu się drzwi w poniemieckim oplu i mu-siał wyjść, by je Łukaszowi otworzyć.Z ironicznym i pogar-dliwym uśmiechem ukłonił się, parodiując przy tym ukłonszofera, a Łukasz skinął głową, udając, że bierze to poważ-nie, i nie zamknął drzwi za sobą.Wtedy taksówkarz trzasnąłnimi z całej siły.Były jeszcze dwie godziny do rozpoczęcia się egzaminu.Mżył drobny deszczyk.Ruiny pachniały spalenizną.Ludzie,biednie ubrani, chodzili szybko jak nakręcone za mocnozabawki.Tłum zebrał się przed aulą.Łukasz nie zabrał nic,nawet płaszcza, by nie wyglądać na przyjezdnego.Był toostatni rok mody długich butów i bryczesów, Łukasz miałojcowskie oficerki i spodnie ze zrzutowego brytyjskiegokamgarnu, do tego kanadyjską bluzę z UNRRA.Siedzącytryb życia w czasie nauki spowodował, że przytył, był potę-żny - kwintesencja siły - i zwracał tym uwagę innych kandy-datów, także swoim odosobnieniem, żołnierskim drylem.Prawdziwie mocni kandydaci byli w zwykłych garniturach zdomów towarowych, z wełny mieszanej z bawełną i białychtenisówkach - to był styl komunistycznych organizacji mło-dzieżowych.W wielkiej auli zebrały się setki - Łukasz nie widział nigdytylu ludzi naraz - kandydatów na trzy wydziały uczelni.Rozsadzono ich według jakiegoś porządku.Łukasz otrzymałnumer 146.Nie spodobało mu się numerowanie animiejsce, dalekie, w ciemnawym kącie.Gdy zapalono światła,było za jasno.Funkcjonowało przedwojenne urządzenie -ekran, na którym wyświetlono tematy.Obcość tego miejscabyła niewysłowiona.Łukasz zdał sobie sprawę z tego, że.nienadaje się na dyplomatę.Nie wytrzyma dnia w obcym kraju.Wydało mu się, że nie rozumie tematów.Przytłoczony tąmyślą, nie zdążył ich przepisać.Ekranik zgasł.Wszyscywokoło Łukasza pochylili głowy i z gwałtownością zaczęlipisać.„Muszę stąd uciekać” - zdecydował, wstał i zacząłwędrować ku wyjściu przez wielką salę.Od stołu komisji,przykrytego zielonym suknem, patrzono na niego.Jak sę-dziowie potwierdzali w milczeniu wyrok, który wydał na sie-bie.Nikt nie zatroszczył się o niego, nikt go nie zatrzymał [ Pobierz całość w formacie PDF ]