[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To w nim siedziała Leslie, kiedy spierał się z nią o dzieci i dyskutował na temat ich kontaktów z Sherstonem.Powiedział jej wtedy, że powinna mieć na uwadze przede wszystkim dobro dzieci.Odparła, że cały czas ma na uwadze ich dobro, a poza tym on jest ich ojcem.- Ojcem, który siedział w więzieniu - powiedział.- To eks-więzień.no a poza tym opinia publiczna.bojkot towarzyski.wyrzucenie poza nawias miejscowej społeczności.skazanie na niezasłużoną karę.Należy - ciągnął - pomyśleć o tym wszystkim.Dzieci nie powinny mieć chmurnej młodości.Powinny iść przez życie z podniesionym czołem.- Właśnie - odparła.- On jest ich ojcem, po prostu jest.I nie tyle oni należą do niego, co on należy do nich.Oczywiście, mogę żałować, że nie mają innego ojca, lecz mój żal nic nie zmieni.- A po chwili jeszcze dodała: - Jaki to byłby start do życia, gdyby zaczynało się je od ucieczki?Wiedział, jaka idea jej przyświeca, oczywiście, że wiedział.Lecz ta idea nie szła w parze z jego ideami.On zawsze pragnął dać dzieciom wszystko, co najlepsze, i, w rzeczy samej, to było to, czego ona i Joan dokonali.Najlepsze szkoły, najbardziej słoneczne pokoje w domu - po części oczywiście kosztem własnych wyrzeczeń.To wszystko prawda, tyle że on i Joan wolni byli od wszelkich problemów natury moralnej.Na nich nie spadła żadna hańba ani nie spotkał ich żaden zawód, obce im były rozpacz czy ból; oni nie musieli zadawać sobie pytania: chronić je, a może pozwolić uczestniczyć we wspólnym nieszczęściu?Uczestnictwo - tak, to była idea Leslie.Ona, mimo całej miłości do swoich dzieci, nie wzdragała się przed złożeniem części swego brzemienia na ich małe, niewprawne ramiona.Nie z egoizmu, nie po to, by ulżyć sobie samej, lecz dlatego, że nie chciała ukrywać przed nimi rzeczywistości, choćby miała ona najbardziej podłe oblicze.Pomyślał wtedy, że nie ma racji.Ale przyznał, jak zresztą zawsze przyznawał, że jest mężna.I to mężna nie na własny użytek.Leslie była mężna, bo jej męstwo, jej odwaga były potrzebne tym, których kochała.Pamiętał, co powiedziała Joan tamtego jesiennego dnia, kiedy weszła do jego kancelarii.„Męstwo? Ale męstwo to jeszcze nie wszystko!” A on rzucił krótko: „Czyżby?”Leslie siedziała tam, w jego fotelu, z lewą brwią lekko uniesioną, z lekko skrzywionym prawym kącikiem ust i z głową opartą o wyblakłą, niebieską poduszkę.Jej włosy, na tle tej niebieskiej poduszki zdawały się wyglądać jakoś tak.zielono.Pamięta swój głos, lekko zaskoczony.Powiedział, że jej włosy wcale nie są brązowe.Są zielone.To była jedyna osobista uwaga, jaką kiedykolwiek zrobił pod jej adresem.Nigdy specjalnie nie zastanawiał się nad jej wyglądem.Zmęczona, tak, to wiedział, i chora, a jednocześnie silna, fizycznie silna.Pomyślał kiedyś, całkiem niestosownie, że mogłaby zarzucić na ramię worek kartofli, jak mężczyzna.Nie bardzo romantyczna myśl, choć co prawda nie pamiętał, by sama Leslie była bardzo romantyczna.Prawe ramię wyższe niż lewe, lewa brew uniesiona, lekko skrzywiony prawy kącik ust (kiedy się uśmiechała), brązowe włosy, które wyglądały jak zielone na tle wyblakłej, niebieskiej poduszki.Pomyślał, że to niewiele, by nakarmić miłość.A czymże ona jest, ta miłość? Na miły Bóg, czym jest miłość? Spokojem ciucha i zadowoleniem, odpowiedział sam sobie, które mnie ogarniały, kiedy widziałem, jak siedzi tam, w moim fotelu, z zieloną głową na tle niebieskiej poduszki; kiedy słyszałem ton jej głosu.Przypomniał sobie, jak kiedyś nagle się odezwała: „Wie pan, właśnie myślałam o Koperniku.”O Koperniku? Dlaczego, na miły Bóg, o Koperniku? Mnich z przenikliwym umysłem, z odmienną wizją kosmosu, ale mnich na tyle przebiegły i zręczny, by iść na kompromis z możnymi tego świata i by dać świadectwo swojej wierze w takiej formie, która zdałaby egzamin.Dlaczego Leslie, ta Leslie, która miała męża w więzieniu i utrzymywała siebie i swoje dzieci z pracy rąk, siedziała w jego fotelu i przeciągając dłonią po włosach, mówiła: „Właśnie myślałam o Koperniku”?To dlatego już zawsze na każdą wzmiankę o Koperniku jego serce zamierało na chwilę i dlatego powiesił na ścianie stary sztych tamtego mnicha, aby patrząc na niego, mówić: „Leslie”.Pomyślał, że powinien był jej powiedzieć, że ją kocha.Mogłem to powiedzieć, choć jeden raz.Czy to było potrzebne? Tamten dzień na stoku Asheldown - ona i on, i październikowe słońce.On i ona razem - razem i osobno.Ból i rozpaczliwe pragnienie.Cztery stopy pustej przestrzeni między nimi - cztery, ponieważ mniej nie dawałoby im poczucia bezpieczeństwa.Ona to rozumiała.Na pewno rozumiała.Pomyślał z zakłopotaniem, że tamta pusta przestrzeń między nimi była niby pole elektryczne naładowane pragnieniem.Nie patrzyli na siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.To w nim siedziała Leslie, kiedy spierał się z nią o dzieci i dyskutował na temat ich kontaktów z Sherstonem.Powiedział jej wtedy, że powinna mieć na uwadze przede wszystkim dobro dzieci.Odparła, że cały czas ma na uwadze ich dobro, a poza tym on jest ich ojcem.- Ojcem, który siedział w więzieniu - powiedział.- To eks-więzień.no a poza tym opinia publiczna.bojkot towarzyski.wyrzucenie poza nawias miejscowej społeczności.skazanie na niezasłużoną karę.Należy - ciągnął - pomyśleć o tym wszystkim.Dzieci nie powinny mieć chmurnej młodości.Powinny iść przez życie z podniesionym czołem.- Właśnie - odparła.- On jest ich ojcem, po prostu jest.I nie tyle oni należą do niego, co on należy do nich.Oczywiście, mogę żałować, że nie mają innego ojca, lecz mój żal nic nie zmieni.- A po chwili jeszcze dodała: - Jaki to byłby start do życia, gdyby zaczynało się je od ucieczki?Wiedział, jaka idea jej przyświeca, oczywiście, że wiedział.Lecz ta idea nie szła w parze z jego ideami.On zawsze pragnął dać dzieciom wszystko, co najlepsze, i, w rzeczy samej, to było to, czego ona i Joan dokonali.Najlepsze szkoły, najbardziej słoneczne pokoje w domu - po części oczywiście kosztem własnych wyrzeczeń.To wszystko prawda, tyle że on i Joan wolni byli od wszelkich problemów natury moralnej.Na nich nie spadła żadna hańba ani nie spotkał ich żaden zawód, obce im były rozpacz czy ból; oni nie musieli zadawać sobie pytania: chronić je, a może pozwolić uczestniczyć we wspólnym nieszczęściu?Uczestnictwo - tak, to była idea Leslie.Ona, mimo całej miłości do swoich dzieci, nie wzdragała się przed złożeniem części swego brzemienia na ich małe, niewprawne ramiona.Nie z egoizmu, nie po to, by ulżyć sobie samej, lecz dlatego, że nie chciała ukrywać przed nimi rzeczywistości, choćby miała ona najbardziej podłe oblicze.Pomyślał wtedy, że nie ma racji.Ale przyznał, jak zresztą zawsze przyznawał, że jest mężna.I to mężna nie na własny użytek.Leslie była mężna, bo jej męstwo, jej odwaga były potrzebne tym, których kochała.Pamiętał, co powiedziała Joan tamtego jesiennego dnia, kiedy weszła do jego kancelarii.„Męstwo? Ale męstwo to jeszcze nie wszystko!” A on rzucił krótko: „Czyżby?”Leslie siedziała tam, w jego fotelu, z lewą brwią lekko uniesioną, z lekko skrzywionym prawym kącikiem ust i z głową opartą o wyblakłą, niebieską poduszkę.Jej włosy, na tle tej niebieskiej poduszki zdawały się wyglądać jakoś tak.zielono.Pamięta swój głos, lekko zaskoczony.Powiedział, że jej włosy wcale nie są brązowe.Są zielone.To była jedyna osobista uwaga, jaką kiedykolwiek zrobił pod jej adresem.Nigdy specjalnie nie zastanawiał się nad jej wyglądem.Zmęczona, tak, to wiedział, i chora, a jednocześnie silna, fizycznie silna.Pomyślał kiedyś, całkiem niestosownie, że mogłaby zarzucić na ramię worek kartofli, jak mężczyzna.Nie bardzo romantyczna myśl, choć co prawda nie pamiętał, by sama Leslie była bardzo romantyczna.Prawe ramię wyższe niż lewe, lewa brew uniesiona, lekko skrzywiony prawy kącik ust (kiedy się uśmiechała), brązowe włosy, które wyglądały jak zielone na tle wyblakłej, niebieskiej poduszki.Pomyślał, że to niewiele, by nakarmić miłość.A czymże ona jest, ta miłość? Na miły Bóg, czym jest miłość? Spokojem ciucha i zadowoleniem, odpowiedział sam sobie, które mnie ogarniały, kiedy widziałem, jak siedzi tam, w moim fotelu, z zieloną głową na tle niebieskiej poduszki; kiedy słyszałem ton jej głosu.Przypomniał sobie, jak kiedyś nagle się odezwała: „Wie pan, właśnie myślałam o Koperniku.”O Koperniku? Dlaczego, na miły Bóg, o Koperniku? Mnich z przenikliwym umysłem, z odmienną wizją kosmosu, ale mnich na tyle przebiegły i zręczny, by iść na kompromis z możnymi tego świata i by dać świadectwo swojej wierze w takiej formie, która zdałaby egzamin.Dlaczego Leslie, ta Leslie, która miała męża w więzieniu i utrzymywała siebie i swoje dzieci z pracy rąk, siedziała w jego fotelu i przeciągając dłonią po włosach, mówiła: „Właśnie myślałam o Koperniku”?To dlatego już zawsze na każdą wzmiankę o Koperniku jego serce zamierało na chwilę i dlatego powiesił na ścianie stary sztych tamtego mnicha, aby patrząc na niego, mówić: „Leslie”.Pomyślał, że powinien był jej powiedzieć, że ją kocha.Mogłem to powiedzieć, choć jeden raz.Czy to było potrzebne? Tamten dzień na stoku Asheldown - ona i on, i październikowe słońce.On i ona razem - razem i osobno.Ból i rozpaczliwe pragnienie.Cztery stopy pustej przestrzeni między nimi - cztery, ponieważ mniej nie dawałoby im poczucia bezpieczeństwa.Ona to rozumiała.Na pewno rozumiała.Pomyślał z zakłopotaniem, że tamta pusta przestrzeń między nimi była niby pole elektryczne naładowane pragnieniem.Nie patrzyli na siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]