[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W kącie stało czarne, błyszczące pianino, a na nim roślinydoniczkowe i dalsze fotografie.Chińskie papierowe lampiony,zasłony ozdo-292bione smokami oraz zbiór morskich muszel świadczyły oekscentrycznych upodobaniach i sentymentach gospodyni.- Nazywam się Deirdre Chapman - powiedziała drobna kobieta.- Napewno o mnie nie słyszeliście, bo niby skąd.Jesteście na to za młodzi.- Wskazała ręką w kierunku wiszących na ścianie fotografii.Paganrozpoznał wizerunki Maurice'a Chevaliera, Edith Piaf, Jeana Gąbina ikilku innych zmarłych gwiazd, na przykład Frankiego La-ine'a iRosemary Clooney.Na wszystkich zdjęciach widniała dedykacja dlaDeirdre.- W szczytowym okresie sławy występowałam w dużych salachkoncertowych.Byłam szansonistką.Odłóżcie te torby i siadajcie przykominku.Opowiecie mi o Audrey.Deirdre Chapman nalała z karafki sherry do trzech kieliszków ipostawiła je na plecionej tacce.- Częstujcie się.Nie chcę słyszeć żadnego nie piję na służbie".Obydwaj policjanci wzięli kieliszki, wznieśli toast i z rozbawieniemspojrzeli po sobie.- Wyszłam za Francuza.Mówię to na wypadek, gdybyście pytali,dlaczego mieszkam w tym mieście.- Z lekką kokieterią, jak zadawnych czasów, zamrugała powiekami, jakby chciała powiedzieć: chłopcy, nie zawsze byłam stara".- Pod koniec kariery śpiewałam wParyżu i tutaj przeszłam na emeryturę.Henri umarł przed trzema laty,a ja tutaj pocieszam się wspomnieniami o dawnym blasku.-Usiadła wzielonym, wiklinowym fotelu koło kominka.- A teraz powiedzcie mi,w co się władowała Audrey?Pagan napił się ciężkiego, rozgrzewającego sherry.- Jak już mówiłem, raczej nie zrobiła nic złego.Mamy tylko nadzieję,że odpowie na kilka naszych pytań i koniec.Najwyrazniej jednak niema jej w domu.- Co takiego? Przyjechaliście do Lyonu po odpowiedz na parę pytań?Rozczarowujecie mnie.Miałam nadzieję na jakąś wielką aferę.-Spojrzała na Pagana.- A co do Audrey, to mogę wam powiedzieć, żeto kobieta z przeszłością.- W jakim sensie?- Otaczają.hm.aura tajemniczości.Na pewno nie jest tym, za kogouchodzi.Mnie nie zwiodą koty ani olejne obrazy.Wystarczy raz nanią spojrzeć, a już człowiek wyczuwa mnóstwo tajemnic.Pagan zastanawiał się, czy warto tracić czas na rozmowy o aurach iprzeczuciach Deirdre Chapman, będących zapewne produktami293ubocznymi jej bujnej wyobrazni.Mieszka samotnie, tęskni zazmarłym mężem, czyta kryminały - z takich składników możnawypichcić bardzo rozbudowane teorie.- Czy Audrey zachowywała się ostatnio jakoś dziwnie? A możemówiła coś niezwykłego?- Nie rozumiecie mnie, co? Mówię tu o instynkcie, o intuicji, oprzeczuciach.Nie musiała się zachowywać dziwnie, żeby byćtajemniczą.Ja to widziałam w jej oczach, w jej sposobie bycia.- Co takiego było w jej oczach? - zapytał znudzony Pagan.- Zmęczenie dzwiganiem tajemnic.Jak ją zobaczycie, zrozumiecie, cousiłuję wam powiedzieć.- Zakołysała kieliszkiem sherry, jakbyrozdrażniła ją tępota Pagana.Przechyliła się na fotelu, wydęła wargi ipopatrzyła na niego badawczo.Pagan milczał.Chciał, żeby Foxworth przejął pałeczkę, bo miałwięcej cierpliwości do postrzeleńców.Poza tym Foxie miał dobremaniery.- Pani Chapman, kiedy widziała ją pani po raz ostatni? - zapytał.- Właściwie to madame Delacroix.No ale przecież skąd miał panwiedzieć, prawda?Foxie zaprezentował jeden ze swych uprzejmych uśmiechów.Potrafiłby oprowadzać po zabytkach wycieczki podstarzałychturystów i odpowiadać uprzejmie na wszystkie pytania.- Cóż, po raz ostatni widziałam Audrey wczoraj, jakoś póznympopołudniem, chyba około siedemnastej.Rzeczywiście, zbiegała zeschodów na złamanie karku, a muszę przyznać, że nie należy do osóbżyjących w pośpiechu.Zapytałam ją, dokąd tak pędzi co tchu i.tozupełnie do niej niepodobne.zbyła mnie opryskliwie.Normalniezawsze trochę sobie gawędzimy o drobiazgach, wiecie, jak to jest.Wczoraj jednak.- Nic nie powiedziała? - zapytał Foxie.- Bąknęła coś, że musi kupić farby przed zamknięciem sklepu dlaplastyków! Dobre sobie! - Najwyrazniej wspomnienie tegoniecodziennego wydarzenia zdenerwowało Deirdre Chapman.- Farby? - zapytał Foxie.- Tak.Audrey próbowała malować.Boże, jakie paskudztwa, sameczernie i brązy.Ale założę się, że od wielu miesięcy nie wzięła pędzlado ręki.Pokazała kilka swoich obrazów marszandowi, ale on niezachęcił jej do dalszych prób.A to wielki cios w ego Amerykanki.Oni chyba wszyscy mają problemy z ego, prawda?- A więc od tamtej chwili nie widziała jej pani ani nie słyszała.294- Zgadza się.Nalała sobie do kieliszka niewielką ilość sherry i podsunęła karafkęPaganowi i Foxworthowi, ale zgodnie odmówili.- Zabrała ze sobą jakieś bagaże? - zapytał Pagan.- Miała chyba tylko podręczną torbę.Martwią mnie jej koty, a ma ichchyba ze sześć czy siedem.Jeśli nie wróciła na noc, to kto by jenakarmił? Zostawiać zwierzaki same to zupełnie nie w jej stylu.Pagan odstawił na stolik pusty kieliszek.Zmęczenie dawało o sobieznać.Kiedy ostatnio spał?- Czy ktoś o nią pytał?- Oprócz was nikt.- Na pewno nie domyśla się pani, dokąd mogła pójść?- Nie wiem, być może do swojej pracowni, to niedaleko.- Zna pani adres? - zapytał Pagan.- Adresu nie znam, ale mogę wam powiedzieć, gdzie to jest.- Będziemy zobowiązani - rzekł Pagan i wyjął notatnik.Chciał jaknajszybciej wyjść z tego pokoju, który - dzięki zapachowi naftaliny,starych piór, wywoskowanych mebli i roześmianym nieżyjącym jużludziom na zdjęciach - działał na niego usypiająco.yle się czuł wcudzych grobowcach.- Słucham - powiedział, trzymając ołówek w pogotowiu.DeirdreChapman wstała, a jej pióra jakby oklapły na wieść o rychłymodejściu niespodziewanych gości.- No dobrze.Znacie to miasto? - zapytała.Pagan pokręcił głową.- Macie samochód?-Nie.- W takim razie złapcie taksówkę i poproście kierowcę, żeby jechał doVieux Lyon i wysadził was przy placu St Jean.Zapamiętacie? Paganpotwierdził, a pani Chapman mówiła dalej:- Zaraz za placem znajduje się wąska uliczka, nie pamiętam nazwy,ale na rogu jest kawiarenka o nazwie Bip.Niech pan zapisze.Minieciekawiarenkę i przejdziecie jakieś dwadzieścia metrów, aż znajdzieciesię przy maleńkim sklepiku z lalkami.- Z lalkami - powtórzył służbiście Pagan.- Na wystawie jest pełno lalek, marionetek, pacynek i tym podobnych.Właśnie nad tym sklepikiem Audrey ma pracownię.Pagan zamknął notes.Foxworth, wyczuwając jego zniecierpliwienie,grzecznie podziękował dawnej szansonistce za pomoc i gościnę.295Pani Chapman odprowadziła ich do drzwi wyjściowych.Na dworzewciąż padał okropny deszcz.- Było mi bardzo miło - powiedziała.- Mam nadzieję, że znajdziecietego, kogo szukacie.- My również - rzekł Pagan [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.W kącie stało czarne, błyszczące pianino, a na nim roślinydoniczkowe i dalsze fotografie.Chińskie papierowe lampiony,zasłony ozdo-292bione smokami oraz zbiór morskich muszel świadczyły oekscentrycznych upodobaniach i sentymentach gospodyni.- Nazywam się Deirdre Chapman - powiedziała drobna kobieta.- Napewno o mnie nie słyszeliście, bo niby skąd.Jesteście na to za młodzi.- Wskazała ręką w kierunku wiszących na ścianie fotografii.Paganrozpoznał wizerunki Maurice'a Chevaliera, Edith Piaf, Jeana Gąbina ikilku innych zmarłych gwiazd, na przykład Frankiego La-ine'a iRosemary Clooney.Na wszystkich zdjęciach widniała dedykacja dlaDeirdre.- W szczytowym okresie sławy występowałam w dużych salachkoncertowych.Byłam szansonistką.Odłóżcie te torby i siadajcie przykominku.Opowiecie mi o Audrey.Deirdre Chapman nalała z karafki sherry do trzech kieliszków ipostawiła je na plecionej tacce.- Częstujcie się.Nie chcę słyszeć żadnego nie piję na służbie".Obydwaj policjanci wzięli kieliszki, wznieśli toast i z rozbawieniemspojrzeli po sobie.- Wyszłam za Francuza.Mówię to na wypadek, gdybyście pytali,dlaczego mieszkam w tym mieście.- Z lekką kokieterią, jak zadawnych czasów, zamrugała powiekami, jakby chciała powiedzieć: chłopcy, nie zawsze byłam stara".- Pod koniec kariery śpiewałam wParyżu i tutaj przeszłam na emeryturę.Henri umarł przed trzema laty,a ja tutaj pocieszam się wspomnieniami o dawnym blasku.-Usiadła wzielonym, wiklinowym fotelu koło kominka.- A teraz powiedzcie mi,w co się władowała Audrey?Pagan napił się ciężkiego, rozgrzewającego sherry.- Jak już mówiłem, raczej nie zrobiła nic złego.Mamy tylko nadzieję,że odpowie na kilka naszych pytań i koniec.Najwyrazniej jednak niema jej w domu.- Co takiego? Przyjechaliście do Lyonu po odpowiedz na parę pytań?Rozczarowujecie mnie.Miałam nadzieję na jakąś wielką aferę.-Spojrzała na Pagana.- A co do Audrey, to mogę wam powiedzieć, żeto kobieta z przeszłością.- W jakim sensie?- Otaczają.hm.aura tajemniczości.Na pewno nie jest tym, za kogouchodzi.Mnie nie zwiodą koty ani olejne obrazy.Wystarczy raz nanią spojrzeć, a już człowiek wyczuwa mnóstwo tajemnic.Pagan zastanawiał się, czy warto tracić czas na rozmowy o aurach iprzeczuciach Deirdre Chapman, będących zapewne produktami293ubocznymi jej bujnej wyobrazni.Mieszka samotnie, tęskni zazmarłym mężem, czyta kryminały - z takich składników możnawypichcić bardzo rozbudowane teorie.- Czy Audrey zachowywała się ostatnio jakoś dziwnie? A możemówiła coś niezwykłego?- Nie rozumiecie mnie, co? Mówię tu o instynkcie, o intuicji, oprzeczuciach.Nie musiała się zachowywać dziwnie, żeby byćtajemniczą.Ja to widziałam w jej oczach, w jej sposobie bycia.- Co takiego było w jej oczach? - zapytał znudzony Pagan.- Zmęczenie dzwiganiem tajemnic.Jak ją zobaczycie, zrozumiecie, cousiłuję wam powiedzieć.- Zakołysała kieliszkiem sherry, jakbyrozdrażniła ją tępota Pagana.Przechyliła się na fotelu, wydęła wargi ipopatrzyła na niego badawczo.Pagan milczał.Chciał, żeby Foxworth przejął pałeczkę, bo miałwięcej cierpliwości do postrzeleńców.Poza tym Foxie miał dobremaniery.- Pani Chapman, kiedy widziała ją pani po raz ostatni? - zapytał.- Właściwie to madame Delacroix.No ale przecież skąd miał panwiedzieć, prawda?Foxie zaprezentował jeden ze swych uprzejmych uśmiechów.Potrafiłby oprowadzać po zabytkach wycieczki podstarzałychturystów i odpowiadać uprzejmie na wszystkie pytania.- Cóż, po raz ostatni widziałam Audrey wczoraj, jakoś póznympopołudniem, chyba około siedemnastej.Rzeczywiście, zbiegała zeschodów na złamanie karku, a muszę przyznać, że nie należy do osóbżyjących w pośpiechu.Zapytałam ją, dokąd tak pędzi co tchu i.tozupełnie do niej niepodobne.zbyła mnie opryskliwie.Normalniezawsze trochę sobie gawędzimy o drobiazgach, wiecie, jak to jest.Wczoraj jednak.- Nic nie powiedziała? - zapytał Foxie.- Bąknęła coś, że musi kupić farby przed zamknięciem sklepu dlaplastyków! Dobre sobie! - Najwyrazniej wspomnienie tegoniecodziennego wydarzenia zdenerwowało Deirdre Chapman.- Farby? - zapytał Foxie.- Tak.Audrey próbowała malować.Boże, jakie paskudztwa, sameczernie i brązy.Ale założę się, że od wielu miesięcy nie wzięła pędzlado ręki.Pokazała kilka swoich obrazów marszandowi, ale on niezachęcił jej do dalszych prób.A to wielki cios w ego Amerykanki.Oni chyba wszyscy mają problemy z ego, prawda?- A więc od tamtej chwili nie widziała jej pani ani nie słyszała.294- Zgadza się.Nalała sobie do kieliszka niewielką ilość sherry i podsunęła karafkęPaganowi i Foxworthowi, ale zgodnie odmówili.- Zabrała ze sobą jakieś bagaże? - zapytał Pagan.- Miała chyba tylko podręczną torbę.Martwią mnie jej koty, a ma ichchyba ze sześć czy siedem.Jeśli nie wróciła na noc, to kto by jenakarmił? Zostawiać zwierzaki same to zupełnie nie w jej stylu.Pagan odstawił na stolik pusty kieliszek.Zmęczenie dawało o sobieznać.Kiedy ostatnio spał?- Czy ktoś o nią pytał?- Oprócz was nikt.- Na pewno nie domyśla się pani, dokąd mogła pójść?- Nie wiem, być może do swojej pracowni, to niedaleko.- Zna pani adres? - zapytał Pagan.- Adresu nie znam, ale mogę wam powiedzieć, gdzie to jest.- Będziemy zobowiązani - rzekł Pagan i wyjął notatnik.Chciał jaknajszybciej wyjść z tego pokoju, który - dzięki zapachowi naftaliny,starych piór, wywoskowanych mebli i roześmianym nieżyjącym jużludziom na zdjęciach - działał na niego usypiająco.yle się czuł wcudzych grobowcach.- Słucham - powiedział, trzymając ołówek w pogotowiu.DeirdreChapman wstała, a jej pióra jakby oklapły na wieść o rychłymodejściu niespodziewanych gości.- No dobrze.Znacie to miasto? - zapytała.Pagan pokręcił głową.- Macie samochód?-Nie.- W takim razie złapcie taksówkę i poproście kierowcę, żeby jechał doVieux Lyon i wysadził was przy placu St Jean.Zapamiętacie? Paganpotwierdził, a pani Chapman mówiła dalej:- Zaraz za placem znajduje się wąska uliczka, nie pamiętam nazwy,ale na rogu jest kawiarenka o nazwie Bip.Niech pan zapisze.Minieciekawiarenkę i przejdziecie jakieś dwadzieścia metrów, aż znajdzieciesię przy maleńkim sklepiku z lalkami.- Z lalkami - powtórzył służbiście Pagan.- Na wystawie jest pełno lalek, marionetek, pacynek i tym podobnych.Właśnie nad tym sklepikiem Audrey ma pracownię.Pagan zamknął notes.Foxworth, wyczuwając jego zniecierpliwienie,grzecznie podziękował dawnej szansonistce za pomoc i gościnę.295Pani Chapman odprowadziła ich do drzwi wyjściowych.Na dworzewciąż padał okropny deszcz.- Było mi bardzo miło - powiedziała.- Mam nadzieję, że znajdziecietego, kogo szukacie.- My również - rzekł Pagan [ Pobierz całość w formacie PDF ]