[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.202W końcu urodziła się Catherine.Nasza córka.Naj-wspanialsze dziecko, jakie kiedykolwiek widzieliśmy.Piękne, o jasnobłękitnych oczach Jacka.A potem, w trzylata pózniej, zdarzyła się tragedia.Jack umarł, ot tak, wmgnieniu oka.Dostał ataku serca, kiedy rozmawiał z Pa-tem O Brienem na trawniku przed domem.Nie wiedziałw ogóle, że ma chore serce.Nikt z nas nie wiedział.Me-redith wyprostowała się na krześle, wpatrując się w prze-strzeń niewidzącym spojrzeniem, zatopiona we wspo-mnieniach.- I co stało się pózniej? - spytała Hilary po chwili.-Mów dalej, proszę.- Co się stało? Pogrążyłyśmy się w żałobie, Amelia ija.Byłyśmy w rozpaczy.Lecz ja musiałam zająć się dziec-kiem i prowadzeniem gospody.tyle ciężkiej pracy, leczbyłam młoda, silna.Miałam pełne ręce roboty, ale jakośsobie radziłam.Lecz biedna Amelia była w takim stanie,że musiałam zajmować się także nią.Widzi pani, pośmierci Jacka straciła ochotę do życia i do następnej wio-sny pozostał z niej tylko cień.Wiedziałam, że nie zostaniejuż z nami długo.Czułam, że ona po prostu wyczekujeśmierci.W miarę jak upływały miesiące, było mi corazciężej na sercu.Nie mogłam znieść myśli, że mogę utracićją tak szybko po Jacku.już sama myśl o tym napełniałamnie przerażeniem.Pewnego dnia, w piątek, siedziałyśmy z Amelią naganku, układając żonkile do jadalni.Cat bawiła się nastopniach, zalanych promieniami wiosennego słońca.Nagle Amelia spojrzała na mnie w jakiś szczególny spo-sób i powiedziała, że sporządziła testament. Zostawiłamwszystko tobie, Meri - powiedziała.- Tobie i Cat.Niemam nikogo innego, a poza tym Cat jest przecieżSilverówną.Ostatnią z Silverów, przynajmniej póki nie203dorośnie i nie będzie miała własnych dzieci.A zatemwszystko należy do dziecka, dziecka Jacka.Musisz to dlaniej zachować.Wierzę, że postąpisz, jak będzie należało.Ufam twojej inteligencji, Meri.Jeżeli kiedykolwiek bę-dziesz musiała sprzedać gospodę, zrób to.Albo oddaj jąw dzierżawę, jeżeli sama nie będziesz mogła podołać pro-wadzeniu jej.Ale zatrzymaj ziemię, nie sprzedawaj ma-jątku Silver Lake, bez względu na wszystko.Ta ziemia jużteraz warta jest miliony, a z czasem jej wartość może tyl-ko wzrosnąć.Tego właśnie pragnąłby Jack, Meri.%7łebyśzatrzymała ziemię.Należy do Silverów od ponad dwustulat.Może sobie pani wyobrazić, jak bardzo byłam oszoło-miona, pani doktor.Zdumiona i przerażona tym, żeAmelia wie, czyją córką jest naprawdę Catherine.Kiedy już otrząsnęłam się ze zdumienia, spytałamAmelię, skąd wie o dziecku, a ona znów obrzuciła mnietym dziwnym spojrzeniem i powiedziała: Ależ ja zawszewiedziałam, Meri, od dnia, kiedy dowiedziałaś się, żezaszłaś w ciążę.Przypuszczam, że musiałam wyglądaćna mocno skonsternowaną, gdyż zaczęła mi wyjaśniać: To Jack mi o tym powiedział, kochanie.A potem ujęłamoją dłoń i ścisnęła ją mocno w swoich. Jack kochałmnie od dzieciństwa, lecz kochał także ciebie i bardzo ciępotrzebował.Był młodym, zdrowym mężczyzną, pełnymnamiętności.A ze mnie od czasu wypadku nie mógł miećpod tym względem żadnego pożytku.Przez te wszystkielata ani razu nie spojrzał na inną kobietę, żył w celibacie,dopóki nie zjawiłaś się ty.Zakochał się w tobie, Meri.Akiedy zaszłaś w ciążę, zapragnął tego dziecka.O Boże, jakbardzo go pragnął! Nigdy nie miałam do niego żalu o jegozwiązek z tobą.Wiedziałam, że nigdy mnie nie zrani aninie opuści.Wiedziałam także, że ty będziesz wobec mnie204lojalna.Tak bardzo kochałam Jacka, Meri, lecz kochamtakże ciebie i dziecko.Kocham je tak, jakby było moje.IAmelia wiedziała, co mówi, pani doktor.Ona zawszemówiła prawdę.Meredith umilkła ponownie.Najwidoczniej wspo-mnienie tamtego dnia z Amelią, choć tak odległe, nadalgłęboko ją poruszało.Gdy wreszcie spojrzała na lekarkę,w jej oczach błyszczały łzy.- Amelia umarła w tym sa-mym roku - w 1974 - uczyniwszy ze mnie bogatą kobietę,a z Cat prawdziwą dziedziczkę.Pozostawiła nam wszyst-ko, co posiadała, a było tego znacznie więcej, niż tylkoziemia i gospoda.Na przykład majątek, który odziedzi-czyła po matce.I wszystko to, poza kilkoma drobnymizapisami na rzecz O Brienów i paru innych osób, którepracowały w gospodzie od lat, pozostawiła nam.Oddała-bym jednak wszystko bez chwili wahania, gdyby to mogłoprzywrócić Amelię do życia.Przez całe lata opłakiwałamją i bardzo za nią tęskniłam.A także za Jackiem.- Co za niezwykła historia, bardzo poruszająca - po-wiedziała Hilary współczująco.Zauważyła wzruszenieMeredith i w pełni zrozumiała, jak wiele musieli znaczyćdla niej ci ludzie.Już miała zapytać, czy przyszło jej kie-dykolwiek na myśl, że Silverowie posłużyli się nią, lecznatychmiast zmieniła zamiar.W głębi serca wiedziałabowiem doskonale, że nie o to chodziło.Wierzyła, że Me-redith powiedziała jej całą prawdę o swoim życiu z Silve-rami.Być może kłamała co do innych fragmentów swegożyciorysu, lecz z pewnością nie co do tych kilku lat.Na stojącym obok biurka stoliku znajdowała się karaf-ka z wodą.Meredith wstała, podeszła do stolika i nalałasobie szklankę.Odwróciła się, spojrzała na Hilary i po-wiedziała cicho: - Jestem przekonana, że moje ataki nie205mają nic wspólnego z tamtymi latami w Connecticut.Byłam tam bardzo szczęśliwa, a Silverowie byli dla mniebardzo dobrzy.- Wiem - odparła Hilary.- I sądzę, że nie myli się pa-ni.Ataki nie mają nic wspólnego z tym okresem.Musimywięc cofnąć się jeszcze dalej.Nie wiem jednak, kiedy bę-dziemy mogły to zrobić.Chyba że przyszłaby pani najeszcze jedną sesję przed odlotem do Europy.To dałobynam przynajmniej jakiś punkt zaczepienia.Meredith wahała się przez chwilę, a potem podjęła de-cyzję.- Zgoda - powiedziała.- Mogłabym przyjść jutro popołudniu, jeżeli znajdzie pani dla mnie czas.- Pozwoli pani, że sprawdzę mój rozkład zajęć z se-kretarką - odparła Hilary, naciskając przycisk interkomu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.202W końcu urodziła się Catherine.Nasza córka.Naj-wspanialsze dziecko, jakie kiedykolwiek widzieliśmy.Piękne, o jasnobłękitnych oczach Jacka.A potem, w trzylata pózniej, zdarzyła się tragedia.Jack umarł, ot tak, wmgnieniu oka.Dostał ataku serca, kiedy rozmawiał z Pa-tem O Brienem na trawniku przed domem.Nie wiedziałw ogóle, że ma chore serce.Nikt z nas nie wiedział.Me-redith wyprostowała się na krześle, wpatrując się w prze-strzeń niewidzącym spojrzeniem, zatopiona we wspo-mnieniach.- I co stało się pózniej? - spytała Hilary po chwili.-Mów dalej, proszę.- Co się stało? Pogrążyłyśmy się w żałobie, Amelia ija.Byłyśmy w rozpaczy.Lecz ja musiałam zająć się dziec-kiem i prowadzeniem gospody.tyle ciężkiej pracy, leczbyłam młoda, silna.Miałam pełne ręce roboty, ale jakośsobie radziłam.Lecz biedna Amelia była w takim stanie,że musiałam zajmować się także nią.Widzi pani, pośmierci Jacka straciła ochotę do życia i do następnej wio-sny pozostał z niej tylko cień.Wiedziałam, że nie zostaniejuż z nami długo.Czułam, że ona po prostu wyczekujeśmierci.W miarę jak upływały miesiące, było mi corazciężej na sercu.Nie mogłam znieść myśli, że mogę utracićją tak szybko po Jacku.już sama myśl o tym napełniałamnie przerażeniem.Pewnego dnia, w piątek, siedziałyśmy z Amelią naganku, układając żonkile do jadalni.Cat bawiła się nastopniach, zalanych promieniami wiosennego słońca.Nagle Amelia spojrzała na mnie w jakiś szczególny spo-sób i powiedziała, że sporządziła testament. Zostawiłamwszystko tobie, Meri - powiedziała.- Tobie i Cat.Niemam nikogo innego, a poza tym Cat jest przecieżSilverówną.Ostatnią z Silverów, przynajmniej póki nie203dorośnie i nie będzie miała własnych dzieci.A zatemwszystko należy do dziecka, dziecka Jacka.Musisz to dlaniej zachować.Wierzę, że postąpisz, jak będzie należało.Ufam twojej inteligencji, Meri.Jeżeli kiedykolwiek bę-dziesz musiała sprzedać gospodę, zrób to.Albo oddaj jąw dzierżawę, jeżeli sama nie będziesz mogła podołać pro-wadzeniu jej.Ale zatrzymaj ziemię, nie sprzedawaj ma-jątku Silver Lake, bez względu na wszystko.Ta ziemia jużteraz warta jest miliony, a z czasem jej wartość może tyl-ko wzrosnąć.Tego właśnie pragnąłby Jack, Meri.%7łebyśzatrzymała ziemię.Należy do Silverów od ponad dwustulat.Może sobie pani wyobrazić, jak bardzo byłam oszoło-miona, pani doktor.Zdumiona i przerażona tym, żeAmelia wie, czyją córką jest naprawdę Catherine.Kiedy już otrząsnęłam się ze zdumienia, spytałamAmelię, skąd wie o dziecku, a ona znów obrzuciła mnietym dziwnym spojrzeniem i powiedziała: Ależ ja zawszewiedziałam, Meri, od dnia, kiedy dowiedziałaś się, żezaszłaś w ciążę.Przypuszczam, że musiałam wyglądaćna mocno skonsternowaną, gdyż zaczęła mi wyjaśniać: To Jack mi o tym powiedział, kochanie.A potem ujęłamoją dłoń i ścisnęła ją mocno w swoich. Jack kochałmnie od dzieciństwa, lecz kochał także ciebie i bardzo ciępotrzebował.Był młodym, zdrowym mężczyzną, pełnymnamiętności.A ze mnie od czasu wypadku nie mógł miećpod tym względem żadnego pożytku.Przez te wszystkielata ani razu nie spojrzał na inną kobietę, żył w celibacie,dopóki nie zjawiłaś się ty.Zakochał się w tobie, Meri.Akiedy zaszłaś w ciążę, zapragnął tego dziecka.O Boże, jakbardzo go pragnął! Nigdy nie miałam do niego żalu o jegozwiązek z tobą.Wiedziałam, że nigdy mnie nie zrani aninie opuści.Wiedziałam także, że ty będziesz wobec mnie204lojalna.Tak bardzo kochałam Jacka, Meri, lecz kochamtakże ciebie i dziecko.Kocham je tak, jakby było moje.IAmelia wiedziała, co mówi, pani doktor.Ona zawszemówiła prawdę.Meredith umilkła ponownie.Najwidoczniej wspo-mnienie tamtego dnia z Amelią, choć tak odległe, nadalgłęboko ją poruszało.Gdy wreszcie spojrzała na lekarkę,w jej oczach błyszczały łzy.- Amelia umarła w tym sa-mym roku - w 1974 - uczyniwszy ze mnie bogatą kobietę,a z Cat prawdziwą dziedziczkę.Pozostawiła nam wszyst-ko, co posiadała, a było tego znacznie więcej, niż tylkoziemia i gospoda.Na przykład majątek, który odziedzi-czyła po matce.I wszystko to, poza kilkoma drobnymizapisami na rzecz O Brienów i paru innych osób, którepracowały w gospodzie od lat, pozostawiła nam.Oddała-bym jednak wszystko bez chwili wahania, gdyby to mogłoprzywrócić Amelię do życia.Przez całe lata opłakiwałamją i bardzo za nią tęskniłam.A także za Jackiem.- Co za niezwykła historia, bardzo poruszająca - po-wiedziała Hilary współczująco.Zauważyła wzruszenieMeredith i w pełni zrozumiała, jak wiele musieli znaczyćdla niej ci ludzie.Już miała zapytać, czy przyszło jej kie-dykolwiek na myśl, że Silverowie posłużyli się nią, lecznatychmiast zmieniła zamiar.W głębi serca wiedziałabowiem doskonale, że nie o to chodziło.Wierzyła, że Me-redith powiedziała jej całą prawdę o swoim życiu z Silve-rami.Być może kłamała co do innych fragmentów swegożyciorysu, lecz z pewnością nie co do tych kilku lat.Na stojącym obok biurka stoliku znajdowała się karaf-ka z wodą.Meredith wstała, podeszła do stolika i nalałasobie szklankę.Odwróciła się, spojrzała na Hilary i po-wiedziała cicho: - Jestem przekonana, że moje ataki nie205mają nic wspólnego z tamtymi latami w Connecticut.Byłam tam bardzo szczęśliwa, a Silverowie byli dla mniebardzo dobrzy.- Wiem - odparła Hilary.- I sądzę, że nie myli się pa-ni.Ataki nie mają nic wspólnego z tym okresem.Musimywięc cofnąć się jeszcze dalej.Nie wiem jednak, kiedy bę-dziemy mogły to zrobić.Chyba że przyszłaby pani najeszcze jedną sesję przed odlotem do Europy.To dałobynam przynajmniej jakiś punkt zaczepienia.Meredith wahała się przez chwilę, a potem podjęła de-cyzję.- Zgoda - powiedziała.- Mogłabym przyjść jutro popołudniu, jeżeli znajdzie pani dla mnie czas.- Pozwoli pani, że sprawdzę mój rozkład zajęć z se-kretarką - odparła Hilary, naciskając przycisk interkomu [ Pobierz całość w formacie PDF ]