[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pan zapewne też jest bardzo szczęśliwy - stwierdziłem.Uśmiechnął się.- Niedługo będzie tutaj drugi Tajwan - ciągnąłem.- Jest tu bardzo bezpiecznie.Ludziom się podoba.Mówimy otym kraju Najnowsze Chiny.- Ale czy nie jest nieco.zbyt spokojnie? - spytałem go.- Wszyscy lubią, gdy jest spokojnie.Nie tak jak w Hongkongu.Muszę znowu odwiedzić Hongkong, pomyślałem i.ponowniezapadłem w drzemkę. Sydney- Wczoraj wieczorem widziałem w telewizji jakąś kobietę, ladyEdnę, czy kogoś takiego*.Przyszło mi do głowy, że może dobrzebyłoby zorganizować przyszłoroczną konferencję handlową w Syd-ney.Co pan o tym sądzi?* Mowa o mężczyznie przebranym za kobietę, prowadzącym produkowany wAustralii i popularny także w Wielkiej Brytanii telewizyjny talk-show.- To ciekawy pomysł, proszę pana - odparłem z roztargnieniem.- Moja żona twierdzi, że to wspaniały pomysł.Będziemy mieliokazję nieco się ukulturalnić.- Jak najbardziej, proszę pana.Jak najbardziej - ocknąłem sięszybko.- Wspaniale.Pańska żona doskonale wie, jak.chciałempowiedzieć, ma zupełną rację, proszę pana.Działo się to w środkowej Anglii, w pewnej bardzo nudnej firmie,zajmującej się sprzętem grzewczym i wentylacyjnym, w której rokwcześniej prezes-pantoflarz odwołał pod naciskiem żony jedno-dniową konferencję w Scarborough**, ponieważ doszedł do wniosku,że taki wyjazd byłby zbyt ekscytujący dla pracowników działusprzedaży.** Scarborough - nadmorski kurort w północnej Anglii.Nie słuchajcie, jeśli ktoś wam będzie wmawiał, że to nieprawda;port w Sydney, most i oczywiście gmach opery robią ogromnewrażenie.Trzy dni pózniej, gdy przyleciałem po dwudziestodwugo-dzinnym locie bez międzylądowań, wszystko było skąpane w słońcu.Port okazał się znacznie ciekawszy, niż sobie wyobrażałem.Tysiącemzatoczek przypominał gigantyczną kałużę piwa fosters.Wielu Australijczyków chwali się, że ma mieszkanie z widokiemna port w Sydney.Nie macie co gwizdać z podziwu.Połowa miesz- kańców Australii mogłaby sobie zafundować mieszkanie z takimwidokiem.Port należy do największych na świecie i ciągnie się odmostu i gmachu opery trzydzieści kilometrów na zachód, aż doParramatty, jednej z dwóch najstarszych osad w kraju, oraz trzydzie-ści kilometrów na wschód, do Zatoki Lady Jane, gdzie teraz już żadnadama nie ośmieliłaby się zapuścić.Właściwie przypomina raczejśródlądowe morze niż port.Port był pełen jednostek pływających wszelkiego rodzaju - promów,wodolotów, statków pasażerskich, wielkich tankowców, malutkichjachtów i łodzi wiosłowych.Jakiś Australijczyk powiedział kiedyś, żew porcie w Sydney mogłoby się schronić tysiąc statków.Moim zda-niem przemawiała przez niego typowa australijska skromność.Most spinający skały, na których 26 stycznia 1788 roku po razpierwszy wylądowali Brytyjczycy, wygląda jak gigantyczny staro-modny wieszak na ubrania.Został zaprojektowany przez ekspan-sywną w swoim czasie, brytyjską firmę konstrukcyjną Dorman andLong, która już od dawna nie istnieje.Gmach opery, usytuowany na skraju przylądka Bennelong, jest bezwątpienia jednym ze współczesnych cudów świata.Czy to pięknybudynek, czy tandeta? Nie wiem.Moim zdaniem tak to się kończy,gdy grupa Australijczyków wynajmuje Duńczyka, żeby zafundowałim odrobinę urbanistycznej kultury.Kiedy duński architekt wykonałprojekt, okazało się, że nie można wznieść takiej budowli.Nie istniałyodpowiednie materiały, by wykonać dach w rozmiarach, jakie prze-widział projektant.Dla mnie i pewnie dla reszty świata byłby towystarczający dowód, że facetowi brakuje piątej klepki.Ale nie dlaAustralijczyków.Zdecydowali się wyłożyć pieniądze na stworzeniemateriałów odpowiednich do realizacji projektu.To, jak sądzę,świadczy najdobitniej, że Australijczycy są kimś więcej niż gburamipopijającymi piwo.Przynajmniej niektórzy.Obok gmachu operyznajduje się Circural Quay, które służy jako przystań promowa, pętlaautobusów miejskich, dworzec autobusów dalekobieżnych i ogólnienajwiększe centrum wszelkich środków lokalnego transportu. Sydney, ze swymi stu dwudziestu polami golfowymi i z dzie-więćdziesięcioma McDonaldami, właściwie otacza port ze wszystkichstron.Miasto jest ogromne, ciągnie się we wszystkich kierunkach.Wten charakterystyczny dla Australii sposób jej mieszkańcy, którychjest tylko siedemnaście milionów, starają się wypełnić kraj wielkościStanów Zjednoczonych.Mimo 3,7 miliona mieszkańców w Sydney żyje się lepiej niż winnych miastach Australii.Tymczasem Australijska Rada DoradczaPlanowania Gospodarczego plasuje miasto na trzecim miejscu poMelbourne i Perth.Ja wiem jedynie, że jeśli australijscy ekonomiści sątacy sami jak ekonomiści na całym świecie, to nie mają o takichsprawach pojęcia.- Kultura? - powiedział Kev z Centrum Kongresowego.- Tu wSydney mamy wszelkie rodzaje kultury.Przytaknąłem bez słowa.- Chcesz obejrzeć groble? - spytał Kev.- Naoglądałem się już grobli w Holandii - odparłem.- Jezu.Tam też mają groble?- Gdzie tylko spojrzysz.- A co powiesz na pokaz tatuażu?- Tatuażu? - potrząsnąłem głową.- To może chcesz zobaczyć przedstawienie Seven Little Austra-lians! Grają je w teatrze Sun Corp.Znów potrząsnąłem głową.- Festiwal gejów i lesbijek?Nic mi nie odpowiadało.Kev nie przypominał za bardzo Krokodyla Dundee.Robiłwszystko, żeby mi dogodzić, starał się jak najkorzystniej zaprezen-tować miasto, które w jego przekonaniu było najlepszym miejscem naświecie do gry w tenisa, uprawiania surfingu i żeglarstwa.W pewnymmomencie wyskoczył na ulicę i zatrzymał.autobus.Spryciarze ztych Australijczyków, pomyślałem.Zacząłem wsiadać.- Jezu, poczekaj, chłopie - przytrzymał mnie.- Najpierw musi przyklęknąć.- Przyklęknąć? Australijczycy chcą, żeby nawet auto-busy przed nimi klękały? - Jasne, chłopie - mruknął Kev.- My tumamy kulturę, wiesz.Nie jak wy, z antypodów.- Autobus warczał ikrztusił się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl