[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zależy nam wyłącznie naodnalezieniu Bursztynowej Komnaty; przede wszystkim Rachel pragnie wypełnić wolęswojego ojca, i to wszystko.Jestem prawnikiem, moja eksmałżonka sędzią.W żadnym razienie zamierzamy uczestniczyć w szantażu.- Nie musi mnie pan o tym przekonywać - odparł gospodarz, po czym zwrócił się doposzukiwacza skarbów.- Być może ma pan nawet rację.Tego rodzaju spekulacje mogłybyokazać się dla mnie kłopotliwe.%7łyjemy w świecie, w którym pozory są daleko bardziejistotne niż rzeczywistość.Traktuję pańskie perswazje bardziej jako rodzaj zabezpieczenia niższantaż.Wąskie usta starego człowieka wykrzywiły się w uśmiechu.- Niech pan je traktuje tak, jak się panu żywnie podoba.Ja natomiast oczekuję wyłącznie zapłaty Mam w tej chwili poważne kłopoty zpłynnością finansową oraz bardzo wiele do powiedzenia bardzo wielu ludziom.Cena za mojemilczenie rośnie z każdą minutą.Rachel zbladła.Paul domyślał się, że za sekundę wybuchnie.Od samego początku niemiała zaufania do McKoya.Podejrzany wydawał się jej apodyktyczny stosunek do ludzi; martwiła się, że zabardzo wikłają się w jego sprawy.Paul wyobrażał sobie, co za chwilę usłyszy.To jego wina,że wdepnęli po uszy w łajno.I on musiał również postanowić, jak się z tego wywikłać.- Czy mogę coś zaproponować? - zapytał Loring.- Słuchamy - odparł Paul w nadziei na odrobinę rozsądku.- Potrzebuję nieco czasu na przemyślenie całej tej sytuacji.Z pewnością nie planujeciepaństwo wracać jeszcze dziś do Stod.Proszę, żebyście u mnie przenocowali.Zjemy kolację, apotem znowu porozmawiamy.- Byłoby cudownie - szybko odpowiedział McKoy Planowaliśmy poszukać jakiegośhotelu w okolicy.- Doskonale; polecę służbie, by wniosła państwa bagaże. 53Suzanne otworzyła drzwi swojej sypialni.Stał przed nimi lokaj, który zwrócił się doniej po czesku:- Pan Loring chce się z panią widzieć w Sali Przodków.- Powiedział też, żeby skorzystała pani z ukrytych przejść i trzymała się z dala odgłównych korytarzy.- Czy wyjaśnił dlaczego?- Mamy gości, którzy będą tu nocować.Być może to jest powód.- Dziękuję.Zaraz schodzę.Zamknęła drzwi.Dziwne.Kazał jej skorzystać z ukrytych przejść.W zamku aż sięroiło od sekretnych drzwi i korytarzy, które niegdyś dla członków arystokratycznego rodustanowiły drogę ucieczki, obecnie zaś odwiedzanych głównie przez służbę, której zadaniembyło utrzymanie porządku w komnatach zamkowych.Jej sypialnia znajdowała się w tylnejczęści fortecznej budowli, za ciągiem głównych korytarzy oraz komnatami rodzinnymi, wpołowie drogi do kuchni i pomieszczeń roboczych, czyli za punktem, w którym zaczynał sięlabirynt ukrytych przejść.Zeszła na dół.Najbliższe wejście do sekretnego korytarza ukryte było w niewielkimsalonie na parterze.Szła przy ścianie wyłożonej boazerią.Ozdobne stiuki obramowywałyciemne deski z drewna orzechowego, na których nie widać było słoi.Ponad gotyckimkominkiem sięgnęła do ozdobnej woluty, by nacisnąć przycisk zwalniający mechanizm.Fragment muru obok kominka przesunął się, otwierając przejście.Gdy w nimzniknęła, ściana powróciła na miejsce.W wąskim korytarzu mogła pomieścić się zaledwie jedna osoba, wszystkie zakrętybyły pod kątem prostym.Co jakiś czas w kamiennej ścianie pojawiał się zarys drzwiprowadzących do kolejnych korytarzy lub do komnat.Bawiła się tu jeszcze jako dziecko,wyobrażając sobie, że jest czeską księżniczką uciekającą na wolność przed pogańskiminajezdzcami, którzy wdarli się przez mury obronne.Bardzo dobrze znała układ korytarzy.Do Sali Przodków nie prowadziło jednak ukryte wejście z sekretnych korytarzy;najbliższe znajdowało się w Komnacie Błękitnej.Loring tak nazywał to pomieszczenie,ponieważ na ścianach wisiały dekoracyjne skóry lakierowane na niebiesko ze złoconymitłoczeniami.Weszła teraz do tej sali i nasłuchiwała pod drzwiami, czy z korytarza niedobiegają jakieś odgłosy.Było cicho, przemknęła więc szybko do Sali Przodków, zamykając za sobą drzwi.Loring stał w półokrągłej wnęce przed oknem w ołowianych ramach.Na ścianieponad dwoma wyrzezbionymi w kamieniu lwami znajdował się herb rodzinny.Pozostałeściany zdobiły portrety antenatów, w tym Josefa Loringa.- Wydaje się, że opatrzność podarowała nam prezent rozpoczął i pokrótce opowiedziałjej o wizycie Waylanda McKoya oraz obojga Cutlerów.Uniosła brwi w zdumieniu.- Temu McKoyowi nie brakuje tupetu.- Bardziej niż ci się wydaje.On wcale nie ma zamiaru wymusić okupu.Idę o zakład,że chciał tylko sprawdzić moją reakcję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl