[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale hańba zawsze ta sama.- Webber otworzył laptopa.-Niestety, jak wielokrotnie się przekonaliśmy, to równie\ jestzarazliwe.Chciałbym, \ebyśmy wszyscy obejrzeli ten film.Odwrócił komputer, \eby wszyscy mogli zobaczyć.Na moni-torze pojawił się dr\ący obraz: wnętrze samolotu.Wiedziałem,co będzie dalej.Pojawiłem się w polu widzenia z czteremabuteleczkami whisky, dwiema szklankami i butelką wody.Patrzyłem, jak przetrząsam moją powieść i szarpnięciem otwieram250schowek.Mimo nie najlepszej jakości filmu, mo\na było zobaczyćjak przeszukuję torbę Patricii Hoag-Carrington.Wstałem, czując, \e tracę panowanie nad sobą, chocia\obiecałem sobie, \e do tego nie dopuszczę.- Webber, to nic nie da.Doskonale wiesz, co było w tej skr.- Ach, tak, w pańskiej skrytce.No có\, panie Waller, tonajlepszy fragment tej historii, na który czekałem z utęsknieniem.Proszę kontynuować.- Webber przefrunął przez pokój z uśmie-chem rekina.- Proszę na słówko agenta Appletona - powiedziałem.W sypialni chwyciłem go za klapę marynarki.- Proszę pozwolić mi na chwilę rozmowy w cztery oczy zForrestem.- Hm, rany, musiałbym.- Proszę to załatwić.Niech pan tam wróci i powie im, \e niezamierzam dłu\ej grzebać w tym gównie.Nie przyszedłem tutajpo to, \eby wysłuchiwać jakichś pieprzonych oskar\eń.Jeśli chcąposłuchać, co mam do powiedzenia, fajnie.Jeśli nie, wychodzę.Zanim zdą\ył coś powiedzieć, do sypialni wtargnęła Mary Beth.- Co ty wyprawiasz, Max? Wiedziałam, \e będzie trudno, ale,Jezu.- Więc idz i zapal świeczkę.Co Webber tu robi?- Byliśmy ju\ tak blisko, \eby go przycisnąć, podatek do-chodowy, wszystko - pokazała kciuk i palec wskazujący oddaloneo milimetr.- Wiemy o jego umowie z Applied Science.To byłodotowanie przemysłu.Podczas sprawdzania jego rachunkówznalezliśmy dziwny przelew, który wzbudził nasze podejrzenia.Nie uwierzyłbyś, jakie pieniądze.- przerwała.Mógłbym dorzu-cić parę szczegółów, ale nie zamierzałem się ju\ odzywać.- Niejesteśmy gotowi, \eby go teraz odsunąć.Uparł się, \eby przyjść.Nie mogłam mu odmówić.To by go zaalarmowało.- Tkwi w tym z Davidem Channingiem, i Beckmanem te\ -powiedziałem bez tchu.- Zapomnij o Beckmanie.Ci goście maczają paluchy w czymś,co mnie właśnie interesuje.Do cholery, Max, trzeba byłoprzynieść te dokumenty.Dopilnowałabym, \eby trafiły wewłaściwe ręce.- Mam je, nie martw się.251- Biorąc pod uwagę to, co widziałam, martwię się corazbardziej.Premiera.O piątej - powiedziała i odwróciła się napięcie.- Co: o piątej? - spytałem jej pleców.- O piątej jutro po południu.W tym samym miejscu.Z innymiludzmi.Spławię Webbera, choćbym miała u\yć strzelby.Ale tysię lepiej postaraj następnym razem.Kiedy wróciłem do pokoju, Sherley i Webber zniknęli.Najwyrazniej mieli w nosie, \e jeszcze nie skończyłem.- I co teraz? - spytałem.- Pójdzie pan ze mną - powiedział Appleton, patrząc prze-praszająco.- Dziękuję, sam trafię do domu.- Niestety.Otrzymałem instrukcje, \eby zatrzymać pana jakowa\nego świadka.Do głowy przyszło mi jedynie to, \e Sherley zadzwonił iuzyskał wycofanie mojego immunitetu.Albo mo\e zaplanowałto od samego początku.Channing musiał coś dostać za swojepieniądze.- Zakuje mnie pan w kajdanki?- Nie.My wiemy, \e to wszystko to jedna wielka bzdura -powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.Wyszliśmy z Rezydencji przy Market Square.Czekał na nasczarny crown vic, zaparkowany na drugim końcu D Street, przywjezdzie do parkingu Biura od ulicy Dziewiątej.Appleton uparł się, \ebym zapiął pas, zanim ruszył.Rozdział 45Byliśmy czterdzieści przecznic na wschód od PennsylvaniaAvenue, słuchając meczu Orioles i kierując się w stronę wschod-nich przedmieść Waszyngtonu, kiedy Chuck Appleton pacnął siędłonią w czoło, powiedział muszę wpaść po parę rzeczy" izahamował przed supermarketem Superfresh.W napisie nadsklepem przepaliła się połowa \arówek.- Chcesz pójść ze mną?- Poczekam.Dwa czarne dzieciaki przylepiły się do szyby, gapiąc się nanas.Pewnie się zastanawiały, co para Białasów robi na ich terenie.- Taa, lepiej zostań w samochodzie - powiedział Appleton.- To.- Dzielnica o wątpliwej reputacji?Przytaknął, zamknął za sobą starannie drzwi i zniknął w sklepie.Orioles mieli ludzi na pierwszej i trzeciej bazie, nikogo niewyautowano.Appleton zostawił uruchomiony silnik, więc mogłemsłuchać radia nie wyładowując akumulatora.Nale\ał chyba doskrupulatnych osób.Lista zakupów była krótka, ale to musiałochwilę potrwać.Appleton to jeden z tych facetów, którzyporównywali ceny nawet wtedy, gdy nie musieli się ograniczać.Dałem mu trzy minuty, a potem wysiadłem z samochodu.Dwóm obserwatorom nie drgnął nawet mięsień.- Zgubiłeś się, koleś? - To ten mniejszy, na oko trzynastoletni,z krokiem spodni w okolicach kolan.- Któryś z was umie prowadzić?- Pewnie, kurde.A bo co?- Chcecie się przejechać tym cackiem?- To pieprzony ford, człowieku.Jakieś dziesięć lat.Samochódpradziadka mojego dziadka.Podszedłem do drzwi kierowcy, opuściłem osłonę przeciw-słoneczną i z kieszonki wyciągnąłem rządową kartę kredytową.253Za dzieciakami widziałem mojego opiekuna z FBI przy kasieekspresowej.Zdejmował ze stojaka talię kart.Partia remika dobladego świtu.- Samochód waszego dziadka ma własną kartę kredytową?Dzieciaki przefrunęły z chodnika na przednie siedzenie.Naszczęście ten wy\szy zajął miejsce kierowcy.Szczudłowatyminogami sięgał do pedałów.- Chwila - powiedziałem do nich.- Co jest?- Zwiatła.- Schyliłem się, postawiłem koguta na dachui uruchomiłem go.- Pojedziecie z szykiem.Zrobiłem kilka kroków i skryłem się w cieniu.Szedłemwzdłu\ ściany do uliczki za sklepem.Kiedy Appleton wyszedłz Superfresh, dzieciaki pędziły ju\ Pennsylvania Avenue, migającświatłami i paląc gumy co parę cali.- Kurwa! - usłyszałem jego głos.- Kurwa.Kurwa.Kurwa.Gdyby dzieciaki nie władowały forda w bok autobusu, FBIścigałoby mnie całą noc po najgorszych drogach Waszyngtonu.Rozdział 46Zanurkowałem w uliczkę między dwoma budynkami, obokzakratowanego, zrujnowanego sklepu z alkoholami.Przy 7-Elevenznalazłem automat.Próbowałem złapać O'Neilla w pracy, potemw jego mieszkaniu.Nikt nie odbierał.Znalazłem go w barze.Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.- Co robisz jutro rano, John?- Co? Nie dali ci Kongresowego Medalu Honoru?- Potrzebne mi moje rzeczy.- Będę w biurze dopiero o trzeciej.- Nie mogę tyle czekać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Ale hańba zawsze ta sama.- Webber otworzył laptopa.-Niestety, jak wielokrotnie się przekonaliśmy, to równie\ jestzarazliwe.Chciałbym, \ebyśmy wszyscy obejrzeli ten film.Odwrócił komputer, \eby wszyscy mogli zobaczyć.Na moni-torze pojawił się dr\ący obraz: wnętrze samolotu.Wiedziałem,co będzie dalej.Pojawiłem się w polu widzenia z czteremabuteleczkami whisky, dwiema szklankami i butelką wody.Patrzyłem, jak przetrząsam moją powieść i szarpnięciem otwieram250schowek.Mimo nie najlepszej jakości filmu, mo\na było zobaczyćjak przeszukuję torbę Patricii Hoag-Carrington.Wstałem, czując, \e tracę panowanie nad sobą, chocia\obiecałem sobie, \e do tego nie dopuszczę.- Webber, to nic nie da.Doskonale wiesz, co było w tej skr.- Ach, tak, w pańskiej skrytce.No có\, panie Waller, tonajlepszy fragment tej historii, na który czekałem z utęsknieniem.Proszę kontynuować.- Webber przefrunął przez pokój z uśmie-chem rekina.- Proszę na słówko agenta Appletona - powiedziałem.W sypialni chwyciłem go za klapę marynarki.- Proszę pozwolić mi na chwilę rozmowy w cztery oczy zForrestem.- Hm, rany, musiałbym.- Proszę to załatwić.Niech pan tam wróci i powie im, \e niezamierzam dłu\ej grzebać w tym gównie.Nie przyszedłem tutajpo to, \eby wysłuchiwać jakichś pieprzonych oskar\eń.Jeśli chcąposłuchać, co mam do powiedzenia, fajnie.Jeśli nie, wychodzę.Zanim zdą\ył coś powiedzieć, do sypialni wtargnęła Mary Beth.- Co ty wyprawiasz, Max? Wiedziałam, \e będzie trudno, ale,Jezu.- Więc idz i zapal świeczkę.Co Webber tu robi?- Byliśmy ju\ tak blisko, \eby go przycisnąć, podatek do-chodowy, wszystko - pokazała kciuk i palec wskazujący oddaloneo milimetr.- Wiemy o jego umowie z Applied Science.To byłodotowanie przemysłu.Podczas sprawdzania jego rachunkówznalezliśmy dziwny przelew, który wzbudził nasze podejrzenia.Nie uwierzyłbyś, jakie pieniądze.- przerwała.Mógłbym dorzu-cić parę szczegółów, ale nie zamierzałem się ju\ odzywać.- Niejesteśmy gotowi, \eby go teraz odsunąć.Uparł się, \eby przyjść.Nie mogłam mu odmówić.To by go zaalarmowało.- Tkwi w tym z Davidem Channingiem, i Beckmanem te\ -powiedziałem bez tchu.- Zapomnij o Beckmanie.Ci goście maczają paluchy w czymś,co mnie właśnie interesuje.Do cholery, Max, trzeba byłoprzynieść te dokumenty.Dopilnowałabym, \eby trafiły wewłaściwe ręce.- Mam je, nie martw się.251- Biorąc pod uwagę to, co widziałam, martwię się corazbardziej.Premiera.O piątej - powiedziała i odwróciła się napięcie.- Co: o piątej? - spytałem jej pleców.- O piątej jutro po południu.W tym samym miejscu.Z innymiludzmi.Spławię Webbera, choćbym miała u\yć strzelby.Ale tysię lepiej postaraj następnym razem.Kiedy wróciłem do pokoju, Sherley i Webber zniknęli.Najwyrazniej mieli w nosie, \e jeszcze nie skończyłem.- I co teraz? - spytałem.- Pójdzie pan ze mną - powiedział Appleton, patrząc prze-praszająco.- Dziękuję, sam trafię do domu.- Niestety.Otrzymałem instrukcje, \eby zatrzymać pana jakowa\nego świadka.Do głowy przyszło mi jedynie to, \e Sherley zadzwonił iuzyskał wycofanie mojego immunitetu.Albo mo\e zaplanowałto od samego początku.Channing musiał coś dostać za swojepieniądze.- Zakuje mnie pan w kajdanki?- Nie.My wiemy, \e to wszystko to jedna wielka bzdura -powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.Wyszliśmy z Rezydencji przy Market Square.Czekał na nasczarny crown vic, zaparkowany na drugim końcu D Street, przywjezdzie do parkingu Biura od ulicy Dziewiątej.Appleton uparł się, \ebym zapiął pas, zanim ruszył.Rozdział 45Byliśmy czterdzieści przecznic na wschód od PennsylvaniaAvenue, słuchając meczu Orioles i kierując się w stronę wschod-nich przedmieść Waszyngtonu, kiedy Chuck Appleton pacnął siędłonią w czoło, powiedział muszę wpaść po parę rzeczy" izahamował przed supermarketem Superfresh.W napisie nadsklepem przepaliła się połowa \arówek.- Chcesz pójść ze mną?- Poczekam.Dwa czarne dzieciaki przylepiły się do szyby, gapiąc się nanas.Pewnie się zastanawiały, co para Białasów robi na ich terenie.- Taa, lepiej zostań w samochodzie - powiedział Appleton.- To.- Dzielnica o wątpliwej reputacji?Przytaknął, zamknął za sobą starannie drzwi i zniknął w sklepie.Orioles mieli ludzi na pierwszej i trzeciej bazie, nikogo niewyautowano.Appleton zostawił uruchomiony silnik, więc mogłemsłuchać radia nie wyładowując akumulatora.Nale\ał chyba doskrupulatnych osób.Lista zakupów była krótka, ale to musiałochwilę potrwać.Appleton to jeden z tych facetów, którzyporównywali ceny nawet wtedy, gdy nie musieli się ograniczać.Dałem mu trzy minuty, a potem wysiadłem z samochodu.Dwóm obserwatorom nie drgnął nawet mięsień.- Zgubiłeś się, koleś? - To ten mniejszy, na oko trzynastoletni,z krokiem spodni w okolicach kolan.- Któryś z was umie prowadzić?- Pewnie, kurde.A bo co?- Chcecie się przejechać tym cackiem?- To pieprzony ford, człowieku.Jakieś dziesięć lat.Samochódpradziadka mojego dziadka.Podszedłem do drzwi kierowcy, opuściłem osłonę przeciw-słoneczną i z kieszonki wyciągnąłem rządową kartę kredytową.253Za dzieciakami widziałem mojego opiekuna z FBI przy kasieekspresowej.Zdejmował ze stojaka talię kart.Partia remika dobladego świtu.- Samochód waszego dziadka ma własną kartę kredytową?Dzieciaki przefrunęły z chodnika na przednie siedzenie.Naszczęście ten wy\szy zajął miejsce kierowcy.Szczudłowatyminogami sięgał do pedałów.- Chwila - powiedziałem do nich.- Co jest?- Zwiatła.- Schyliłem się, postawiłem koguta na dachui uruchomiłem go.- Pojedziecie z szykiem.Zrobiłem kilka kroków i skryłem się w cieniu.Szedłemwzdłu\ ściany do uliczki za sklepem.Kiedy Appleton wyszedłz Superfresh, dzieciaki pędziły ju\ Pennsylvania Avenue, migającświatłami i paląc gumy co parę cali.- Kurwa! - usłyszałem jego głos.- Kurwa.Kurwa.Kurwa.Gdyby dzieciaki nie władowały forda w bok autobusu, FBIścigałoby mnie całą noc po najgorszych drogach Waszyngtonu.Rozdział 46Zanurkowałem w uliczkę między dwoma budynkami, obokzakratowanego, zrujnowanego sklepu z alkoholami.Przy 7-Elevenznalazłem automat.Próbowałem złapać O'Neilla w pracy, potemw jego mieszkaniu.Nikt nie odbierał.Znalazłem go w barze.Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.- Co robisz jutro rano, John?- Co? Nie dali ci Kongresowego Medalu Honoru?- Potrzebne mi moje rzeczy.- Będę w biurze dopiero o trzeciej.- Nie mogę tyle czekać [ Pobierz całość w formacie PDF ]