[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poprzednie już w tym czasiedorosły i wyprowadziły się.Córka Helena do Cork, gdzie pracowała jakonauczycielka w szkole podstawowej, zaś syn Brian do Bostonu, gdzie byłanalitykiem komputerowym.Rzadko odwiedzali dom rodziny.Dla Brianabyło to zbyt kosztowne, a matka wolała jezdzić na wakacje do Cork.Maładziewczynka nie znała tych dwojga ludzi, którzy nazywali siebie jej bratem isiostrą.Mieli dzieci starsze niż ona i wcale nie wiedzieli, kim ona jest i czegochce.Pojawiła się na tym świecie zbyt pózno i nigdy nie zaznała bliskości,jaka łączyła resztę rodziny.Jej ojciec był pomocnikiem myśliwego na gruntach zamkowych, które roz-ciągały się po drugiej stronie drogi, naprzeciwko jej domu.Mama była ku-charką rodziny Kilsaneyów.Mała dziewczynka była dumna z pozycji, jakązajmowała jej rodzina, tak blisko świetności, że dzieci w szkole uważały, żesama należy do dworu.Lubiła świadomość, że jej rodzina wie o sprawach, októrych nikt inny nie miał pojęcia.Zawsze korzystali z hojności pań- twa wLRTczasie Bożego Narodzenia, mogli żywić się gotowanymi dla nich potrawami,używać materiałów i tapet pozostałych po niedawnych remontach.Gruntyzamkowe były własnością prywatną, ale małej dziewczynce pozwalano sięna nich bawić.Czuła się tym niezwykle uhonorowana i robiła wszystko, abyzadowolić rodzinę.Drobne roboty domowe, przekazywanie matce wiado-mości od ojca, co dzisiaj upolowali i jakie warzywa wybrać na obiad.Uwielbiała dni, kiedy pozwalano jej przychodzić do zamku.Gdy była chora,matka nie mogła jej zostawić samej w domu.Państwo Kilsaneyowie wyka-zali się wielką wyrozumiałością.Pozwalali mamie małej dziewczynkiprzyprowadzać ją ze sobą do pracy.Wiedzieli, że nie ma wyboru, a ponieważnikt inny nie zadbałby o ich wyżywienie tak dobrze, zwłaszcza z malejącymz roku na rok budżetem, zgadzali się na obecność jej córki na zamku.Za-zwyczaj mała dziewczynka siadywała wtedy cicho w rogu wielkiej kuchni iobserwowała, jak matka poci się przez cały dzień nad garnkami i rozgrzanympiecem.Nie sprawiała żadnych kłopotów, ale obserwowała i zapamiętywaławszystko dokładnie.Uczyła się w ten sposób gotowania, ale też pochłaniałato, co działo się w obejściu.Zauważyła, że ilekroć pan Kilsaney miał do podjęcia jakąś decyzję, znikał wpokoju wyłożonym dębową boazerią, stawał na środku z rękoma założonymido tyłu i wpatrywał się w portrety swoich przodków, którzy spoglądali naniego z ogromnych obrazów olejnych oprawionych w kosztowne złote ramy.Wychodził potem z pokoju z wysoko uniesioną głową i rzucał się do dzia-łania, niczym żołnierz zachęcony do działania przez swojego dowódcę.Widziała również, że pani Kilsaney jest całkowicie zakochana w swoichdziewięciu psach i biega szaleńczo po całym domu, usiłując je złapać, niezauważając przy tym, jak wiele rzeczy dzieje się bez jej udziału.Poświęcałacałą uwagę swoim pupilkom, a zwłaszcza złośliwemu spanielowi o imieniuLRTMessy, którego nie można było w żaden sposób wychować, a który zdomi-nował większość myśli i konwersacji pani domu.Nie dostrzegała, że jej dwajsynowie psocą specjalnie, żeby przyciągnąć jej uwagę, ani tego, że mąż zabardzo polubił nieatrakcyjną pokojówkę Magdelene, która miała czarny ząb izbyt dużo czasu spędzała na odkurzaniu sypialni Kilsaneyów, kiedy panidomu wychodziła na spacery ze swoimi psami.Mała dziewczynka zauważyła, że pani Kilsaney wściekała się z powoduzwiędłych kwiatów.Przechodząc, przyglądała się uważnie zawartości każ-dego wazonu, zupełnie jakby miała obsesję na tym punkcie.Uśmiechała sięradośnie, gdy co trzy dni zakonnica przynosiła jej rano świeże bukiety zogrodu kwiatowego.Potem, gdy tylko za siostrą zamykały się drzwi, za-czynała przebierać kwiaty z zapałem, wyciągając i wyrzucając wszystko, cowydało jej się niedoskonałe.Mała dziewczynka uwielbiała panią Kilsaney,jej tweedowe kostiumy i brązowe buty do jazdy konnej, które nosiła nawet wdni, kiedy nie wybierała się na przejażdżkę.Postanowiła jednak, że nigdy niepozwoli, aby w jej własnym domu tyle rzeczy działo się bez jej udziału czyświadomości.Uwielbiała panią domu, ale uważała ją za głupią.Nie podobały jej się zabawy pana domu.Nie ukrywał nawet specjalnie za-bawiania się z brzydką pokojówką.Aaskotał jej pupę miotełką do odkurzaniai zachowywał się, jakby miał mniej lat niż mała dziewczynka.Uważał, żebyła za młoda, żeby zauważać i rozumieć jego zachowanie.Mała dziew-czynka nie lubiła go zbytnio, a on uważał ją za głupią.Przyglądała się wszystkim i wszystkiemu.Postanowiła, że ona zawsze bę-dzie wiedziała, co dzieje się w jej domu.Uwielbiała obserwować chłopców.Zawsze usiłowali coś spsocić, biegalikorytarzami, przewracając, psując i tłukąc różne przedmioty, strasząc po-kojówkę i hałasując.Pociągał ją zwłaszcza starszy z nich.To zawsze onwymyślał wszystkie harce.Młodszy, bardziej rozsądny, zgadzał się na ko-LRTlejne szaleństwa głównie po to, żeby mieć baczenie na starszego brata.Laurence, tak miał na imię starszy.Laurie, jak na niego wołali.Nigdy nie za-uważał małej dziewczynki, ale ona zawsze trzymała się gdzieś na uboczu,zaangażowana, choć niezaproszona, bawiąc się z nimi w wyobrazni.Młodszy chłopiec za to - Arthur albo Artie, jak go nazywali - dostrzegł małądziewczynkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Poprzednie już w tym czasiedorosły i wyprowadziły się.Córka Helena do Cork, gdzie pracowała jakonauczycielka w szkole podstawowej, zaś syn Brian do Bostonu, gdzie byłanalitykiem komputerowym.Rzadko odwiedzali dom rodziny.Dla Brianabyło to zbyt kosztowne, a matka wolała jezdzić na wakacje do Cork.Maładziewczynka nie znała tych dwojga ludzi, którzy nazywali siebie jej bratem isiostrą.Mieli dzieci starsze niż ona i wcale nie wiedzieli, kim ona jest i czegochce.Pojawiła się na tym świecie zbyt pózno i nigdy nie zaznała bliskości,jaka łączyła resztę rodziny.Jej ojciec był pomocnikiem myśliwego na gruntach zamkowych, które roz-ciągały się po drugiej stronie drogi, naprzeciwko jej domu.Mama była ku-charką rodziny Kilsaneyów.Mała dziewczynka była dumna z pozycji, jakązajmowała jej rodzina, tak blisko świetności, że dzieci w szkole uważały, żesama należy do dworu.Lubiła świadomość, że jej rodzina wie o sprawach, októrych nikt inny nie miał pojęcia.Zawsze korzystali z hojności pań- twa wLRTczasie Bożego Narodzenia, mogli żywić się gotowanymi dla nich potrawami,używać materiałów i tapet pozostałych po niedawnych remontach.Gruntyzamkowe były własnością prywatną, ale małej dziewczynce pozwalano sięna nich bawić.Czuła się tym niezwykle uhonorowana i robiła wszystko, abyzadowolić rodzinę.Drobne roboty domowe, przekazywanie matce wiado-mości od ojca, co dzisiaj upolowali i jakie warzywa wybrać na obiad.Uwielbiała dni, kiedy pozwalano jej przychodzić do zamku.Gdy była chora,matka nie mogła jej zostawić samej w domu.Państwo Kilsaneyowie wyka-zali się wielką wyrozumiałością.Pozwalali mamie małej dziewczynkiprzyprowadzać ją ze sobą do pracy.Wiedzieli, że nie ma wyboru, a ponieważnikt inny nie zadbałby o ich wyżywienie tak dobrze, zwłaszcza z malejącymz roku na rok budżetem, zgadzali się na obecność jej córki na zamku.Za-zwyczaj mała dziewczynka siadywała wtedy cicho w rogu wielkiej kuchni iobserwowała, jak matka poci się przez cały dzień nad garnkami i rozgrzanympiecem.Nie sprawiała żadnych kłopotów, ale obserwowała i zapamiętywaławszystko dokładnie.Uczyła się w ten sposób gotowania, ale też pochłaniałato, co działo się w obejściu.Zauważyła, że ilekroć pan Kilsaney miał do podjęcia jakąś decyzję, znikał wpokoju wyłożonym dębową boazerią, stawał na środku z rękoma założonymido tyłu i wpatrywał się w portrety swoich przodków, którzy spoglądali naniego z ogromnych obrazów olejnych oprawionych w kosztowne złote ramy.Wychodził potem z pokoju z wysoko uniesioną głową i rzucał się do dzia-łania, niczym żołnierz zachęcony do działania przez swojego dowódcę.Widziała również, że pani Kilsaney jest całkowicie zakochana w swoichdziewięciu psach i biega szaleńczo po całym domu, usiłując je złapać, niezauważając przy tym, jak wiele rzeczy dzieje się bez jej udziału.Poświęcałacałą uwagę swoim pupilkom, a zwłaszcza złośliwemu spanielowi o imieniuLRTMessy, którego nie można było w żaden sposób wychować, a który zdomi-nował większość myśli i konwersacji pani domu.Nie dostrzegała, że jej dwajsynowie psocą specjalnie, żeby przyciągnąć jej uwagę, ani tego, że mąż zabardzo polubił nieatrakcyjną pokojówkę Magdelene, która miała czarny ząb izbyt dużo czasu spędzała na odkurzaniu sypialni Kilsaneyów, kiedy panidomu wychodziła na spacery ze swoimi psami.Mała dziewczynka zauważyła, że pani Kilsaney wściekała się z powoduzwiędłych kwiatów.Przechodząc, przyglądała się uważnie zawartości każ-dego wazonu, zupełnie jakby miała obsesję na tym punkcie.Uśmiechała sięradośnie, gdy co trzy dni zakonnica przynosiła jej rano świeże bukiety zogrodu kwiatowego.Potem, gdy tylko za siostrą zamykały się drzwi, za-czynała przebierać kwiaty z zapałem, wyciągając i wyrzucając wszystko, cowydało jej się niedoskonałe.Mała dziewczynka uwielbiała panią Kilsaney,jej tweedowe kostiumy i brązowe buty do jazdy konnej, które nosiła nawet wdni, kiedy nie wybierała się na przejażdżkę.Postanowiła jednak, że nigdy niepozwoli, aby w jej własnym domu tyle rzeczy działo się bez jej udziału czyświadomości.Uwielbiała panią domu, ale uważała ją za głupią.Nie podobały jej się zabawy pana domu.Nie ukrywał nawet specjalnie za-bawiania się z brzydką pokojówką.Aaskotał jej pupę miotełką do odkurzaniai zachowywał się, jakby miał mniej lat niż mała dziewczynka.Uważał, żebyła za młoda, żeby zauważać i rozumieć jego zachowanie.Mała dziew-czynka nie lubiła go zbytnio, a on uważał ją za głupią.Przyglądała się wszystkim i wszystkiemu.Postanowiła, że ona zawsze bę-dzie wiedziała, co dzieje się w jej domu.Uwielbiała obserwować chłopców.Zawsze usiłowali coś spsocić, biegalikorytarzami, przewracając, psując i tłukąc różne przedmioty, strasząc po-kojówkę i hałasując.Pociągał ją zwłaszcza starszy z nich.To zawsze onwymyślał wszystkie harce.Młodszy, bardziej rozsądny, zgadzał się na ko-LRTlejne szaleństwa głównie po to, żeby mieć baczenie na starszego brata.Laurence, tak miał na imię starszy.Laurie, jak na niego wołali.Nigdy nie za-uważał małej dziewczynki, ale ona zawsze trzymała się gdzieś na uboczu,zaangażowana, choć niezaproszona, bawiąc się z nimi w wyobrazni.Młodszy chłopiec za to - Arthur albo Artie, jak go nazywali - dostrzegł małądziewczynkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]