[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jeśli Itkovian zdoła się utrzymać nakoniu, będzie zataczał mieczem szerokie łuki, zabijając wszystkich, którzy znajdą sięw jego zasięgu.Ci, których tylko rani, zginą pod ciosami podkutych kopyt jegowierzchowca.Nigdy dotąd nie zabił tak wielu ludzi.Robiło mu się od tego niedobrze, a jegoserce wypełniała nieprzebrana nienawiść do jasnowidza, który uczynił coś takiegowłasnym poddanym.A tak\e do septarchy Kulpatha, który z zimnym okrucieństwemwysyłał nieszczęsnych wieśniaków do szturmu na zdesperowaną armię.Jeszcze większą goryczą wypełniała go myśl, \e ta taktyka zapewne oka\e sięskuteczna, choć koszty będą niewyobra\alnie wielkie.Tenescowri rzucili się z rykiem do ataku.Pierwszych, którzy dotarli do naje\onego stalą czworoboku, posiekano naplasterki.Wrzeszczących, chwiejących się na nogach rannych towarzysze wciągali wgłąb nienasyconej tłuszczy, jeszcze straszliwszej od nieprzyjaciela, z którym musielisię mierzyć, gdy byli w pierwszej linii.Następni przepychali się do przodu, naspotkanie tego samego losu.Wcią\ jednak nadciągali nowi, wdrapując się na plecytych, którzy byli przed nimi, podczas gdy jeszcze następni wspinali się im na ramiona.Przez króciutką chwilę Itkovian miał przed sobą trzywarstwowy, oszalały tłum, którypotem runął na Szare Miecze, grzebiąc je pod sobą.Czworobok ugiął się pod naporem.śołnierzom wyrywano miecze i tarcze.Zciągano im hełmy z głów.Tarcza Kowadło wszędzie wokół widział tylko krew.Na falującą powierzchnię właziły kolejne postacie.Siekiery, tasaki i no\euderzały w tych, którzy byli na dole, lecz Itkovian wiedział, \e to on jest ichostatecznym celem.Przygotował miecz i ścisnął lekko wierzchowca nogami,nakazując mu kręcić się nieustannie wkoło.Zwierzę to podrzucało łbem, to goopuszczało, by osłaniać gardło.Pokrywająca mu czoło, szyję i pierś zbroja była ju\powgniatana i pełna plam krwi.Koń tupał kopytami o bruk, niecierpliwie czekając na\ywy cel.Pierwszy wieśniak znalazł się w zasięgu ramion Tarczy Kowadła.Itkovian ciąłmieczem i głowa odpadła od ciała, które zadr\ało i zwaliło się na ziemię.Końwierzgnął zadnimi nogami, trafiając z głuchym łoskotem w dwa inne cele.Następniestanął dęba, młócąc w powietrzu podkutymi kopytami, i powalił wrzeszczącą kobietę.Inny Tenescowri skoczył naprzód, próbując złapać zwierzę za nogę, lecz Itkovianpochylił się w siodle i ciął go mieczem po krzy\u, przerąbując kręgosłup.Obracający się koń odrzucił trupa na bok.Wysunął nagle głowę i zacisnął zęby naczuprynie kolejnego chłopa, mia\d\ąc kość i odgryzając porośnięty włosami kawałekczaszki.Na udzie Itkoviana, od strony tarczy, zacisnęły się dłonie.Odwrócił się, zsunąłlekko z siodła i przeciął mięśnie oraz obojczyk, bryzgając na boki krwią i ochłapami.Koń wierzgał i gryzł, tupał i kręcił się w kółko, lecz ręce wyciągały się ju\ zewszystkich stron.Itkovian uderzał mieczem na oślep, a mimo to za ka\dym razemtrafiał w cel.Ktoś wspiął się na zad wierzchowca za jego plecami.Tarcza Kowadłowygiął plecy i sięgnął za siebie zakutą w stal dłonią, uderzając mieczem w dół.Ostrzeprzecięło skórę i mięśnie, ześliznęło się po \ebrach i wbiło w podbrzusze.Tył siodła zbroczyła fala krwi i \ółci.Postać zsunęła się z konia.Itkovian wykrzyknął rozkaz i koń pochylił głowę.Tarcza Kowadło machnąłmieczem w szerokim poziomym cięciu.Orę\ co chwila podskakiwał na kolejnychprzeszkodach.Wierzchowiec odwrócił się i Itkovian wyprowadził takie samo cięcie zdrugiej strony.Potem znowu i znowu.Człowiek i zwierzę kręcili się w ten sposób, zadając straszliwe rany.Spoglądającyprzez wizurę rozgrzanego przez upał hełmu Itkovian widział jedynie urywkirozgrywających się wokół scen.Jego Szare Miecze ju\ się nie podniosą.Nie tym razem.Nie widział ani jednejznajomej opończy.Tenescowri otoczyli go ze wszystkich stron.Warstwa ciał pod ichstopami była gruba na wysokość dorosłego mę\czyzny.Gdzieś pod tą falującąpowierzchnią byli \ołnierze Itkoviana.Pochowani \ywcem, pochowani konający,pochowani martwi.Zostali tylko Itkovian i jego koń, i na nich skupiały się spojrzenia setek oszalałychz głodu oczu.Chłopom, którzy byli najbli\ej niego, podawano ju\ zdobyczne piki o długichdrzewcach.Za parę chwil zaczną dzgać nimi ze wszystkich stron.Zbroja nie mogłauchronić Tarczy Kowadła i jego wierzchowca przed podobnym atakiem.Blizniacze Kły, jestem wasz.W tej ostatniej chwili. Naprzód!Rumak czekał na ten rozkaz.Runął przed siebie.Kopyta, pierś i kłąb przebijałysię przez tłum, a Itkovian wyrąbywał sobie drogę, wymachując mieczem w obiestrony.Ludzie zataczali się, rozstępowali, wpadali pod młócące wściekle kopyta.Pikiodbijały się od jego zbroi i tarczy.Te, które uderzały z prawej, Itkovian odtrącałmieczem.Coś trafiło go w krzy\, przecięło ogniwa kolczugi, skórzaną kurtę i filcowąpodszewkę.Gdy wyposa\ony w zadziory grot przebił skórę i otarł się o najni\sze\ebro tu\ obok kręgosłupa, Tarczę Kowadło przeszył straszliwy ból.W tej samej chwili jego koń zakwiczał przerazliwie, nadziewając się na drugąpikę, która wbiła się głęboko w pierś po prawej stronie.Zwierzę szarpnęło się w lewoi zachwiało na nogach.Opuściło łeb, próbując pochwycić drzewce zębami.Ktoś skoczył na tarczę Itkoviana, uderzając nad nią drwalską siekierą.Ostrzewbiło się między lewy bark i szyję, a potem ugrzęzło.Tarcza Kowadło ciął sztychem miecza w twarz wieśniaczki.Orę\ wbił się wjeden policzek i wyszedł przez drugi.Itkovian obrócił klingę.Jego ukrytą za zasłonąhełmu twarz dzieliło od oblicza młodej ofiary zaledwie kilka cali.Kobieta runęła naplecy z głośnym bulgotem.Itkovian czuł cię\ar sterczącej mu z pleców piki, która obijała się z głośnymstukotem o zbroję chwiejącego się na nogach konia.Nó\ do czyszczenia ryb wbił się w nieosłonięte miejsce po tylnej stronie lewegokolana, sięgając a\ do stawu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.A jeśli Itkovian zdoła się utrzymać nakoniu, będzie zataczał mieczem szerokie łuki, zabijając wszystkich, którzy znajdą sięw jego zasięgu.Ci, których tylko rani, zginą pod ciosami podkutych kopyt jegowierzchowca.Nigdy dotąd nie zabił tak wielu ludzi.Robiło mu się od tego niedobrze, a jegoserce wypełniała nieprzebrana nienawiść do jasnowidza, który uczynił coś takiegowłasnym poddanym.A tak\e do septarchy Kulpatha, który z zimnym okrucieństwemwysyłał nieszczęsnych wieśniaków do szturmu na zdesperowaną armię.Jeszcze większą goryczą wypełniała go myśl, \e ta taktyka zapewne oka\e sięskuteczna, choć koszty będą niewyobra\alnie wielkie.Tenescowri rzucili się z rykiem do ataku.Pierwszych, którzy dotarli do naje\onego stalą czworoboku, posiekano naplasterki.Wrzeszczących, chwiejących się na nogach rannych towarzysze wciągali wgłąb nienasyconej tłuszczy, jeszcze straszliwszej od nieprzyjaciela, z którym musielisię mierzyć, gdy byli w pierwszej linii.Następni przepychali się do przodu, naspotkanie tego samego losu.Wcią\ jednak nadciągali nowi, wdrapując się na plecytych, którzy byli przed nimi, podczas gdy jeszcze następni wspinali się im na ramiona.Przez króciutką chwilę Itkovian miał przed sobą trzywarstwowy, oszalały tłum, którypotem runął na Szare Miecze, grzebiąc je pod sobą.Czworobok ugiął się pod naporem.śołnierzom wyrywano miecze i tarcze.Zciągano im hełmy z głów.Tarcza Kowadło wszędzie wokół widział tylko krew.Na falującą powierzchnię właziły kolejne postacie.Siekiery, tasaki i no\euderzały w tych, którzy byli na dole, lecz Itkovian wiedział, \e to on jest ichostatecznym celem.Przygotował miecz i ścisnął lekko wierzchowca nogami,nakazując mu kręcić się nieustannie wkoło.Zwierzę to podrzucało łbem, to goopuszczało, by osłaniać gardło.Pokrywająca mu czoło, szyję i pierś zbroja była ju\powgniatana i pełna plam krwi.Koń tupał kopytami o bruk, niecierpliwie czekając na\ywy cel.Pierwszy wieśniak znalazł się w zasięgu ramion Tarczy Kowadła.Itkovian ciąłmieczem i głowa odpadła od ciała, które zadr\ało i zwaliło się na ziemię.Końwierzgnął zadnimi nogami, trafiając z głuchym łoskotem w dwa inne cele.Następniestanął dęba, młócąc w powietrzu podkutymi kopytami, i powalił wrzeszczącą kobietę.Inny Tenescowri skoczył naprzód, próbując złapać zwierzę za nogę, lecz Itkovianpochylił się w siodle i ciął go mieczem po krzy\u, przerąbując kręgosłup.Obracający się koń odrzucił trupa na bok.Wysunął nagle głowę i zacisnął zęby naczuprynie kolejnego chłopa, mia\d\ąc kość i odgryzając porośnięty włosami kawałekczaszki.Na udzie Itkoviana, od strony tarczy, zacisnęły się dłonie.Odwrócił się, zsunąłlekko z siodła i przeciął mięśnie oraz obojczyk, bryzgając na boki krwią i ochłapami.Koń wierzgał i gryzł, tupał i kręcił się w kółko, lecz ręce wyciągały się ju\ zewszystkich stron.Itkovian uderzał mieczem na oślep, a mimo to za ka\dym razemtrafiał w cel.Ktoś wspiął się na zad wierzchowca za jego plecami.Tarcza Kowadłowygiął plecy i sięgnął za siebie zakutą w stal dłonią, uderzając mieczem w dół.Ostrzeprzecięło skórę i mięśnie, ześliznęło się po \ebrach i wbiło w podbrzusze.Tył siodła zbroczyła fala krwi i \ółci.Postać zsunęła się z konia.Itkovian wykrzyknął rozkaz i koń pochylił głowę.Tarcza Kowadło machnąłmieczem w szerokim poziomym cięciu.Orę\ co chwila podskakiwał na kolejnychprzeszkodach.Wierzchowiec odwrócił się i Itkovian wyprowadził takie samo cięcie zdrugiej strony.Potem znowu i znowu.Człowiek i zwierzę kręcili się w ten sposób, zadając straszliwe rany.Spoglądającyprzez wizurę rozgrzanego przez upał hełmu Itkovian widział jedynie urywkirozgrywających się wokół scen.Jego Szare Miecze ju\ się nie podniosą.Nie tym razem.Nie widział ani jednejznajomej opończy.Tenescowri otoczyli go ze wszystkich stron.Warstwa ciał pod ichstopami była gruba na wysokość dorosłego mę\czyzny.Gdzieś pod tą falującąpowierzchnią byli \ołnierze Itkoviana.Pochowani \ywcem, pochowani konający,pochowani martwi.Zostali tylko Itkovian i jego koń, i na nich skupiały się spojrzenia setek oszalałychz głodu oczu.Chłopom, którzy byli najbli\ej niego, podawano ju\ zdobyczne piki o długichdrzewcach.Za parę chwil zaczną dzgać nimi ze wszystkich stron.Zbroja nie mogłauchronić Tarczy Kowadła i jego wierzchowca przed podobnym atakiem.Blizniacze Kły, jestem wasz.W tej ostatniej chwili. Naprzód!Rumak czekał na ten rozkaz.Runął przed siebie.Kopyta, pierś i kłąb przebijałysię przez tłum, a Itkovian wyrąbywał sobie drogę, wymachując mieczem w obiestrony.Ludzie zataczali się, rozstępowali, wpadali pod młócące wściekle kopyta.Pikiodbijały się od jego zbroi i tarczy.Te, które uderzały z prawej, Itkovian odtrącałmieczem.Coś trafiło go w krzy\, przecięło ogniwa kolczugi, skórzaną kurtę i filcowąpodszewkę.Gdy wyposa\ony w zadziory grot przebił skórę i otarł się o najni\sze\ebro tu\ obok kręgosłupa, Tarczę Kowadło przeszył straszliwy ból.W tej samej chwili jego koń zakwiczał przerazliwie, nadziewając się na drugąpikę, która wbiła się głęboko w pierś po prawej stronie.Zwierzę szarpnęło się w lewoi zachwiało na nogach.Opuściło łeb, próbując pochwycić drzewce zębami.Ktoś skoczył na tarczę Itkoviana, uderzając nad nią drwalską siekierą.Ostrzewbiło się między lewy bark i szyję, a potem ugrzęzło.Tarcza Kowadło ciął sztychem miecza w twarz wieśniaczki.Orę\ wbił się wjeden policzek i wyszedł przez drugi.Itkovian obrócił klingę.Jego ukrytą za zasłonąhełmu twarz dzieliło od oblicza młodej ofiary zaledwie kilka cali.Kobieta runęła naplecy z głośnym bulgotem.Itkovian czuł cię\ar sterczącej mu z pleców piki, która obijała się z głośnymstukotem o zbroję chwiejącego się na nogach konia.Nó\ do czyszczenia ryb wbił się w nieosłonięte miejsce po tylnej stronie lewegokolana, sięgając a\ do stawu [ Pobierz całość w formacie PDF ]