[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A bodaj ciÄ™! Ja bym tego nie zrobiÅ‚! Doktor powieóiaÅ‚, że sam mógÅ‚ dostać dyËîerytu.Dlatego nie wróciÅ‚ do liceum,ale mieszkaÅ‚ u nas.Doktor mówiÅ‚, że gdyby nie on, to bym zdechÅ‚ do dwuóiestu minut.Tu woznica, który miaÅ‚ swoje rozkazy, trzasnÄ…Å‚ z bata i ruszyÅ‚ naprzód, tak że maÅ‚ochÅ‚opców nie przejechaÅ‚. Jak Boga kocham!  zawoÅ‚aÅ‚ Beetle. To prawie bohaterstwo! Prawie?Kolano M'Turka wjechaÅ‚o mu w tyÅ‚ i posÅ‚aÅ‚o go w stronÄ™ Stalky'ego, który go na-tychmiast tym samym sposobem odesÅ‚aÅ‚. Powinien byÅ› za to wisieć! A stary powinien by dostać za to V.C.y p Jakże, przecie on do tego czasu mógÅ‚umrzeć i być pochowany.Ale nie, nie.Nic z tego! Ho! Ho! SmarowaÅ‚ przez pÅ‚ot, jakstara, wesoÅ‚a sroka! Ekstrabaty, pięćset wierszy i tyóieÅ„ kozy  wszystko jakby nigdynic. Zdaje mi siÄ™, że czytaÅ‚em o czymÅ› podobnym w jakiejÅ› książce!  przypomniaÅ‚sobie Beetle. Jak Boga kocham, co za byczy mąży ¹! PomyÅ›lcie tylko. WÅ‚aÅ›nie myÅ›lÄ™!  rzekÅ‚ M'Turk.To rzekÅ‚szy, wydaÅ‚ jakiÅ› tak straszny irlanóki okrzyk, że caÅ‚a drużyna siÄ™ za nimobejrzaÅ‚a. Cicho bÄ…dz!  zawoÅ‚aÅ‚ Stalky, taÅ„czÄ…c z niecierpliwoÅ›ci.y p i t ia ss  Krzyż ZwyciÄ™stwa.y ¹ y y (daw.pot.)  wspaniaÅ‚y facet.ru ar ki in Stalky i spółka 75  Zostawcie to tylko wujowi Stalky'emu, już on siÄ™ ze starym rozprawić potrafi.Beetle, jeÅ›li choć słówko piÅ›niesz, zanim ci pozwolÄ™, zab3Ä™ ciÄ™! a apit i i si i is.Trzymam go za najkrótsze wÅ‚osy.A teraz zróbcie takie miny, jakby nigdy nic.Zbyteczne byÅ‚o jednak wszelkie udawanie, ponieważ szkoÅ‚a zajęła siÄ™ najzupeÅ‚niejwydawaniem gromkich okrzyków na cześć graczy nierozegranego meczu.ChÅ‚opcy niezwracajÄ…c uwagi na zabÅ‚ocone trzewiki, krÄ™cili siÄ™ caÅ‚ymi gromadami dokoÅ‚a Å‚azienek,podczas kiedy czÅ‚onkowie drużyn myli siÄ™.Wrzeszczeli  hura , ile razy udaÅ‚o im siÄ™ zo-baczyć maÅ‚ego Crandalla, a jeszcze gÅ‚oÅ›niej woÅ‚ali  hura po modlitwie, kiedy pojawilisiÄ™ Starzy ChÅ‚opcy w strojach wieczorowych i podkrÄ™cajÄ…c swobodnie wÄ…sa, zamiast sta-nąć wÅ›ród nauczycieli, ustawili siÄ™ szeregiem pod Å›cianÄ…, tuż przed szeregiem prefektów,a rektor wywoÅ‚ywaÅ‚ ich także  a i t ti s jak za dawnych czasów. Wszystko to baróo piÄ™kne!  odezwaÅ‚ siÄ™ rektor po obieóie  ale chÅ‚opcyzaczynajÄ… wysmykać siÄ™ trochÄ™ z rÄ…k.Obawiam siÄ™, że z tego wyniknÄ… pózniej nieprzy-jemnoÅ›ci.Dobrze byÅ› zrobiÅ‚ Crandall, gdybyÅ› poszedÅ‚ spać jak najwczeÅ›niej.Sypialniabęóie na ciebie czekać.Nie wiem, jakie zawrotne wyżyny osiÄ…gniesz w swej karierze, alepewien jestem, że nigdy nie spotkasz siÄ™ z tak absolutnym uwielbieniem jak óiÅ›! Niech siÄ™ daóÄ… wypchać z caÅ‚ym uwielbieniem.WolaÅ‚bym skoÅ„czyć cygaro. To szczere zÅ‚oto  idz, góie sÅ‚awa ciÄ™ czeka, Crandall i y ².Jako tÅ‚o miaÅ‚a tej apoteozie sÅ‚użyć mansarda o óiesiÄ™ciu łóżkach, poÅ‚Ä…czona z trzemasÄ…siednimi sypialniami, w których wyjÄ™to drzwi.Gaz pÅ‚onÄ…Å‚ nad skromnymi, zwyczajnymiumywalniami z biaÅ‚ego drzewa sosnowego.PrzeciÄ…gi gwizdaÅ‚y bezustannie, a przez okna,niezasÅ‚oniÄ™te roletami, widać byÅ‚o morze prÄ…ce falami na pÅ‚aski, piaszczysty brzeg. To samo stare łóżko  prawdopodobnie ten sam stary materac  mówiÅ‚ Crandall,ziewajÄ…c. Wszystko to samo.Och, ale mnie koÅ›ci bolÄ….Nie miaÅ‚em wyobrażenia, że wy,smarkacze, potraficie tak grać  to mówiÄ…c, roztarÅ‚ sobie stÅ‚uczonÄ… kostkÄ™. Każdemuz nas dostaÅ‚o siÄ™ coÅ› na pamiÄ…tkÄ™.Kilka minut minęło, zanim poczuli siÄ™ jakoÅ› swobodniej; zwÅ‚aszcza uczuli siÄ™ spokoj-niejszymi, gdy Crandall odwróciÅ‚ siÄ™ i, uklÄ™knÄ…wszy, zmówiÅ‚ pacierz  ceremonia, którÄ…zaniedbywaÅ‚ przez kilka lat. Oj, zapomniaÅ‚em! Baróo mi przykro, zapomniaÅ‚em zgasić Å›wiatÅ‚o. Nic nie szkoói!  uspokajaÅ‚ go prefekt sypialni. To należy do Worthingtona.Dwunastoletni chÅ‚opaczek w koszuli nocnej, czekajÄ…cy, kiedy wreszcie on bęóie mógÅ‚pokazać siÄ™ na widowni, wyskoczyÅ‚ z łóżka i zgasiÅ‚ Å›wiatÅ‚o, wspinajÄ…c siÄ™ po umywalniach. A co robicie, gdy on Å›pi?  zapytaÅ‚ Crandall, Å›miejÄ…c siÄ™. Pcha mu siÄ™ mokrÄ… chustkÄ™ pod szyjÄ™. Za moich czasów to byÅ‚a mokra gÄ…bka.A to co? Co siÄ™ óieje?CiemnoÅ›ci napeÅ‚niÅ‚y siÄ™ nagle szeptami, szelestem ciÄ…gnionych po ziemi dywaników,odgÅ‚osem bosych stóp biegnÄ…cych po goÅ‚ej podÅ‚oóe, protestami, chichotem, grozbami. Siedzże raz spokojnie, idioto jeden& ! No, to siadaj na ziemi& SÅ‚owo ci dajÄ™, że namoim łóżku sieóieć nie bęóiesz& Bo mi stÅ‚uczesz porcelanÄ™ w gÄ™bie! Sta& Corkran mówiÅ‚  zaczÄ…Å‚ prefekt, intonacjÄ… gÅ‚osu zaznaczajÄ…c, iż uważa to zanieprawdopodobnÄ… bezczelność ze strony Stalky'ego  otóż mówiÅ‚, że może pan zechceopowieóieć nam, jak to byÅ‚o z ciaÅ‚em Duncana. Prosimy, prosimy baróo!  odezwaÅ‚ siÄ™ bÅ‚agalny szept. Nie ma nic do opowiadania.Po kiego diabÅ‚a powyÅ‚aziliÅ›cie z łóżek i kucacie natakim zimnie? Niech pan na nas nie zważa! Nic nie szkoói!  rozlegÅ‚y siÄ™ gÅ‚osy. Prosimyopowieóiać, jak to byÅ‚o z Porcusem.Wobec tego Crandall obróciÅ‚ siÄ™ na poduszce i zaczÄ…Å‚ mówić do niewióialnego po-kolenia. Pewnego dnia  jakoÅ› przed trzema miesiÄ…cami  Duncan komenderowaÅ‚ eskor-tÄ… konwojujÄ…cÄ… kasÄ™  wóz peÅ‚en rupii przeznaczonych na żoÅ‚d dla żoÅ‚nierzy, pięć tysiÄ™cyrupii w srebrze.WysÅ‚ano go z tÄ… kasÄ… do miejscowoÅ›ci zwanej fort Pearson, niedalekoKalabaghu&y ² i (Å‚ac.)  mÅ‚odszy, mniejszy.ru ar ki in Stalky i spółka 76  Ja siÄ™ tam uroóiÅ‚em  zapiszczaÅ‚ jakiÅ› szkrab. Fort nazywa siÄ™ tak po moimstryju& Kusz ty razem ze swoim stryjem! ProszÄ™ na niego nie zważać, Crandall! Nic nie szkoói.Otóż AÊîyói wywÄ…chali jakoÅ›, że ta kasa jest w droóe, wobectego zrobili czym pręóej zasaókÄ™ na caÅ‚e towarzystwo parÄ™ mil przed fortem i odciÄ™lieskortÄ™.Duncan zostaÅ‚ ranny, a eskorta uciekÅ‚a.On miaÅ‚ ogółem dwuóiestu sipajów,a AÊîydów byÅ‚o baróo dużo.Przypadkiem ja byÅ‚em wÅ‚aÅ›nie komendantem fortu.PrawdÄ™mówiÄ…c, sÅ‚yszaÅ‚em strzelaninÄ™ i już chciaÅ‚em wyjść zobaczyć, co siÄ™ tam óieje, kiedynagle nadbiegli luóie Duncana.Wobec tego poszliÅ›my naprzód razem.Opowiadali mi coÅ›o jakimÅ› oficerze, ale ja nie zdawaÅ‚em sobie sprawy z sytuacji, póki wreszcie nie ujrzaÅ‚emmięóy koÅ‚ami wozu, pozostawionego na równinie, kolegi, który oparty na Å‚okciu strzelaÅ‚raz po raz z rewolweru.Wióicie, eskorta porzuciÅ‚a wóz, a AÊîyói  luóie naówyczajostrożni  byli przekonani, że ta ucieczka, to tylko podstÄ™p  coÅ› w roóaju puÅ‚apki,rozumiecie, i że wóz sÅ‚uży za przynÄ™tÄ™.Dlatego zostawili biednego Duncana tam, góiepadÅ‚.Ale jak tylko zobaczyli, że nas jest tak maÅ‚o, zaczÄ™li siÄ™ z nami Å›cigać  każdastrona chciaÅ‚a pierwsza Duncana dopaść.MyÅ›my lecieli jak wariaci, oni lecieli, wreszciemyÅ›my przyszli do mety pierwsi i po krótkiej rÄ…baninie oni uciekli [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl