[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— pal sześć! —Bracie, trza wyżej ogon nieść!Na całym świecie — wzdłuż i wszerz —Wiemy, jak gada ptak czy zwierz,Gacek czy ryba, gad czy płaz —O wszystkim gwarzym prędko — i wraz!Jeszcze raz! Świetnie! Pysznie! O cudzie!Teraz mówimy już tak jak ludzie!Możem udawać, żeśmy.— pal sześć! —Bracie, trza wyżej ogon nieść!Taka jest życia małpiego treść!Więc społem w pląs radosny! Nurkujmy poprzez sosny,Sięgajmy ku owocom, które dziko wzrosłyPo naszym cnym gadaniu i bójkach przy wstawaniuMiarkujcie, że piastujem właśnie w duchu cel wyniosły!„TYGRYS! TYGRYS!"Jak idą łowy, myśliwcze groźny?Bracie! Czatować żmudno.czas mroźny!Kędyż zwierzyna —i ślad twych trofei?Bracie! Zwierzyna.pasie się w kniei!Gdzież jest ta siła, którą się chwalisz?Bracie! Miast siły czuję.paraliż!Gdzież to kierujesz kroki swe rącze?Bracie! Do jamy.gdzie życie skończą!A teraz musimy powrócić do pierwszej z naszych opowieści.Opuściwszy wilczą jaskinięwnet po pamiętnej bitwie z Gromadą na Skale Narady, Mowgli wyszedł na uprawne pola, wśródktórych już znajdowały się osiedla wieśniaków.Nie chciał jednakże zatrzymywać się w tejokolicy, gdyż za blisko stąd było do dżungli, a zdawał sobie przecie sprawę z tego, że na Wilczym Wiecu pobudził przeciwko sobie gniew co najmniej jednego1 nieprzyjaciela.Przeto szedł i szedłwciąż naprzód, kierując się wedle kamienistej drogi, zbiegającej w dół wąwozem, Posuwając sięuporczywym, żółwim krokiem, przebrnął bez mała dwadzieścia mil angielskich, aż na koniecdotarł do miejscowości, gdzie dotąd jeszcze nie postała jego stopa.Wąwóz się tu rozszerzał,tworząc rozległą równinę, którą tu i ówdzie garbiły opoczyste wzniesienia lub przerzynał parów.Na jednym jej końcu widniała mała wioska, po przeciwnej zaś stronie spływał ku pastwiskomrąbek gęstej puszczy, urywając się nagle, jakby ucięty motyką.Po całej równinie pasły się stada bydła domowego i bawołów.Na widok Mowgliego pastuszkowie pilnujący bydła rozpierzchli się w popłochu, wydającprzeraźliwe krzyki, a żółte psy pariaskie, włóczące się w każdej wsi indyjskiej, poczęły naszcze kiwać.Mimo to Mowgli szedł dalej, bo dokuczał mu głód niezmierny.Gdy doszedł do wrót wioski, obaczył wielki krzak ciernisty, który zaciągano na noc przedwrota; w danej chwili zapora ta była odsunięta nieco na bok.— Uhm! — mruknął Mowgli, któremu zdarzało się przełazić przez niejedną taką zaporę, gdy nocą wyprawiał się po żywność.— A więc i tutaj ludzie obawiają się Plemion Dżungli.Usiadł przy bramie i czekał.Ujrzawszy jakiegoś człowieka, nadchodzącego w jego stronę,powstał, rozdziawił szeroko buzię i wskazał na nią palcem, dając do zrozumienia, że chciałby coś przekąsić.Człowiek wytrzeszczył na niego oczy, po czym odwrócił się i pobiegł pędem w jedną z uliczek wioski, przywołując kapłana.Kapłan był to mężczyzna słusznego wzrostu i jeszcze słusz-niejszej tuszy, biało odziany, zczerwonożółtym znakiem na czole.Podszedł ku wrotom, wiodąc za sobą co najmniej setkę ludzi,którzy poczęli gapić się na Mowgliego i wskazywać nań wśród *• rozmowy i wrzasków.— Niby to ludzie.a nie znają się na grzeczności! — mruknął Mowgli.— Tylkokocz-kodany zachowują sią tak jak oni!I żeby im to okazać, odrzucił w tył bujne włosy i spojrzał — jak to mówią — wilkiem nagapiącą się rzeszę.— Czegóż tu się obawiać? — odezwał się kapłan, — Przyjrzyjcie się znakom na jego ra-mionach i nogach.To ślady ukąszeń zadanych mu przez wilki.Mamy przed sobą małegowilkołaka, który zbiegł z kniei.Istotnie na ramionach i nogach Mowgliego widać było białe blizny, wynikłe stąd, żewilczeta podczas zabaw czasem uszczypnęły go nieco silniej, niż leżało w ich zamiarze.JednakżeMowgli nigdy by tych uszczypnięć nie nazwał ukąszeniami; miał bowiem pojęcie o tym, coznaczy prawdziwe ukąszenie.— Arrel Arrel — zawołało jednocześnie parę kobiet, — Pokąsany przez wilki!.Biednedzieciątko! Ale bystry chłopaczek! A jak mu się oczki jarzą! Kropla w kroplę podobny do twegochłopca, co go porwał tygrys!— Puście mnie! Niech no mu się przypatrzę! — zawołała jakaś kobieta przybrana w ciężkiemiedziane bransolety na rękach i nogach.Przysłoniła ręką brwi i poczęła przyglądać się Mowgliemu.— Naprawdę podobny.Tyle że nie taki gruby, ale poziera całkiem jak mój chłopak!Kapłan był człowiekiem mądrym i wiedział, że Messua była żoną najbogatszego zmieszkańców wioski.Zapatrzył się więc na chwilę w niebo i rzekł uroczyście:—— Dżungla zwróciła to, co dżungla zabrała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.— pal sześć! —Bracie, trza wyżej ogon nieść!Na całym świecie — wzdłuż i wszerz —Wiemy, jak gada ptak czy zwierz,Gacek czy ryba, gad czy płaz —O wszystkim gwarzym prędko — i wraz!Jeszcze raz! Świetnie! Pysznie! O cudzie!Teraz mówimy już tak jak ludzie!Możem udawać, żeśmy.— pal sześć! —Bracie, trza wyżej ogon nieść!Taka jest życia małpiego treść!Więc społem w pląs radosny! Nurkujmy poprzez sosny,Sięgajmy ku owocom, które dziko wzrosłyPo naszym cnym gadaniu i bójkach przy wstawaniuMiarkujcie, że piastujem właśnie w duchu cel wyniosły!„TYGRYS! TYGRYS!"Jak idą łowy, myśliwcze groźny?Bracie! Czatować żmudno.czas mroźny!Kędyż zwierzyna —i ślad twych trofei?Bracie! Zwierzyna.pasie się w kniei!Gdzież jest ta siła, którą się chwalisz?Bracie! Miast siły czuję.paraliż!Gdzież to kierujesz kroki swe rącze?Bracie! Do jamy.gdzie życie skończą!A teraz musimy powrócić do pierwszej z naszych opowieści.Opuściwszy wilczą jaskinięwnet po pamiętnej bitwie z Gromadą na Skale Narady, Mowgli wyszedł na uprawne pola, wśródktórych już znajdowały się osiedla wieśniaków.Nie chciał jednakże zatrzymywać się w tejokolicy, gdyż za blisko stąd było do dżungli, a zdawał sobie przecie sprawę z tego, że na Wilczym Wiecu pobudził przeciwko sobie gniew co najmniej jednego1 nieprzyjaciela.Przeto szedł i szedłwciąż naprzód, kierując się wedle kamienistej drogi, zbiegającej w dół wąwozem, Posuwając sięuporczywym, żółwim krokiem, przebrnął bez mała dwadzieścia mil angielskich, aż na koniecdotarł do miejscowości, gdzie dotąd jeszcze nie postała jego stopa.Wąwóz się tu rozszerzał,tworząc rozległą równinę, którą tu i ówdzie garbiły opoczyste wzniesienia lub przerzynał parów.Na jednym jej końcu widniała mała wioska, po przeciwnej zaś stronie spływał ku pastwiskomrąbek gęstej puszczy, urywając się nagle, jakby ucięty motyką.Po całej równinie pasły się stada bydła domowego i bawołów.Na widok Mowgliego pastuszkowie pilnujący bydła rozpierzchli się w popłochu, wydającprzeraźliwe krzyki, a żółte psy pariaskie, włóczące się w każdej wsi indyjskiej, poczęły naszcze kiwać.Mimo to Mowgli szedł dalej, bo dokuczał mu głód niezmierny.Gdy doszedł do wrót wioski, obaczył wielki krzak ciernisty, który zaciągano na noc przedwrota; w danej chwili zapora ta była odsunięta nieco na bok.— Uhm! — mruknął Mowgli, któremu zdarzało się przełazić przez niejedną taką zaporę, gdy nocą wyprawiał się po żywność.— A więc i tutaj ludzie obawiają się Plemion Dżungli.Usiadł przy bramie i czekał.Ujrzawszy jakiegoś człowieka, nadchodzącego w jego stronę,powstał, rozdziawił szeroko buzię i wskazał na nią palcem, dając do zrozumienia, że chciałby coś przekąsić.Człowiek wytrzeszczył na niego oczy, po czym odwrócił się i pobiegł pędem w jedną z uliczek wioski, przywołując kapłana.Kapłan był to mężczyzna słusznego wzrostu i jeszcze słusz-niejszej tuszy, biało odziany, zczerwonożółtym znakiem na czole.Podszedł ku wrotom, wiodąc za sobą co najmniej setkę ludzi,którzy poczęli gapić się na Mowgliego i wskazywać nań wśród *• rozmowy i wrzasków.— Niby to ludzie.a nie znają się na grzeczności! — mruknął Mowgli.— Tylkokocz-kodany zachowują sią tak jak oni!I żeby im to okazać, odrzucił w tył bujne włosy i spojrzał — jak to mówią — wilkiem nagapiącą się rzeszę.— Czegóż tu się obawiać? — odezwał się kapłan, — Przyjrzyjcie się znakom na jego ra-mionach i nogach.To ślady ukąszeń zadanych mu przez wilki.Mamy przed sobą małegowilkołaka, który zbiegł z kniei.Istotnie na ramionach i nogach Mowgliego widać było białe blizny, wynikłe stąd, żewilczeta podczas zabaw czasem uszczypnęły go nieco silniej, niż leżało w ich zamiarze.JednakżeMowgli nigdy by tych uszczypnięć nie nazwał ukąszeniami; miał bowiem pojęcie o tym, coznaczy prawdziwe ukąszenie.— Arrel Arrel — zawołało jednocześnie parę kobiet, — Pokąsany przez wilki!.Biednedzieciątko! Ale bystry chłopaczek! A jak mu się oczki jarzą! Kropla w kroplę podobny do twegochłopca, co go porwał tygrys!— Puście mnie! Niech no mu się przypatrzę! — zawołała jakaś kobieta przybrana w ciężkiemiedziane bransolety na rękach i nogach.Przysłoniła ręką brwi i poczęła przyglądać się Mowgliemu.— Naprawdę podobny.Tyle że nie taki gruby, ale poziera całkiem jak mój chłopak!Kapłan był człowiekiem mądrym i wiedział, że Messua była żoną najbogatszego zmieszkańców wioski.Zapatrzył się więc na chwilę w niebo i rzekł uroczyście:—— Dżungla zwróciła to, co dżungla zabrała [ Pobierz całość w formacie PDF ]