[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Do czego prowadzisz? przerwała mu znowu, dotykając parasol-ką stangreta, żeby przystanął. %7łe ty masz właśnie w sobie coś takiego, co mają oni.Polacy. Czy to czasem nie nazywa się duszą powiedziała wesoło, wy-skakując na trotuar. To za duży szemat. Pójdziemy Zrednią, chcę się przejść trochę. Najbliżej będzie dojść do Widzewskiej, a stamtąd do Cegielnia-nej. Wybierasz krótsze, żeby prędko odbyć pańszczyznę. Wiesz przecie, Mela, że ja z wielką przyjemnością ci towarzyszę. Czy dlatego, że tak cierpliwie słucham? Tak, a i dlatego, że jesteś bardzo ładna z tą ironią na ustach, bar-dzo ładna.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG113 Komplement twój jest mniej piękny, bo tak en gros podany. Lubisz warszawskie en detaile, a na krótkie terminy i z dobrymżyrem. Wystarczy dobre wychowanie i uczciwość. Ale pomimo to nie zaszkodzi się obwarować intercyzą rzuciłironicznie, wciskając binokle. A, tuś doprowadził! szepnęła niezadowolona. Chciałaś! Chciałam, żebyś mnie doprowadził do Róży przede wszystkim podkreśliła zdanie. Ja bym cię wszędzie doprowadził, gdybyś zechciała! zawołałpokrywając pewne dziwne wzruszenie, jakie nim owładnęło, ostrymśmiechem. Dziękuję ci, Moryc, ale tam to mnie już kto inny doprowadzi odpowiedziała dosyć ostro, zamilkła i patrzyła smutnie w ulicę strasz-nie błotnistą, po brudnych domach i twarzach licznych przechodniów.Moryc także milczał, bo był zły na siebie, a więcej jeszcze na nią.Potrącał z gniewu przechodniów.zaciskał binokle i rzucał niechętnespojrzenia na jej bladą twarz, z ironią chwytał spojrzenia współczujące,jakimi obrzucała gromady oberwanych, wynędzniałych dzieci, bawią-cych się po bramach i trotuarach.Rozumiał ją nieco i dlatego wydałamu się bardzo naiwną, bardzo.Irytowała go swoim głupim, polskim idealizmem, jak w myśliokreślał jej charakter, a równocześnie pociągała jego twardą, suchą du-szę tą odrobiną uczucia i tą jakąś dziwną poezją wdzięku i dobroci, ja-ka wydzierała się z jej bladej twarzy, ze spojrzeń zadumanych, z całejpostaci wysmukłej i bardzo harmonijnie rozwiniętej. Znudziłam cię, żeś zamilkł? szepnęła po pewnym czasie. Bałem się przerywać milczenie, mogłaś myśleć wtedy o naderwielkich rzeczach. Bądz pewnym, że o daleko większych, nizli twoja ironia możedosięgnąć. Równocześnie zrobiłaś, Mela, dwa interesy mnie dałaś szczutkai sama się pochwaliłaś. A chciałam tylko jedno powiedziała z uśmiechem. Mnie uderzyć, prawda? Tak, i zrobiłam to z przyjemnością. Ty mnie bardzo nie lubisz Mela? pytał trochę dotknięty. Nie, Moryc kręciła głową i uśmiechała się złośliwie.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG114 Ale mnie i nie kochasz? Nie, Moryc. My robimy ładny kawałek flirtu powiedział, zirytowany tonemjej odpowiedzi. Pomiędzy kuzynami powinno to uchodzić, bo do niczego nieobowiązuje.przystanęła, aby dać kilka groszy jakiejś kobiecie, okręconej włachmany, stojącej pod parkanem z dzieckiem na ręku i głośno żebrzą-cej.Moryc spojrzał drwiąco, ale sam prędko wydobył jakiś pieniądz idał. I ty dajesz biednym? zdziwiła się. Pozwoliłem sobie na taką miłosierną operację, bo miałem akuratfałszywą złotówkę zaczął się śmiać serdecznie z jej oburzenia. Ty się z cynizmu już nie wyleczysz! szepnęła przyśpieszającnieco kroku. Mam jeszcze czas i żebym miał jeszcze sposobność i takiego jakty doktora. Do widzenia, Moryc. Szkoda, że to już. Ja nie żałuję zupełnie.Będziesz dzisiaj w kolonii ? Nie wiem, ponieważ w nocy wyjeżdżam z Aodzi. Wstąp, kłaniaj się paniom ode mnie i powiedz pani Stefanii, żebędę u niej w sklepie jutro przed południem. A dobrze, ale za to ty kłaniaj się ode mnie pannie Rózi i powiedzMullerowi, także ode mnie, że jest błazen.Uścisnęli sobie ręce i rozeszli się.Moryc obejrzał się za nią, gdy już wchodziła do bramy pałacuMendelsohnów, i szedł do miasta.Słońce już przygasało i zsuwało się za miasto, rozkrwawiając tysią-ce szyb łunami zachodu.Miasto cichło i przypłaszczało się w mrokachwieczoru; tysiące domów i dachów zlewało się coraz bardziej w jednąszarą, olbrzymią, zagmatwaną masę pociętą kanałami ulic, w którychzaczynały się palić nieskończone linie świateł gazowych, tylko kominyfabryk, co niby las Potężnych pni czerwonych wznosiły się nad mia-stem i zdawały się drgać i kołysać na jasnym tle nieba, płonęły jeszczezorzami zachodu.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG115 Wariatka! Ja bym się z nią ożenił! Grunspan, Landsberger iWelt byłaby solidna spółka; trzeba o tym pomyśleć szepnął Morycuśmiechając się do tego interesu.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG116VII Co się stało Morycowi dzisiaj? myślała Mela wchodząc dowielkiego dwupiętrowego domu narożnego, nazywanego pospoliciepałacem Szai. Prawda, przecież ja mam pięćdziesiąt tysięcy rubli po-sagu, musi być w złych interesach i stąd ta gwałtowna czułość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Do czego prowadzisz? przerwała mu znowu, dotykając parasol-ką stangreta, żeby przystanął. %7łe ty masz właśnie w sobie coś takiego, co mają oni.Polacy. Czy to czasem nie nazywa się duszą powiedziała wesoło, wy-skakując na trotuar. To za duży szemat. Pójdziemy Zrednią, chcę się przejść trochę. Najbliżej będzie dojść do Widzewskiej, a stamtąd do Cegielnia-nej. Wybierasz krótsze, żeby prędko odbyć pańszczyznę. Wiesz przecie, Mela, że ja z wielką przyjemnością ci towarzyszę. Czy dlatego, że tak cierpliwie słucham? Tak, a i dlatego, że jesteś bardzo ładna z tą ironią na ustach, bar-dzo ładna.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG113 Komplement twój jest mniej piękny, bo tak en gros podany. Lubisz warszawskie en detaile, a na krótkie terminy i z dobrymżyrem. Wystarczy dobre wychowanie i uczciwość. Ale pomimo to nie zaszkodzi się obwarować intercyzą rzuciłironicznie, wciskając binokle. A, tuś doprowadził! szepnęła niezadowolona. Chciałaś! Chciałam, żebyś mnie doprowadził do Róży przede wszystkim podkreśliła zdanie. Ja bym cię wszędzie doprowadził, gdybyś zechciała! zawołałpokrywając pewne dziwne wzruszenie, jakie nim owładnęło, ostrymśmiechem. Dziękuję ci, Moryc, ale tam to mnie już kto inny doprowadzi odpowiedziała dosyć ostro, zamilkła i patrzyła smutnie w ulicę strasz-nie błotnistą, po brudnych domach i twarzach licznych przechodniów.Moryc także milczał, bo był zły na siebie, a więcej jeszcze na nią.Potrącał z gniewu przechodniów.zaciskał binokle i rzucał niechętnespojrzenia na jej bladą twarz, z ironią chwytał spojrzenia współczujące,jakimi obrzucała gromady oberwanych, wynędzniałych dzieci, bawią-cych się po bramach i trotuarach.Rozumiał ją nieco i dlatego wydałamu się bardzo naiwną, bardzo.Irytowała go swoim głupim, polskim idealizmem, jak w myśliokreślał jej charakter, a równocześnie pociągała jego twardą, suchą du-szę tą odrobiną uczucia i tą jakąś dziwną poezją wdzięku i dobroci, ja-ka wydzierała się z jej bladej twarzy, ze spojrzeń zadumanych, z całejpostaci wysmukłej i bardzo harmonijnie rozwiniętej. Znudziłam cię, żeś zamilkł? szepnęła po pewnym czasie. Bałem się przerywać milczenie, mogłaś myśleć wtedy o naderwielkich rzeczach. Bądz pewnym, że o daleko większych, nizli twoja ironia możedosięgnąć. Równocześnie zrobiłaś, Mela, dwa interesy mnie dałaś szczutkai sama się pochwaliłaś. A chciałam tylko jedno powiedziała z uśmiechem. Mnie uderzyć, prawda? Tak, i zrobiłam to z przyjemnością. Ty mnie bardzo nie lubisz Mela? pytał trochę dotknięty. Nie, Moryc kręciła głową i uśmiechała się złośliwie.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG114 Ale mnie i nie kochasz? Nie, Moryc. My robimy ładny kawałek flirtu powiedział, zirytowany tonemjej odpowiedzi. Pomiędzy kuzynami powinno to uchodzić, bo do niczego nieobowiązuje.przystanęła, aby dać kilka groszy jakiejś kobiecie, okręconej włachmany, stojącej pod parkanem z dzieckiem na ręku i głośno żebrzą-cej.Moryc spojrzał drwiąco, ale sam prędko wydobył jakiś pieniądz idał. I ty dajesz biednym? zdziwiła się. Pozwoliłem sobie na taką miłosierną operację, bo miałem akuratfałszywą złotówkę zaczął się śmiać serdecznie z jej oburzenia. Ty się z cynizmu już nie wyleczysz! szepnęła przyśpieszającnieco kroku. Mam jeszcze czas i żebym miał jeszcze sposobność i takiego jakty doktora. Do widzenia, Moryc. Szkoda, że to już. Ja nie żałuję zupełnie.Będziesz dzisiaj w kolonii ? Nie wiem, ponieważ w nocy wyjeżdżam z Aodzi. Wstąp, kłaniaj się paniom ode mnie i powiedz pani Stefanii, żebędę u niej w sklepie jutro przed południem. A dobrze, ale za to ty kłaniaj się ode mnie pannie Rózi i powiedzMullerowi, także ode mnie, że jest błazen.Uścisnęli sobie ręce i rozeszli się.Moryc obejrzał się za nią, gdy już wchodziła do bramy pałacuMendelsohnów, i szedł do miasta.Słońce już przygasało i zsuwało się za miasto, rozkrwawiając tysią-ce szyb łunami zachodu.Miasto cichło i przypłaszczało się w mrokachwieczoru; tysiące domów i dachów zlewało się coraz bardziej w jednąszarą, olbrzymią, zagmatwaną masę pociętą kanałami ulic, w którychzaczynały się palić nieskończone linie świateł gazowych, tylko kominyfabryk, co niby las Potężnych pni czerwonych wznosiły się nad mia-stem i zdawały się drgać i kołysać na jasnym tle nieba, płonęły jeszczezorzami zachodu.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG115 Wariatka! Ja bym się z nią ożenił! Grunspan, Landsberger iWelt byłaby solidna spółka; trzeba o tym pomyśleć szepnął Morycuśmiechając się do tego interesu.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG116VII Co się stało Morycowi dzisiaj? myślała Mela wchodząc dowielkiego dwupiętrowego domu narożnego, nazywanego pospoliciepałacem Szai. Prawda, przecież ja mam pięćdziesiąt tysięcy rubli po-sagu, musi być w złych interesach i stąd ta gwałtowna czułość [ Pobierz całość w formacie PDF ]