[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiał uciekać z nami.Nie miał wyjścia, jeśli chciał zostać przy życiu.- A jeśli został zabity?- Jest to prawdopodobne i zastanowimy się nad tym, jeśli najbliższe godziny nie przyniosą rozwiązania.Chwilowo nie możemy przyjąć takiego założenia.To zbyt duże ryzyko.- Jak to sobie wyobrażasz? - Głos zabrał najemny robotnik, któryprzed wkroczeniem żandarmerii toczył z Genipem polityczne dysputy.- Będziemy siedzieć i patrzeć na siebie, aż wreszcie któryś z nas nie wytrzyma presji i wyzna prawdę? To absurd.Jeśli planujesz tak postąpić, lepiej od razu rozejdźmy się do domów, bo tracimy czas.160- Jeśli to nie przyniesie rezultatu, będziemy milczeć.Do skutku.Nikt — wyraźnie zaakcentował to słowo.- nikt nie opuści tego pokoju, dopóki nie poznamy prawdy.- Położył na stole rewolwer.- Niech on będzie gwarantem.W komorze jest osiem naboi, starczy dla wszystkich, nawet dla mnie.Wam nie każę składać broni, każdy ma jednakowy kredyt zaufania.Kto zaczyna?- Mamy oskarżać się wzajemnie? - powiedział gniewnie kurier.- Wybacz, lanie, ale stosujesz metody katów Lavouple'a.Ja nie zamierzam brać udziału w tej farsie!Na krótką chwilę wszyscy znaleźli się w impasie.Ciszę przerwała nieznana Genipowi postać.- Mam pytanie do pana Herza.Tuż przed fatalnym najściemżandarmerii rozmawiał pan z Anną.Jeśli dobrze zrozumiałem,nieporozumienie dotyczyło okoliczności tragicznej śmierci Ludwika Moebiusa.To chyba dobry moment, by wrócić do tematu.Dziewczyna milczała, a do oczu napływały jej łzy.Otarła jedrżącą dłonią.Genipo podniósł się z fotela i zabrał głos.- Feralnego 12 września byłem umówiony z Ludwikiem.Niestety, na spotkanie przybyłem kilka minut za późno - najpierw zatrzymała mnie Anna, a potem zostałem poddany rutynowej kontroli.Fatalna koincydencja, nic więcej.Zostawmy to, mamy na głowie ważniejsze sprawy.Lecz Anna wciąż płakała.- Zapłacili mi.- Słowa wypłynęły pomiędzy szlochami.- Zapłacili, gdybym wiedziała.Pozostali poderwali się jak na komendę.- Kto ci zapłacił? - Genipo pochylił się nad dziewczyną.- Młody chłopak, miał twarz pełną pryszczy.Chyba ten sam,który dziś na Garncarskiej zaatakował komendanta.Przyszedł rano, drugiego dnia karnawału.Zachowywał się dziwnie, wręczył mi zwitek banknotów: „To dla ciebie" - powiedział.Przestraszyłamsię, zapłacił bardzo dużo, będzie miał wymagania, ale on nawetnie chciał o tym słyszeć.„Dziś o piątej po południu na rynku pojawi się młody chłopak.To mój serdeczny przyjaciel, nie ma zbyt 161dużo pieniędzy.Będziesz dla niego karnawałowym prezentem".Dokładnie pana opisał.Zrobiłam jak kazał.- zaczęła się jąkać.-To znaczy, niedokładnie tak samo.Chociaż on mi zapłacił, ja i takchciałam od pana pieniądze.Myślałam, że się nie wyda.I takchciałam dużo mniej niż normalnie! Gdy pan powiedział „nie",przestraszyłam się.Będę musiała oddać pieniądze, a już je wydałam.Następnego dnia ponownie widziałam pana na rynku, niedaleko fontanny i namiotów wróżbitów.Uciekłam w popłochu.Pieniądze, będę musiała je oddać, myślałam, tu chodzi o pieniądze.A jak miałam je oddać, skoro je wydałam?- Tu cię mamy! - Dwie osoby podeszły do Anny.Jeden z mężczyzn chciał chwycić dziewczynę za włosy, ale ona w porę obiegła stół i przywarła do Genipa, krzycząc:- Proszę mnie bronić!Bezrobotny aktor zaatakował ponownie.-Wciąż masz wątpliwości, Ianie, kto jest kolaborantem?Ilezapłacili ci tym razem, dziwko, więcej niż poprzednio? Gdyby niety, Moebius by żył.- Zostaw ją.- Shepert spokojnie położył dłoń na rewolwerze.- Zostaw ją.Dopóki ja jestem sędzią, w tym pomieszczeniu obowiązuje zasada domniemania niewinności.- A dlaczego ty masz być sędzią? - Rozmówca splunął z wściekłością.- Wciąż nie potrafię zrozumieć!- Już to przerabialiśmy, każdy z nas jest podejrzany - odezwałsię Genipo, a wrzawa, jaka się niespodziewanie rozpętała, ucichław okamgnieniu.- Tak Ian, jak i ja.Od tej reguły nie ma wyjątków.Nie wolno nam oskarżać Anny o śmierć Ludwika.Nie możemymieć do niej pretensji, że wzięła pieniądze.Działała w dobrej wierze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Musiał uciekać z nami.Nie miał wyjścia, jeśli chciał zostać przy życiu.- A jeśli został zabity?- Jest to prawdopodobne i zastanowimy się nad tym, jeśli najbliższe godziny nie przyniosą rozwiązania.Chwilowo nie możemy przyjąć takiego założenia.To zbyt duże ryzyko.- Jak to sobie wyobrażasz? - Głos zabrał najemny robotnik, któryprzed wkroczeniem żandarmerii toczył z Genipem polityczne dysputy.- Będziemy siedzieć i patrzeć na siebie, aż wreszcie któryś z nas nie wytrzyma presji i wyzna prawdę? To absurd.Jeśli planujesz tak postąpić, lepiej od razu rozejdźmy się do domów, bo tracimy czas.160- Jeśli to nie przyniesie rezultatu, będziemy milczeć.Do skutku.Nikt — wyraźnie zaakcentował to słowo.- nikt nie opuści tego pokoju, dopóki nie poznamy prawdy.- Położył na stole rewolwer.- Niech on będzie gwarantem.W komorze jest osiem naboi, starczy dla wszystkich, nawet dla mnie.Wam nie każę składać broni, każdy ma jednakowy kredyt zaufania.Kto zaczyna?- Mamy oskarżać się wzajemnie? - powiedział gniewnie kurier.- Wybacz, lanie, ale stosujesz metody katów Lavouple'a.Ja nie zamierzam brać udziału w tej farsie!Na krótką chwilę wszyscy znaleźli się w impasie.Ciszę przerwała nieznana Genipowi postać.- Mam pytanie do pana Herza.Tuż przed fatalnym najściemżandarmerii rozmawiał pan z Anną.Jeśli dobrze zrozumiałem,nieporozumienie dotyczyło okoliczności tragicznej śmierci Ludwika Moebiusa.To chyba dobry moment, by wrócić do tematu.Dziewczyna milczała, a do oczu napływały jej łzy.Otarła jedrżącą dłonią.Genipo podniósł się z fotela i zabrał głos.- Feralnego 12 września byłem umówiony z Ludwikiem.Niestety, na spotkanie przybyłem kilka minut za późno - najpierw zatrzymała mnie Anna, a potem zostałem poddany rutynowej kontroli.Fatalna koincydencja, nic więcej.Zostawmy to, mamy na głowie ważniejsze sprawy.Lecz Anna wciąż płakała.- Zapłacili mi.- Słowa wypłynęły pomiędzy szlochami.- Zapłacili, gdybym wiedziała.Pozostali poderwali się jak na komendę.- Kto ci zapłacił? - Genipo pochylił się nad dziewczyną.- Młody chłopak, miał twarz pełną pryszczy.Chyba ten sam,który dziś na Garncarskiej zaatakował komendanta.Przyszedł rano, drugiego dnia karnawału.Zachowywał się dziwnie, wręczył mi zwitek banknotów: „To dla ciebie" - powiedział.Przestraszyłamsię, zapłacił bardzo dużo, będzie miał wymagania, ale on nawetnie chciał o tym słyszeć.„Dziś o piątej po południu na rynku pojawi się młody chłopak.To mój serdeczny przyjaciel, nie ma zbyt 161dużo pieniędzy.Będziesz dla niego karnawałowym prezentem".Dokładnie pana opisał.Zrobiłam jak kazał.- zaczęła się jąkać.-To znaczy, niedokładnie tak samo.Chociaż on mi zapłacił, ja i takchciałam od pana pieniądze.Myślałam, że się nie wyda.I takchciałam dużo mniej niż normalnie! Gdy pan powiedział „nie",przestraszyłam się.Będę musiała oddać pieniądze, a już je wydałam.Następnego dnia ponownie widziałam pana na rynku, niedaleko fontanny i namiotów wróżbitów.Uciekłam w popłochu.Pieniądze, będę musiała je oddać, myślałam, tu chodzi o pieniądze.A jak miałam je oddać, skoro je wydałam?- Tu cię mamy! - Dwie osoby podeszły do Anny.Jeden z mężczyzn chciał chwycić dziewczynę za włosy, ale ona w porę obiegła stół i przywarła do Genipa, krzycząc:- Proszę mnie bronić!Bezrobotny aktor zaatakował ponownie.-Wciąż masz wątpliwości, Ianie, kto jest kolaborantem?Ilezapłacili ci tym razem, dziwko, więcej niż poprzednio? Gdyby niety, Moebius by żył.- Zostaw ją.- Shepert spokojnie położył dłoń na rewolwerze.- Zostaw ją.Dopóki ja jestem sędzią, w tym pomieszczeniu obowiązuje zasada domniemania niewinności.- A dlaczego ty masz być sędzią? - Rozmówca splunął z wściekłością.- Wciąż nie potrafię zrozumieć!- Już to przerabialiśmy, każdy z nas jest podejrzany - odezwałsię Genipo, a wrzawa, jaka się niespodziewanie rozpętała, ucichław okamgnieniu.- Tak Ian, jak i ja.Od tej reguły nie ma wyjątków.Nie wolno nam oskarżać Anny o śmierć Ludwika.Nie możemymieć do niej pretensji, że wzięła pieniądze.Działała w dobrej wierze [ Pobierz całość w formacie PDF ]