[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To dobrze.Bo wiedz, że przeznaczyłam cię albo Czarnemu Księciu,albo.hrabiemu von Tief.Obleśnemu staruchowi, co to lubi krzykgwałconej dziewicy.Gwałconej przez jego majordomusa, bo hrabiemufiut już nie staje.Konstancja zbladła śmiertelnie.Przez chwilę miała nadzieję, żeciotka chce ją tylko przestraszyć, ale ta dodała:- Już o ciebie pytał.I przyrzekam ci, że jeśli nie Maks, to on.Będzieszposłuszna?Dziewczyna, niezdolna do wykrztuszenia słowa, kiwnęła głową.- Dobrze - odparła Klara z zadowoleniem.- Urządzimy ci pięknybuduar w saloniku na dole.Ty masz tylko jedno zadanie: wyglądaćolśniewająco i odmawiać.Wszystkiego wszystkim.A już najbardziejbyć nieprzystępna dla Maksymiliana Romanowa.Zrozumiałaś?Dziewczyna znów potaknęła.Klara zmierzyła ją od stóp do główuważnym spojrzeniem.- Jeśli następnym razem stwierdzę, a często będę to sprawdzać, żesprzeniewierzyłaś swoje dziewictwoz byle kim, a nawet i z Romanowem, każę cię wychłostać, a potemwyrzucę na ulicę, twego ojca zaś spotka najgorsze.Dopiero przed tym,kogo wskażę, i wtedy, kiedy ci pozwolę, możesz rozłożyć nogi.Zamierzam wydać na ciebie ostatni wdowi grosz i nie pozwolę byś goprzetraciła.Klara Gott zwykła dotrzymywać obietnic.Zwłaszcza tych danychsamej sobie.Będzie hojna dla Konstancji.Lecz nie dlatego, że naglepokochała bratanicę.Jeśli chcesz wyjąć, najpierw włóż" - to było jednoz ulubionych powiedzonek mieszkanki starego domu przy ulicyKrólewskiej.Czym prędzej posłała więc służącą po najlepszego krawca w Mieście,przykazując dziewce, by nie wracała bez niego, bo straci posadę.Lusiamusiała być bardzo przekonująca i obiecać staremu Goldblumowi złotegóry, bo ten przyczłapał pospiesznie, nie bacząc na stertęniedokończonych sukien, na które klientki wyczekiwały niecierpliwiew związku ze zbliżającym się balem.A może.może stary człowiek,mający jednak dobry słuch, dosłyszał plotki o pięknej Konstancji, któraza pierwszym razem, ledwo pojawiła się w progach Europejskiego, jużwpadła w oko jego właścicielowi? I właścicielowi połowy Miasta, do-dajmy.Książę Maksymilian Romanow był najbardziej szczodrym klientemGoldbluma, dbał o garderobę swoich podopiecznych jak o własną.Jemu się nie odmawiało.Dlatego też krawiec pospieszył na pierwszewezwanie Klary Gott, czy raczej jej bratanicy.Może go nawetwyczekiwał?Chwilę po tym, jak zapukał do drzwi domu Gottów, poproszono godo odświeżonego, przewietrzonego saloniku, pośrodku którego jużczekała.Stary człowiek mlasnął językiem o podniebienie na widok spłonionejpiękności, popatrującej na niego nieśmiałym chabrowym spojrzeniem.Złociste włosy spływały w miękkich falach aż do niespotykanieszczupłej talii dziewczyny.Jędrne piersi, wyraznie rysujące się podcienką koszulą, unosiły się w spiesznym oddechu.Piękne, pełne ustarozchyliła lekko, zupełnie bezwiednie przeciągnąwszy po nichjęzykiem, i w tym momencie Jonas Goldblum poczuł, że budzi się jegostarcza kuśka.Spodobało mu się to.Odchrząknął.Podszedł w ukłonach do dziewczyny.Ucałował drobną,smukłą dłoń i zapytał miłym w jego mniemaniu głosem:- Jakąż toaletę życzy sobie nasza księżniczka?- Skromną, ale wyjątkową.- Padło za jego plecami.Przyskoczył do Klary i począł całować jej ręce.Wyrwała sięniecierpliwie - na co jeszcze dzień wcześniej nie mogłaby sobiepozwolić - i rozkazała władczo:- Bierz się pan do roboty.Moja Kocia kochana ma wyglądaćolśniewająco.Suknia ma ukazywać wszystko to, co lubią pieścić oczymężczyzny, ale nie ukazywać niczego.Jasno się wyraziłam?- Najzupełniej, pani Gott, najzupełniej.- Krawiec w głębokichukłonach cofnął się i wrócił do dziewczyny.W następnej chwili zapomniał o despotycznej Klarze, skupiając sięcałkowicie na Konstancji.Ta stała bez ruchu, niemal wstrzymując oddech.Pozwalała sięokrążać, cmokać sobie nad uchem, mierzyć miarą krawiecką, dotykaćto tu, to tam, ale zawsze z uniżonymi przeprosinami, dotąd, aż Jonasodstąpił dwa kroki i rzekł, patrząc na dziewczynę z ukontentowaniem:- Grecka bogini.Jak nic grecka bogini!- Grecy są, zdaje się, śniadzi i czarnowłosi - zauważyła zimno Klara.- A więc grecka niewolnica.Słowiańska branka oddana zwycięzcy wzamian za wolność ojca.- Który ojciec oddałby córkę.- zaczęła Klara nieprzejednanie i narazurwała.Właściwie to bardzo dobre porównanie.- Niech będzieniewolnica.Ale nic wyuzdanego! %7ładnej nagości!- Będzie skromna jak lilia i piękna niczym jutrzenka.Już moja,starego Goldbluma, w tym głowa, droga pani Gott.Poproszę tylkozaliczkę.Dwie sztuki złota.- Dwie sztuki?!-.bym mógł zakupić najprzedniejszy jedwab -kontynuował, niezważając na oniemiały wzrok skąpej kobiety.- I nasza Konstancjarzuci na kolana cały dwór Romanowa, włącznie z nim samym.To przekonało Klarę.Mamrocząc przekleństwa, poszła do swojejsypialni, by ze skrytki wyjąć odkładane od lat pieniądze.Gdy wróciła,krawiec nadal kręcił się przy Konstancji, po raz kolejny dokładniezdejmu-jąc miarę, zwłaszcza z biustu dziewczyny.Ta milczała - właściwie odpoczątku nie wyrzekła ani słowa -przygryzając lekko wargę znarastającej irytacji.- Wystarczy tych miar! - Klara odpędziła starca wielkopańskimmachnięciem ręki, wcisnęła mu w dłoń tyle, ile sobie życzył, po czymzapytała: - Na kiedy suknia będzie gotowa?- Jutro przyniosę do pierwszej miary.Zdążymy na czas.To zapewnienie musiało kobiecie, odprowadzającej pełnym żaluspojrzeniem krawca i swoje dwie sztuki złota, wystarczyć.Zaraz pojego wyjściu przeniosła złe oczy na bratanicę.- Widzisz, ile mnie kosztujesz? Spróbuj tylko zawieść.- syknęła.- Nie zawiodę, ciociu.- Usłyszała w odpowiedzi cichy, potulny głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- To dobrze.Bo wiedz, że przeznaczyłam cię albo Czarnemu Księciu,albo.hrabiemu von Tief.Obleśnemu staruchowi, co to lubi krzykgwałconej dziewicy.Gwałconej przez jego majordomusa, bo hrabiemufiut już nie staje.Konstancja zbladła śmiertelnie.Przez chwilę miała nadzieję, żeciotka chce ją tylko przestraszyć, ale ta dodała:- Już o ciebie pytał.I przyrzekam ci, że jeśli nie Maks, to on.Będzieszposłuszna?Dziewczyna, niezdolna do wykrztuszenia słowa, kiwnęła głową.- Dobrze - odparła Klara z zadowoleniem.- Urządzimy ci pięknybuduar w saloniku na dole.Ty masz tylko jedno zadanie: wyglądaćolśniewająco i odmawiać.Wszystkiego wszystkim.A już najbardziejbyć nieprzystępna dla Maksymiliana Romanowa.Zrozumiałaś?Dziewczyna znów potaknęła.Klara zmierzyła ją od stóp do główuważnym spojrzeniem.- Jeśli następnym razem stwierdzę, a często będę to sprawdzać, żesprzeniewierzyłaś swoje dziewictwoz byle kim, a nawet i z Romanowem, każę cię wychłostać, a potemwyrzucę na ulicę, twego ojca zaś spotka najgorsze.Dopiero przed tym,kogo wskażę, i wtedy, kiedy ci pozwolę, możesz rozłożyć nogi.Zamierzam wydać na ciebie ostatni wdowi grosz i nie pozwolę byś goprzetraciła.Klara Gott zwykła dotrzymywać obietnic.Zwłaszcza tych danychsamej sobie.Będzie hojna dla Konstancji.Lecz nie dlatego, że naglepokochała bratanicę.Jeśli chcesz wyjąć, najpierw włóż" - to było jednoz ulubionych powiedzonek mieszkanki starego domu przy ulicyKrólewskiej.Czym prędzej posłała więc służącą po najlepszego krawca w Mieście,przykazując dziewce, by nie wracała bez niego, bo straci posadę.Lusiamusiała być bardzo przekonująca i obiecać staremu Goldblumowi złotegóry, bo ten przyczłapał pospiesznie, nie bacząc na stertęniedokończonych sukien, na które klientki wyczekiwały niecierpliwiew związku ze zbliżającym się balem.A może.może stary człowiek,mający jednak dobry słuch, dosłyszał plotki o pięknej Konstancji, któraza pierwszym razem, ledwo pojawiła się w progach Europejskiego, jużwpadła w oko jego właścicielowi? I właścicielowi połowy Miasta, do-dajmy.Książę Maksymilian Romanow był najbardziej szczodrym klientemGoldbluma, dbał o garderobę swoich podopiecznych jak o własną.Jemu się nie odmawiało.Dlatego też krawiec pospieszył na pierwszewezwanie Klary Gott, czy raczej jej bratanicy.Może go nawetwyczekiwał?Chwilę po tym, jak zapukał do drzwi domu Gottów, poproszono godo odświeżonego, przewietrzonego saloniku, pośrodku którego jużczekała.Stary człowiek mlasnął językiem o podniebienie na widok spłonionejpiękności, popatrującej na niego nieśmiałym chabrowym spojrzeniem.Złociste włosy spływały w miękkich falach aż do niespotykanieszczupłej talii dziewczyny.Jędrne piersi, wyraznie rysujące się podcienką koszulą, unosiły się w spiesznym oddechu.Piękne, pełne ustarozchyliła lekko, zupełnie bezwiednie przeciągnąwszy po nichjęzykiem, i w tym momencie Jonas Goldblum poczuł, że budzi się jegostarcza kuśka.Spodobało mu się to.Odchrząknął.Podszedł w ukłonach do dziewczyny.Ucałował drobną,smukłą dłoń i zapytał miłym w jego mniemaniu głosem:- Jakąż toaletę życzy sobie nasza księżniczka?- Skromną, ale wyjątkową.- Padło za jego plecami.Przyskoczył do Klary i począł całować jej ręce.Wyrwała sięniecierpliwie - na co jeszcze dzień wcześniej nie mogłaby sobiepozwolić - i rozkazała władczo:- Bierz się pan do roboty.Moja Kocia kochana ma wyglądaćolśniewająco.Suknia ma ukazywać wszystko to, co lubią pieścić oczymężczyzny, ale nie ukazywać niczego.Jasno się wyraziłam?- Najzupełniej, pani Gott, najzupełniej.- Krawiec w głębokichukłonach cofnął się i wrócił do dziewczyny.W następnej chwili zapomniał o despotycznej Klarze, skupiając sięcałkowicie na Konstancji.Ta stała bez ruchu, niemal wstrzymując oddech.Pozwalała sięokrążać, cmokać sobie nad uchem, mierzyć miarą krawiecką, dotykaćto tu, to tam, ale zawsze z uniżonymi przeprosinami, dotąd, aż Jonasodstąpił dwa kroki i rzekł, patrząc na dziewczynę z ukontentowaniem:- Grecka bogini.Jak nic grecka bogini!- Grecy są, zdaje się, śniadzi i czarnowłosi - zauważyła zimno Klara.- A więc grecka niewolnica.Słowiańska branka oddana zwycięzcy wzamian za wolność ojca.- Który ojciec oddałby córkę.- zaczęła Klara nieprzejednanie i narazurwała.Właściwie to bardzo dobre porównanie.- Niech będzieniewolnica.Ale nic wyuzdanego! %7ładnej nagości!- Będzie skromna jak lilia i piękna niczym jutrzenka.Już moja,starego Goldbluma, w tym głowa, droga pani Gott.Poproszę tylkozaliczkę.Dwie sztuki złota.- Dwie sztuki?!-.bym mógł zakupić najprzedniejszy jedwab -kontynuował, niezważając na oniemiały wzrok skąpej kobiety.- I nasza Konstancjarzuci na kolana cały dwór Romanowa, włącznie z nim samym.To przekonało Klarę.Mamrocząc przekleństwa, poszła do swojejsypialni, by ze skrytki wyjąć odkładane od lat pieniądze.Gdy wróciła,krawiec nadal kręcił się przy Konstancji, po raz kolejny dokładniezdejmu-jąc miarę, zwłaszcza z biustu dziewczyny.Ta milczała - właściwie odpoczątku nie wyrzekła ani słowa -przygryzając lekko wargę znarastającej irytacji.- Wystarczy tych miar! - Klara odpędziła starca wielkopańskimmachnięciem ręki, wcisnęła mu w dłoń tyle, ile sobie życzył, po czymzapytała: - Na kiedy suknia będzie gotowa?- Jutro przyniosę do pierwszej miary.Zdążymy na czas.To zapewnienie musiało kobiecie, odprowadzającej pełnym żaluspojrzeniem krawca i swoje dwie sztuki złota, wystarczyć.Zaraz pojego wyjściu przeniosła złe oczy na bratanicę.- Widzisz, ile mnie kosztujesz? Spróbuj tylko zawieść.- syknęła.- Nie zawiodę, ciociu.- Usłyszała w odpowiedzi cichy, potulny głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]