[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli jednak nie znajdzie wody, postrada zmysły przed upływem siedem-dziesięciu dwóch godzin, nie wspominając już o tym, że opadniezupełniez sił.Będzie doświadczał omamów wzrokowych i słuchowych oraz naj-przedziwniejszych myśli, także samobójczych.Pierwsze zadanie, jakie przed nim stało, to znalezienie wody,drugie to dotarcie do jednego z zasobników ratunkowych.Do tego potrzebne mu będą siły.Zastanawiał się, jak słaby okażesięnazajutrz rano, zakładając, że w nocy nie będzie musiał odpierać atakunastępnego lamparta lub innego krwiożerczego stworzenia, co mogłobyokazać się zgubne.Wówczas przypomniał sobie sierżanta Modiba i jego wykrzywionyuśmiech gnoma.Modibowi wprawdzie nie udało się go zabić, ale teżnie dałza wygraną.Do listy niebezpieczeństw Ken dodał jeszcze to, że zarównosierżant, jak i jego przyjaciele mogą go odszukać.Przypomniał sobiesafaricuba.Jeśli stanowili zorganizowaną grupę, dysponowali zapewnejeszczeinnymi pojazdami. Skarcił się za panikowanie.Modibo sądził pewnie, że Ken zginął.Zwierzęta musiały przecież pić, więc gdzieś w pobliżu znajdowało sięjakieśjeziorko.Nie miał wprawdzie tabletek oczyszczających wodę, ale jużprzedtempijał brązową ciecz z naturalnych zbiorników, przechodził przeznieuniknionąw takich wypadkach biegunkę i przeżył.Dotrze więc jakoś do wody,choćbynawet miał się czołgać. Głupi mruknął, samotny w gęstniejących ciemnościach jakigłupi.173 Spodziewał się, że zaśnie, ale mu się nie udało.Chcąc dodać sobieotuchy, przypominał sobie raz po raz o zasobnikach ratunkowych,przyznanychmu dzięki szczodrości Jakuba Ngiameny, który oczekiwał od niegocotygod-niowych raportów dotyczących stanu fauny i flory oraz podłoża.Jakub Ngiamena. Mam rozkaz z armii mówił Modibo. Z armii, która ocimałagoz biura direktora Ngiameny".Sierżant Modibo.Dyrektor Ngiamena.Z głośnym krzykiem zerwał się na równe nogi i stając naobolałejstopie upadł.Ale upadek ciała był niczym w porównaniu zzałamaniemduchowym, jakiego doznał uświadomiwszy sobie, że skoro biurodyrektorakontaktowało się z posterunkiem granicznym, istnieje możliwość, że towłaśnie sam Ngiamena rozkazał Modibowi, aby.aby.go zabił!Zestawiwszy w myślach postać cuchnącego sierżanta zmajestatycz-nym, pełnym powagi królem Masajów, Ken doznał uczucia eksplozjipod czaszką.Puszcza wodze fantazji.Po prostu puszcza wodze fantazji.Ale czy rzeczywiście?Rozumował gorączkowo.Dlaczegóż by Ngiamena nie miał chciećgozabić? Ken był cudzoziemcem, Amerykaninem, białoskórym, wywierałzływpływ na jego syna i niepotrzebnie zawracał głowę córce.A przedewszystkim odkrył unikatowy skarb w ubogim kraju, i to w okresierozpasanegonacjonalizmu! Oblał go zimny pot.Yinka wspominała, że stary miałproblemy.Ngiamenowie mogli stracić swą pozycję, pieniądze i miejsce wśród elitykrajui w jego historii, ale też mogli wszystko to zachować dzięki wykazaniusięjakimś wielkim aktem wierności wobec państwa przechodzącegokryzys.A nie było po temu lepszej okazji niż uratować to niewiarygodneznaleziskoz rąk autsajdera, intruza tudzież agenta", jak go bez wątpienia określą.Odchodził od zmysłów zarówno wskutek odwodnienia iwygłodzenia, jakteż wstrząsu wywołanego tak nieoczekiwaną i przerażającą odmianąlosu.Każdy na jego miejscu zacząłby dostrzegać wszędzie upiory i spiski.Ngiamenazabójcą? Walczył z Brytyjczykami, owszem, ale miało to miejsceczterdzieścilat temu.Chociaż? Chwileczkę.Ken się wzdrygnął.Wiedział, że lwy ten symbol szlachectwaumiesz-czany w tylu herbach, na kolumnach i piedestałach, ozdoba tylupomników są jedynie złośliwymi i leniwymi zabójcami, które pożerają własnemłode,wykradają lwicom ich zdobycz i nigdy nie dzielą się pokarmem, zanimsamenie napełnią sobie brzucha.Są cuchnące, bierne, niedojrzałe istraszliwiekrwiożercze.Pociągnął nosem, starając się stwierdzić, czy SimbaNgiamenapachnie jak prawdziwy lew.Ale właśnie wtedy Ngiamena zmienił sięwewłasną córkę. Umowa stoi, osadniku?"Yinka.Pachniała jak kwiat i była równie chłodna jak kwiat.Albojakwoda.W bolesnym delirium Ken zdał sobie sprawę, jak bardzopotrzebujewody.Yinka, woda.Czy jej imię oznaczało w dialekcie plemiennym zródło"albo coś podobnego? Yinka równa się woda?174 Yinka stała się Ngilim.Ten zaś powiedział ponuro i mściwie: Będzieszpierwszym naukowcem, który to zobaczy.Jedynym na obszarzeczterystu milkwadratowych".To prawda.W przebłysku rozsądku pomyślał, że jeśli Modibo dałsięzłapać na jego fortel, to on, żywy i samotny, jest jedynym człowiekiemnaobszarze czterystu mil kwadratowych.Przy takim odwodnieniu już dawno powinien przestać się pocić, ajednaknadal spływał potem mimo nocnego chłodu.Modlił się, żeby toszaleństwosię skończyło.Ale się nie skończyło.Jeśli Ngiamena kazał gowyeliminować,co wydawało się całkiem logiczne, to w takim razie po której stronieznajdował się Ngili?Ngili. Nie powiedział nocy. %7ładną miarą.Chryste! Ngili tonajlepszyprzyjaciel." Przed zaledwie dziesięcioma dniami ocalił mu życie, kiedyprzelatywali nad tamtą odnogą górską i gdy Ken omal nie wypadł zsamolotuHendrijksa.Nie, nie! Ngili to przyjaciel.Ciągle jeszcze przyjaciel,pomimośmiesznej reakcji na zainteresowanie Yinki jego osobą, jeślirzeczywiścieżywiła takie zainteresowanie.Yinka.Poczuł jej pocałunek na wargach i w ustach; i wówczas zdał sobiesprawę,że odczuwa smak własnego wyschniętego z pragnienia podniebienia.Byłosuche jak pustynia.Oderwał guzik od koszuli i wetknął do ust [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jeśli jednak nie znajdzie wody, postrada zmysły przed upływem siedem-dziesięciu dwóch godzin, nie wspominając już o tym, że opadniezupełniez sił.Będzie doświadczał omamów wzrokowych i słuchowych oraz naj-przedziwniejszych myśli, także samobójczych.Pierwsze zadanie, jakie przed nim stało, to znalezienie wody,drugie to dotarcie do jednego z zasobników ratunkowych.Do tego potrzebne mu będą siły.Zastanawiał się, jak słaby okażesięnazajutrz rano, zakładając, że w nocy nie będzie musiał odpierać atakunastępnego lamparta lub innego krwiożerczego stworzenia, co mogłobyokazać się zgubne.Wówczas przypomniał sobie sierżanta Modiba i jego wykrzywionyuśmiech gnoma.Modibowi wprawdzie nie udało się go zabić, ale teżnie dałza wygraną.Do listy niebezpieczeństw Ken dodał jeszcze to, że zarównosierżant, jak i jego przyjaciele mogą go odszukać.Przypomniał sobiesafaricuba.Jeśli stanowili zorganizowaną grupę, dysponowali zapewnejeszczeinnymi pojazdami. Skarcił się za panikowanie.Modibo sądził pewnie, że Ken zginął.Zwierzęta musiały przecież pić, więc gdzieś w pobliżu znajdowało sięjakieśjeziorko.Nie miał wprawdzie tabletek oczyszczających wodę, ale jużprzedtempijał brązową ciecz z naturalnych zbiorników, przechodził przeznieuniknionąw takich wypadkach biegunkę i przeżył.Dotrze więc jakoś do wody,choćbynawet miał się czołgać. Głupi mruknął, samotny w gęstniejących ciemnościach jakigłupi.173 Spodziewał się, że zaśnie, ale mu się nie udało.Chcąc dodać sobieotuchy, przypominał sobie raz po raz o zasobnikach ratunkowych,przyznanychmu dzięki szczodrości Jakuba Ngiameny, który oczekiwał od niegocotygod-niowych raportów dotyczących stanu fauny i flory oraz podłoża.Jakub Ngiamena. Mam rozkaz z armii mówił Modibo. Z armii, która ocimałagoz biura direktora Ngiameny".Sierżant Modibo.Dyrektor Ngiamena.Z głośnym krzykiem zerwał się na równe nogi i stając naobolałejstopie upadł.Ale upadek ciała był niczym w porównaniu zzałamaniemduchowym, jakiego doznał uświadomiwszy sobie, że skoro biurodyrektorakontaktowało się z posterunkiem granicznym, istnieje możliwość, że towłaśnie sam Ngiamena rozkazał Modibowi, aby.aby.go zabił!Zestawiwszy w myślach postać cuchnącego sierżanta zmajestatycz-nym, pełnym powagi królem Masajów, Ken doznał uczucia eksplozjipod czaszką.Puszcza wodze fantazji.Po prostu puszcza wodze fantazji.Ale czy rzeczywiście?Rozumował gorączkowo.Dlaczegóż by Ngiamena nie miał chciećgozabić? Ken był cudzoziemcem, Amerykaninem, białoskórym, wywierałzływpływ na jego syna i niepotrzebnie zawracał głowę córce.A przedewszystkim odkrył unikatowy skarb w ubogim kraju, i to w okresierozpasanegonacjonalizmu! Oblał go zimny pot.Yinka wspominała, że stary miałproblemy.Ngiamenowie mogli stracić swą pozycję, pieniądze i miejsce wśród elitykrajui w jego historii, ale też mogli wszystko to zachować dzięki wykazaniusięjakimś wielkim aktem wierności wobec państwa przechodzącegokryzys.A nie było po temu lepszej okazji niż uratować to niewiarygodneznaleziskoz rąk autsajdera, intruza tudzież agenta", jak go bez wątpienia określą.Odchodził od zmysłów zarówno wskutek odwodnienia iwygłodzenia, jakteż wstrząsu wywołanego tak nieoczekiwaną i przerażającą odmianąlosu.Każdy na jego miejscu zacząłby dostrzegać wszędzie upiory i spiski.Ngiamenazabójcą? Walczył z Brytyjczykami, owszem, ale miało to miejsceczterdzieścilat temu.Chociaż? Chwileczkę.Ken się wzdrygnął.Wiedział, że lwy ten symbol szlachectwaumiesz-czany w tylu herbach, na kolumnach i piedestałach, ozdoba tylupomników są jedynie złośliwymi i leniwymi zabójcami, które pożerają własnemłode,wykradają lwicom ich zdobycz i nigdy nie dzielą się pokarmem, zanimsamenie napełnią sobie brzucha.Są cuchnące, bierne, niedojrzałe istraszliwiekrwiożercze.Pociągnął nosem, starając się stwierdzić, czy SimbaNgiamenapachnie jak prawdziwy lew.Ale właśnie wtedy Ngiamena zmienił sięwewłasną córkę. Umowa stoi, osadniku?"Yinka.Pachniała jak kwiat i była równie chłodna jak kwiat.Albojakwoda.W bolesnym delirium Ken zdał sobie sprawę, jak bardzopotrzebujewody.Yinka, woda.Czy jej imię oznaczało w dialekcie plemiennym zródło"albo coś podobnego? Yinka równa się woda?174 Yinka stała się Ngilim.Ten zaś powiedział ponuro i mściwie: Będzieszpierwszym naukowcem, który to zobaczy.Jedynym na obszarzeczterystu milkwadratowych".To prawda.W przebłysku rozsądku pomyślał, że jeśli Modibo dałsięzłapać na jego fortel, to on, żywy i samotny, jest jedynym człowiekiemnaobszarze czterystu mil kwadratowych.Przy takim odwodnieniu już dawno powinien przestać się pocić, ajednaknadal spływał potem mimo nocnego chłodu.Modlił się, żeby toszaleństwosię skończyło.Ale się nie skończyło.Jeśli Ngiamena kazał gowyeliminować,co wydawało się całkiem logiczne, to w takim razie po której stronieznajdował się Ngili?Ngili. Nie powiedział nocy. %7ładną miarą.Chryste! Ngili tonajlepszyprzyjaciel." Przed zaledwie dziesięcioma dniami ocalił mu życie, kiedyprzelatywali nad tamtą odnogą górską i gdy Ken omal nie wypadł zsamolotuHendrijksa.Nie, nie! Ngili to przyjaciel.Ciągle jeszcze przyjaciel,pomimośmiesznej reakcji na zainteresowanie Yinki jego osobą, jeślirzeczywiścieżywiła takie zainteresowanie.Yinka.Poczuł jej pocałunek na wargach i w ustach; i wówczas zdał sobiesprawę,że odczuwa smak własnego wyschniętego z pragnienia podniebienia.Byłosuche jak pustynia.Oderwał guzik od koszuli i wetknął do ust [ Pobierz całość w formacie PDF ]