[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy mogła mnieznać? A może zobaczyła mnie w telewizji? Może pokazywali moje zdjęcie wprogramach informacyjnych?Byłem tego prawie pewien, bo zaraz potem minęła mnie następna kobieta.Miałaszmacianą, chyba hinduską suk- nię, długie czarne włosy i twarz żółtą odpapierosów.Ta się mnie nie bala, ale popatrzyła na mnie z taką nienawiścią, że jużmiałem uciekać.I na pewno bym to zrobił, ale nagle stało się coś jeszczedziwniejszego.Głos młodego chłopaka wrzasnął: Marcin! Marcin!", tak że podskoczyłem.I wołałdalej, cały czas to samo imię.Z któregoś okna albo balkonu.Nagle z innego domu,który miałem za plecami, też ktoś zaczął wołać: Marcin!".I nie to było straszne, aleto, że ten drugi, który wołał, miał ten sam głos, co pierwszy.A potem inne, ale chybaidentyczne głosy zaczęły nawoływać ze wszystkich stron, ciągle tosamo imię.Oczywiście, nie przestałem się bać, ale w pewnym momencie pomyślałem, żenajbardziej powinien się bać ten Marcin.I dlatego nie poszedłem stamtąd od razu, anawet zajrzałem za jeden blok.Wszędzie kręciły się małe, czarne, bezpańskie pieski,wyglądające, jak gdyby pochodziły od tego samego ojca.Nikogo nie spotkałem,poza paroma milczącymi, wrogo wyglądającymi kobietami.Tylko przy jednej zklatek schodowych odkryłem maleńki osiedlowy sklepik.Siedziało tam dwóchkrótko ostrzyżonych chłopaków i dwie dziewczyny, niby razem,ale dziewczyny gadały ze sobą o kimś, kogo nazywały pierdolonym doradcą.Chłopcy chyba nie zwracali na tę rozmowę uwagi, może dlatego, że wygrzebywaliwłaśnie ostatnie papierosy z pudełka.Popatrzyli na mnie, ale dalej milczeli.Zapytałem ich o godzinę.Brunet, chudy, ale mający w gestach i twarzy coś, cokojarzyło mi się z pluszowym misiem, odpowiedział, że zegarek jest w sklepie.Wszedłem do sklepu i kupiłem sobie jedno piwo.Na to Robert pozwalał.Na dworze znowu zaczęło wrzeszczeć: Marcin!".Zapytałem siedzących pod sklepemchłopaków, co to za Marcin i kto go woła.Drugi z chłopców był chyba rudy, ale trudno to było ocenić, tak krótko był obcięty.Miał też ślady jasnego albo rudawego zarostu i niebieskie oczy, które przechodziłytrochę w zieleń.On opowiedział mi całą historię.Okazało się, że Marcin był winien dużo pieniędzy takiemu jednemu Sebastianowi.Sebastian obiecał, że go zabije, więc matka zamknęła Marcina w domu.Sebastiannie mógł się tam dostać, bo dziesiąte piętro, domofon i krata na klatce schodowej.Był bardzo wkurwiony.Mieszkał dokładnie naprzeciwko okien Marcina.Zaczął więcwołaćMarcina po imieniu, żeby go przestraszyć.Pewnego dnia nagrał te swoje wrzaski nakasetę, włożył do magnetofonu, który podłączył do głośników, i puścił na całeosiedle.Od tego czasu nie musiał już sobie zdzierać gardła.Przegrał kasetękolegom i organizował z nimi obławy dzwiękowe.Nadawali na cały regulator, zróżnych okien, z różnych mieszkań rozrzuconych po całym osiedlu.Jakprzypuszczano, Marcin powoli dostawał obłędu na swoim dziesiątym piętrze.Rudy, który mi to opowiedział, nazywał się Chrystian.Zachowywał się jak każdygówniarz, który chce być twardy i czasem rzeczywiście od tego twardnieje.Calahistoria go bawiła, bo śmiał się w najbardziej drastycznych momentach.Mimo to wjego oczach od czasu do czasu widziałem jakieś miększe spojrzenia.Były jednaktrochę błędne i zaraz znikały.Nie umiałem powiedzieć, skąd mogły się wziąć.Pomyślałem, że Chrystian mnie sonduje, żeby sprawdzić, czy sprawa mnie wzrusza,czy jestem miękki.Ale to raczej nie było to.Musiała się w nim jeszcze odzywać jakaś wrażliwość.Alebrutalność w nim była też prawdziwa.Nie ta, którą próbował okazywać.Ta, z którątłumił w sobie resztki wrażliwości.Było to trochę tak, jak gdyby się słyszało ostatnie oddechy umierającego ciała.Podobnie brunet walczył z pluszowym misiem, który przez cały czas usiłował sięwydostać na powierzchnię.Postawiłem im piwo, jak kupowałem sobie drugie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Czy mogła mnieznać? A może zobaczyła mnie w telewizji? Może pokazywali moje zdjęcie wprogramach informacyjnych?Byłem tego prawie pewien, bo zaraz potem minęła mnie następna kobieta.Miałaszmacianą, chyba hinduską suk- nię, długie czarne włosy i twarz żółtą odpapierosów.Ta się mnie nie bala, ale popatrzyła na mnie z taką nienawiścią, że jużmiałem uciekać.I na pewno bym to zrobił, ale nagle stało się coś jeszczedziwniejszego.Głos młodego chłopaka wrzasnął: Marcin! Marcin!", tak że podskoczyłem.I wołałdalej, cały czas to samo imię.Z któregoś okna albo balkonu.Nagle z innego domu,który miałem za plecami, też ktoś zaczął wołać: Marcin!".I nie to było straszne, aleto, że ten drugi, który wołał, miał ten sam głos, co pierwszy.A potem inne, ale chybaidentyczne głosy zaczęły nawoływać ze wszystkich stron, ciągle tosamo imię.Oczywiście, nie przestałem się bać, ale w pewnym momencie pomyślałem, żenajbardziej powinien się bać ten Marcin.I dlatego nie poszedłem stamtąd od razu, anawet zajrzałem za jeden blok.Wszędzie kręciły się małe, czarne, bezpańskie pieski,wyglądające, jak gdyby pochodziły od tego samego ojca.Nikogo nie spotkałem,poza paroma milczącymi, wrogo wyglądającymi kobietami.Tylko przy jednej zklatek schodowych odkryłem maleńki osiedlowy sklepik.Siedziało tam dwóchkrótko ostrzyżonych chłopaków i dwie dziewczyny, niby razem,ale dziewczyny gadały ze sobą o kimś, kogo nazywały pierdolonym doradcą.Chłopcy chyba nie zwracali na tę rozmowę uwagi, może dlatego, że wygrzebywaliwłaśnie ostatnie papierosy z pudełka.Popatrzyli na mnie, ale dalej milczeli.Zapytałem ich o godzinę.Brunet, chudy, ale mający w gestach i twarzy coś, cokojarzyło mi się z pluszowym misiem, odpowiedział, że zegarek jest w sklepie.Wszedłem do sklepu i kupiłem sobie jedno piwo.Na to Robert pozwalał.Na dworze znowu zaczęło wrzeszczeć: Marcin!".Zapytałem siedzących pod sklepemchłopaków, co to za Marcin i kto go woła.Drugi z chłopców był chyba rudy, ale trudno to było ocenić, tak krótko był obcięty.Miał też ślady jasnego albo rudawego zarostu i niebieskie oczy, które przechodziłytrochę w zieleń.On opowiedział mi całą historię.Okazało się, że Marcin był winien dużo pieniędzy takiemu jednemu Sebastianowi.Sebastian obiecał, że go zabije, więc matka zamknęła Marcina w domu.Sebastiannie mógł się tam dostać, bo dziesiąte piętro, domofon i krata na klatce schodowej.Był bardzo wkurwiony.Mieszkał dokładnie naprzeciwko okien Marcina.Zaczął więcwołaćMarcina po imieniu, żeby go przestraszyć.Pewnego dnia nagrał te swoje wrzaski nakasetę, włożył do magnetofonu, który podłączył do głośników, i puścił na całeosiedle.Od tego czasu nie musiał już sobie zdzierać gardła.Przegrał kasetękolegom i organizował z nimi obławy dzwiękowe.Nadawali na cały regulator, zróżnych okien, z różnych mieszkań rozrzuconych po całym osiedlu.Jakprzypuszczano, Marcin powoli dostawał obłędu na swoim dziesiątym piętrze.Rudy, który mi to opowiedział, nazywał się Chrystian.Zachowywał się jak każdygówniarz, który chce być twardy i czasem rzeczywiście od tego twardnieje.Calahistoria go bawiła, bo śmiał się w najbardziej drastycznych momentach.Mimo to wjego oczach od czasu do czasu widziałem jakieś miększe spojrzenia.Były jednaktrochę błędne i zaraz znikały.Nie umiałem powiedzieć, skąd mogły się wziąć.Pomyślałem, że Chrystian mnie sonduje, żeby sprawdzić, czy sprawa mnie wzrusza,czy jestem miękki.Ale to raczej nie było to.Musiała się w nim jeszcze odzywać jakaś wrażliwość.Alebrutalność w nim była też prawdziwa.Nie ta, którą próbował okazywać.Ta, z którątłumił w sobie resztki wrażliwości.Było to trochę tak, jak gdyby się słyszało ostatnie oddechy umierającego ciała.Podobnie brunet walczył z pluszowym misiem, który przez cały czas usiłował sięwydostać na powierzchnię.Postawiłem im piwo, jak kupowałem sobie drugie [ Pobierz całość w formacie PDF ]