[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poruszał się sprę\yście, mógł tymzaimponować podobnie jak budową ciała.Klepnął konia, oddając go pod opiekę słu\by, po czymruszył w stronę Elizabeth. Przyjechałem natychmiast, gdy dotarła do mnie twoja wiadomość  zaczął głośno. To ty,panie, jesteś tu baronem?  spytał. Jestem  potwierdził Geoffrey.Olbrzym skinął głową, mierząc wzrokiem mę\czyznę stojącego obok jego wnuczki.Gdydokładnie go otaksował, raz jeszcze skinął głową i przeniósł uwagę na Elizabeth. Nie przywitasz dziadka?  spytał cicho.Przyjrzawszy jej się dokładniej, dostrzegł zmęczenie w oczach i bruzdy na twarzy, wyciśnięteprzez troskę.Elizabeth nie potrzebowała dalszych słów zachęty.Nawet nie spojrzała na mę\a.Zbiegła zeschodów i rzuciła się dziadkowi w objęcia. Dzięki Bogu, \e przyjechałeś  szepnęła mu do ucha, gdy uniósł ją w powietrze. Porozmawiamy pózniej, dziecko  odszepnął dziadek.A głośniej powiedział:  Dobrze sięczujesz, mój mały wikingu?  Tak ją zawsze pieszczotliwie nazywał. Ju\ nie jestem małym wikingiem, dziadku, tylko panią baronową.Odstaw mnie na ziemię,to przedstawię cię mojemu mę\owi  powiedziała.Zerknęła na Geoffreya i zauwa\yła marsa naczole, więc szybko dodała na jego u\ytek:  Mą\ zawsze okazuje mi mnóstwo cierpliwości, gdymoje zachowanie staje się niestosowne.Człowiek trzymający Elizabeth w objęciach był jej dziadkiem, Geoffrey o tym wiedział, alei tak nie mógł powściągnąć irytacji, \e jego \ony dotyka inny mę\czyzna.Dziadek odstawił wnuczkę na ziemię, jeszcze raz serdecznie ją uściskał i odwrócił się doGeoffreya.Patrząc na niego, spytał: Wnuczko, czy mał\eństwo było wymuszone?  W jego głosie zabrzmiał cień grozby,Geoffrey zachował jednak zimną krew.Równie\ zwrócił się ku \onie i czekał na jej słowa.Toone miały zdecydować o tym, co zrobi. Nie, dziadku. Odpowiadając, z powagą wpatrywała się w mę\a. Jestem bardzo zadowolona.Miała wra\enie, \e Geoffrey jakby trochę się odprę\ył, mimo \e wcią\ jeszcze się nieuśmiechnął.Elizabeth przypomniała sobie jednak, \e mą\ w ogóle rzadko się uśmiecha.Sprowadzenie pogody na jego twarz było równie łatwe jak przywołanie słońca w czasie ulewy.Krótko mówiąc, zadanie przerastało jej mo\liwości.Rozmyślania przerwał jej dziadek: To po co ten pośpiech, pytam.Chętnie przyjechałbym na ślub. Było takie zamieszanie, \e mój mą\ uznał za stosowne pośpieszyć się ze ślubem.Zresztąnie wypadałoby urządzać tu hucznych obchodów po tym, co się stało, dziadku. Oto jeszcze jeden powód do zwłoki  stwierdził dziadek.Wcią\ jeszcze nie oderwałspojrzenia od wysokiego wojownika.Elizabeth zauwa\yła, \e przyjazny ton jego głosu zmieniłsię.Prowokuje, pomyślała przyglądając się, jak dziadek krzy\uje ręce na piersi i dalej przeszywaGeoffreya wzrokiem.O co mu chodzi?  pytała się w duchu, coraz bardziej zaniepokojona. To ja podjąłem tę decyzję  odparł Geoffrey.Przybrał podobny ton jak dziadek, tote\Elizabeth miała wra\enie, \e widzi teraz przed sobą dwóch wrogów. Nie wa\ się, panie, jejkwestionować.Geoffrey wiedział, \e ten olbrzymi przybysz poddaje go próbie, chocia\ nie rozumiałdlaczego.Ale bez względu na jego motywy nadszedł czas, by pokazać, kto tu rządzi. Nie klękasz przede mną  powiedział. Zapomniałeś zło\yć mi hołd, chocia\ wiesz, \ejestem tutaj baronem.Poło\ył dłoń na rękojeści miecza, milcząco dając do zrozumienia, \esposobi się do walki, gdyby okazała się konieczna. Jestem wyrzutkiem  odparł dziadek. Czy mój hołd, panie, będzie dla ciebie honorowy?Wią\ący?Geoffrey skinął głową. Tak.Dziadek zamyślił się nad następnym posunięciem.Przy okazji twarz mu się nieco rozjaśniła. Czy znasz dobrze wszystkie fakty, panie? Jestem Sasem z ojca i matki, kiedyś byłemszlachcicem.Czy nadal domagasz się hołdu? Nie mam ziemi, którą trzeba chronić. Lojalność albo \ycie.Decyzja nale\y do ciebie.Elizabeth nie mogła pojąć, co dzieje się między tymi dwoma mę\czyznami.Z lękiemprzyglądała się szermierce na słowa.śycie? Czy Geoffrey naprawdę domaga się lojalności lub\ycia dziadka? Miała ochotę krzyknąć: Nie!Nie domagaj się tego! Dziadek jest swoim własnym panem, lojalnym tylko wobec rodziny.Rodziny! No tak, uświadomiła sobie.To właśnie jest klucz do tej przera\ającej gry, która się najej oczach odbywa.Czy domagając się hołdu Geoffrey domaga się jednocześnie akceptacji?A jeśli tak, to dlaczego?Geoffrey widział niepokój \ony, liczył jednak, \e obejdzie się bez jej interwencji.Zaufanie i lojalność jej dziadka były mu niezbędne, a chocia\ nie wyłuszczył powodów tego przedElizabeth, oczekiwał, \e zachowa milczenie. Idz do swojego mę\a  usłyszał polecenie wydane \onie przez dziadka przyciszonymgłosem.Elizabeth czuła się rozdarta.Potrzebowała czasu, \eby wytłumaczyć dziadka przed mę\emi mę\a przed dziadkiem, ale czasu nie było.Weszła na stopień schodów, by stanąć przy mę\u.Zapadła cisza.Dwaj mę\czyzni mierzyli się wzrokiem.Dla Elizabeth była to wyjątkowo trudna chwila.Nie wiedziała, co pocznie, jeśli dziadek nieugnie się przed wolą mę\a, nie wiedziała te\, czy mą\ naprawdę spełniłby grozbę pojedynku.Gra dobiegła końca.Dziadek z pełną swobodą zsunął nakrycie głowy i ukląkł przedGeoffreyem na jedno kolano.Poło\ył prawą rękę na sercu i wyraznie, głośno powiedział: Ja, Elslow Kent Hampton, ofiarowuję ci, panie, lojalność i ślubuję, \e nigdy nie dopuszczęsię zdrady.To była dla Elizabeth poruszająca chwila.Nigdy nie widziała dziadka tak powa\nego.Słowobyło jego gwarancją, wszystkim, co miał do zaoferowania.Było jego honorem i duszą.Zastanawiała się, czy mą\ rozumie, jak to jest z jej dziadkiem.Nie, niemo\liwe, przecie\ ledwiego znał.Nie mógł mieć pojęcia, \e jej dziadek jest tak samo przesadnie lojalny jak ona. Wstań  powiedział Geoffrey do Elslowa.Szorstkość całkiem znikła z jego głosu.Elizabethwidziała jego zadowolenie.Mą\ zszedł ze schodów i poło\ył dłoń na ramieniu nowegokrewnego. Skoro ofiarowałeś mi swą lojalność, to mam z tobą wiele do omówienia, jeszczeprzed wieczorem.Nie spodziewał się jednak potę\nego grzmotnięcia w ramię ani głośnego ryku śmiechu, odktórego a\ zadzwoniło mu w uszach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl