[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najczęściej zabijałam na zimno, ale było dziś coś wemnie, co chciało by on był martwy.Może to zemsta.Nie zastanawiałam się nad tym, tylkopozwoliłam, aby zobaczył to w moich oczach.Pokazałam to zmiennokształtnemu, bowiedziałam, że to zrozumie.On nie był człowiekiem; poznawał śmierć, gdy ta na niegopatrzyła.Zrozumiał.Widziałam to w jego oczach, skosztowałam ten świeży strumień lęku, jakchemiczny przypływ.Nagle wyglądał na zmęczonego. Zrezygnowałbym z nich, jeśli bym mógł, ale nie mogę.Muszę tej nocy coś zostawićna pokaz.Miałem nadzieję, że to będą łabędzie i lamparty, ale jeśli nie mogę mieć jednego,muszę mieć drugie. Czemu zależy ci na łabędziach i lampartach? Spytałam. Nic dla ciebie nieznaczą, nie mogą być częścią twojej grupy.Jego oczy się zamknęły, nie do przeczytania.Ale ten błysk lęku był coraz większy,wzbierając w mocnym zapachu potu i goryczy.Był bardzo przestraszony.I to nie mnie, niedo końca, ale tego czegoś, co się zdarzy, gdy nie utrzyma łabędzi.Ale czego? Musze je zatrzymać, Anito Blake. Wytłumacz mi dlaczego? Nie mogę. Lęk odszedł.Do tej pory nie wiedziałam, że rezygnacja miała zapach.Mogłabym wyczuć spokojną gorycz klęski.To przeleciało przeze mnie dziką falą iwiedziałam, że wygraliśmy.Potrząsnął głową. Nie mogę zrezygnować z łabędzi.85 Już nie są twoje.Czuję twoją porażkę.Pochylił głowę. Zrezygnowałbym z nich, jeśli bym mógł, ale wierz mi nie mogę ci ich oddać.Niemogę. Nie możesz, czy nie chcesz? Spytałam.Uśmiechnął się, ale to był gorzki uśmiech, jak zapach jego skóry. Nie mogę. Nawet jego głos był niechętny, jak gdyby po prostu chciał powiedziećtak, ale nie mógł. Zrób to, co najlepsze dla swoich ludzi Coronus, odejdz daleko stąd.Jakoś wiedziałam, że wygramy.Moja pewność była większa, niż jego.Tej nocyzwyciężymy.Trochę węży umrze, ponieważ ich lider stracił nerwy.Bez jego determinacji, bysię utrzymać, nie mogliby wygrać.Nie chcieli tu być.Przyglądałam się każdemu z nich, gdyobrócili się wąchając powietrze.Porażka wisiała w powietrzu; nie mieli wystarczającodeterminacji, by wygrać.Nie chcieli tu być.Więc dlaczego tu byli? Ich alfa, ich przywódca,był tutaj i jego pewność była też ich.Tak więc dlaczego byli tacy słabi, jak gdyby czegośbrakowało w ich grupie.Czegoś, co spowodowało tą słabość?Uświadomiłam sobie, że nim zajęłam się lampartami, każdy mógł wyczuć od nich &ten zapach słabości, porażki.Nathaniel był słaby.Ale teraz moja pewność była też jego, a janie byłam słaba.Obróciłam się, by spojrzeć mu w twarz, w jego oczy i zobaczyłam cały ból,cierpienie.Ale nie był już beznadziejny.Gdy go spotkałam, miał najbardziej beznadziejnespojrzenie, jakie w życiu widziałam.Ale on wiedział, że przyjdę.Z absolutną pewnościąwiedział, że nie zostawiłabym go tutaj.Gregory mógł wątpić, ponieważ myślał tą ludzkączęścią siebie.Ale Nathaniel wierzył we mnie, choć to nie trzymało się logiki.Obróciłam się w stronę Coronusa. Uciekaj Coronus, bo kilku z was nie doczekaświtu.Westchnął ciężko. Niech tak będzie.I wtedy zrobił coś, czego nie powinien zrobić.Coś, co nie trzymało się żadnej logiki znieludzkiego punktu widzenia.Przegrał i wiedział o tym.Mimo to zrobił bardzo ludzką rzecz.W każdym razie to on nas zaatakował.Jedynie człowiek marnowałby energię na coś takiego,gdy raczej powinien wyjść.Dwa węże chroniące Coronusa ruszyły na mnie, a ja stałam za blisko.Z moiminowymi wilkołaczymi zmysłami byłam tak pewna, że nie będą walczyć.Byłam nieostrożna.Zapomniałam, że w końcu jesteśmy tylko na pół zwierzętami.I ta ludzka połowa zawsze cośspieprzy.86Przyszli w tej rozmazującej szybkości.Zbyt prędko, bym zdążyłam zrobić coś więcej,poza sięgnięciem po nóż w drugim bucie.Wiedziałam, że nie zdążę go wyciągnąć.Gregory skoczył smuga maślanego koloruw powietrzu, obalając jednego z węży i tocząc się po podłodze.Ale ten drugi był już przymnie, szarpiąc pazurami, spadając ze mną na podłogę.Ale już byłam oszołomiona; to niebolało.Pazury wbiły się w mój brzuch.Przecinając materiał wbijały się w ciało.Czułam, jakposuwają się w stronę serca.Uniosłam prawą rękę, aby spróbować chwycić go za przegub, aleczułam się tak, jakbym poruszała się w zwolnionym tempie.Wydawało mi się, że moja rękaważy z tonę i jak przez mgłę wiedziałam, że zostałam naprawdę zle zraniona.Nagle pojawił się Gregory.Jasne futro złapane między kolorowymi wężami.Upadł namnie razem z jedną z tych rozrywających go istot.Nawet nie próbował bronić siebie; chwyciłtego, który był na mnie, oderwał go ode mnie i cała trójka walczyła na mnie.Był moment,gdy oczy i warczące usta Gregorego były centymetry ode mnie.Zostaliśmy dociśnięci dosiebie, jak kochankowie i wiedziałam, że pazury wbite we mnie należały do niego.Upadł namnie, popchnięty na moje ciało.Wówczas inne ręce rozdzieliły nas wszystkich.Widziałam wprzelocie twarz Jamila.Jego wargi się poruszały, ale nie było żadnego dzwięku.Wtedyogarnęła mnie ciemność, zostawiając jedynie słabe światła.Następnie nawet one zniknęły izostała tylko ciemność.Rozdział 8Zniłam, że biegłam przez las.Coś mnie ścigało.Słyszę, że jest coraz bliżej i bliżej, alewiedziałam, że to, co mnie ścigało, nie było człowiekiem.Nagle upadłam i biegłam dalej na czterech łapach.Goniłam jasną rzecz, która przede mną uciekała.Coś miękkiego, bez pazurów, zębówi cudownie pachnące lękiem.Upadło.Przenikliwie pisnęło, raniąc mój słuch i byłam tympodekscytowana.Zatopiłam kły w tym ciele, aż rozerwałam mięso.Zwieża, gorąca krewspłynęła w dół mojego gardła i sen się skończył.Leżałam na czarnym łóżku w sypialni Narcissusa.Jean-Claude stal pomiędzy filaramiłóżka.Miał nagi tors ze śladami pazurów, po których spływała krew.Pełzałam do niego i nieczułam żadnego lęku, tylko słodki miedziany zapach krwi.Patrzył na mnie głębokoniebieskimi oczami. Pocałuj mnie, ma petite.Uniosłam się na kolana, moje usta zawisły nad jego wargami.Przybliżył się do mnie,ale te stworzone do całowania wargi, były nieosiągalne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Najczęściej zabijałam na zimno, ale było dziś coś wemnie, co chciało by on był martwy.Może to zemsta.Nie zastanawiałam się nad tym, tylkopozwoliłam, aby zobaczył to w moich oczach.Pokazałam to zmiennokształtnemu, bowiedziałam, że to zrozumie.On nie był człowiekiem; poznawał śmierć, gdy ta na niegopatrzyła.Zrozumiał.Widziałam to w jego oczach, skosztowałam ten świeży strumień lęku, jakchemiczny przypływ.Nagle wyglądał na zmęczonego. Zrezygnowałbym z nich, jeśli bym mógł, ale nie mogę.Muszę tej nocy coś zostawićna pokaz.Miałem nadzieję, że to będą łabędzie i lamparty, ale jeśli nie mogę mieć jednego,muszę mieć drugie. Czemu zależy ci na łabędziach i lampartach? Spytałam. Nic dla ciebie nieznaczą, nie mogą być częścią twojej grupy.Jego oczy się zamknęły, nie do przeczytania.Ale ten błysk lęku był coraz większy,wzbierając w mocnym zapachu potu i goryczy.Był bardzo przestraszony.I to nie mnie, niedo końca, ale tego czegoś, co się zdarzy, gdy nie utrzyma łabędzi.Ale czego? Musze je zatrzymać, Anito Blake. Wytłumacz mi dlaczego? Nie mogę. Lęk odszedł.Do tej pory nie wiedziałam, że rezygnacja miała zapach.Mogłabym wyczuć spokojną gorycz klęski.To przeleciało przeze mnie dziką falą iwiedziałam, że wygraliśmy.Potrząsnął głową. Nie mogę zrezygnować z łabędzi.85 Już nie są twoje.Czuję twoją porażkę.Pochylił głowę. Zrezygnowałbym z nich, jeśli bym mógł, ale wierz mi nie mogę ci ich oddać.Niemogę. Nie możesz, czy nie chcesz? Spytałam.Uśmiechnął się, ale to był gorzki uśmiech, jak zapach jego skóry. Nie mogę. Nawet jego głos był niechętny, jak gdyby po prostu chciał powiedziećtak, ale nie mógł. Zrób to, co najlepsze dla swoich ludzi Coronus, odejdz daleko stąd.Jakoś wiedziałam, że wygramy.Moja pewność była większa, niż jego.Tej nocyzwyciężymy.Trochę węży umrze, ponieważ ich lider stracił nerwy.Bez jego determinacji, bysię utrzymać, nie mogliby wygrać.Nie chcieli tu być.Przyglądałam się każdemu z nich, gdyobrócili się wąchając powietrze.Porażka wisiała w powietrzu; nie mieli wystarczającodeterminacji, by wygrać.Nie chcieli tu być.Więc dlaczego tu byli? Ich alfa, ich przywódca,był tutaj i jego pewność była też ich.Tak więc dlaczego byli tacy słabi, jak gdyby czegośbrakowało w ich grupie.Czegoś, co spowodowało tą słabość?Uświadomiłam sobie, że nim zajęłam się lampartami, każdy mógł wyczuć od nich &ten zapach słabości, porażki.Nathaniel był słaby.Ale teraz moja pewność była też jego, a janie byłam słaba.Obróciłam się, by spojrzeć mu w twarz, w jego oczy i zobaczyłam cały ból,cierpienie.Ale nie był już beznadziejny.Gdy go spotkałam, miał najbardziej beznadziejnespojrzenie, jakie w życiu widziałam.Ale on wiedział, że przyjdę.Z absolutną pewnościąwiedział, że nie zostawiłabym go tutaj.Gregory mógł wątpić, ponieważ myślał tą ludzkączęścią siebie.Ale Nathaniel wierzył we mnie, choć to nie trzymało się logiki.Obróciłam się w stronę Coronusa. Uciekaj Coronus, bo kilku z was nie doczekaświtu.Westchnął ciężko. Niech tak będzie.I wtedy zrobił coś, czego nie powinien zrobić.Coś, co nie trzymało się żadnej logiki znieludzkiego punktu widzenia.Przegrał i wiedział o tym.Mimo to zrobił bardzo ludzką rzecz.W każdym razie to on nas zaatakował.Jedynie człowiek marnowałby energię na coś takiego,gdy raczej powinien wyjść.Dwa węże chroniące Coronusa ruszyły na mnie, a ja stałam za blisko.Z moiminowymi wilkołaczymi zmysłami byłam tak pewna, że nie będą walczyć.Byłam nieostrożna.Zapomniałam, że w końcu jesteśmy tylko na pół zwierzętami.I ta ludzka połowa zawsze cośspieprzy.86Przyszli w tej rozmazującej szybkości.Zbyt prędko, bym zdążyłam zrobić coś więcej,poza sięgnięciem po nóż w drugim bucie.Wiedziałam, że nie zdążę go wyciągnąć.Gregory skoczył smuga maślanego koloruw powietrzu, obalając jednego z węży i tocząc się po podłodze.Ale ten drugi był już przymnie, szarpiąc pazurami, spadając ze mną na podłogę.Ale już byłam oszołomiona; to niebolało.Pazury wbiły się w mój brzuch.Przecinając materiał wbijały się w ciało.Czułam, jakposuwają się w stronę serca.Uniosłam prawą rękę, aby spróbować chwycić go za przegub, aleczułam się tak, jakbym poruszała się w zwolnionym tempie.Wydawało mi się, że moja rękaważy z tonę i jak przez mgłę wiedziałam, że zostałam naprawdę zle zraniona.Nagle pojawił się Gregory.Jasne futro złapane między kolorowymi wężami.Upadł namnie razem z jedną z tych rozrywających go istot.Nawet nie próbował bronić siebie; chwyciłtego, który był na mnie, oderwał go ode mnie i cała trójka walczyła na mnie.Był moment,gdy oczy i warczące usta Gregorego były centymetry ode mnie.Zostaliśmy dociśnięci dosiebie, jak kochankowie i wiedziałam, że pazury wbite we mnie należały do niego.Upadł namnie, popchnięty na moje ciało.Wówczas inne ręce rozdzieliły nas wszystkich.Widziałam wprzelocie twarz Jamila.Jego wargi się poruszały, ale nie było żadnego dzwięku.Wtedyogarnęła mnie ciemność, zostawiając jedynie słabe światła.Następnie nawet one zniknęły izostała tylko ciemność.Rozdział 8Zniłam, że biegłam przez las.Coś mnie ścigało.Słyszę, że jest coraz bliżej i bliżej, alewiedziałam, że to, co mnie ścigało, nie było człowiekiem.Nagle upadłam i biegłam dalej na czterech łapach.Goniłam jasną rzecz, która przede mną uciekała.Coś miękkiego, bez pazurów, zębówi cudownie pachnące lękiem.Upadło.Przenikliwie pisnęło, raniąc mój słuch i byłam tympodekscytowana.Zatopiłam kły w tym ciele, aż rozerwałam mięso.Zwieża, gorąca krewspłynęła w dół mojego gardła i sen się skończył.Leżałam na czarnym łóżku w sypialni Narcissusa.Jean-Claude stal pomiędzy filaramiłóżka.Miał nagi tors ze śladami pazurów, po których spływała krew.Pełzałam do niego i nieczułam żadnego lęku, tylko słodki miedziany zapach krwi.Patrzył na mnie głębokoniebieskimi oczami. Pocałuj mnie, ma petite.Uniosłam się na kolana, moje usta zawisły nad jego wargami.Przybliżył się do mnie,ale te stworzone do całowania wargi, były nieosiągalne [ Pobierz całość w formacie PDF ]