[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przybycie Dubrawki zrazu zdawało się zwiastować stanowczą chwilę, lecz gdy upływały miesiące, a nic nie przedsiębrano ikontyny stały całe, różnie myśleć poczęto.Warga i jego towarzysze, co lud sięjątrzyć starali i do oporu przygotować, gdy nie było dłużej powodu żadnego dowystąpienia, stracili wpływ i zaufanie.Wzdychano z nimi, pojono ich, ale niewiązano się słowem żadnym.Na zbiorowiskach, w dnie uroczyste, gdzie siędawniej tłumy zbiegały, teraz coraz puściej było.Wypadek niespodziany na nowo te ostygłe uczucia przywiązania do dawnychobyczajów rozbudził.O dwie mile od Warty i Cybiny w głąb kraju, w lasach,było jedno z miejsc najwięcej czczonych i jak świątynia szanowanych.Uroczysko zwało się Białem, rzeczka, co je przecinała, Białką lub Zwiętą.Wodyjej w chorobach miały cudowną siłę leczącą, gaj otaczający wzgórze zapoświęcony i nietykalny się uważał.W pośrodku jego wznosiła się od dawnawystawiona nieforemna postać jakiegoś bóstwa, które Bielem nazwano.Ogromny kamień służył mu za podstawę, a bałwan był z drzewa sękowatego,niezgrabnie i grubo wyciosany przedstawiał niby tułub z głową czapką okrytą;bez rąk, bez nóg, z wyrościami, które piersi uwydatniały.Obok Biela dwa inne,żłobkowało wyrobione jak misy, kamienie przeznaczone były na składanie wnich ofiar.Poza gajem, przy dwóch dębach, w szałasie mieszkał tu zawszewróżbit stary, który przybywającym pielgrzymom rady dawał, wskazywał, jak igdzie wody świętej użyć mieli, wróżył im z ziemi i ognia i żywił się z ichdatków.Jednego dnia przybywające z dala niewiasty znalazły starego Złogę w szałasieniby uśpionym, a w istocie umarłym.Nic nie okazywało, ażeby ktoś na nimgwałt popełnił.Złoga był niezmiernie stary, najstarsi gospodarze przypominaligo sobie niemłodym już, siwym.Nie było więc nic dziwnego, że nareście usnąćmusiał, gdy się siły wyczerpały.Dano znać do najbliższej osady o śmierci Złogi;zebrali się pokrewni jego do palenia ciała i pogrzebu, zbiegło się dosyć dziadówi bab.Szło o zajęcie miejsca po nim, które było łakome.Wszczęły się o tospory, bo wielu rościło do tego prawa, nikt nie chciał współzawodnika dopuścić,odgrażali się jedni i drudzy, a skończyło się na tym, że szałas zburzono i naBiałem nie było nikogo.Miało się to rozstrzygnąć na jakimś wiecu na Kupałę,tymczasem Biel został bez stróża sam jeden.Jednego dnia przybyły baby z zimnicą do strumienia i przestraszyły sięujrzawszy, że bałwan został obalony, kamienie poroztaczane, a złośliwa ręka, cotego dokonała, podłożyła suchych gałęzi pod kłodę i na pół ją spaliła.Ponieważ Biel powszechnie był czczony i za bóstwo opiekuńcze okolicyuważany, lament i płacz, narzekanie i oburzenie wstrząsnęło całą ludnością.Wszyscy biegali oglądać spustoszone uroczysko, łamali ręce, płakali.Naturalnienikogo o takie porwanie się na stary posąg posądzać nie było można, tylkochrześcijan.Obejrzano się po okolicy, zaczęto dowiadywać o przejeżdżającychw tych dniach, o widzianych w bliskości, ale śladu winowajcy nie było.Warga, który nadbiegł na miejsce, skorzystał z rozdrażnienia i począł namawiaćdo wystąpienia nocą, w umówiony dzień, przeciwko wszystkim dworom i chatom, które posądzano o odstępstwo.Dwory miały być spalone, chrześcijaniezamordowani. Gdy to się stanie  mówił  Mieszko zadrży i nie będzie śmiał sięporywać!W pierwszej chwili wszyscy mu potakiwali, gniew i pragnienie zemsty byłowielkie, lecz drugiego dnia, jakiś dziad wpadł na myśl inną i  zdaniem wielu rozumniejszą jeszcze. Dobrze  rzekł  niechaj tak będzie, ale wprzódy popróbować trzeba.Pójdziemy wszyscy, choćby w tysiąc ludzi, na skargę do Mieszka, że nam sięstała krzywda, która nieszczęście, grad, pioruny, głód na okolicę sprowadzi.Zobaczymy, co powie.Warga śmiał się, ale inni jakoś przystali.Uchwalono gromadą iść z podarkiem iskargą do miłościwego pana.Nim się jednak ludzie zmówili i zebrali, drugiegodnia dano znać z okolicy na Dąbrowach, że słup kamienny, który tam też stał odniepamiętnych czasów, nocą ręka jakaś zuchwała obaliła, a staczając się zpagórka, bóg na kawały się rozpadł.Ludzie na nowo zapalili się gniewem i odBiela pobiegli na Dąbrowę płakać nad okruchami zwalonego słupa.Tuznaleziono ślady koni kilku pod dębami i dowody, że ludzi musiało być wielu,boby też temu jeden nie podołał.Warga wołał o zemstę i wskazywał dworypodejrzane, ale ludzie się uparli gromadami iść do knezia.Upieczono kołacze, przygotowano szyte ręczniki, kury i jaja, bo bez ofiaryjakiejkolwiek nie szło się naówczas z prośbą, ani z żalem, ani o sprawiedliwość.Gromady zwołały się na dzień oznaczony, kilku starszych wystąpiło na czele iwszyscy pociągnęli nad Cybinę.Pochód ten w pewnym porządku odbywał siępowoli; po drodze łączyli się z nim, dla powiększenia tłumu, ludzie dobrej woli.Nie tajono się wcale, z czym szli, i Mieszko, na pół dnia prawie wprzódyuwiadomiony był o wszystkim.Wierni przyszli dać mu znać zawczasu.Nieodpowiedział nic.Na grodzie nie ruszył się nikt nawet.Gromada, przed wałami się ustawiwszy,wyznaczyła, kto mówić miał, i w milczeniu ciągnęła przed dworzec pański, aprzybywszy tu, stanęła w porządku i uroczystym milczeniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl