[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musimy i my znosić. Ale ona wszystkim już kością w gardle.Uśmiechnęło się dziewczę i głową skinąwszyTalwoszowi, natychmiast do królewnej powróciło.Litwin siadł na ławce przy drzwiach i rozważał, co czynić.Czy o królewnie myślał, czy oDosi, trudno było poznać brwi mu się ściągały, ręce wyprężały i opadały, dumał tak, naweto wieczerzy zapomniawszy, gdy wyrostek od pana Konieckiego87, ochmistrza królewnej, araczej miejsce jego zastępującego, bo Anna dawno go już nie miała, przybiegł przypomnieć,że misy na stole były, a z jedzeniem nie czekano na nikogo.Talwosz powlókł się za nim.Krajczy i podczaszy, na próżno zabiegając, aby królewnej do brata nie przypuścić, gdy sięto niemożliwym okazało, ściągnęli spotkanie się rodzeństwa do ostatniego dnia przed wyjaz-87J a n K o n i e c k i według Orzelskiego marszałek i ochmistrz nadworny infantki.Por.o nim w Posłowiu.45dem Augusta z Warszawy i postarali się o to, aby jak najkrócej trwało.Gdy obozny Karwickiprzypomniał ten obowiązek królowi i nastał na przyjęcie Anny, król naznaczył dzień, zgodziłsię bez trudności i nie okazał już najmniejszego żalu i niechęci.Czuł w tych ostatnich życiaswego godzinach, że wina nieporozumienia nie ciężyła na królewnie, ale na nim samym.Spowodowało je słuszne oburzenie Anny, gdy podstępem z jej dworu wykradziono HannęZajączkowską dla.Augusta.Krajczy i podczaszy starali się gniew siostry odmalować w ta-kich barwach, że króla do najwyższego rozjątrzyli stopnia.Zapobiegali potem, korzystając ztego, aby pojednania nie dopuścić, nosili plotki, oczerniali Annę i gdyby nie starania Karwic-kiego i %7łalińskich, może by do zgody nigdy nie przyszło.Zapowiedziane przybycie królewnej, której ochmistrz jej tymczasowy Koniecki miał towa-rzyszyć i %7łalińska, wygnało obu oblubieńców królewskich, nie śmiejących się na oczy poka-zać Annie.Musieli się skryć, równie jak czynniejsi ich pomocnicy.Godzina ranna była na toposłuchanie naznaczona; zapowiedziano zawczasu, że króla chorego długo nie mogła siostrazatrzymywać i żadnymi go skargami i żalami trapić.Doktór Fogelweder sam jeden miał byćświadkiem spotkania, bo Karwicki chciał u drzwi pozostać, których niepoczciwy, rozpustnyłotrzyk Kniaznik pilnował.Z łoża wstać król ani mógł, ani myślał; okryto go jedwabnympłaszczykiem i pozostał leżący z nogami przykrytymi.Zaprawdę była to dla obojga uroczystagodzina; wiedziała królewna Anna, że brata pewnie już nie ujrzy żywym, że go miała poże-gnać na wieki.I on też żyć się nie spodziewał, a czuł się względem siostry winnym.Jedno to,że był sam wielce nieszczęśliwym, powinno mu było wyjednać przebaczenie.Od czasu, jak się z Anną nie widzieli, zmiana w twarzy Augusta była niezmiernie wielka,straszna i znacząca.Wychudzenie, żółtość, wzrok zaostrzony chwilami i nagle ospały i znu-żony, mowa niezrozumiała, głos stłumiony, oddech głośny i ciężki, czyniły go na wejrzenieprzerażająco znędzniałym i jakby dogorywającym.Chwilami opanowywała go jakby gorącz-ka i rozdrażnienie, częściej jednak wpadał w rodzaj ospałej apatii, w odrętwienie zobojętnie-nia na wszystko.Gdy godzina, w której królewna nadejść miała, zbliżyła się, łatwo ją poznać mógł król, boci, co zwykle łoża jego nie odstępowali, znikli nagle, pozostał Fogelweder; w komnacie byłopusto, w pokojach sąsiednich cicho.Szelest szat i chód powolny zwróciły wejrzenie choregona drzwi, podzwignął się trochę niespokojny.Szepty dały się słyszeć w progu, drzwi otwartopowoli, Karwicki wpuszczał czarno ubraną, chwiejącym postępującą krokiem, zmięszaną,bladą królewnę Annę.Za nią szła %7łalińska88, która się zatrzymała u progu.Wzruszenie przy-byłej było tak wielkie, iż łzami wybuchnąć musiało, ale cichymi; przycisnęła do ust chustecz-kę, skłoniła głowę i nieśmiało, nie mówiąc słowa, pokornie podstąpiła do królewskiego łoża.Widok brata, na którego licu już, śmierć wycisnęła swe piętno, rozbroił zażaloną i zbolałą.Czymże były jej osobiste cierpienia wobec tego umierającego, a zrozpaczonego, ostatniego zrodu, który schodził sam, bez rodziny, wyniszczony rozpaczą, znękany życiem, bez żadnej,bez najmniejszej pociechy.August dobył spod przykrycia bladą rękę drżącą i wyciągnął ku siostrze, która chwyciła jąi pocałowała z uczuciem.Dopiero teraz wejrzenia ich się spotkały.Król spoglądał na siostrębez gniewu, łagodnie, spokojnie, jak gdyby wszystko przeszłe w niepamięć poszło.Szeptał,lecz nic słyszeć nie mogła.Anna chciała coś powiedzieć, ale słów jej zabrakło, tchu nie miała.Po przestanku dopiero, widząc go tak cierpiącym, a w nim razem króla, ojca i brata, głowęrodziny czcząc, odezwała się pokornie: Jeżelim w czym pobłądziła, a była przyczyną W.K.Mości żalu jakiegoś, raczcie mi toprzebaczyć.Złej woli nie miałam i zli ludzie chyba przypisać mi ją mogli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Musimy i my znosić. Ale ona wszystkim już kością w gardle.Uśmiechnęło się dziewczę i głową skinąwszyTalwoszowi, natychmiast do królewnej powróciło.Litwin siadł na ławce przy drzwiach i rozważał, co czynić.Czy o królewnie myślał, czy oDosi, trudno było poznać brwi mu się ściągały, ręce wyprężały i opadały, dumał tak, naweto wieczerzy zapomniawszy, gdy wyrostek od pana Konieckiego87, ochmistrza królewnej, araczej miejsce jego zastępującego, bo Anna dawno go już nie miała, przybiegł przypomnieć,że misy na stole były, a z jedzeniem nie czekano na nikogo.Talwosz powlókł się za nim.Krajczy i podczaszy, na próżno zabiegając, aby królewnej do brata nie przypuścić, gdy sięto niemożliwym okazało, ściągnęli spotkanie się rodzeństwa do ostatniego dnia przed wyjaz-87J a n K o n i e c k i według Orzelskiego marszałek i ochmistrz nadworny infantki.Por.o nim w Posłowiu.45dem Augusta z Warszawy i postarali się o to, aby jak najkrócej trwało.Gdy obozny Karwickiprzypomniał ten obowiązek królowi i nastał na przyjęcie Anny, król naznaczył dzień, zgodziłsię bez trudności i nie okazał już najmniejszego żalu i niechęci.Czuł w tych ostatnich życiaswego godzinach, że wina nieporozumienia nie ciężyła na królewnie, ale na nim samym.Spowodowało je słuszne oburzenie Anny, gdy podstępem z jej dworu wykradziono HannęZajączkowską dla.Augusta.Krajczy i podczaszy starali się gniew siostry odmalować w ta-kich barwach, że króla do najwyższego rozjątrzyli stopnia.Zapobiegali potem, korzystając ztego, aby pojednania nie dopuścić, nosili plotki, oczerniali Annę i gdyby nie starania Karwic-kiego i %7łalińskich, może by do zgody nigdy nie przyszło.Zapowiedziane przybycie królewnej, której ochmistrz jej tymczasowy Koniecki miał towa-rzyszyć i %7łalińska, wygnało obu oblubieńców królewskich, nie śmiejących się na oczy poka-zać Annie.Musieli się skryć, równie jak czynniejsi ich pomocnicy.Godzina ranna była na toposłuchanie naznaczona; zapowiedziano zawczasu, że króla chorego długo nie mogła siostrazatrzymywać i żadnymi go skargami i żalami trapić.Doktór Fogelweder sam jeden miał byćświadkiem spotkania, bo Karwicki chciał u drzwi pozostać, których niepoczciwy, rozpustnyłotrzyk Kniaznik pilnował.Z łoża wstać król ani mógł, ani myślał; okryto go jedwabnympłaszczykiem i pozostał leżący z nogami przykrytymi.Zaprawdę była to dla obojga uroczystagodzina; wiedziała królewna Anna, że brata pewnie już nie ujrzy żywym, że go miała poże-gnać na wieki.I on też żyć się nie spodziewał, a czuł się względem siostry winnym.Jedno to,że był sam wielce nieszczęśliwym, powinno mu było wyjednać przebaczenie.Od czasu, jak się z Anną nie widzieli, zmiana w twarzy Augusta była niezmiernie wielka,straszna i znacząca.Wychudzenie, żółtość, wzrok zaostrzony chwilami i nagle ospały i znu-żony, mowa niezrozumiała, głos stłumiony, oddech głośny i ciężki, czyniły go na wejrzenieprzerażająco znędzniałym i jakby dogorywającym.Chwilami opanowywała go jakby gorącz-ka i rozdrażnienie, częściej jednak wpadał w rodzaj ospałej apatii, w odrętwienie zobojętnie-nia na wszystko.Gdy godzina, w której królewna nadejść miała, zbliżyła się, łatwo ją poznać mógł król, boci, co zwykle łoża jego nie odstępowali, znikli nagle, pozostał Fogelweder; w komnacie byłopusto, w pokojach sąsiednich cicho.Szelest szat i chód powolny zwróciły wejrzenie choregona drzwi, podzwignął się trochę niespokojny.Szepty dały się słyszeć w progu, drzwi otwartopowoli, Karwicki wpuszczał czarno ubraną, chwiejącym postępującą krokiem, zmięszaną,bladą królewnę Annę.Za nią szła %7łalińska88, która się zatrzymała u progu.Wzruszenie przy-byłej było tak wielkie, iż łzami wybuchnąć musiało, ale cichymi; przycisnęła do ust chustecz-kę, skłoniła głowę i nieśmiało, nie mówiąc słowa, pokornie podstąpiła do królewskiego łoża.Widok brata, na którego licu już, śmierć wycisnęła swe piętno, rozbroił zażaloną i zbolałą.Czymże były jej osobiste cierpienia wobec tego umierającego, a zrozpaczonego, ostatniego zrodu, który schodził sam, bez rodziny, wyniszczony rozpaczą, znękany życiem, bez żadnej,bez najmniejszej pociechy.August dobył spod przykrycia bladą rękę drżącą i wyciągnął ku siostrze, która chwyciła jąi pocałowała z uczuciem.Dopiero teraz wejrzenia ich się spotkały.Król spoglądał na siostrębez gniewu, łagodnie, spokojnie, jak gdyby wszystko przeszłe w niepamięć poszło.Szeptał,lecz nic słyszeć nie mogła.Anna chciała coś powiedzieć, ale słów jej zabrakło, tchu nie miała.Po przestanku dopiero, widząc go tak cierpiącym, a w nim razem króla, ojca i brata, głowęrodziny czcząc, odezwała się pokornie: Jeżelim w czym pobłądziła, a była przyczyną W.K.Mości żalu jakiegoś, raczcie mi toprzebaczyć.Złej woli nie miałam i zli ludzie chyba przypisać mi ją mogli [ Pobierz całość w formacie PDF ]