[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Stratą ojca się nie przejął, ale stracił swoją bandę.Idę.Niech pan prowadzi.Na strychu nie było nikogo.Pościel była złożona w kost-kę, pewnie zaraz po wstaniu, po wojskowemu. Kunazmartwił się i to zmartwienie okazał bardziej, niż Jastrzę-biec by przypuścił.- Po pierwsze, niedobrze dla organizacji.Okazuje się, żemłody Kurski mnie zna i skoro ujrzawszy mnie uciekł, wie,co robię.Po drugie, zle dla pana, że mnie tu widział.Prze -konywanie pana na nic się nie zdaje.Trzeba było natych-miast mnie zawiadomić.Spotkalibyśmy się w polu.- Nie przyszedłby pan sam.Zabralibyście Kurskiego zmojego domu i zabili.- Przedtem przesłuchalibyśmy go.Wysyłając mnie dziś nastrych, dawał pan zbyt dużą szansę Kurskiemu.I tak wybrałpokojową drogę, zamiast próbować mnie zastrzelić.Terazodtworzy bandę.W obecnych warunkach utrzymują siętylko bandy najkrwawsze.Tak bardzo terroryzują wsie,wieszają, torturują, że nie mamy do nich dostępu.Ofiaryprzestały przyznawać się, że były napadnięte, bo bandawraca i wyrzyna wszystkich.- Pan usiłuje zmienić mój sposób myślenia, panie porucz-niku.- Mam z panem kłopoty, panie senatorze.- Proszę nie nazywać mnie senatorem.- Dobrze.Zależy mi na informacjach o Gelberze.Zmie-niliśmy pogląd na Gelbera.Gelbera Jaeschke: Gelber możebyć jego niebezpiecznym informatorem.Wie dużo.Wobecłapownika ludzie nabierają pewności siebie i ufności, są-dząc, że mają go w ręku.Chłopi z Bezwodów przyszli do Jastrzębców po radę, corobić z polem Kurskich.Jastrzębca ciekawiło, czy wiedzą,że Staszek żyje i ukrywał się we dworze.Trzeba plewić ty-toń, drugi raz redlić ziemniaki, a zaraz żniwa.Na polachdalej pracował samotny Rysio Kurski, mieszkał w budce dosuszenia tytoniu, pod lasem, ale nie chciał o niczymdecydować.Wreszcie sąsiedzi postanowili, że obrobią izbiorą z pól Kurskich, a przecież Staszek podzieli się z nimitym, co zebrali.Gdy żniwa były w pełni, zajechał galopem na swoje poleStaszek Kurski.Jego koń był istnym cudem, rasowy, młody,wypielęgnowany.Osadził go i wymachując nahajkąkrzyczał:- Taki pogrzeb urządziliście mojej matce, ojcu, braciom?!Złazić, bydlaki, z moich pól! - najeżdżał koniem.Straszne były te pola jesienią.Zboża leżały zgniłe, sczer-niałe, tytoń wycięto do korzeni, nie wiadomo kto, razem zchwastem.Gryka, seradela, wszystko zostało.W czasiewykopków omijano kartofliska Kurskich z daleka, by nanikogo nie padło podejrzenie.Jesień była sucha, gorąca,wszyscy mówili, że to ostatnia jesień wojny, w pięknejpogodzie upatrywano znaku.Pewnej nocy dzwony kościelne zbudziły wieś.Auna, aniod domów, ani od lasu, oświetlała Bezwody.Płonęły wy-schłe pola Kurskiego.Ogromny ogień, jak wtedy gdy ichpalono, niósł się z lekkim wiatrem i unosił strzępami ku gó-rze.Zajmowały się już płoty, sągi drzewa na podwórzach,dymiły strzechy.Setki półnagich mężczyzn i kobiet wkoszulach nocnych otoczyło ogień, waliło mokrymiszmatami i odpędzało go z powrotem na pola Kurskich.Jedenastego listopada 1943 roku o północy Jastrzębcowienie spali.Mieszkający we dworze nauczyciel-rezydent recy-tował wiersze polskich romantyków, fragmenty Cezara iSwetoniusza po łacinie, śpiewano pieśni powstańcze z 1863roku i legionowe, a pani Jastrzębcowa akompaniowała.Jó-zefka i Janinka siedziały na brzeżku kanapki obok siebie,jak blizniaczki - a były rzeczywiście spokrewnione, bo wBezwodach wszyscy byli kuzynami - i dodawały do patrioty-cznego chóru swoje ostre, wysokie falsety wyszkolone w ko-ścielnym chórze:Leci liście z drzewa, co wyrosło wolne,Na mogile śpiewa jakieś ptaszę polne.Zpiewa sobie, śpiewa.Przez ich śpiew zaczęła przebijać się inna nuta, było touporczywe, ale niezbyt głośne początkowo pukanie w szybęokna, nisko, jak kiedyś dobijał się nieśmiało Staszek Kurs-ki.- Cisza! - krzyknął Jastrzębiec.Wszyscy umilkli i pukanie dało się słyszeć znowu, dalejciche, za to do wszystkich okien naraz.Z dala dochodziłowalenie do drzwi.Jastrzębiec podszedł do lufcika, otworzyłgo, do środka buchnęła para i zimne powietrze.- Kto tam jest? - zawołał w ciemność zdławionym głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Stratą ojca się nie przejął, ale stracił swoją bandę.Idę.Niech pan prowadzi.Na strychu nie było nikogo.Pościel była złożona w kost-kę, pewnie zaraz po wstaniu, po wojskowemu. Kunazmartwił się i to zmartwienie okazał bardziej, niż Jastrzę-biec by przypuścił.- Po pierwsze, niedobrze dla organizacji.Okazuje się, żemłody Kurski mnie zna i skoro ujrzawszy mnie uciekł, wie,co robię.Po drugie, zle dla pana, że mnie tu widział.Prze -konywanie pana na nic się nie zdaje.Trzeba było natych-miast mnie zawiadomić.Spotkalibyśmy się w polu.- Nie przyszedłby pan sam.Zabralibyście Kurskiego zmojego domu i zabili.- Przedtem przesłuchalibyśmy go.Wysyłając mnie dziś nastrych, dawał pan zbyt dużą szansę Kurskiemu.I tak wybrałpokojową drogę, zamiast próbować mnie zastrzelić.Terazodtworzy bandę.W obecnych warunkach utrzymują siętylko bandy najkrwawsze.Tak bardzo terroryzują wsie,wieszają, torturują, że nie mamy do nich dostępu.Ofiaryprzestały przyznawać się, że były napadnięte, bo bandawraca i wyrzyna wszystkich.- Pan usiłuje zmienić mój sposób myślenia, panie porucz-niku.- Mam z panem kłopoty, panie senatorze.- Proszę nie nazywać mnie senatorem.- Dobrze.Zależy mi na informacjach o Gelberze.Zmie-niliśmy pogląd na Gelbera.Gelbera Jaeschke: Gelber możebyć jego niebezpiecznym informatorem.Wie dużo.Wobecłapownika ludzie nabierają pewności siebie i ufności, są-dząc, że mają go w ręku.Chłopi z Bezwodów przyszli do Jastrzębców po radę, corobić z polem Kurskich.Jastrzębca ciekawiło, czy wiedzą,że Staszek żyje i ukrywał się we dworze.Trzeba plewić ty-toń, drugi raz redlić ziemniaki, a zaraz żniwa.Na polachdalej pracował samotny Rysio Kurski, mieszkał w budce dosuszenia tytoniu, pod lasem, ale nie chciał o niczymdecydować.Wreszcie sąsiedzi postanowili, że obrobią izbiorą z pól Kurskich, a przecież Staszek podzieli się z nimitym, co zebrali.Gdy żniwa były w pełni, zajechał galopem na swoje poleStaszek Kurski.Jego koń był istnym cudem, rasowy, młody,wypielęgnowany.Osadził go i wymachując nahajkąkrzyczał:- Taki pogrzeb urządziliście mojej matce, ojcu, braciom?!Złazić, bydlaki, z moich pól! - najeżdżał koniem.Straszne były te pola jesienią.Zboża leżały zgniłe, sczer-niałe, tytoń wycięto do korzeni, nie wiadomo kto, razem zchwastem.Gryka, seradela, wszystko zostało.W czasiewykopków omijano kartofliska Kurskich z daleka, by nanikogo nie padło podejrzenie.Jesień była sucha, gorąca,wszyscy mówili, że to ostatnia jesień wojny, w pięknejpogodzie upatrywano znaku.Pewnej nocy dzwony kościelne zbudziły wieś.Auna, aniod domów, ani od lasu, oświetlała Bezwody.Płonęły wy-schłe pola Kurskiego.Ogromny ogień, jak wtedy gdy ichpalono, niósł się z lekkim wiatrem i unosił strzępami ku gó-rze.Zajmowały się już płoty, sągi drzewa na podwórzach,dymiły strzechy.Setki półnagich mężczyzn i kobiet wkoszulach nocnych otoczyło ogień, waliło mokrymiszmatami i odpędzało go z powrotem na pola Kurskich.Jedenastego listopada 1943 roku o północy Jastrzębcowienie spali.Mieszkający we dworze nauczyciel-rezydent recy-tował wiersze polskich romantyków, fragmenty Cezara iSwetoniusza po łacinie, śpiewano pieśni powstańcze z 1863roku i legionowe, a pani Jastrzębcowa akompaniowała.Jó-zefka i Janinka siedziały na brzeżku kanapki obok siebie,jak blizniaczki - a były rzeczywiście spokrewnione, bo wBezwodach wszyscy byli kuzynami - i dodawały do patrioty-cznego chóru swoje ostre, wysokie falsety wyszkolone w ko-ścielnym chórze:Leci liście z drzewa, co wyrosło wolne,Na mogile śpiewa jakieś ptaszę polne.Zpiewa sobie, śpiewa.Przez ich śpiew zaczęła przebijać się inna nuta, było touporczywe, ale niezbyt głośne początkowo pukanie w szybęokna, nisko, jak kiedyś dobijał się nieśmiało Staszek Kurs-ki.- Cisza! - krzyknął Jastrzębiec.Wszyscy umilkli i pukanie dało się słyszeć znowu, dalejciche, za to do wszystkich okien naraz.Z dala dochodziłowalenie do drzwi.Jastrzębiec podszedł do lufcika, otworzyłgo, do środka buchnęła para i zimne powietrze.- Kto tam jest? - zawołał w ciemność zdławionym głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]