[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Napoleon rozpoznaje sylwetki dwóch księży i grupę eskortujących ichżołnierzy angielskich.To ojcowie Buonavita i Vignali, drugi z nich ma pewną wiedzęmedyczną.Towarzyszy im jeszcze pewien Korsykanin, FrancescoAntommarchi, który przedstawia się jako chirurg.To pomoc przesłana przez rodzinę, kardynała Fescha i cesarzowąmatkę!Napoleon przyjmuje ich.A więc ci ludzie mają mu pomóc,towarzyszyć mu!Dlaczego wybrano ich? Może niewiele żądali, a moja rodzina jestskąpa.- Stary ksiądz jest do niczego.- mówi gorzko.- Umie tylkoodprawiać msze.Młody to nowicjusz.To śmieszne uważać go zalekarza.Antommarchi jest profesorem, ale to nie oznacza, żepraktykuje.Rozpoznaję w tym kardynała Fescha.Jestem chyba dośćmajętny, tak mi się zdaje, by zaproponować trzydzieści czy czterdzieścitysięcy franków człowiekowi, który przyjechałby opiekować się mną!Tacy są nawet członkowie rodziny!Próbuje wstać.Dyktuje.Kieruje pracami ogrodniczymi, każe za-gospodarować okolice Longwood.4 października 1820 roku wybierasię jeszcze na długą przejażdżkę w kolasce, a nawet wysiada z powozu iudaje się z wizytą do domu osadnika angielskiego sir WilliamaDovetona.Gospodarz jest miły.Jedzą razem obiad.Gdy przychodziczas odjazdu, Napoleon nie może dosiąść konia.W kolasce po chwilidostaje dreszczy i wymiotuje.- To nie jest życie.Jestem u kresu sił i nie mam już złudzeń —mówi do Antommarchiego.Wokół siebie, wśród tych, którzy zostali, wyczuwa lęk przedśmiercią i pragnienie, aby uciec wreszcie z tej przeklętej wyspy.Zwraca się do Marchanda, który naciera go i zawija w płótno, żebysię rozgrzał:- Wszyscy wyjadą, mój synu, ty jeden zostaniesz, aby mizamknąć oczy.Zmusza się do odbycia kilku spacerów kolaską, ale czuje sięznużony.Bierze długie gorące kąpiele, które go uspokajają, leczwyczerpują.Nie może już czytać: bolą go oczy, światło wywołujezawroty głowy.Czasem jednak wstaje rano i zaczyna dalej dyktować.„Moja obecność była niezbędna wszędzie tam, gdzie pragnąłemzwyciężyć - mówi głosem pewnym, choć zadyszanym.- Tu był słabypunkt mego pancerza.Ani jeden z moich generałów nie miał siłypotrzebnej, by samodzielnie dowodzić na wielką skalę.To nie armiarzymska bowiem podbiła Galię, lecz Cezar.Nie armia karta-gińskabudziła trwogę u bram Rzymu, lecz Hannibal."Urywa.Chce jednak doprowadzić do końca analizę działań wHiszpanii, po chwili więc, choć z trudem, podejmuje „Cesarstwowyszłoby zwycięsko z tej śmiertelnej walki przeciw królom z boskiegonadania, gdyby."Jest wyczerpany, szepcze do Montholona:- Nie ma już oleju w lampie.Kładzie się, nie ma już chęci wstać.-Jaki słodki jest wypoczynek - mówi do Antommarchiego.-Łóżkostało się dla mnie miejscem rozkoszy, nie zamieniłbym gona wszystkie trony świata! Ależ upadłem! Byłem zawsze taki aktywny!Wzdycha, twarz wykrzywia mu grymas bólu.- Ciężko mi nawet unieść powieki.Antommarchi zachęca go, by wstał, wyszedł do ogrodu trochępospacerować.- Zgoda - mówi - ale jestem taki słaby, nogi ledwie mogą mnieunieść.Idzie jednak, nie chce pomocy Antommarchiego.Mówi przezzaciśnięte zęby:-Ach, doktorze, jaki jestem zmęczony! Czuję, że czyste powietrzedobrze mi robi.Ponieważ nigdy nie bywałem chory ani nie brałemlekarstw, nie znam się na podobnych kwestiach.Mój stan wydaje mi siętak dziwny, że z trudem to pojmuję.Jest 26 grudnia 1820 roku.Z Jamestown przywożą paczkę gazetdostarczonych z Europy.Ogląda je półprzymkniętymi oczami.W jednej z nich jest wiado-mość o śmierci Elizy, która nastąpiła 7 sierpnia 1820 roku w jejposiadłości Villa Vicentina niedaleko Triestu.Siostra Napoleonazmarła, mając czterdzieści trzy lata.Podaje gazetę Antommarchiemu.- Księżna Eliza nie żyje - mówi.- No i widzi pan, Eliza pokazała nam drogę.Śmierć, która zdawała się zapominać o mojejrodzinie, zaczyna ją dotykać.Teraz moja kolej.Teraz powinien iśćza Elizą do grobu ten wielki Napoleon, który choć ugina się podbrzemieniem, jednak utrzymuje całą Europę w stanie trwogi.Rozdział 37To nie jest życie.Wymiotuje.Zmieniają mu pościel.Nie goli się.Pomagają mu dojśćdo kolaski.Wydaje mu się, że czuje lekką poprawę, że chorobaustępuje, ale zaraz opada go zmęczenie, apetyt mija.Zjada trochębulionu, galaretki i czuje, że powraca ból i znowu głowę spowija muczarna zasłona.Kładzie rękę na brzuchu.- Mam tu przenikliwe ostre bóle, które tną mnie chwilami nibybrzytwa.Czy myśli pan, że zaatakowany został odźwiernik? Mójojciec umarł na tę chorobę w wieku trzydziestu pięciu lat, może todziedziczne?Ale jak tu zaufać temu dottoraccio Antommarchiemu, który nic niewie.Trzeba jednak przyjąć chininę i emetyk.- Och, doktorze, strasznie cierpię.Tarza się po ziemi, wymiotuje.- Ci okropni lekarze wszędzie są tacy sami.Ale ten tutaj jest „głupi, niedouczony, bez honoru, uwolnijcie mnieod niego! Sporządziłem testament, zapisałem Antommarchiemudwadzieścia franków, żeby kupił sobie za to sznur i się powiesił!"Znowu wymiotuje.- Każcie wezwać Arnotta, by się mną opiekował.Pozwala się osłuchać angielskiemu lekarzowi z garnizonu naŚwiętej Helenie.Prostuje się.-Oligarchowie wszędzie są tacy sami - mówi - pyszałkowacii bezczelni, dopóki rządzą, tchórzliwi, kiedy nadejdzie niebezpie-czeństwo! Tchórze! Trzymać bezbronnego człowieka na skale!Wszyscy są tacy sami.Widziałem arystokrację wenecką, w przededniuswej zguby byli tak samo pyszałkowaci jak możnowładcy angielscy.-To nie potrwa długo, mój synu, koniec się zbliża, nie mogę dalekozajść - szepcze do Marchanda.Służący protestuje.- Będzie, jak Bóg zechce - kwituje Napoleon.Próbuje pracować, czytać niektóre z dzieł przysłanych mu przezlady Holland.Przegląda tomy, w których opisane są jego zwycięstwa ipodboje.- Za pięć lat - mówi cicho - Francuzi będą marzyć tylko o mnie.Będą mówić tylko o moich wspaniałych kampaniach.Biada temu,kto źle się o mnie wyrazi.Ja sam, czytając o nich, jestem wzruszony.Wszyscy Francuzi muszą się poczuć bohaterami, kiedy będąto czytać.Opada na plecy zmęczony, ale jeszcze się prostuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Napoleon rozpoznaje sylwetki dwóch księży i grupę eskortujących ichżołnierzy angielskich.To ojcowie Buonavita i Vignali, drugi z nich ma pewną wiedzęmedyczną.Towarzyszy im jeszcze pewien Korsykanin, FrancescoAntommarchi, który przedstawia się jako chirurg.To pomoc przesłana przez rodzinę, kardynała Fescha i cesarzowąmatkę!Napoleon przyjmuje ich.A więc ci ludzie mają mu pomóc,towarzyszyć mu!Dlaczego wybrano ich? Może niewiele żądali, a moja rodzina jestskąpa.- Stary ksiądz jest do niczego.- mówi gorzko.- Umie tylkoodprawiać msze.Młody to nowicjusz.To śmieszne uważać go zalekarza.Antommarchi jest profesorem, ale to nie oznacza, żepraktykuje.Rozpoznaję w tym kardynała Fescha.Jestem chyba dośćmajętny, tak mi się zdaje, by zaproponować trzydzieści czy czterdzieścitysięcy franków człowiekowi, który przyjechałby opiekować się mną!Tacy są nawet członkowie rodziny!Próbuje wstać.Dyktuje.Kieruje pracami ogrodniczymi, każe za-gospodarować okolice Longwood.4 października 1820 roku wybierasię jeszcze na długą przejażdżkę w kolasce, a nawet wysiada z powozu iudaje się z wizytą do domu osadnika angielskiego sir WilliamaDovetona.Gospodarz jest miły.Jedzą razem obiad.Gdy przychodziczas odjazdu, Napoleon nie może dosiąść konia.W kolasce po chwilidostaje dreszczy i wymiotuje.- To nie jest życie.Jestem u kresu sił i nie mam już złudzeń —mówi do Antommarchiego.Wokół siebie, wśród tych, którzy zostali, wyczuwa lęk przedśmiercią i pragnienie, aby uciec wreszcie z tej przeklętej wyspy.Zwraca się do Marchanda, który naciera go i zawija w płótno, żebysię rozgrzał:- Wszyscy wyjadą, mój synu, ty jeden zostaniesz, aby mizamknąć oczy.Zmusza się do odbycia kilku spacerów kolaską, ale czuje sięznużony.Bierze długie gorące kąpiele, które go uspokajają, leczwyczerpują.Nie może już czytać: bolą go oczy, światło wywołujezawroty głowy.Czasem jednak wstaje rano i zaczyna dalej dyktować.„Moja obecność była niezbędna wszędzie tam, gdzie pragnąłemzwyciężyć - mówi głosem pewnym, choć zadyszanym.- Tu był słabypunkt mego pancerza.Ani jeden z moich generałów nie miał siłypotrzebnej, by samodzielnie dowodzić na wielką skalę.To nie armiarzymska bowiem podbiła Galię, lecz Cezar.Nie armia karta-gińskabudziła trwogę u bram Rzymu, lecz Hannibal."Urywa.Chce jednak doprowadzić do końca analizę działań wHiszpanii, po chwili więc, choć z trudem, podejmuje „Cesarstwowyszłoby zwycięsko z tej śmiertelnej walki przeciw królom z boskiegonadania, gdyby."Jest wyczerpany, szepcze do Montholona:- Nie ma już oleju w lampie.Kładzie się, nie ma już chęci wstać.-Jaki słodki jest wypoczynek - mówi do Antommarchiego.-Łóżkostało się dla mnie miejscem rozkoszy, nie zamieniłbym gona wszystkie trony świata! Ależ upadłem! Byłem zawsze taki aktywny!Wzdycha, twarz wykrzywia mu grymas bólu.- Ciężko mi nawet unieść powieki.Antommarchi zachęca go, by wstał, wyszedł do ogrodu trochępospacerować.- Zgoda - mówi - ale jestem taki słaby, nogi ledwie mogą mnieunieść.Idzie jednak, nie chce pomocy Antommarchiego.Mówi przezzaciśnięte zęby:-Ach, doktorze, jaki jestem zmęczony! Czuję, że czyste powietrzedobrze mi robi.Ponieważ nigdy nie bywałem chory ani nie brałemlekarstw, nie znam się na podobnych kwestiach.Mój stan wydaje mi siętak dziwny, że z trudem to pojmuję.Jest 26 grudnia 1820 roku.Z Jamestown przywożą paczkę gazetdostarczonych z Europy.Ogląda je półprzymkniętymi oczami.W jednej z nich jest wiado-mość o śmierci Elizy, która nastąpiła 7 sierpnia 1820 roku w jejposiadłości Villa Vicentina niedaleko Triestu.Siostra Napoleonazmarła, mając czterdzieści trzy lata.Podaje gazetę Antommarchiemu.- Księżna Eliza nie żyje - mówi.- No i widzi pan, Eliza pokazała nam drogę.Śmierć, która zdawała się zapominać o mojejrodzinie, zaczyna ją dotykać.Teraz moja kolej.Teraz powinien iśćza Elizą do grobu ten wielki Napoleon, który choć ugina się podbrzemieniem, jednak utrzymuje całą Europę w stanie trwogi.Rozdział 37To nie jest życie.Wymiotuje.Zmieniają mu pościel.Nie goli się.Pomagają mu dojśćdo kolaski.Wydaje mu się, że czuje lekką poprawę, że chorobaustępuje, ale zaraz opada go zmęczenie, apetyt mija.Zjada trochębulionu, galaretki i czuje, że powraca ból i znowu głowę spowija muczarna zasłona.Kładzie rękę na brzuchu.- Mam tu przenikliwe ostre bóle, które tną mnie chwilami nibybrzytwa.Czy myśli pan, że zaatakowany został odźwiernik? Mójojciec umarł na tę chorobę w wieku trzydziestu pięciu lat, może todziedziczne?Ale jak tu zaufać temu dottoraccio Antommarchiemu, który nic niewie.Trzeba jednak przyjąć chininę i emetyk.- Och, doktorze, strasznie cierpię.Tarza się po ziemi, wymiotuje.- Ci okropni lekarze wszędzie są tacy sami.Ale ten tutaj jest „głupi, niedouczony, bez honoru, uwolnijcie mnieod niego! Sporządziłem testament, zapisałem Antommarchiemudwadzieścia franków, żeby kupił sobie za to sznur i się powiesił!"Znowu wymiotuje.- Każcie wezwać Arnotta, by się mną opiekował.Pozwala się osłuchać angielskiemu lekarzowi z garnizonu naŚwiętej Helenie.Prostuje się.-Oligarchowie wszędzie są tacy sami - mówi - pyszałkowacii bezczelni, dopóki rządzą, tchórzliwi, kiedy nadejdzie niebezpie-czeństwo! Tchórze! Trzymać bezbronnego człowieka na skale!Wszyscy są tacy sami.Widziałem arystokrację wenecką, w przededniuswej zguby byli tak samo pyszałkowaci jak możnowładcy angielscy.-To nie potrwa długo, mój synu, koniec się zbliża, nie mogę dalekozajść - szepcze do Marchanda.Służący protestuje.- Będzie, jak Bóg zechce - kwituje Napoleon.Próbuje pracować, czytać niektóre z dzieł przysłanych mu przezlady Holland.Przegląda tomy, w których opisane są jego zwycięstwa ipodboje.- Za pięć lat - mówi cicho - Francuzi będą marzyć tylko o mnie.Będą mówić tylko o moich wspaniałych kampaniach.Biada temu,kto źle się o mnie wyrazi.Ja sam, czytając o nich, jestem wzruszony.Wszyscy Francuzi muszą się poczuć bohaterami, kiedy będąto czytać.Opada na plecy zmęczony, ale jeszcze się prostuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]