[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dręczona tęsknotą, Sophie wodziła z zachwytem palcami po skrajuśliwkowego jedwabiu.Znajdowała się w sklepie z materiałami na Regent Street.Miękka tkanina w jej dłoni mieniła się pięknie w blasku oliwnej lampki.Sophienosiła żałobę już od dziesięciu miesięcy, więc nawet tak zgaszony kolor jakfiolet przemawiał jej do serca.Mimo to z powątpiewaniem zerknęła na swojątowarzyszkę.- Chyba nie mówisz poważnie, Caro.Nie minął jeszcze przepisowy rokżałoby.Caroline uśmiechnęła się.Jej błyszczące niebieskie oczy ocieniał rąbekstylowego żółtego kapelusika, dopasowanego kolorem do muślinowej sukni.- I tak chodzisz w żałobie dłużej, niż Robert by sobie tego życzył.Przecież podobało mu się, kiedy ubierałaś się barwnie, czyż nie?Sophie nie mogła temu zaprzeczyć.W przeciwieństwie do innych mężów,Robert lubił wybierać się z nią do krawcowej.Miał nieskazitelny gust i oko dopięknych rzeczy.Sophie dręczyły teraz wyrzuty sumienia na myśl, że niegdyśbuntowała się, iż mąż usiłuje robić z niej swoją osobistą modnie odzianą lalkę.- Nie wypada, żebym łamała zwyczaje - odparła zdecydowanie,porzucając śliwkowy jedwab i przechodząc do kuponu z czarną taftą.- Robertzgodziłby się ze mną.- Nonsens.Powiedziałby, że fiolet jest wystarczająco poważny.Iprzypomniałby ci, że świetnie pasuje do twojej jasnej cery.113R S- Robert miał obsesję na punkcie przyzwoitości.Twierdził, że książę iksiężna zobowiązani są dawać dobry przykład swoim postępowaniem.Caroline pochwyciła przyjaciółkę za ramię i delikatnie pociągnęła zpowrotem do kuponu z jedwabiem.- Nie zapominaj, kochanie, że to ty będziesz gospodynią na przyjęciu zokazji urodzin Elliota.%7łałobna czerń rzuci ponury cień na uroczystość.Przyglądając się luksusowemu materiałowi, Sophie czuła, że jej oporysłabną.Jakże kobieco by się prezentowała w tym.Jaka byłaby zadowolona,widząc błysk podziwu w oczach Granta.- Ludzie mnie skrytykują.Powiedzą, że nie szanuję pamięci zmarłego.- No, doprawdy, czy mówi to ta odważna Sophie Huntington? Ta sama,która za nic miała ludzkie gadanie?Caroline trafiła w sedno.Tamta śmiała dziewczyna nadal istniała.Sophiepojęła to tego wieczora, gdy Grant ją pocałował.Po tym incydencie, przeznastępne dwa dni, w sercu czuła gorączkowe trzepotanie, jakby skryła się tammała, dzika ptaszyna.Dlaczego po dziesięciu latach nienagannego prowadzeniasię miałabym nie pozwolić sobie na małe szaleństwo? - pytała samą siebie.Czyżbym aż tak bardzo obawiała się plotek?Zmiejąc się na głos, potrząsnęła głową.- Caroline, to ty, zamiast Jamesa, powinnaś zasiadać w Parlamencie.Masztaki dar przekonywania, że muszę mu ulec.Na twarz przyjaciółki wypłynął dodający jej uroku szeroki uśmiech.- Wspaniale.Zamówimy zatem mnóstwo pięknych sukien.Powinny byćgotowe do mojego powrotu z odwiedzin u wdowy w Wimbledon.To znaczy zatydzień.Kobieta wezwała subiekta, który czekał z boku, aż klientki dokonająwyboru.Za namową przyjaciółki Sophie zakupiła też kilku innych rzeczy, wtym kupon czarno-szarego jedwabiu, ciemnoniebieskiego muślinu i kilka jardówbrukselskich koronek, którymi zamierzała ożywić czarne suknie.Potem panie114R Skazały zanieść wszystko do pobliskiego zakładu krawieckiego, gdzie spędziłyprzyjemnie kilka następnych godzin, popijając herbatę i przeglądając żurnale znajnowszą modą.Sprawunki w towarzystwie przyjaciółki sprawiły Sophie niemal taką samąradość, jak wyprawa do Tower z Grantem i Lucienem.Prawie zapomniała, jakmiło spędza się czas na zakupach.Kiedy wreszcie panie postanowiły zakończyćeskapadę, zbliżała się czwarta po południu.W drodze powrotnej, trawionalekkimi wyrzutami sumienia, że od rana nie widziała się z synem, Sophiepostanowiła, że po dotarciu do domu szybko się odświeży i zaraz potem uda siędo pokojów Luciena.Drzwi otworzył jej Phelps.- Jak tam książę? Czy panna Oliver zabrała go na spacer po parku? -spytała, oddając kamerdynerowi pelisę.Wysoki i sztywny, stary służący sprawiał wrażenie nadętego bardziej niżzwykle.- Nie, wasza książęca mość.Obawiam się, że nie zabrała.Sophie zastygła w trakcie ściągania rękawiczek z kozlej skórki.Byłazaskoczona odpowiedzią Phelpsa, wiedziała bowiem, że guwernantka jestzwolenniczką trzymania się rutynowego rozkładu zajęć.- Ale przecież na dworze jest tak ładnie.Panna Olivier dobrze wie, żezależy mi, aby Lucien dużo spacerował na powietrzu.To niezdrowe siedziećcały dzień w klasie.- Książe nie był w klasie od rana.- Słucham?- Zaraz po pani wyjściu odwiedził go gość.A raczej to panią odwiedziłgość.- Phelps zmrużył szare oczy, dając tym wyraz niezadowolenia.- Niejakipan Chandler.Grant.Serce Sophie zabiło mocniej z radości.Czy jest teraz na górze?Czekał tu cały dzień tylko po to, żeby się z nią zobaczyć? To jeszcze nie koniec.115R SByła podekscytowana tym ostrzeżeniem bardziej niż powinna.Co tylkoświadczyło o tym, że brak jej rozsądku, skoro nie zamierza, nie ma nawetodwagi, ulec zalotom byłego kochanka.Porzuciwszy frywolne myśli, uznała za stosowne przypomnieć delikatniekamerdynerowi o statusie Granta.- Pan Chandler to prawny opiekun mego syna.Przyszedł zapewne, aby siędowiedzieć, jak mu idzie nauka.- Wątpię.- Phelps mocno zacisnął usta.- Pan Chandler dał pannie Oliverwolne, po czym on i książę bawili się przez pół dnia ołowianymi żołnierzykami.Dzięki Bogu, że Grant nie zapomniał o obietnicy.Lucien był pewniezachwycony, że ma do towarzystwa mężczyznę.Sophie postanowiła, że teraznie będzie się zamartwiała tym, iż syn za bardzo przywiąże się do opiekuna.Przeciwnie, z trudem zdusiła odruch, żeby pobiec szybko na górę.- To wszystko - rzuciła w kierunku służącego.- Nie musisz informowaćpana Chandlera o moim powrocie.Sama go powiadomię.Po tych słowach ruszyła w stronę schodów, ale Phelps znów się odezwał,jeszcze bardziej cierpkim tonem.- Obawiam się, że to niemożliwe.Pana Chandlera tu nie ma.On i książęopuścili dom przed dwiema godzinami.Sophie odwróciła się szybko do mówiącego.- Jak to opuścili? Dokąd poszli?- Do Hyde Parku.Słyszałem, że pan Chandler opowiadał księciu o jakichśwyścigach powozów.Informacja uderzyła w Sophie z siłą góry lodowej.Podekscytowaniezastąpił mrożący krew w żyłach niepokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Dręczona tęsknotą, Sophie wodziła z zachwytem palcami po skrajuśliwkowego jedwabiu.Znajdowała się w sklepie z materiałami na Regent Street.Miękka tkanina w jej dłoni mieniła się pięknie w blasku oliwnej lampki.Sophienosiła żałobę już od dziesięciu miesięcy, więc nawet tak zgaszony kolor jakfiolet przemawiał jej do serca.Mimo to z powątpiewaniem zerknęła na swojątowarzyszkę.- Chyba nie mówisz poważnie, Caro.Nie minął jeszcze przepisowy rokżałoby.Caroline uśmiechnęła się.Jej błyszczące niebieskie oczy ocieniał rąbekstylowego żółtego kapelusika, dopasowanego kolorem do muślinowej sukni.- I tak chodzisz w żałobie dłużej, niż Robert by sobie tego życzył.Przecież podobało mu się, kiedy ubierałaś się barwnie, czyż nie?Sophie nie mogła temu zaprzeczyć.W przeciwieństwie do innych mężów,Robert lubił wybierać się z nią do krawcowej.Miał nieskazitelny gust i oko dopięknych rzeczy.Sophie dręczyły teraz wyrzuty sumienia na myśl, że niegdyśbuntowała się, iż mąż usiłuje robić z niej swoją osobistą modnie odzianą lalkę.- Nie wypada, żebym łamała zwyczaje - odparła zdecydowanie,porzucając śliwkowy jedwab i przechodząc do kuponu z czarną taftą.- Robertzgodziłby się ze mną.- Nonsens.Powiedziałby, że fiolet jest wystarczająco poważny.Iprzypomniałby ci, że świetnie pasuje do twojej jasnej cery.113R S- Robert miał obsesję na punkcie przyzwoitości.Twierdził, że książę iksiężna zobowiązani są dawać dobry przykład swoim postępowaniem.Caroline pochwyciła przyjaciółkę za ramię i delikatnie pociągnęła zpowrotem do kuponu z jedwabiem.- Nie zapominaj, kochanie, że to ty będziesz gospodynią na przyjęciu zokazji urodzin Elliota.%7łałobna czerń rzuci ponury cień na uroczystość.Przyglądając się luksusowemu materiałowi, Sophie czuła, że jej oporysłabną.Jakże kobieco by się prezentowała w tym.Jaka byłaby zadowolona,widząc błysk podziwu w oczach Granta.- Ludzie mnie skrytykują.Powiedzą, że nie szanuję pamięci zmarłego.- No, doprawdy, czy mówi to ta odważna Sophie Huntington? Ta sama,która za nic miała ludzkie gadanie?Caroline trafiła w sedno.Tamta śmiała dziewczyna nadal istniała.Sophiepojęła to tego wieczora, gdy Grant ją pocałował.Po tym incydencie, przeznastępne dwa dni, w sercu czuła gorączkowe trzepotanie, jakby skryła się tammała, dzika ptaszyna.Dlaczego po dziesięciu latach nienagannego prowadzeniasię miałabym nie pozwolić sobie na małe szaleństwo? - pytała samą siebie.Czyżbym aż tak bardzo obawiała się plotek?Zmiejąc się na głos, potrząsnęła głową.- Caroline, to ty, zamiast Jamesa, powinnaś zasiadać w Parlamencie.Masztaki dar przekonywania, że muszę mu ulec.Na twarz przyjaciółki wypłynął dodający jej uroku szeroki uśmiech.- Wspaniale.Zamówimy zatem mnóstwo pięknych sukien.Powinny byćgotowe do mojego powrotu z odwiedzin u wdowy w Wimbledon.To znaczy zatydzień.Kobieta wezwała subiekta, który czekał z boku, aż klientki dokonająwyboru.Za namową przyjaciółki Sophie zakupiła też kilku innych rzeczy, wtym kupon czarno-szarego jedwabiu, ciemnoniebieskiego muślinu i kilka jardówbrukselskich koronek, którymi zamierzała ożywić czarne suknie.Potem panie114R Skazały zanieść wszystko do pobliskiego zakładu krawieckiego, gdzie spędziłyprzyjemnie kilka następnych godzin, popijając herbatę i przeglądając żurnale znajnowszą modą.Sprawunki w towarzystwie przyjaciółki sprawiły Sophie niemal taką samąradość, jak wyprawa do Tower z Grantem i Lucienem.Prawie zapomniała, jakmiło spędza się czas na zakupach.Kiedy wreszcie panie postanowiły zakończyćeskapadę, zbliżała się czwarta po południu.W drodze powrotnej, trawionalekkimi wyrzutami sumienia, że od rana nie widziała się z synem, Sophiepostanowiła, że po dotarciu do domu szybko się odświeży i zaraz potem uda siędo pokojów Luciena.Drzwi otworzył jej Phelps.- Jak tam książę? Czy panna Oliver zabrała go na spacer po parku? -spytała, oddając kamerdynerowi pelisę.Wysoki i sztywny, stary służący sprawiał wrażenie nadętego bardziej niżzwykle.- Nie, wasza książęca mość.Obawiam się, że nie zabrała.Sophie zastygła w trakcie ściągania rękawiczek z kozlej skórki.Byłazaskoczona odpowiedzią Phelpsa, wiedziała bowiem, że guwernantka jestzwolenniczką trzymania się rutynowego rozkładu zajęć.- Ale przecież na dworze jest tak ładnie.Panna Olivier dobrze wie, żezależy mi, aby Lucien dużo spacerował na powietrzu.To niezdrowe siedziećcały dzień w klasie.- Książe nie był w klasie od rana.- Słucham?- Zaraz po pani wyjściu odwiedził go gość.A raczej to panią odwiedziłgość.- Phelps zmrużył szare oczy, dając tym wyraz niezadowolenia.- Niejakipan Chandler.Grant.Serce Sophie zabiło mocniej z radości.Czy jest teraz na górze?Czekał tu cały dzień tylko po to, żeby się z nią zobaczyć? To jeszcze nie koniec.115R SByła podekscytowana tym ostrzeżeniem bardziej niż powinna.Co tylkoświadczyło o tym, że brak jej rozsądku, skoro nie zamierza, nie ma nawetodwagi, ulec zalotom byłego kochanka.Porzuciwszy frywolne myśli, uznała za stosowne przypomnieć delikatniekamerdynerowi o statusie Granta.- Pan Chandler to prawny opiekun mego syna.Przyszedł zapewne, aby siędowiedzieć, jak mu idzie nauka.- Wątpię.- Phelps mocno zacisnął usta.- Pan Chandler dał pannie Oliverwolne, po czym on i książę bawili się przez pół dnia ołowianymi żołnierzykami.Dzięki Bogu, że Grant nie zapomniał o obietnicy.Lucien był pewniezachwycony, że ma do towarzystwa mężczyznę.Sophie postanowiła, że teraznie będzie się zamartwiała tym, iż syn za bardzo przywiąże się do opiekuna.Przeciwnie, z trudem zdusiła odruch, żeby pobiec szybko na górę.- To wszystko - rzuciła w kierunku służącego.- Nie musisz informowaćpana Chandlera o moim powrocie.Sama go powiadomię.Po tych słowach ruszyła w stronę schodów, ale Phelps znów się odezwał,jeszcze bardziej cierpkim tonem.- Obawiam się, że to niemożliwe.Pana Chandlera tu nie ma.On i książęopuścili dom przed dwiema godzinami.Sophie odwróciła się szybko do mówiącego.- Jak to opuścili? Dokąd poszli?- Do Hyde Parku.Słyszałem, że pan Chandler opowiadał księciu o jakichśwyścigach powozów.Informacja uderzyła w Sophie z siłą góry lodowej.Podekscytowaniezastąpił mrożący krew w żyłach niepokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]