[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zarumieniłem się na samą myśl o tym, że będę musiał wy-chłeptać zupę, zanurzając w niejcałą twarz, ale nie mogłem przecież okazać nieposłuszeństwa, zwłaszcza że czułem do tegoczłowieka niezwykły afekt.- Tak, teraz już lepiej - powiedział.Poklepał Tristana poramieniu.- Teraz wam powiem, co tojest być konikiem.Oznacza to dumę z tego, czym jesteście, a także pozbycie się fałszywejdumy z tego, czym już nie jesteście.Macie chodzić dziarskim krokiem, z wysoko uniesionągłową i sterczącym członkiem, i okazywać wdzięczność za najdrobniejszą uprzejmość.Każdepolecenie, nawet najprostsze, macie wykonywać z zapałem.Skończyliśmy już jeść, ale nadal pochylaliśmy się nad belką, podczas gdy wkładano nam butyi zawiązywano sznurowadła na łydce.Podkowy w butach były ciężkie i znowu łzy napłynęłymi do oczu.Poznałem już takie buty na Zcieżce Konnej, kiedy lady Elvera chłostała mnie iswego konia, ale tym razem było nieporównanie gorzej.Znalazłem się w świecie surowychkar - i przytłoczony zamętem w mej duszy zaszlochałem, nie starając się nawet powstrzymaćpłaczu.Wiedziałem, co mnie czeka.Stałem bez ruchu i wreszcie wepchnięto we mnie fallus.Poczułem miękki dotyk ogona z końskiego włosia i nagle zapragnąłem, aby założono miwędzidło, tak aby mój szloch stał się mniej słyszalny i nie rozgniewał Garetha.Tristan także przeżywał ciężkie chwile i to oszołomiło mnie tym bardziej.Kiedy odwróciłemgłowę i spojrzałem za siebie, widok ogona sterczącego między jego pośladkami wydał mi sięwręcz fascynujący.Tymczasem nałożono nam uprząż.Cienkie rzemienie przechodziły nad ramionami, podnogami, przez okrągły pierścień fallusa i w górę, do pasa na biodrach, gdzie zostały dobrzeumocowane i zawiązane.Była to solidna robota i nie dręczył mnie większy niepokój, ale gdyskrępowano mi mocno ramiona i przywiązano do reszty uprzęży, poczułem własnąbezsilność.Z ulgą uświadomiłem sobie, że moja wola nie ma już teraz znaczenia.Z mego gardła wydobyłsię jęk, gdy między zęby wetknięto mi sztywne skórzane wędzidło, a policzki ścisnęły lejce.- Wstawaj, Laurent - rozkazał Gareth i szarpnął za lejce.Kiedy wstałem i ruszyłem do tyłu w tych ciężkich butach podbitych podkowami, wziąłklamerki z ciężarkami i przyczepił je do sutków.Ich ciężar sprawił, że znowu z oczupopłynęły mi łzy.A przecież nawet nie wyszliśmy jeszcze ze stajni.Tristan, potraktowany w taki sam sposób, jęknął żałośnie, a ja znowu zerknąłem na niego ipoczułem ów dziwny zamęt w sercu.Gareth tymczasem szarpnął gwałtownie za lejce iostrzegł mnie, że jeśli nie chcę nosić sztywnej obroży, mam patrzeć tylko przed siebie.- Widziałeś kiedyś konia, który rozglądałby się na boki,chłopcze? - zapytał i pacnął mnie mocno otwartą dłonią, a jednocześnie uprząż pociągnęła zatkwiący we mnie fallus. Gdy by tylko spróbował, zostałby solidnie wybatożony, a potem założono by mu klapki na oczy.Sięgnął ręką, aby przywiązać mi jądra do ciasnego pierścienia fallusa, delikatnie dotykającprzy tym palcami członka, a mnie natychmiast przeszył żar.- Tak, doskonale - powiedział Gareth.Przeszedł przed nami tam i z powrotem, zpodwiniętymi białymi rękawami, prezentując złocisty meszek na opalonych ramionach, abiodra zakołysały się kusząco pod skórzanym fartuchem.- A jeśli już mam znosić wasze łzy - mówił dalej Gareth - to przynajmniej trzymajcie głowy wgórze, aby wszyscy je widzieli.Jeśli zbiera się wam na płacz, róbcie to tak, aby waszepanie i panowie mogli się rozkoszować tym widokiem.Ale nie próbujcie mnie nabierać.Jesteście wspaniałymi konikami.Jedynym skutkiem waszych łez będzie tylko silniejszachłosta.No, a teraz jazda przed stajnię!Wyszliśmy na zewnątrz.Poczułem, jak Gareth chwyta za mną lejce, a fallus niczym masywnapałka wtargnął do odbytu, twardy i nieustępliwy, bo z brązu, gruby i sztywno trzymany przezuprząż.Ciężarki ciągnęły za sutki i miałem wrażenie, że żadna z części mego ciała nie materaz spokoju.Pierścień na penisie stał się zbyt ciasny, moją haniebną nagość podkreślałyobcisłe buty.Uprząż zdawała się mieć nade mną pełną władzę, skupiać i jednoczyć tysiącrozmaitych wrażeń i udręk.A gdy poczułem, że za bardzo oddaję się temu, na moim tyłku wylądował z głośnymtrzaskiem rzemień Garetha.Usłyszałem następny świst, ale tym razem odpowiedział mu jękTristana.Minęliśmy ustawione tu pręgierze i wyszliśmy przez wrota na rozległe podwórze,pełne powozów i furmanek.Furtka wychodziła wprost na wschodnią drogę w wiosce.Znowu ogarnął mnie niepokój.Szlochałem wystraszony, że może zostaniemy stąd wygnani,że będziemy oglądani w tej nowej haniebnej liberii, ale im silniej wstrząsały mną spazmy,tym dotkliwiej odczuwałem ciężar uprzęży i wisiorków przyczepionych do sutków.Obok mnie stanął Gareth i szybko przeczesał mi włosy grzebieniem.- Uspokój się, Laurent - powiedział z naganą w głosie.- Czego się tu bać? - Poklepał mnie po pośladkach, które jeszcze przed chwilą trzepnąłrzemieniem.- Nie, nie zamierzam cię dręczyć.Naprawdę.Coś ci powiem na temat strachu:jest dobry tylko wtedy, gdy masz alternatywę.Trącił fallus, aby się upewnić, czy tkwi należycie, a on wszedł głębiej, bardziej nieubłaganie.Poczułem, jak mój odbyt pulsuje wokół tego pala i zaciska się na nim.Zaszlochałemponownie.- Czyżby istniała dla ciebie alternatywa? - zapytał Gareth.- Dobrze się zastanów.Masz inne wyjście?Potrząsnąłem głową, aby przyznać, że nie.- Nie, koniki nie odpowiadają w ten sposób pouczył mnie łagodnie.- Głową należypotrząsać mocno.O, tak.Jeszcze raz.Właśnie tak.Posłuchałem go, a każdy gwałtowny ruch głową sprawiał, że napinały się rzemienie uprzęży,pociągając za ciężarki u sutków i wpychając głębiej fallus [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zarumieniłem się na samą myśl o tym, że będę musiał wy-chłeptać zupę, zanurzając w niejcałą twarz, ale nie mogłem przecież okazać nieposłuszeństwa, zwłaszcza że czułem do tegoczłowieka niezwykły afekt.- Tak, teraz już lepiej - powiedział.Poklepał Tristana poramieniu.- Teraz wam powiem, co tojest być konikiem.Oznacza to dumę z tego, czym jesteście, a także pozbycie się fałszywejdumy z tego, czym już nie jesteście.Macie chodzić dziarskim krokiem, z wysoko uniesionągłową i sterczącym członkiem, i okazywać wdzięczność za najdrobniejszą uprzejmość.Każdepolecenie, nawet najprostsze, macie wykonywać z zapałem.Skończyliśmy już jeść, ale nadal pochylaliśmy się nad belką, podczas gdy wkładano nam butyi zawiązywano sznurowadła na łydce.Podkowy w butach były ciężkie i znowu łzy napłynęłymi do oczu.Poznałem już takie buty na Zcieżce Konnej, kiedy lady Elvera chłostała mnie iswego konia, ale tym razem było nieporównanie gorzej.Znalazłem się w świecie surowychkar - i przytłoczony zamętem w mej duszy zaszlochałem, nie starając się nawet powstrzymaćpłaczu.Wiedziałem, co mnie czeka.Stałem bez ruchu i wreszcie wepchnięto we mnie fallus.Poczułem miękki dotyk ogona z końskiego włosia i nagle zapragnąłem, aby założono miwędzidło, tak aby mój szloch stał się mniej słyszalny i nie rozgniewał Garetha.Tristan także przeżywał ciężkie chwile i to oszołomiło mnie tym bardziej.Kiedy odwróciłemgłowę i spojrzałem za siebie, widok ogona sterczącego między jego pośladkami wydał mi sięwręcz fascynujący.Tymczasem nałożono nam uprząż.Cienkie rzemienie przechodziły nad ramionami, podnogami, przez okrągły pierścień fallusa i w górę, do pasa na biodrach, gdzie zostały dobrzeumocowane i zawiązane.Była to solidna robota i nie dręczył mnie większy niepokój, ale gdyskrępowano mi mocno ramiona i przywiązano do reszty uprzęży, poczułem własnąbezsilność.Z ulgą uświadomiłem sobie, że moja wola nie ma już teraz znaczenia.Z mego gardła wydobyłsię jęk, gdy między zęby wetknięto mi sztywne skórzane wędzidło, a policzki ścisnęły lejce.- Wstawaj, Laurent - rozkazał Gareth i szarpnął za lejce.Kiedy wstałem i ruszyłem do tyłu w tych ciężkich butach podbitych podkowami, wziąłklamerki z ciężarkami i przyczepił je do sutków.Ich ciężar sprawił, że znowu z oczupopłynęły mi łzy.A przecież nawet nie wyszliśmy jeszcze ze stajni.Tristan, potraktowany w taki sam sposób, jęknął żałośnie, a ja znowu zerknąłem na niego ipoczułem ów dziwny zamęt w sercu.Gareth tymczasem szarpnął gwałtownie za lejce iostrzegł mnie, że jeśli nie chcę nosić sztywnej obroży, mam patrzeć tylko przed siebie.- Widziałeś kiedyś konia, który rozglądałby się na boki,chłopcze? - zapytał i pacnął mnie mocno otwartą dłonią, a jednocześnie uprząż pociągnęła zatkwiący we mnie fallus. Gdy by tylko spróbował, zostałby solidnie wybatożony, a potem założono by mu klapki na oczy.Sięgnął ręką, aby przywiązać mi jądra do ciasnego pierścienia fallusa, delikatnie dotykającprzy tym palcami członka, a mnie natychmiast przeszył żar.- Tak, doskonale - powiedział Gareth.Przeszedł przed nami tam i z powrotem, zpodwiniętymi białymi rękawami, prezentując złocisty meszek na opalonych ramionach, abiodra zakołysały się kusząco pod skórzanym fartuchem.- A jeśli już mam znosić wasze łzy - mówił dalej Gareth - to przynajmniej trzymajcie głowy wgórze, aby wszyscy je widzieli.Jeśli zbiera się wam na płacz, róbcie to tak, aby waszepanie i panowie mogli się rozkoszować tym widokiem.Ale nie próbujcie mnie nabierać.Jesteście wspaniałymi konikami.Jedynym skutkiem waszych łez będzie tylko silniejszachłosta.No, a teraz jazda przed stajnię!Wyszliśmy na zewnątrz.Poczułem, jak Gareth chwyta za mną lejce, a fallus niczym masywnapałka wtargnął do odbytu, twardy i nieustępliwy, bo z brązu, gruby i sztywno trzymany przezuprząż.Ciężarki ciągnęły za sutki i miałem wrażenie, że żadna z części mego ciała nie materaz spokoju.Pierścień na penisie stał się zbyt ciasny, moją haniebną nagość podkreślałyobcisłe buty.Uprząż zdawała się mieć nade mną pełną władzę, skupiać i jednoczyć tysiącrozmaitych wrażeń i udręk.A gdy poczułem, że za bardzo oddaję się temu, na moim tyłku wylądował z głośnymtrzaskiem rzemień Garetha.Usłyszałem następny świst, ale tym razem odpowiedział mu jękTristana.Minęliśmy ustawione tu pręgierze i wyszliśmy przez wrota na rozległe podwórze,pełne powozów i furmanek.Furtka wychodziła wprost na wschodnią drogę w wiosce.Znowu ogarnął mnie niepokój.Szlochałem wystraszony, że może zostaniemy stąd wygnani,że będziemy oglądani w tej nowej haniebnej liberii, ale im silniej wstrząsały mną spazmy,tym dotkliwiej odczuwałem ciężar uprzęży i wisiorków przyczepionych do sutków.Obok mnie stanął Gareth i szybko przeczesał mi włosy grzebieniem.- Uspokój się, Laurent - powiedział z naganą w głosie.- Czego się tu bać? - Poklepał mnie po pośladkach, które jeszcze przed chwilą trzepnąłrzemieniem.- Nie, nie zamierzam cię dręczyć.Naprawdę.Coś ci powiem na temat strachu:jest dobry tylko wtedy, gdy masz alternatywę.Trącił fallus, aby się upewnić, czy tkwi należycie, a on wszedł głębiej, bardziej nieubłaganie.Poczułem, jak mój odbyt pulsuje wokół tego pala i zaciska się na nim.Zaszlochałemponownie.- Czyżby istniała dla ciebie alternatywa? - zapytał Gareth.- Dobrze się zastanów.Masz inne wyjście?Potrząsnąłem głową, aby przyznać, że nie.- Nie, koniki nie odpowiadają w ten sposób pouczył mnie łagodnie.- Głową należypotrząsać mocno.O, tak.Jeszcze raz.Właśnie tak.Posłuchałem go, a każdy gwałtowny ruch głową sprawiał, że napinały się rzemienie uprzęży,pociągając za ciężarki u sutków i wpychając głębiej fallus [ Pobierz całość w formacie PDF ]