[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szczęście nie znalazła wszystkich.Pewnego deszczowego dnia, gdybyłem w pracy, otrzymałem telefon od listonosza z innej części miasta.Spytał mnie, czyjestem synem Marion i poprosił, abym przyjechał na Eastside najszybciej, jak to możliwe.Niewiedząc, co się stało, wybiegłem z mojego biura jak oszalały i wskoczyłem do samochodu.Niewiele pamiętam z jazdy w tamtą stronę, ale musiałem mieć w głowie najgorsze zescenariuszy.Wyobraziłem sobie, jakie przerażenie odczuwał, odebrawszy telefon od nieznajomegow zimny, deszczowy dzień.Jechał, nie wiedząc, co zastanie na miejscu.Naturalniespodziewał się najgorszego.Jack odwrócił wzrok i przez chwilę wydawało mi się, że się rozpłacze.Niemalwszyscy, z którymi rozmawiałem, w końcu płakali.Ale on się opanował.- Gdy do niej dotarłem.Pamiętam, pomyślałem, że to chyba najstraszniejsze, comożna sobie wyobrazić.Nikt nigdy, przenigdy nie chciałby zobaczyć własnej matki w stanie,w jakim ją ujrzałem tego dnia.Była całkowicie przemoczona i zupełnie zdezorientowana.Płakała, tusz do rzęs ściekł jej po twarzy, wyglądała przez to jak jakiś tragikomiczny klaun.Spytałem ją, gdzie jej samochód, a ona się rozszlochała.Nie miała zielonego pojęcia.Byłazupełnie zagubiona!Przerwał.Na nowo przeżywał każdą brutalną sekundę tamtego dnia, jakby to się stałowczoraj.Gdy powrócił do opowieści, jego głos stał się drżący, niepewny.- Wie pan, co było w tym wszystkim najśmieszniejsze?Nawet owo zdarzenie z samochodem nie uzmysłowiło mi, że mama jest chora.Wiedziałem, że ma problem, ale nie poskładałem tego wszystkiego do kupy.Nie przyszło mito na myśl do czasu, gdy kilka tygodni pózniej znalazłem się na przyjęciu.Opowiedziałemznajomemu o tamtym zajściu, a on zupełnie zwyczajnie zapytał, czy moja mama maAlzheimera.Dostałem jakby obuchem w głowę.Jack potrząsnął głową w zażenowaniu.- Te wszystkie wypadki, które miały miejsce.A mnie nawet przez myśl nie przeszło,że mama ma Alzheimera, dopóki ktoś niemal obcy nie wspomniał o tym jakby od niechceniana przyjęciu! Ja po prostu zaprzeczałem faktom!Gdy wypowiedział słowo zaprzeczałem , nie mogłem nie pomyśleć o tym, ilu jużspotkałem ludzi uciekających od bolesnej prawdy.Szukających rozmaitych wymówek,ślepych na to, co się naprawdę dzieje. Mama jest po prostu zmęczona. Tata ma za dużo na głowie.Bagatelizujemy symptomy pomimo wszelkich dowodów.Oczyszczamy ofiarę z zarzutów i unikamy oczywistego.- Gdy mama została zdiagnozowana, uświadomiłem sobie, że muszę ją przenieśćbliżej siebie, więc ulokowałem ją w mieszkaniu nade mną.Na szczęście pozwoliła mi sięzająć swoimi finansami, trochę tylko protestowała i w końcu jakoś to wszystko poukładałem.Zacząłem zabierać ją do lokalnego centrum dla seniorów, tak żebym mógł iść do pracy wciągu dnia.Z początku ciągle narzekała, ale się uparłem.Nie miałem wyboru.Jeśli istniejejakieś pocieszenie przy chorobie Alzheimera, to tylko to, że przestają narzekać w miarę, jakchoroba postępuje.Po kilku tygodniach chyba nawet polubiła centrum seniora.Ale,oczywiście, sprawdzało się jedynie przez jakiś czas.Opieka nad mamą zaczęła przekraczaćmoje możliwości i musiałem wynająć kogoś do pomocy, aby mieć pewność, że rano sięubierze, przyjmie lekarstwa i że nie zniknie z mieszkania, gdy ja będę w pracy! Jej osobowośćuległa zmianie - wspominał Jack.- Wpadała z jednego nastroju w inny w ciągu minuty.Mojaurocza, kochająca matka stała się paranoikiem i osobą złośliwą, kimś, kim nigdy wcześniejnie była.Siedziałem w pracy i otrzymywałem telefon od opiekunki, zapłakanej z powoduczegoś, co zrobiła mama.Biegłem do domu i znajdowałem tam łagodną, słodką kobietę, któranie pamiętała, że uczyniła coś niestosownego.Z czasem te gwałtowne zmiany osobowościnasilały się.W końcu zupełnie przestałem sobie z tym wszystkim radzić.Podopieczni nierobią sobie przecież przerwy w chorobie, żeby dać opiekunom chwilę wytchnienia.Chociażmój partner rozumiał sytuację, cierpiał na tym nasz związek.Nie wyjeżdżałem z miasta przezcztery lata.Stałem się zamknięty w sobie i przygnębiony.Zacząłem mieć kłopoty zciśnieniem.To codzienne obserwowanie, jak mama niknie.Uczęszczałem na terapię, abydojść z tym wszystkim do ładu.Dzięki niej zrozumiałem, że potrzebuję pomocy i że muszęoddać mamę do domu opieki.- Czy to sprawiło, że czuł się pan winny? - spytałem.- Na początku tak, ale nie trwało to długo, bo wiedziałem, że nie było sposobu, bytego uniknąć.A gdy już umieściłem ją w Steere House, uświadomiłem sobie, że postąpiłemwłaściwie.Mieliśmy ciężki okres przejściowy; najpierw matka przebywała w innym domuopieki, ale tam się nie ułożyło.Jack zamilkł na chwilę, pogrążywszy się we wspomnieniach.- Koniec końców, byłem taki szczęśliwy, że mama jest w Steere House.CiociaBarbara również cierpiała na demencję i przebywała tam już od jakiegoś czasu.Udało mi sięulokować mamę w tym samym pokoju na drugim piętrze.Wie pan, one mieszkały razemprzez sześćdziesiąt osiem lat.Potem nastąpiło dziesięć lat przerwy, ale gdy już spotkały sięponownie w domu opieki, było tak, jakby nigdy się nie rozstały.- Jack zaśmiał się.- Obiekochały zwierzęta - dodał.- Chyba myślały, że te dwa koty należą do nich.Przychodziłemtam i zastawałem w pokoju mamę, ale Barbary prawie nigdy.Szukałem jej i okazywało się,że siedzi w takim czy innym kącie z którymś z kotów usadowionym na jej kolanach.Byłazadowolona i mówiła mi, że jej kotek z nią jest.- A pana matka? Także ciągnęło ją do kotów?- No pewnie.Były chwile, gdy wydawało się, że już mnie nie rozpoznaje, ale jej twarzzawsze się rozjaśniała, gdy jeden z kotów wchodził do pokoju.Obie tak reagowały.Kładłemzwierzaka na łóżku którejś z nich, a one po prostu się uśmiechały.Najdziwniejsze jest to, żemama i ciocia w końcu prawie wszystko zapomniały.Nie pamiętały swoich imion, tego,gdzie się znajdują ani kim są.Ale ta reakcja na zwierzęta, cóż, ona pozostała.Tak samoreagowały, gdy radio grało pewne piosenki.Nawet gdy ich czas się zbliżał, na widok kota sięuśmiechały.- Czy Oskar był przy nich pod koniec? - spytałem.- Pielęgniarki mówiły mi, że przyszedł do Barbary kilka godzin przed jej odejściem izostał.Nie było mnie przy cioci, gdy umierała, ale mogę panu opowiedzieć, jak sytuacjawyglądała z moją mamą i Oskarem.Jack uśmiechnął się do swoich wspomnień.- Gdy Oskar był jeszcze kociakiem, przynosiłem go do pokoju mamy i kładłem nałóżko.Zostawał na minutę, dwie, potem odchodził.Wie pan, jak to kociak.Właściwie to nie wiedziałem.- Mamie sprawiało to przyjemność, ale on nigdy nie siedział u niej długo.W ostatnimtygodniu jej życia, gdy była nieprzytomna, Oskar wchodził do pokoju, rozglądał się lubwskakiwał na chwilę na łóżko, a potem znikał.W tę noc, gdy umarła, zadzwoniła do mniepielęgniarka z nocnej zmiany.Powiedziała, że z mamą jest kiepsko i że powinienem przy niejbyć.Gdy wszedłem do pokoju, światła zostały przygaszone, rozpoczęto aromaterapię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Na szczęście nie znalazła wszystkich.Pewnego deszczowego dnia, gdybyłem w pracy, otrzymałem telefon od listonosza z innej części miasta.Spytał mnie, czyjestem synem Marion i poprosił, abym przyjechał na Eastside najszybciej, jak to możliwe.Niewiedząc, co się stało, wybiegłem z mojego biura jak oszalały i wskoczyłem do samochodu.Niewiele pamiętam z jazdy w tamtą stronę, ale musiałem mieć w głowie najgorsze zescenariuszy.Wyobraziłem sobie, jakie przerażenie odczuwał, odebrawszy telefon od nieznajomegow zimny, deszczowy dzień.Jechał, nie wiedząc, co zastanie na miejscu.Naturalniespodziewał się najgorszego.Jack odwrócił wzrok i przez chwilę wydawało mi się, że się rozpłacze.Niemalwszyscy, z którymi rozmawiałem, w końcu płakali.Ale on się opanował.- Gdy do niej dotarłem.Pamiętam, pomyślałem, że to chyba najstraszniejsze, comożna sobie wyobrazić.Nikt nigdy, przenigdy nie chciałby zobaczyć własnej matki w stanie,w jakim ją ujrzałem tego dnia.Była całkowicie przemoczona i zupełnie zdezorientowana.Płakała, tusz do rzęs ściekł jej po twarzy, wyglądała przez to jak jakiś tragikomiczny klaun.Spytałem ją, gdzie jej samochód, a ona się rozszlochała.Nie miała zielonego pojęcia.Byłazupełnie zagubiona!Przerwał.Na nowo przeżywał każdą brutalną sekundę tamtego dnia, jakby to się stałowczoraj.Gdy powrócił do opowieści, jego głos stał się drżący, niepewny.- Wie pan, co było w tym wszystkim najśmieszniejsze?Nawet owo zdarzenie z samochodem nie uzmysłowiło mi, że mama jest chora.Wiedziałem, że ma problem, ale nie poskładałem tego wszystkiego do kupy.Nie przyszło mito na myśl do czasu, gdy kilka tygodni pózniej znalazłem się na przyjęciu.Opowiedziałemznajomemu o tamtym zajściu, a on zupełnie zwyczajnie zapytał, czy moja mama maAlzheimera.Dostałem jakby obuchem w głowę.Jack potrząsnął głową w zażenowaniu.- Te wszystkie wypadki, które miały miejsce.A mnie nawet przez myśl nie przeszło,że mama ma Alzheimera, dopóki ktoś niemal obcy nie wspomniał o tym jakby od niechceniana przyjęciu! Ja po prostu zaprzeczałem faktom!Gdy wypowiedział słowo zaprzeczałem , nie mogłem nie pomyśleć o tym, ilu jużspotkałem ludzi uciekających od bolesnej prawdy.Szukających rozmaitych wymówek,ślepych na to, co się naprawdę dzieje. Mama jest po prostu zmęczona. Tata ma za dużo na głowie.Bagatelizujemy symptomy pomimo wszelkich dowodów.Oczyszczamy ofiarę z zarzutów i unikamy oczywistego.- Gdy mama została zdiagnozowana, uświadomiłem sobie, że muszę ją przenieśćbliżej siebie, więc ulokowałem ją w mieszkaniu nade mną.Na szczęście pozwoliła mi sięzająć swoimi finansami, trochę tylko protestowała i w końcu jakoś to wszystko poukładałem.Zacząłem zabierać ją do lokalnego centrum dla seniorów, tak żebym mógł iść do pracy wciągu dnia.Z początku ciągle narzekała, ale się uparłem.Nie miałem wyboru.Jeśli istniejejakieś pocieszenie przy chorobie Alzheimera, to tylko to, że przestają narzekać w miarę, jakchoroba postępuje.Po kilku tygodniach chyba nawet polubiła centrum seniora.Ale,oczywiście, sprawdzało się jedynie przez jakiś czas.Opieka nad mamą zaczęła przekraczaćmoje możliwości i musiałem wynająć kogoś do pomocy, aby mieć pewność, że rano sięubierze, przyjmie lekarstwa i że nie zniknie z mieszkania, gdy ja będę w pracy! Jej osobowośćuległa zmianie - wspominał Jack.- Wpadała z jednego nastroju w inny w ciągu minuty.Mojaurocza, kochająca matka stała się paranoikiem i osobą złośliwą, kimś, kim nigdy wcześniejnie była.Siedziałem w pracy i otrzymywałem telefon od opiekunki, zapłakanej z powoduczegoś, co zrobiła mama.Biegłem do domu i znajdowałem tam łagodną, słodką kobietę, któranie pamiętała, że uczyniła coś niestosownego.Z czasem te gwałtowne zmiany osobowościnasilały się.W końcu zupełnie przestałem sobie z tym wszystkim radzić.Podopieczni nierobią sobie przecież przerwy w chorobie, żeby dać opiekunom chwilę wytchnienia.Chociażmój partner rozumiał sytuację, cierpiał na tym nasz związek.Nie wyjeżdżałem z miasta przezcztery lata.Stałem się zamknięty w sobie i przygnębiony.Zacząłem mieć kłopoty zciśnieniem.To codzienne obserwowanie, jak mama niknie.Uczęszczałem na terapię, abydojść z tym wszystkim do ładu.Dzięki niej zrozumiałem, że potrzebuję pomocy i że muszęoddać mamę do domu opieki.- Czy to sprawiło, że czuł się pan winny? - spytałem.- Na początku tak, ale nie trwało to długo, bo wiedziałem, że nie było sposobu, bytego uniknąć.A gdy już umieściłem ją w Steere House, uświadomiłem sobie, że postąpiłemwłaściwie.Mieliśmy ciężki okres przejściowy; najpierw matka przebywała w innym domuopieki, ale tam się nie ułożyło.Jack zamilkł na chwilę, pogrążywszy się we wspomnieniach.- Koniec końców, byłem taki szczęśliwy, że mama jest w Steere House.CiociaBarbara również cierpiała na demencję i przebywała tam już od jakiegoś czasu.Udało mi sięulokować mamę w tym samym pokoju na drugim piętrze.Wie pan, one mieszkały razemprzez sześćdziesiąt osiem lat.Potem nastąpiło dziesięć lat przerwy, ale gdy już spotkały sięponownie w domu opieki, było tak, jakby nigdy się nie rozstały.- Jack zaśmiał się.- Obiekochały zwierzęta - dodał.- Chyba myślały, że te dwa koty należą do nich.Przychodziłemtam i zastawałem w pokoju mamę, ale Barbary prawie nigdy.Szukałem jej i okazywało się,że siedzi w takim czy innym kącie z którymś z kotów usadowionym na jej kolanach.Byłazadowolona i mówiła mi, że jej kotek z nią jest.- A pana matka? Także ciągnęło ją do kotów?- No pewnie.Były chwile, gdy wydawało się, że już mnie nie rozpoznaje, ale jej twarzzawsze się rozjaśniała, gdy jeden z kotów wchodził do pokoju.Obie tak reagowały.Kładłemzwierzaka na łóżku którejś z nich, a one po prostu się uśmiechały.Najdziwniejsze jest to, żemama i ciocia w końcu prawie wszystko zapomniały.Nie pamiętały swoich imion, tego,gdzie się znajdują ani kim są.Ale ta reakcja na zwierzęta, cóż, ona pozostała.Tak samoreagowały, gdy radio grało pewne piosenki.Nawet gdy ich czas się zbliżał, na widok kota sięuśmiechały.- Czy Oskar był przy nich pod koniec? - spytałem.- Pielęgniarki mówiły mi, że przyszedł do Barbary kilka godzin przed jej odejściem izostał.Nie było mnie przy cioci, gdy umierała, ale mogę panu opowiedzieć, jak sytuacjawyglądała z moją mamą i Oskarem.Jack uśmiechnął się do swoich wspomnień.- Gdy Oskar był jeszcze kociakiem, przynosiłem go do pokoju mamy i kładłem nałóżko.Zostawał na minutę, dwie, potem odchodził.Wie pan, jak to kociak.Właściwie to nie wiedziałem.- Mamie sprawiało to przyjemność, ale on nigdy nie siedział u niej długo.W ostatnimtygodniu jej życia, gdy była nieprzytomna, Oskar wchodził do pokoju, rozglądał się lubwskakiwał na chwilę na łóżko, a potem znikał.W tę noc, gdy umarła, zadzwoniła do mniepielęgniarka z nocnej zmiany.Powiedziała, że z mamą jest kiepsko i że powinienem przy niejbyć.Gdy wszedłem do pokoju, światła zostały przygaszone, rozpoczęto aromaterapię [ Pobierz całość w formacie PDF ]