[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzymaj się mocno.Spróbujemy jej uciec.Wcisnął pedał gazu.Mimo że jechali samochodem terenowym, przydużej prędkości i na złej drodze rzucało nimi jak kulkami w bębnie maszynylosującej.- Rzadko jeżdżę tak szybko po lokalnych drogach, ale wolałbym, żebyulewa nie dopadła nas na pustkowiu - tłumaczył się Jay.- Ta droga w jednejchwili może się zamienić w rwącą rzekę.78SRNiebo nad nimi stało się prawie czarne.Gałązki skąpo rosnących przydrodze karłowatych drzewek jak szalone kołysały się w podmuchach targającejnimi wichury.Spłoszone ptaki z krzykiem krążyły nad samochodem.W końcubłyskawica rozerwała niebo.Keira aż się skuliła na odgłos grzmotu.Ciężkie krople deszczu bębniły o dach samochodu, pył zmieszany z wodąspływał błotnistymi strugami po szybie.- Muszę zwolnić - powiedział Jay - bo ześlizgnę się z drogi.Skinęła głową.Była mu wdzięczna, że informuje ją o tym, co robi idlaczego, ale nie chciała się do niego odzywać, żeby go nie rozpraszać.Zresztą, nawet gdyby chciała, i tak by jej nie usłyszał.Deszcz walił w blachę,grzmoty stawały się coraz potężniejsze, a w światłach samochodu widać byłorzekę wzbierającą tam, gdzie jeszcze przed chwilą była droga.Najdziwniejsze było to, że Keira właściwie wcale się nie bała.W każdymrazie nie tak bardzo, jakby należało.Miała przecież obok siebie Jaya! Nie tylewierzyła, co z całą pewnością wiedziała, że on nie pozwoli, by burzawyrządziła im krzywdę.- Widać już Ralapur - odezwał się.I rzeczywiście, przed nimizamajaczyły pojedyncze światła przedmieścia.Koła dotknęły asfaltu i auto znów przyspieszyło.Udało im się uciec przed burzą.Kiedy Jay zatrzymał się na parkinguprzed murami Starego Miasta, deszcz jeszcze tu nie dotarł, choć był tuż-tuż.- Możesz tu zostać i poczekać, aż przyniosę ci pelerynę - powiedział.- Nie zostanę.- Keira stanowczo pokręciła głową.- Wolę od razu iść ztobą.Od pałacu dzieliło ich zaledwie kilkadziesiąt metrów, kiedy burza ichdopadła.Lało jak z cebra.W ciągu kilku sekund przemokli do suchej nitki.Jay złapał dziewczynę za rękę.79SR- Tędy! - zawołał, przekrzykując grzmoty.- Tak będzie szybciej.Pociągnął ją za sobą.Nawet gdyby chciała, nie mogłaby zaprotestować.Deszcz zalewał jej nos i usta, tak że ledwo mogła oddychać.Przebiegli przez bramę na dziedziniec prowadzący do apartamentów Jayai już po chwili znalezli się pod dachem, za drzwiami jakiegoś wnętrza, którenatychmiast zostały zatrzaśnięte, żeby ulewa nie wtargnęła do środka.Dopiero teraz Keira się zorientowała, że przez cały czas całkowicie ufałaswemu towarzyszowi i bez sprzeciwu podporządkowywała się decyzjom, jakiepodejmował.Ale najlepiej zapamiętała.ciepło jego dłoni.Zdaje się, że się w nim zakochałam, pomyślała.Ani trochę się tym nie przejęła.Serce podskoczyło jej do gardła dopierowtedy, kiedy rozejrzała się po pokoju, do którego ją przyprowadził.To byłajego sypialnia!Zadrżała.Tym razem nie z pożądania, ale z zimna.Przemoknięte ubranienieprzyjemnie kleiło się do ciała i trzeba było wyżymać wodę z mokrychwłosów.Nagle w pokoju zajaśniało.Keira krzyknęła, jeszcze zanim uderzył grom.Włączone przed chwilą światło zgasło, pogrążając pokój w całkowitychciemnościach.Chciała pójść przed siebie, ale w mroku zderzyła się z Jayem.Złapał ją zaramię.Nie wiedziała, czy chciał ją podtrzymać, czy może odepchnąć od siebie.Wiedziała tylko tyle, że dotknięcie wywołało w jej ciele burzę, której żadnasiła nie zdołałaby powstrzymać.I nawet gdyby Keira bardzo chciała, nieudałoby się jej ukryć podniecenia.Jay już wiedział, co się z nią dzieje.Jeszcze mógł ją od siebie odepchnąć,ale jego też ogarnęło pożądanie, z którym od tak dawna walczył.Niestetybezskutecznie.80SRUdał, że nie słyszy ostrzegawczych sygnałów wysyłanych przez mózg.Przytulił dziewczynę do siebie i pocałował tak, jakby od tego pocałunku miałozależeć jego życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Trzymaj się mocno.Spróbujemy jej uciec.Wcisnął pedał gazu.Mimo że jechali samochodem terenowym, przydużej prędkości i na złej drodze rzucało nimi jak kulkami w bębnie maszynylosującej.- Rzadko jeżdżę tak szybko po lokalnych drogach, ale wolałbym, żebyulewa nie dopadła nas na pustkowiu - tłumaczył się Jay.- Ta droga w jednejchwili może się zamienić w rwącą rzekę.78SRNiebo nad nimi stało się prawie czarne.Gałązki skąpo rosnących przydrodze karłowatych drzewek jak szalone kołysały się w podmuchach targającejnimi wichury.Spłoszone ptaki z krzykiem krążyły nad samochodem.W końcubłyskawica rozerwała niebo.Keira aż się skuliła na odgłos grzmotu.Ciężkie krople deszczu bębniły o dach samochodu, pył zmieszany z wodąspływał błotnistymi strugami po szybie.- Muszę zwolnić - powiedział Jay - bo ześlizgnę się z drogi.Skinęła głową.Była mu wdzięczna, że informuje ją o tym, co robi idlaczego, ale nie chciała się do niego odzywać, żeby go nie rozpraszać.Zresztą, nawet gdyby chciała, i tak by jej nie usłyszał.Deszcz walił w blachę,grzmoty stawały się coraz potężniejsze, a w światłach samochodu widać byłorzekę wzbierającą tam, gdzie jeszcze przed chwilą była droga.Najdziwniejsze było to, że Keira właściwie wcale się nie bała.W każdymrazie nie tak bardzo, jakby należało.Miała przecież obok siebie Jaya! Nie tylewierzyła, co z całą pewnością wiedziała, że on nie pozwoli, by burzawyrządziła im krzywdę.- Widać już Ralapur - odezwał się.I rzeczywiście, przed nimizamajaczyły pojedyncze światła przedmieścia.Koła dotknęły asfaltu i auto znów przyspieszyło.Udało im się uciec przed burzą.Kiedy Jay zatrzymał się na parkinguprzed murami Starego Miasta, deszcz jeszcze tu nie dotarł, choć był tuż-tuż.- Możesz tu zostać i poczekać, aż przyniosę ci pelerynę - powiedział.- Nie zostanę.- Keira stanowczo pokręciła głową.- Wolę od razu iść ztobą.Od pałacu dzieliło ich zaledwie kilkadziesiąt metrów, kiedy burza ichdopadła.Lało jak z cebra.W ciągu kilku sekund przemokli do suchej nitki.Jay złapał dziewczynę za rękę.79SR- Tędy! - zawołał, przekrzykując grzmoty.- Tak będzie szybciej.Pociągnął ją za sobą.Nawet gdyby chciała, nie mogłaby zaprotestować.Deszcz zalewał jej nos i usta, tak że ledwo mogła oddychać.Przebiegli przez bramę na dziedziniec prowadzący do apartamentów Jayai już po chwili znalezli się pod dachem, za drzwiami jakiegoś wnętrza, którenatychmiast zostały zatrzaśnięte, żeby ulewa nie wtargnęła do środka.Dopiero teraz Keira się zorientowała, że przez cały czas całkowicie ufałaswemu towarzyszowi i bez sprzeciwu podporządkowywała się decyzjom, jakiepodejmował.Ale najlepiej zapamiętała.ciepło jego dłoni.Zdaje się, że się w nim zakochałam, pomyślała.Ani trochę się tym nie przejęła.Serce podskoczyło jej do gardła dopierowtedy, kiedy rozejrzała się po pokoju, do którego ją przyprowadził.To byłajego sypialnia!Zadrżała.Tym razem nie z pożądania, ale z zimna.Przemoknięte ubranienieprzyjemnie kleiło się do ciała i trzeba było wyżymać wodę z mokrychwłosów.Nagle w pokoju zajaśniało.Keira krzyknęła, jeszcze zanim uderzył grom.Włączone przed chwilą światło zgasło, pogrążając pokój w całkowitychciemnościach.Chciała pójść przed siebie, ale w mroku zderzyła się z Jayem.Złapał ją zaramię.Nie wiedziała, czy chciał ją podtrzymać, czy może odepchnąć od siebie.Wiedziała tylko tyle, że dotknięcie wywołało w jej ciele burzę, której żadnasiła nie zdołałaby powstrzymać.I nawet gdyby Keira bardzo chciała, nieudałoby się jej ukryć podniecenia.Jay już wiedział, co się z nią dzieje.Jeszcze mógł ją od siebie odepchnąć,ale jego też ogarnęło pożądanie, z którym od tak dawna walczył.Niestetybezskutecznie.80SRUdał, że nie słyszy ostrzegawczych sygnałów wysyłanych przez mózg.Przytulił dziewczynę do siebie i pocałował tak, jakby od tego pocałunku miałozależeć jego życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]