[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oto wstępne zezwolenie na budowę tartaku - powiedział Stęborek, rzucając na stółzłożony we czworo papier z podpisem naczelnika Urzędu Gminnego w Bartach.- W tymzezwoleniu jest także wstępna lokalizacja tartaku.Stęborek zdobył to zezwolenie i zgodę na wstępną lokalizację tartaku, gdyż przedmiesiącem sprzedał naczelnikowi kilka starych modrzewi na boazerię do nowego domu.Wolno i z namaszczeniem przeczytał Aukta wręczony mu przez Stęborka dokument.Potem- szybciej i bez żadnego namaszczenia, jak prawdziwy człowiek interesu - uczynił to Kożusznik.- W porządku - oświadczył składając papier na czworo i chowając go do kieszeni.- Możepan, panie Aukta, kupować cement i deski na wiatę.Ja zaś dowiem się, gdzie kupić szyny i wózekdo podwożenia drewna pod trak.Proponuję podpisać naszą umowę.- Mam też już ustną zgodę na podłączenie traka do transformatora, który jest koło starejżwirowni - dopowiedział Stęborek.Podpisali szybko umowę i każdy schował do kieszeni jeden z trzech egzemplarzy.WtedyAukta wyjął z kieszeni butelkę wódki i rozkazująco spojrzał na Malwinę, aby podała kieliszki izakąskę. - Wiecie przecież, że nie piję - oświadczył Stęborek.- Muszę zresztą zaraz jechać po chlebi inne produkty do sklepu.Nie chciał, żeby Aukta zbyt długo siedział w jego domu.Irytował go wyraz twarzyMalwiny - owo przerażenie połączone z pożądliwą ciekawością.Kożusznik wzruszył ramionami i wstał od stołu.- Pójdziemy do pana, panie Aukta, i tam sobie wypijemy - zaproponował.- Mamy przecieżdo omówienia sporo spraw.Pod trak trzeba zrobić mocny cementowy fundament, postawić wiatę.Na Kożusznika Malwina nie patrzyła z takim wyrazem twarzy jak na brudnego, kudłategoAuktę.Kożusznik miał gładko wygolone policzki, był szczupły i wąski w ramionach, jego twarzbyła tak banalna, że chyba nie do zapamiętania.Kożusznika Malwina jak gdyby w ogóle niewidziała.Opuścili leśniczówkę i zaraz odjechali do wsi odrapanym fiatem.A Stęborek zdjął z wieszaka kask, uruchomił harleya i postanowił uczynić to, czego do tejpory zaniedbał, pochłonięty myślą o czekających na niego w domu gościach.Jadąc teraz polnądrogą do sklepu w osadzie leśnej doznał - zapewne pod wpływem swej niedawnej rozmowy znadleśniczym - czegoś w rodzaju wyrzutów sumienia, że jest dopiero południe, a on znajduje siędaleko od lasu.Ale przecież kiedy w sklepie zjawiał się pózniej, zazwyczaj brakowało świeżegochleba.Czy Malwina naprawdę nie mogła wsadzić kiedyś dziecko do wózka i pomaszerowaćpółtora kilometra do sklepu?Oblizał językiem wargi i nagle poczuł w ustach coś słodkiego, jak gdyby spadła mu nawargi kropla miodu.Skąd się wzięła ta słodycz? Co spowodowało, że odnalazł na wargach ówsłodki smak?Wjechał na szosę i raptem zamiast do sklepu w osadzie skręcił w prawo, w stronę lasu.Pięćkilometrów miał do miejsca, od którego zaczynało się jego leśnictwo o nazwie Nieżywe.Silnikharleya głośno łomotał, na twarzy, nosie i wargach czuł Stęborek krople deszczu, lecz gdy końcemjęzyka dotykał tych kropel, robiło mu się w ustach dziwnie słodko.Dodał gazu i popędził pomokrym asfalcie, bo chciał, aby tych kropel deszczu na jego wargach było coraz więcej, i corazwiększą czuł w sobie słodycz.Zakupy jeszcze zdąży zrobić, najpierw jednak pojedzie tam, gdziebył dziś z Masłochą, na ową uprawę ze schnącymi sadzonkami.Dwukrotnie spoliczkował go tarnMasłochą, a teraz oto on, Stęborek, w tym samym miejscu wykrzyczy swoją radość.Jeśli prawdąjest, że las kocha złych ludzi, to pokocha Stęborka i odtąd będzie się zielenił nawet patyk, któryStęborek wetknie w ziemię.Nie chodziło mu przecież o żaden tam tartak, o dziesięć procent zyskuz pracy traka.Nie wiedział o tym nikt, ani Kożusznik, ani Aukta, ani nawet jego żona Malwina, żegdy przybył do niego Kożusznik z propozycją założenia tartacznej spółki, olśniła Stęborka piękna tnyśl.Postawią trak w starej żwirowni tuż obok domu i sadu Horsta Soboty.Odtąd dzień i nocstary Horst będzie musiał słuchać, jak jęczy i zgrzyta elektryczny trak, zobaczy, jak wiatr roznosipo sadzie pył żółtych trocin.Pod domem Horsta Soboty zawracać zaczną ciągniki z drewnem,rozpanoszą się przekleństwa kierowców rozrzucających wszędzie butelki po wódce.A wówczasHorst Sobota umrze ze zgryzoty albo sprzeda dom nadleśnictwu, dla Stęborka - jak to obiecałMasłochą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl