[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczął głęboko oddychać,pot spływał mu po ciele, koszula przylgnęła do pleców.Musi kogoś znalezć.Blackley było za daleko.Pojechał z powrotem do Turners Fold, bocznymi drogami, żeby nie przejeżdżać obokniej.Nie widziała jego twarzy, na pewno, ale nie mógł jej dawać drugiej okazji.Wkrótce znalazł się w centrum, szukał kobiety, jakiejkolwiek.To było coś innego niż z Jane i Deborah.Tu chodziło o natychmiastowerozładowanie żądzy, nie o zemstę.Przypływ adrenaliny zablokował hałasy dochodzące z zewnątrz.Zobaczył dziewczynę wychodzącą ze sklepu.W ręku trzymała karton mleka, patrzyła w dół, niosła kluczyki do samochodu.Zwolnił.Spodobała mu się.Miała na sobie obcisły T-shirt.Widział, jak przy każdym kroku podskakują jej cycki.Nie powinna się tak ubierać.Zływybór.Ale wtedy zobaczył jego, chłopaka.Czekał na nią.Ruszył dalej.Wiedział, że będzie ich więcej.Myślał, żeby pojechać tam, dokąd miał nigdy więcej nie jezdzić, gdzie dziewczyny włócząsię w grupkach, w krótkich sukienkach, z torebkami przewieszonymi przez pierś, gotowe śmiać się z niego, pieprzyć się za pieniądze.Aleto zły pomysł.Były w Blackley, kilkanaście kilometrów dalej, a on musiał sobie ulżyć szybciej.A w ogóle, to kobiety, które się sprzedają,uważają na siebie nawzajem i zawsze go odpychają, kiedy tak dla żartu, kładzie im dłonie na szyje.Krążył wokół małego centrum, potem zapuścił się w kręte uliczki przedmieść.I wtedy zobaczył ją.Hałasy stały się głośniejsze.Młoda, jakieś dwadzieścia lat, szła sama, z opuszczoną głową, rękami skrzyżowanymi na piersi, zatopiona w myślach, z papierosemwetkniętym między palce.Może wracała do domu po sprzeczce, więc jest szansa, że go nie usłyszy.Przejechał obok niej i zatrzymał się w zaułku.Wysiadł z furgonetki i czekał, oparty o drzwi od strony kierowcy.Musi być szybki,w pobliżu stały domy, wysokie wiktoriańskie budynki, które przekształcono w mieszkania.Miał wprawę, zrobi to szybko.Trzaskkajdanek, ręce wokół szyi.Hałasy w głowie się oddaliły.Zawsze cichną, kiedy nadchodzi czas, tak jakby nie chciały mu przeszkadzać.Musi działać bezbłędnie.Schwytanie, grozba.Słyszał tylko nocną ciszę i jak zwykle miał wrażenie, że dzwięki są wzmocnione  wydawało się, że jej kroki waląo asfalt.Słyszał szelest jej ubrania, zaciąganie się dymem z papierosa.Odgłosy ruchu ulicznego były odległe.Teraz musiały takie być.Nadeszła, przechodziła przez boczną ulicę, głowę nadal trzymała opuszczoną, szaroniebieski dym kłębił się za nią.Dlaczego poszła tądrogą? Znowu zły wybór.Sama go dokonała, naraziła się na niebezpieczeństwo.Zaczął za nią iść, wpadł w rytm jej kroków.Miał miękkie podeszwy, mógł podejść blisko, zanim go usłyszała.Starał się trzymać lewejstrony, z dala od cieni rzucanych przez uliczne latarnie.I wtedy znalazł się na odległość chwytu.Sięgnął za siebie po kajdanki przymocowane do pasa.Głęboko nabrał powietrza przez nos.Wtedy się odwróciła.Patrzyła spłoszonai już miała zacząć krzyczeć, kiedy jego ramię wystrzeliło do przodu, dłoń chwyciła ją za gardło, ścisnęła mocno, wolna ręka zatrzasnęłakajdanki na jednym nadgarstku.Szybko przebierał nogami, pchał ją w stronę alejki, którą widział przed sobą. Rozdział 30Jack skończył artykuł dla Dolby ego i pił kolejne piwo, kiedy Laura wpadła do domu.Utykała, oddychała ciężko, łzy spływałyjej po policzkach.Kiedy się obejrzał, padła na kolana, zakryła twarz dłońmi.Jack podbiegł do drzwi, wyjrzał na ulicę, żeby sprawdzić, co ją wystraszyło.Nic takiego tam nie zobaczył. Co się stało?  Ukląkł, objął ją ramionami.Plecy miała zlane potem, rzężąc robiła głębokie wdechy. Ktoś w furgonetce właśnie próbował mnie przejechać  wydyszała. Cholera! Nic ci nie jest?  Odsunął się, szukał ran.Pokręciła głową i cicho załkała. Nie, nic.Tylko skaleczyłam się w nogę.Zobaczył rozdarcie w dresie i rozbite kolano. Nie powinnaś biegać po tych odludnych drogach po zmroku.Są niebezpieczne. Nie mów, że to moja wina!  krzyknęła, ocierając dłonią łzy z policzków. On to robił specjalnie. Jak to: specjalnie? Jesteś pewna? To znaczy, skąd wiesz? Po prostu wiem, widziałam, co się dzieje. Ale dlaczego ty?Wstała, krzywiąc się z bólu. Nie wiem.Jestem policjantką.Narobiłam sobie wrogów. Akurat teraz?Nachyliła się, dłonie oparła o kolana, nadal brakowało jej tchu. Właśnie to mnie martwi. Jak to? Daj spokój, Jack, sam pomyśl [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl