[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodziło o przetransportowanie pewnego obywatelaw trybie jak najpilniejszym z ośrodka wypoczynkowego w Mrzeżyniedo Rembertowa.Korespondencję nadano o godzinie 19.35, a już półgodziny potem helikopter z jednym pasażerem podążył do Warszawy. Pan Michałko prosił, żeby meldować o wszystkich podejrzanychsprawach  haker uśmiechnął się przepraszająco. A co tu podejrzanego?  zdziwił się Janosik, który nienawykłydo prac umysłowych i zazwyczaj kładący się spać z kurami był o tejporze niezwykle zmęczony.  Sam fakt zamawiania przez służby lotu w prywatnej firmie, pozatym nadzwyczajny pośpiech, no i osoba transportowanego. A kto to? Według dziennikarza śledczego z  Codziennika PolskiegoEdmund Kielich, emerytowany specjalista od katastrof lotniczych. Może coś dupnęło. Sprawdziłem to.W całej Polsce nie wydarzyła się najmniejszanawet awaria, zresztą poza transportowcami szwedzkimi mało co terazlata. Rzeczywiście  Janosik chciał się głębiej zadumać, ale w tejchwili otworzyły się drzwi i stanęła w nich pani Salomea w bieliznie.Oczy miała przymknięte, ręce w górę uniesione, koszulę poszarpaną. Ogień, ogień, katastrofa!  wołała.Za nią dreptała mała Patrycja, trąc piąstkami swoje śliczne oczęta. Co pani mówi?  poderwali się wszyscy; ze swej kanciapywyjrzał rozbudzony Michałko.Oprzytomniała, ale tylko trochę. Miałam sen.Straszny.Musimy coś zrobić, gdyż inaczejzginiemy wszyscy. Ale co konkretnie się pani śniło? Wdziałam wielki samolot i morze ognia nad Turoniem, strasznemorze.Po prostu piekło.Nie trzeba być specjalnie bystrym, żeby kojarzyć fakty.Janosikodczytał przechwycony meldunek.Michałko zacisnął zęby. Te bydlaki gotowe są nas zbombardować.  Nie sądzę, żeby groziło nam bombardowanie  powiedział młodyhaker. Gdyby mieli taki plan, po co wzywaliby eksperta od katastroflotniczych.Wszystkim stanął przed oczami atak na World Trade Center przeddwudziestoma laty.A jeśli jakiś paranoiczny umysł wpadł na myśl,żeby coś takiego powtórzyć? Tylko kiedy, jak. Sądzę, że powinniśmy ogłosić ewakuację  powiedziała paniSalomea. Trzeba obudzić starszych. Nie ma czasu.I tak nie wiem, czy zdążymy.Jeszcze chwila i w sali komputerowej zaroiło się od ludzi.Przybiegli i ksiądz Marek, i Emilia, i Skaliński.Zdania były podzielone.Naraz przez ogólny harmider przebił się głos innego nasłuchowca. Mam jakąś dziwną rozmowę między lotniskami w Modliniei Grudziądzu.Była prowadzona w trybie alarmowym, tyle że niestetypo szwedzku. Cholera! Może ja bym spróbowała  zabrzmiał cieniutki głosik Patrycji.Nikt się nie śmiał.Wszyscy znali zdolności językowe genialnegodziecka. Macie ten tekst nagrany?  zapytał Michałko. Oczywiście. No, to puśćcie go dziecku.Zabrzmiały bulgotliwe, gardłowedzwięki.  Rozumiesz coś z tego? Prawie wszystko.Szwed z Grudziądza pyta, co to za maszynawystartowała dziesięć minut temu z Modlina, kierując się na północnyzachód.Odpowiedzieli, że to lot ćwiczebny.Na to Szwed zapytałjeszcze, czy na pewno, bo wedle ich rozeznania w ich stronę lecicysterna z paliwem, z której samoloty bojowe mogą tankowaćw powietrzu. I co odpowiedzieli ci z Modlina? %7łe nie ich sprawa, bo samolot zaraz zawróci. Cysterna z paliwem?  Na sali powiało grozą. Gdzie teraz może być?  Michałko zwrócił się do swegopersonelu.Ktoś już rozwinął mapę. Podejrzewam, że dolatują do Płocka. Natychmiast ewakuujcie ośrodek!. zawołał Wądołowicz.Obudzcie pana Jarosława.Nie upłynęło trzydzieści sekund, a nocne niebo rozdarł jęk syren.Społeczność ośrodka akademickiego okazała się nad wyraz karnai zdyscyplinowana, choć Janosikowi się wydawało, że wszyscyruszają się jak muchy w smole. Nie zdążymy  mamrotał Michałko  nie zdążymy.Niech ktośzaalarmuje wszystkich mieszkańców w promieniu kilometra.Błyskawicznie opustoszały sala komputerowa i dział nasłuchów.Na miejscu pozostali jedynie Michałko, Janosik i ksiądz Marek. Wynoście się stąd!  zawołał Michałko.Janosik podszedł i bez słowa wyciągnął go z fotela, tak jak wyrywa się dorodną marchew. Będziesz bardziej potrzebny ze swoimi umiejętnościami powiedział. Ja tu zostanę. Nie mogę się zgodzić!  oponował Księdzów. Potraktuj to jako rozkaz!  nieomal krzyknął Wądołowicz. Ale ksiądz pójdzie ze mną. Ja zostaję  odpowiedział spokojnie redemptorysta. To nieomal pewna śmierci Wszystko jest w ręku Boga.*Ogłoszenie alarmu w Turoniu nie uszło uwagi Kordiana.Połączyłsię z bazą. Co tam się u was dzieje?  rzucił zdenerwowany.Michałko odpowiedział, meldując o ewakuacji. Zróbcie to, uciekajcie stamtąd wszyscy!Jeszcze chwila, a podejrzenie stało się rzeczywistością [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl