[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nawet wrogowie mówią do mnie Max.Wrogowie? W pierwszej chwili miała ochotę się roześmiać.Jednak gdyprzypomniała sobie, że przez wiele lat był korespondentem, uznała, że fak-tycznie może mieć kilku wrogów.Kerry próbowała sobie wyobrazić jego minione życie, ale bez skutku.Poraz pierwszy uważnie na niego spojrzała, usiłując dostrzec prawdę w ogo-rzałych rysach.- Wielu wrogów? - spytała z bezwstydną ciekawością.- Paru - uśmiechnął się.Pomyślała, że ma miły uśmiech.Kiedy się tak uśmiechał, robiło jej się wśrodku dziwnie ciepło, a lodowata rezerwa, którą tak rozpaczliwie utrzy-mywała, zaczynała znikać.W końcu nic złego nie może wyniknąć z mó-wienia mu po imieniu, prawda?Pośpiesznie spuściła wzrok na pismo, które ściskała w rękach.Jednak jejoczy nie mogły skupić się na literach.- Jeżeli przyjaciele i wrogowie mówią Max - powiedziała z fałszywymspokojem - to chyba też powinnam.- Powiedz to jeszcze raz - rozkazał.SR- Co takiego?- Moje imię - polecił, patrząc w jej oczy.- Powiedz jeszcze raz moje imię.- Max - powtórzyła posłusznie, zdumiona i zdezorientowana.- W twoich ustach brzmi jak muzyka! - westchnął teatralnie.Zaskoczenie Kerry zmieniło się w rozbawienie, gdy udał omdlenie i opadłna fotel.- Podróże samolotem zawsze tak na ciebie działają? - spytała sucho, a ką-ciki jej ust drżały od powstrzymywanego śmiechu.- Tylko jeśli siedzę obok pięknej kobiety - odparł.Jego ciepłe spojrzeniezatrzymało się na chwilę na jej miękkich, drżących wargach.Potem zsunęłosię niżej, gdzie liliowy jedwab bluzki nie mógł do końca ukryć łagodnegozarysu piersi.- To głupia rozmowa - orzekła, a jej głos zabrzmiał nieco ostro.- Prawda, rozmowa jest niemądra, ale to nie zmienia faktu, że jesteśpiękną kobietą.Kerry zaczynała czuć się niezręcznie pod jego spojrzeniem.- Może poczytasz gazetę.albo coś? - mruknęła.- Jeśli cię zawstydziłem, to przepraszam, ale jesteś bardziej odprężona niżkwadrans temu.- Jego ramię otarło się o jej rękę, głowa pochyliła się.-Prawda, Kerry?Ze zdumieniem odkryła, że miał rację.- Tak, jestem bardziej odprężona - przyznała.- A dlaczego byłaś taka spięta?- Z różnych przyczyn.- Na przykład?Wrodzona szczerość nie pozwoliła Kerry kłamać.Ale starannie wybrałanajmniej ważny punkt na liście swoich pretensji.SR- Nie wybaczyłam tego szantażu - oznajmiła.- W takim razie jesteśmy kwita - odparł ponuro.- Ja nie wybaczyłemzmuszenia mnie do udzielenia wywiadu twojej przyjaciółce.- Nieprawda! Do niczego cię nie zmuszałam! - zaprotestowała gorąco,patrząc na niego z oburzeniem i gniewem.- Gdybyś od razu przyjęła tę pracę, nie musiałbym uciekać się do takichdrastycznych metod.Kerry powinna była przyznać się do porażki, ale była w zbyt bojowymnastroju, by wziąć to pod uwagę.- Zazwyczaj musi być jakaś równowaga, więc pewnie za stratą zawszeidzie zysk albo odwrotnie.- Interesujące, ale spójrzmy na to z twojej strony - odparł z lekko drwią-cym uśmiechem.Kerry miała okropne wrażenie, że on wygra ten spór.Za-czął na palcach zliczać jej zyski.- Zarobisz na pracy podczas całkowicieopłaconej wycieczki do Namibii, która zakończy się wzrostem twojego pre-stiżu zawodowego.Co takiego straciłaś, żeby zachować tę swoją równo-wagę?- Jeszcze nie jestem pewna - odparła wykrętnie, nie patrząc na niego.Za-stanawiała się, jak odpowie na to pytanie po trzech tygodniach w jego to-warzystwie.- Proponuję, żebyśmy wybaczyli sobie wzajemnie i ogłosili rozejm - po-wiedział, wyciągając do niej dłoń.- Zgoda?- Zgoda.- Po chwili wahania włożyła swoją rękę w jego dłoń.Podobałajej się ciepła, szorstka skóra jego ręki.- Zauważyłem już, że masz ładne dłonie - oznajmił, niespodziewanie ści-skając jej nadgarstek lewą ręką i rozkładając jej palce na swojej prawej.-Może i są małe, ale wyglądają na silne i sprawne.SR- Czy mógłbyś puścić moją rękę? - Spokój głosu Kerry maskował gwał-towne przyspieszenie jej pulsu, gdy odwrócił jej rękę dłonią do góry.- Za chwilkę - mruknął, przesuwając końcem długiego palca po cienkiej,białej bliznie biegnącej przez środek jej dłoni.Jego dotyk był lekki, a wra-żenie tak miłe, że zadrżała.- Co się stało? - spytał.- Kiedyś rozcięłam sobie rękę na drucie kolczastym.Jej głos, wydany przez ściśnięte gardło, był ochrypły.Oddech stał siędziwnie utrudniony.Niemal jak zahipnotyzowana patrzyła na palec prze-suwający się tam i z powrotem po starej, prawie zapomnianej bliznie.Byłoto jak powolna pieszczota.Nagle wszystkie nerwy jej ciała skupiły się wtym miejscu.Czy zdawał sobie sprawę z tego, co robi i co to dla niej znaczy?- A co robiłaś na płocie z drutu kolczastego? - spytał, marszcząc szerokieczoło.- Rozwścieczony byk deptał mi po piętach, a do bramy było za daleko,żebym zdążyła dobiec.- Szarpnęła ręką, chcąc się uwolnić.- Puścisz mnie?Puścił jej dłoń i zaczęła oddychać łatwiej.- Ile miałaś lat?- Czternaście.- Nagle wróciło wspomnienie przerażającego wydarzenia.Przez jej twarz przemknęło rozbawienie.- Zamiłowanie do przygód mam we krwi, ale wtedy byłam też głupia!- A kto nie jest głupi w tym wieku? - Jego uśmiech złagodził stanowcząlinię górnej wargi, ale dodał też niepokojącej zmysłowości wygięciu dolnej,- Kiedy zaczęłaś się interesować fotografią?Kerry pośpiesznie oderwała wzrok od' zmysłowo wyrzezbionych warg,ale zapatrzyła się z kolei w ciemne, wijące się włosy widoczne w wycięciuSRniebieskiej koszuli.Jak by to było - przesunąć po nich pakami, poczuć poddłonią jego ciepłą skórę?Przestań, Kerry! Daj sobie spokój! Zadał ci pytanie i czeka na odpowiedz!Skup się na tym!Oparła się wygodniej i zapatrzyła w niebieskie niebo za oknem.- Mama kupiła mi pierwszy aparat na dziesiąte urodziny.- Mimo napięcia uśmiechnęła się na wspomnienie tamtego wydarzenia.-Taki automatyczny, z wbudowanym fleszem.Najpierw fotografowałamwszystko i wszystkich w zasięgu wzroku, ale z czasem stałam się bardziejwybredna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Nawet wrogowie mówią do mnie Max.Wrogowie? W pierwszej chwili miała ochotę się roześmiać.Jednak gdyprzypomniała sobie, że przez wiele lat był korespondentem, uznała, że fak-tycznie może mieć kilku wrogów.Kerry próbowała sobie wyobrazić jego minione życie, ale bez skutku.Poraz pierwszy uważnie na niego spojrzała, usiłując dostrzec prawdę w ogo-rzałych rysach.- Wielu wrogów? - spytała z bezwstydną ciekawością.- Paru - uśmiechnął się.Pomyślała, że ma miły uśmiech.Kiedy się tak uśmiechał, robiło jej się wśrodku dziwnie ciepło, a lodowata rezerwa, którą tak rozpaczliwie utrzy-mywała, zaczynała znikać.W końcu nic złego nie może wyniknąć z mó-wienia mu po imieniu, prawda?Pośpiesznie spuściła wzrok na pismo, które ściskała w rękach.Jednak jejoczy nie mogły skupić się na literach.- Jeżeli przyjaciele i wrogowie mówią Max - powiedziała z fałszywymspokojem - to chyba też powinnam.- Powiedz to jeszcze raz - rozkazał.SR- Co takiego?- Moje imię - polecił, patrząc w jej oczy.- Powiedz jeszcze raz moje imię.- Max - powtórzyła posłusznie, zdumiona i zdezorientowana.- W twoich ustach brzmi jak muzyka! - westchnął teatralnie.Zaskoczenie Kerry zmieniło się w rozbawienie, gdy udał omdlenie i opadłna fotel.- Podróże samolotem zawsze tak na ciebie działają? - spytała sucho, a ką-ciki jej ust drżały od powstrzymywanego śmiechu.- Tylko jeśli siedzę obok pięknej kobiety - odparł.Jego ciepłe spojrzeniezatrzymało się na chwilę na jej miękkich, drżących wargach.Potem zsunęłosię niżej, gdzie liliowy jedwab bluzki nie mógł do końca ukryć łagodnegozarysu piersi.- To głupia rozmowa - orzekła, a jej głos zabrzmiał nieco ostro.- Prawda, rozmowa jest niemądra, ale to nie zmienia faktu, że jesteśpiękną kobietą.Kerry zaczynała czuć się niezręcznie pod jego spojrzeniem.- Może poczytasz gazetę.albo coś? - mruknęła.- Jeśli cię zawstydziłem, to przepraszam, ale jesteś bardziej odprężona niżkwadrans temu.- Jego ramię otarło się o jej rękę, głowa pochyliła się.-Prawda, Kerry?Ze zdumieniem odkryła, że miał rację.- Tak, jestem bardziej odprężona - przyznała.- A dlaczego byłaś taka spięta?- Z różnych przyczyn.- Na przykład?Wrodzona szczerość nie pozwoliła Kerry kłamać.Ale starannie wybrałanajmniej ważny punkt na liście swoich pretensji.SR- Nie wybaczyłam tego szantażu - oznajmiła.- W takim razie jesteśmy kwita - odparł ponuro.- Ja nie wybaczyłemzmuszenia mnie do udzielenia wywiadu twojej przyjaciółce.- Nieprawda! Do niczego cię nie zmuszałam! - zaprotestowała gorąco,patrząc na niego z oburzeniem i gniewem.- Gdybyś od razu przyjęła tę pracę, nie musiałbym uciekać się do takichdrastycznych metod.Kerry powinna była przyznać się do porażki, ale była w zbyt bojowymnastroju, by wziąć to pod uwagę.- Zazwyczaj musi być jakaś równowaga, więc pewnie za stratą zawszeidzie zysk albo odwrotnie.- Interesujące, ale spójrzmy na to z twojej strony - odparł z lekko drwią-cym uśmiechem.Kerry miała okropne wrażenie, że on wygra ten spór.Za-czął na palcach zliczać jej zyski.- Zarobisz na pracy podczas całkowicieopłaconej wycieczki do Namibii, która zakończy się wzrostem twojego pre-stiżu zawodowego.Co takiego straciłaś, żeby zachować tę swoją równo-wagę?- Jeszcze nie jestem pewna - odparła wykrętnie, nie patrząc na niego.Za-stanawiała się, jak odpowie na to pytanie po trzech tygodniach w jego to-warzystwie.- Proponuję, żebyśmy wybaczyli sobie wzajemnie i ogłosili rozejm - po-wiedział, wyciągając do niej dłoń.- Zgoda?- Zgoda.- Po chwili wahania włożyła swoją rękę w jego dłoń.Podobałajej się ciepła, szorstka skóra jego ręki.- Zauważyłem już, że masz ładne dłonie - oznajmił, niespodziewanie ści-skając jej nadgarstek lewą ręką i rozkładając jej palce na swojej prawej.-Może i są małe, ale wyglądają na silne i sprawne.SR- Czy mógłbyś puścić moją rękę? - Spokój głosu Kerry maskował gwał-towne przyspieszenie jej pulsu, gdy odwrócił jej rękę dłonią do góry.- Za chwilkę - mruknął, przesuwając końcem długiego palca po cienkiej,białej bliznie biegnącej przez środek jej dłoni.Jego dotyk był lekki, a wra-żenie tak miłe, że zadrżała.- Co się stało? - spytał.- Kiedyś rozcięłam sobie rękę na drucie kolczastym.Jej głos, wydany przez ściśnięte gardło, był ochrypły.Oddech stał siędziwnie utrudniony.Niemal jak zahipnotyzowana patrzyła na palec prze-suwający się tam i z powrotem po starej, prawie zapomnianej bliznie.Byłoto jak powolna pieszczota.Nagle wszystkie nerwy jej ciała skupiły się wtym miejscu.Czy zdawał sobie sprawę z tego, co robi i co to dla niej znaczy?- A co robiłaś na płocie z drutu kolczastego? - spytał, marszcząc szerokieczoło.- Rozwścieczony byk deptał mi po piętach, a do bramy było za daleko,żebym zdążyła dobiec.- Szarpnęła ręką, chcąc się uwolnić.- Puścisz mnie?Puścił jej dłoń i zaczęła oddychać łatwiej.- Ile miałaś lat?- Czternaście.- Nagle wróciło wspomnienie przerażającego wydarzenia.Przez jej twarz przemknęło rozbawienie.- Zamiłowanie do przygód mam we krwi, ale wtedy byłam też głupia!- A kto nie jest głupi w tym wieku? - Jego uśmiech złagodził stanowcząlinię górnej wargi, ale dodał też niepokojącej zmysłowości wygięciu dolnej,- Kiedy zaczęłaś się interesować fotografią?Kerry pośpiesznie oderwała wzrok od' zmysłowo wyrzezbionych warg,ale zapatrzyła się z kolei w ciemne, wijące się włosy widoczne w wycięciuSRniebieskiej koszuli.Jak by to było - przesunąć po nich pakami, poczuć poddłonią jego ciepłą skórę?Przestań, Kerry! Daj sobie spokój! Zadał ci pytanie i czeka na odpowiedz!Skup się na tym!Oparła się wygodniej i zapatrzyła w niebieskie niebo za oknem.- Mama kupiła mi pierwszy aparat na dziesiąte urodziny.- Mimo napięcia uśmiechnęła się na wspomnienie tamtego wydarzenia.-Taki automatyczny, z wbudowanym fleszem.Najpierw fotografowałamwszystko i wszystkich w zasięgu wzroku, ale z czasem stałam się bardziejwybredna [ Pobierz całość w formacie PDF ]