[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Kiedy wejdziemy do środka.Do środka.Już dzwięk tych dwóch słów ściskał mu żołądek i rozpalał całą gamę sprzecznych emocji trwogi, obawy, niecierpliwości, ciekawości, napięcia.Czuł się trochę jak zabobonnytubylec, który zamierza wkroczyć na zakazaną ziemię, a trochę jak dziecko w wigilię BożegoNarodzenia. A więc jest tam inne powietrze powiedział Gardener. Wcale nie tak bardzo różne od naszego. Bobbi nałożyła dziś makijaż dość niedbale,uznając zapewne, że nie ma już potrzeby ukrywać przed Gardenerem coraz szybciejpostępujących zmian fizycznych.Gard stwierdził, że gdy Bobbi mówi, widzi jej poruszającysię język& który już nie wyglądał jak język.yrenice oczu Bobbi wydawały się większe, aletrochę nierówne i drgające, jak gdyby spoglądały na niego spod wody.Spod wody z lekkimzielonkawym odcieniem.Wywróciło mu żołądek na lewą stronę. Wcale nie tak różne od naszego powiedziała. Po prostu& zgniłe. Zgniłe? Statek jest zamknięty od ponad dwudziestu pięciu tysięcy wieków wyjaśniłacierpliwie Bobbi. Absolutnie szczelnie zamknięty.Zepsute powietrze zabiłoby nas zarazpo otwarciu włazu.Założymy więc to. Co w tym jest? Tylko poczciwe powietrze z Haven.Zbiorniki są małe wystarczą na czterdzieści,może pięćdziesiąt minut.Przypniesz to do paska w ten sposób.Widzisz? Tak.Bobbi podała mu jeden aparat.Gard przypiął zbiornik do paska.Musiał w tym celu unieśćkoszulkę i ucieszył się w duchu, że postanowił na razie zostawić czterdziestkępiątkę podłóżkiem. Przejdz na powietrze z puszki, zanim otworzę właz powiedziała Bobbi.Zapomniałabym.Masz.Na wypadek gdybyś ty zapomniał. Podała Gardenerowi paręzatyczek do nosa.Gard wepchnął je do kieszeni dżinsów. Dobra! ożywiła się Bobbi. No więc, jesteś gotowy? Naprawdę tam wejdziemy? Naprawdę odrzekła niemal czule Bobbi.Gardener roześmiał się niepewnie.Miał zimne dłonie i stopy. Jestem kurewsko przejęty oświadczył.Bobbi uśmiechnęła się w odpowiedzi. Ja też. I trochę się boję.Tym samym czułym tonem Bobbi powiedziała. Nie ma czego, Gard.Wszystko będzie dobrze.W jej głosie zabrzmiało coś takiego, że Gardener przestraszył się jak nigdy w życiu.2Pojechali tomcatem; sunął bezgłośnie przez martwy las, którego ciszę zakłócało jedynieciche buczenie baterii.Nie odzywali się przez całą drogę.Bobbi zaparkowała traktor przy wiacie i przez chwilę stali, spoglądając na srebrzysty dyskwystający z wykopu.W słońcu poranka wyglądał jak gigantyczny trójkąt czystego światła.Do środka, pomyślał znów Gardener. Jesteś gotowy? spytała znowu Bobbi.No, Rocky to po prostu krótki wstrząs,nawet nie poczujesz. Tak, możemy iść odrzekł Gardener.Miał odrobinę schrypnięty głos.Bobbi przyglądała mu się zagadkowo nowymi oczami zmiennymi, rozszerzającymi sięzrenicami.Gardenerowi zdawało się, że czuje w głowie dotyk jej umysłu, który próbujeotworzyć i odczytać jego myśli. Wiesz, że możesz zginąć, kiedy tam wejdziesz powiedziała w końcu. Nie mówięo powietrzu z tym sobie poradziliśmy. Uśmiechnęła się. To zabawne.Gdyby ktoś zzewnątrz przez pięć minut oddychał przez ten ustnik, straciłby przytomność.A popółgodzinie byłoby po nim.A my dzięki temu przeżyjemy.Ciebie to nie śmieszy, Gard? Owszem odrzekł, patrząc na statek i myśląc o tym, o czym zawsze myślał: Skąd sięwziąłeś? Jak długo musiałeś dryfować w głębokiej nocy, zanim się tu znalazłeś? Zmieszy. Chyba nic ci nie będzie, ale wiesz& Bobbi wzruszyła ramionami. Twojagłowa& ta stalowa płytka wchodzi w jakąś reakcję z& Znam ryzyko. Skoro tak.Bobbi ruszyła w stronę wykopu.Gardener został, przyglądając się jej przez chwilę.Wiem, jakie ryzyko grozi mi ze strony płytki.Ale niewiele wiem, jakie ryzyko grozi mi ztwojej strony, Bobbi.Kiedy nałożę maskę, wciągnę do płuc powietrze z Haven czy coś wrodzaju Raida w aerozolu?Zresztą to i tak nie ma znaczenia, prawda? Kości zostały rzucone.I nic nie powstrzyma goprzed wejściem do wnętrza statku ani David Brown, ani cały świat.Bobbi doszła do krawędzi wykopu.Odwróciła się i spojrzała za siebie, ukazującumalowaną jak maska twarz w promieniach słońca padających między starymi sosnami iświerkami, które otaczały to miejsce. Idziesz? Tak odrzekł Gardener i podszedł do statku.3Zjazd na dół okazał się nieoczekiwanie skomplikowanym zadaniem.Jak na ironię, wyjazdz dna wykopu był o wiele łatwiejszy.Przycisk na dole był tuż pod ręką, jak klawisz wprzenośnym telefonie.Na górze konwencjonalny włącznik elektryczny został zamontowanyna jednym ze słupków podtrzymujących wiatę.Pięćdziesiąt stóp od krawędzi wykopu.Po razpierwszy Gardener zrozumiał, jak to się działo, że producenci samochodów dopiero popewnym czasie dostrzegali usterki; dotąd ani on, ani Bobbi nie przejmowali się faktem, że niemają ramion długości pięćdziesięciu stóp.Liny z pętlą na końcu używali już od dawna i nauczyli się traktować ją jak zwykłenarzędzie.Stojąc na krawędzi wykopu, zorientowali się, że nigdy nie zjeżdżali na dół razem.Zdali sobie również sprawę, choć żadne z nich o tym nie mówiło, że mogli zjeżdżać tylkopojedynczo; wszystko działało świetnie, kiedy ktoś stał przy guzikach na dole.%7ładne z nich otym nie wspomniało, bo bez słów zrozumieli, że teraz, jeden jedyny raz, muszą zjechaćrazem, stopa w stopę w jednym strzemieniu, obejmując się ramionami jak para kochanków.To było głupie, po prostu głupie i dlatego nie mogli postąpić inaczej.Spojrzeli na siebie, nie odzywając się ani słowem lecz w powietrzu przecięły się ichmyśli.(oto dwoje absolwentów college u)(Bobbi gdzie mój klucz francuski dla leworęcznych)Dziwne nowe usta Bobbi zadrgały.Odwróciła się i parsknęła.Gardowi przez momentzrobiło się ciepło koło serca, jak kiedyś.Po raz ostatni zobaczył Dawną Nieulepszoną BobkiAnderson. Mogłabyś złożyć jakiś przenośny aparat do opuszczania pętli? Mogłabym, ale szkoda czasu.Mam inny pomysł. Jej wzrok spoczął na twarzyGardenera.Było to zamyślone i taksujące spojrzenie, które nie bardzo umiał zinterpretować.Potem Bobbi weszła pod wiatę.Gardener ruszył za nią, lecz przystanął w połowie drogi, widząc, jak Bobbi otwiera dużązieloną, metalową skrzynię przymocowaną do słupka.Przerzucała narzędzia i różne śmieci wśrodku, a po chwili wydobyła radio tranzystorowe.Było mniejsze niż odbiorniki, które Gardrazem ze swoimi pomocnikami zamieniał w Nowe Ulepszone Aadunki Wybuchowe, podczasgdy Bobbi wracała do zdrowia.Gardener nigdy wcześniej nie widział tego radia.Było bardzomałe.Któreś z nich przyniosło je wczoraj wieczorem, pomyślał.Bobbi wyciągnęła krótką antenę, wsunęła wtyczkę do gniazdka w plastikowej obudowie isłuchawkę do ucha.Gardowi natychmiast przypomniał się Freeman Moss, który prowadziłelementy pomp jak treser słoni oprowadzający grupkę kolosów po arenie. To nie potrwa długo. Bobbi skierowała antenę w stronę farmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Kiedy wejdziemy do środka.Do środka.Już dzwięk tych dwóch słów ściskał mu żołądek i rozpalał całą gamę sprzecznych emocji trwogi, obawy, niecierpliwości, ciekawości, napięcia.Czuł się trochę jak zabobonnytubylec, który zamierza wkroczyć na zakazaną ziemię, a trochę jak dziecko w wigilię BożegoNarodzenia. A więc jest tam inne powietrze powiedział Gardener. Wcale nie tak bardzo różne od naszego. Bobbi nałożyła dziś makijaż dość niedbale,uznając zapewne, że nie ma już potrzeby ukrywać przed Gardenerem coraz szybciejpostępujących zmian fizycznych.Gard stwierdził, że gdy Bobbi mówi, widzi jej poruszającysię język& który już nie wyglądał jak język.yrenice oczu Bobbi wydawały się większe, aletrochę nierówne i drgające, jak gdyby spoglądały na niego spod wody.Spod wody z lekkimzielonkawym odcieniem.Wywróciło mu żołądek na lewą stronę. Wcale nie tak różne od naszego powiedziała. Po prostu& zgniłe. Zgniłe? Statek jest zamknięty od ponad dwudziestu pięciu tysięcy wieków wyjaśniłacierpliwie Bobbi. Absolutnie szczelnie zamknięty.Zepsute powietrze zabiłoby nas zarazpo otwarciu włazu.Założymy więc to. Co w tym jest? Tylko poczciwe powietrze z Haven.Zbiorniki są małe wystarczą na czterdzieści,może pięćdziesiąt minut.Przypniesz to do paska w ten sposób.Widzisz? Tak.Bobbi podała mu jeden aparat.Gard przypiął zbiornik do paska.Musiał w tym celu unieśćkoszulkę i ucieszył się w duchu, że postanowił na razie zostawić czterdziestkępiątkę podłóżkiem. Przejdz na powietrze z puszki, zanim otworzę właz powiedziała Bobbi.Zapomniałabym.Masz.Na wypadek gdybyś ty zapomniał. Podała Gardenerowi paręzatyczek do nosa.Gard wepchnął je do kieszeni dżinsów. Dobra! ożywiła się Bobbi. No więc, jesteś gotowy? Naprawdę tam wejdziemy? Naprawdę odrzekła niemal czule Bobbi.Gardener roześmiał się niepewnie.Miał zimne dłonie i stopy. Jestem kurewsko przejęty oświadczył.Bobbi uśmiechnęła się w odpowiedzi. Ja też. I trochę się boję.Tym samym czułym tonem Bobbi powiedziała. Nie ma czego, Gard.Wszystko będzie dobrze.W jej głosie zabrzmiało coś takiego, że Gardener przestraszył się jak nigdy w życiu.2Pojechali tomcatem; sunął bezgłośnie przez martwy las, którego ciszę zakłócało jedynieciche buczenie baterii.Nie odzywali się przez całą drogę.Bobbi zaparkowała traktor przy wiacie i przez chwilę stali, spoglądając na srebrzysty dyskwystający z wykopu.W słońcu poranka wyglądał jak gigantyczny trójkąt czystego światła.Do środka, pomyślał znów Gardener. Jesteś gotowy? spytała znowu Bobbi.No, Rocky to po prostu krótki wstrząs,nawet nie poczujesz. Tak, możemy iść odrzekł Gardener.Miał odrobinę schrypnięty głos.Bobbi przyglądała mu się zagadkowo nowymi oczami zmiennymi, rozszerzającymi sięzrenicami.Gardenerowi zdawało się, że czuje w głowie dotyk jej umysłu, który próbujeotworzyć i odczytać jego myśli. Wiesz, że możesz zginąć, kiedy tam wejdziesz powiedziała w końcu. Nie mówięo powietrzu z tym sobie poradziliśmy. Uśmiechnęła się. To zabawne.Gdyby ktoś zzewnątrz przez pięć minut oddychał przez ten ustnik, straciłby przytomność.A popółgodzinie byłoby po nim.A my dzięki temu przeżyjemy.Ciebie to nie śmieszy, Gard? Owszem odrzekł, patrząc na statek i myśląc o tym, o czym zawsze myślał: Skąd sięwziąłeś? Jak długo musiałeś dryfować w głębokiej nocy, zanim się tu znalazłeś? Zmieszy. Chyba nic ci nie będzie, ale wiesz& Bobbi wzruszyła ramionami. Twojagłowa& ta stalowa płytka wchodzi w jakąś reakcję z& Znam ryzyko. Skoro tak.Bobbi ruszyła w stronę wykopu.Gardener został, przyglądając się jej przez chwilę.Wiem, jakie ryzyko grozi mi ze strony płytki.Ale niewiele wiem, jakie ryzyko grozi mi ztwojej strony, Bobbi.Kiedy nałożę maskę, wciągnę do płuc powietrze z Haven czy coś wrodzaju Raida w aerozolu?Zresztą to i tak nie ma znaczenia, prawda? Kości zostały rzucone.I nic nie powstrzyma goprzed wejściem do wnętrza statku ani David Brown, ani cały świat.Bobbi doszła do krawędzi wykopu.Odwróciła się i spojrzała za siebie, ukazującumalowaną jak maska twarz w promieniach słońca padających między starymi sosnami iświerkami, które otaczały to miejsce. Idziesz? Tak odrzekł Gardener i podszedł do statku.3Zjazd na dół okazał się nieoczekiwanie skomplikowanym zadaniem.Jak na ironię, wyjazdz dna wykopu był o wiele łatwiejszy.Przycisk na dole był tuż pod ręką, jak klawisz wprzenośnym telefonie.Na górze konwencjonalny włącznik elektryczny został zamontowanyna jednym ze słupków podtrzymujących wiatę.Pięćdziesiąt stóp od krawędzi wykopu.Po razpierwszy Gardener zrozumiał, jak to się działo, że producenci samochodów dopiero popewnym czasie dostrzegali usterki; dotąd ani on, ani Bobbi nie przejmowali się faktem, że niemają ramion długości pięćdziesięciu stóp.Liny z pętlą na końcu używali już od dawna i nauczyli się traktować ją jak zwykłenarzędzie.Stojąc na krawędzi wykopu, zorientowali się, że nigdy nie zjeżdżali na dół razem.Zdali sobie również sprawę, choć żadne z nich o tym nie mówiło, że mogli zjeżdżać tylkopojedynczo; wszystko działało świetnie, kiedy ktoś stał przy guzikach na dole.%7ładne z nich otym nie wspomniało, bo bez słów zrozumieli, że teraz, jeden jedyny raz, muszą zjechaćrazem, stopa w stopę w jednym strzemieniu, obejmując się ramionami jak para kochanków.To było głupie, po prostu głupie i dlatego nie mogli postąpić inaczej.Spojrzeli na siebie, nie odzywając się ani słowem lecz w powietrzu przecięły się ichmyśli.(oto dwoje absolwentów college u)(Bobbi gdzie mój klucz francuski dla leworęcznych)Dziwne nowe usta Bobbi zadrgały.Odwróciła się i parsknęła.Gardowi przez momentzrobiło się ciepło koło serca, jak kiedyś.Po raz ostatni zobaczył Dawną Nieulepszoną BobkiAnderson. Mogłabyś złożyć jakiś przenośny aparat do opuszczania pętli? Mogłabym, ale szkoda czasu.Mam inny pomysł. Jej wzrok spoczął na twarzyGardenera.Było to zamyślone i taksujące spojrzenie, które nie bardzo umiał zinterpretować.Potem Bobbi weszła pod wiatę.Gardener ruszył za nią, lecz przystanął w połowie drogi, widząc, jak Bobbi otwiera dużązieloną, metalową skrzynię przymocowaną do słupka.Przerzucała narzędzia i różne śmieci wśrodku, a po chwili wydobyła radio tranzystorowe.Było mniejsze niż odbiorniki, które Gardrazem ze swoimi pomocnikami zamieniał w Nowe Ulepszone Aadunki Wybuchowe, podczasgdy Bobbi wracała do zdrowia.Gardener nigdy wcześniej nie widział tego radia.Było bardzomałe.Któreś z nich przyniosło je wczoraj wieczorem, pomyślał.Bobbi wyciągnęła krótką antenę, wsunęła wtyczkę do gniazdka w plastikowej obudowie isłuchawkę do ucha.Gardowi natychmiast przypomniał się Freeman Moss, który prowadziłelementy pomp jak treser słoni oprowadzający grupkę kolosów po arenie. To nie potrwa długo. Bobbi skierowała antenę w stronę farmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]