[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatka-ło go.I nagle odrzucił głowę i się zaśmiał.Zmiał się i śmiał.Jez milczała, obserwując go.Dyskretnie sprawdzała, czy możeswobodnie stać i czy zaraz nie zemdleje.W końcu jednak nie mogła jużznieść jego śmiechu.- Powiesz, co cię tak śmieszy?- Po prostu.No jasne.Powinienem wiedzieć.Może w głębi duszywiedziałem.Nadal się śmiał, ale to był złowrogi śmiech; zapatrzył się wdal, a w jego oczachzabłysła nienawiść.Może nie do końca nienawiść, ale z pewnościągorycz.Jez przeszedł dreszcz po plecach.- Tylko jedna rzecz mogła cię sprowadzić z powrotem.Powinienembył od razu na to wpaść, gdy tylko się zjawiłaś.Nikim się nie przejmo-wałaś, to nie ma nic wspólnego z gangiem.- Spojrzał jej prosto wtwarz, wykrzywiając usta.Nigdy w życiu nie wyglądał bardziej przy-stojnie i nie był bardziej odległy.- Wiem, o co chodzi, Jez Redfern.Dobrze wiem, dlaczego zjawiłaśsię tu dzisiaj.Rozdział 10Jez zamarła z twarzą całkowicie bez wyrazu.W głowie obmyślałaróżne strategie.Miała dwa wyjścia: ucieczka przez okno oznaczała upa-dek z trzech pięter, czego pewnie w swoim stanie nie przeżyje.I oczy-wiście nie mogła uciszyć Morgeada.Kolejna wałka z nim byłaby trage-dią.Tłumiąc uczucia, spojrzała na Morgeada i powiedziała spokojnie:- Więc dlaczego się zjawiłam? Triumf zabłysł w jego oczach.- Jez Redfern.To jest klucz, prawda? Twoja rodzina.Muszę go za-bić, myślała gorączkowo.- Twoja rodzina cię przysłała.Hunter Redfern.Wie, że znalazłemPierwotną Moc i spodziewa się, że wyciągniesz informacje.Zalała ją fala ulgi.Rozluzniła się, ale nie okazała tego.- Ty idioto! Oczywiście, że nie.Nie pracuję dla Rady.Morgeaduśmiechnął się półgębkiem.- Nie powiedziałem, że dla Rady.Ale dla Huntera Redferna.Próbu-je ich uprzedzić, prawda? Sam chce dorwać Pierwotną Moc.żeby od-nowić dawną chwałę rodu.Pracujesz dla niego.Jez przełknęła ślinę z irytacją.Starała się opanować i myśleć racjo-nalnie.Strategia, mówiła do siebie.Właśnie ci podsunął rozwiązanie, aty próbujesz je zniszczyć.- W porządku, a jeśli to prawda? - zapytała w końcu szorstko.- Ajeśli rzeczywiście przysłał mnie Hunter?- Powiedz mu, żeby odpuścił.Powiedziałem Radzie, jakie są mojewarunki.Nie ustąpię o krok.- A jakie są twoje warunki? Parsknął.- Jakbyś nie wiedziała.A kiedy dalej patrzyła na niego, wzruszył ramionami i przestał krą-żyć po pokoju.- Miejsce w Radzie - powiedział chłodno, krzyżując ręce.Jez wy-buchnęła śmiechem.- Kompletnie ci odbiło.- Wiem, że mi go nie dadzą.- Uśmiechnął się i to nie był miłyuśmiech.-Spodziewam się, że zaoferują mi cos w stylu kontroli nad SanFrancisco.I jakąś pozycję po przełomie tysiącleci.Po przełomie tysiącleci.To znaczy po apokalipsie, kiedy ludzka ra-sa zostanie wybita.To takie plany ma Hunter Redfern.- Chcesz być księciem w nowym porządku świata - powiedziałapowoli Jez, zaskoczona, jak gorzko to zabrzmiało.Zdziwiła się, że takbardzo ją to dotknęło.Przecież tego właśnie się spodziewała po Morge-adzie.- Chcę tego, co mi się należy.Przez cale życie stałem z boku i pa-trzyłem, jak inni dostają wszystko.W nowym tysiącleciu sprawy poto-czą się inaczej.Spiorunował ją spojrzeniem.Jez zrobiło się niedobrze.Ale wiedziała, co ma powiedzieć.- Myślisz, że Rada będzie istniała w nowym tysiącleciu? - Pokręci-ła głową.-Lepiej wyjdziesz, trzymając z Hunterem.Stawiałabym raczejna niego.Morgead zamrugał.- Planuje pozbyć się Rady? Jez wbiła w niego wzrok.- A co ty byś zrobił na jego miejscu?Wyraz twarzy Morgeada się nie zmienił.Ale wyczuła, że jest zain-teresowany.Odwrócił się gwałtownie i wyjrzał przez okno.Jez niemal-że widziała jego myśli.Wreszcie spojrzał na nią.- W porządku - powiedział zimno.- Dołączę do drużyny Huntera,ale na moich warunkach.W nowym tysiącleciu.- W nowym tysiącleciu dostaniesz to, na co zasłużysz.- Jez byłazła.Morgead wydobywał z niej wszystkie najgorsze cechy, nad którymipróbowała zapanować.- Będziesz miał pozycję - poprawiła się, wymyślając na poczekaniuhistoryjkę, którą chciał usłyszeć.Improwizowała, ale nie miała wyjścia.- Hunter stawia na lojalnych ludzi.Jeśli udowodnisz, że jesteś przydat-ny, wezmie cię.Ale najpierw musisz się wykazać.W porządku? Umo-wa stoi?- O ile mogę ci zaufać.- Musimy sobie zaufać, nie mamy wyjścia.Oboje chcemy tego sa-mego.Jeśli zrobimy to, czego żąda Hunter, wygramy.- Więc współpracujemy.Na razie.- Współpracujemy, a potem zobaczymy - odpowiedzią spokojnieJez.Patrzyli na siebie.Zupełnie jakby przed chwilą nie dzielili siękrwią.Wrócili do starych roli.Znowu byli starymi kumplami, którzylubili ze sobą walczyć; może tylko trochę bardziej wrogimi wobec sie-bie.Teraz pójdzie jak z płatka, pomyślała Jez.Pod warunkiem że Hun-ter nie pojawi się i nie zniszczy mojej historyki.I wtedy uśmiechnęła się w duchu.Do tego nie dojdzie Hunter Red-fern nie odwiedził Zachodniego Wybrzeża od pięćdziesięciu lat.- Interesy - powiedziała na głos.- Gdzie jest Pierwotna Moc?- Pokażę ci.Podszedł do materaca i usiadł.Jez nie ruszyła się z miejsca.- Co mi pokażesz?- Pokażę ci Pierwotną Moc.Na podłodze stał telewizor z magnetowidem.Morgead włożył ka-setę.Jez usadowiła się na drugim końcu materaca, ciesząc się, że możewreszcie usiąść.- Masz Pierwotną Moc na kasecie? Rzucił jej przez ramię lodowatespojrzenie.- Aha.nagrałem na Zmiechu warte.Zamknij się i patrz.Zmrużyłaoczy.Oglądała film o zderzeniu z asteroidą.Widziała go - był bezna-dziejny.Nagle akcję przerwało logo lokalnych wiadomości.Na ekranie pojawiła się jasnowłosa reporterka.- Sensacyjna wiadomość z San Francisco.Mamy przekaz na ży-wo, gdzie na osiedlu komunalnym szaleje pożar.Aączymy się teraz zLindą Chin, która jest na miejscu".Na ekranie pojawiła się brunetka.- Znajduje się właśnie na Taylor Street, gdzie strażacy próbująpowstrzymać rozprzestrzeniający się pożar."Jez oderwała wzrok od telewizora i spojrzała na Morgeada.- Co to ma wspólnego z Pierwotną Mocą? Widziałam to na żywo.To się wydarzyło dwa tygodnie temu.Oglądałam ten głupi film.Urwała, zszokowana własnymi słowami, już miała powiedzieć - Oglądałam ten głupi film z Claire i ciocią Nan".Tak po prostu zdradzi-łaby imiona ludzi, z którymi mieszka.Ze złością zacisnęła zęby.Już i tak odkryła się przed Morgeadem.Teraz wiedział, że dwa ty-godnie temu była w tej okolicy, bo film przerwano lokalnymi wiadomo-ściami z San Francisco.Co jej odbiło?Chłopak posłał jej szydercze spojrzenie.Zauważył jej wpadkę.Po-wiedział jednak tylko:- Oglądaj.Zaraz zrozumiesz.Płomienie na ekranie były jasno-pomarańczowe, oślepiają na ciem-nym tle.Były tak jasne, że gdyby Jez nie znała dobrze tej dzielnicy,niewiele byłaby w stanie o niej powiedzieć.Przed budynkiem strażacyw żółtych kurtkach trzymali węże.Nagle buchnął dym, gdy z jednego zwęży trysnął strumień wody prosto w płomienie.- Myślą, że w środku jest mała dziewczynka.Tak.Jez pamiętała.Tam był dzieciak.- Patrz tutaj.- Morgead wskazał na ekran.Płomienie przybliżyłysię, gdy kamera najechała na okno.Wysoko, na drugim piętrze.Płomienie wydobywały się z przejściaponiżej, przez co nie można było zbliżyć się do tego miejsca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zatka-ło go.I nagle odrzucił głowę i się zaśmiał.Zmiał się i śmiał.Jez milczała, obserwując go.Dyskretnie sprawdzała, czy możeswobodnie stać i czy zaraz nie zemdleje.W końcu jednak nie mogła jużznieść jego śmiechu.- Powiesz, co cię tak śmieszy?- Po prostu.No jasne.Powinienem wiedzieć.Może w głębi duszywiedziałem.Nadal się śmiał, ale to był złowrogi śmiech; zapatrzył się wdal, a w jego oczachzabłysła nienawiść.Może nie do końca nienawiść, ale z pewnościągorycz.Jez przeszedł dreszcz po plecach.- Tylko jedna rzecz mogła cię sprowadzić z powrotem.Powinienembył od razu na to wpaść, gdy tylko się zjawiłaś.Nikim się nie przejmo-wałaś, to nie ma nic wspólnego z gangiem.- Spojrzał jej prosto wtwarz, wykrzywiając usta.Nigdy w życiu nie wyglądał bardziej przy-stojnie i nie był bardziej odległy.- Wiem, o co chodzi, Jez Redfern.Dobrze wiem, dlaczego zjawiłaśsię tu dzisiaj.Rozdział 10Jez zamarła z twarzą całkowicie bez wyrazu.W głowie obmyślałaróżne strategie.Miała dwa wyjścia: ucieczka przez okno oznaczała upa-dek z trzech pięter, czego pewnie w swoim stanie nie przeżyje.I oczy-wiście nie mogła uciszyć Morgeada.Kolejna wałka z nim byłaby trage-dią.Tłumiąc uczucia, spojrzała na Morgeada i powiedziała spokojnie:- Więc dlaczego się zjawiłam? Triumf zabłysł w jego oczach.- Jez Redfern.To jest klucz, prawda? Twoja rodzina.Muszę go za-bić, myślała gorączkowo.- Twoja rodzina cię przysłała.Hunter Redfern.Wie, że znalazłemPierwotną Moc i spodziewa się, że wyciągniesz informacje.Zalała ją fala ulgi.Rozluzniła się, ale nie okazała tego.- Ty idioto! Oczywiście, że nie.Nie pracuję dla Rady.Morgeaduśmiechnął się półgębkiem.- Nie powiedziałem, że dla Rady.Ale dla Huntera Redferna.Próbu-je ich uprzedzić, prawda? Sam chce dorwać Pierwotną Moc.żeby od-nowić dawną chwałę rodu.Pracujesz dla niego.Jez przełknęła ślinę z irytacją.Starała się opanować i myśleć racjo-nalnie.Strategia, mówiła do siebie.Właśnie ci podsunął rozwiązanie, aty próbujesz je zniszczyć.- W porządku, a jeśli to prawda? - zapytała w końcu szorstko.- Ajeśli rzeczywiście przysłał mnie Hunter?- Powiedz mu, żeby odpuścił.Powiedziałem Radzie, jakie są mojewarunki.Nie ustąpię o krok.- A jakie są twoje warunki? Parsknął.- Jakbyś nie wiedziała.A kiedy dalej patrzyła na niego, wzruszył ramionami i przestał krą-żyć po pokoju.- Miejsce w Radzie - powiedział chłodno, krzyżując ręce.Jez wy-buchnęła śmiechem.- Kompletnie ci odbiło.- Wiem, że mi go nie dadzą.- Uśmiechnął się i to nie był miłyuśmiech.-Spodziewam się, że zaoferują mi cos w stylu kontroli nad SanFrancisco.I jakąś pozycję po przełomie tysiącleci.Po przełomie tysiącleci.To znaczy po apokalipsie, kiedy ludzka ra-sa zostanie wybita.To takie plany ma Hunter Redfern.- Chcesz być księciem w nowym porządku świata - powiedziałapowoli Jez, zaskoczona, jak gorzko to zabrzmiało.Zdziwiła się, że takbardzo ją to dotknęło.Przecież tego właśnie się spodziewała po Morge-adzie.- Chcę tego, co mi się należy.Przez cale życie stałem z boku i pa-trzyłem, jak inni dostają wszystko.W nowym tysiącleciu sprawy poto-czą się inaczej.Spiorunował ją spojrzeniem.Jez zrobiło się niedobrze.Ale wiedziała, co ma powiedzieć.- Myślisz, że Rada będzie istniała w nowym tysiącleciu? - Pokręci-ła głową.-Lepiej wyjdziesz, trzymając z Hunterem.Stawiałabym raczejna niego.Morgead zamrugał.- Planuje pozbyć się Rady? Jez wbiła w niego wzrok.- A co ty byś zrobił na jego miejscu?Wyraz twarzy Morgeada się nie zmienił.Ale wyczuła, że jest zain-teresowany.Odwrócił się gwałtownie i wyjrzał przez okno.Jez niemal-że widziała jego myśli.Wreszcie spojrzał na nią.- W porządku - powiedział zimno.- Dołączę do drużyny Huntera,ale na moich warunkach.W nowym tysiącleciu.- W nowym tysiącleciu dostaniesz to, na co zasłużysz.- Jez byłazła.Morgead wydobywał z niej wszystkie najgorsze cechy, nad którymipróbowała zapanować.- Będziesz miał pozycję - poprawiła się, wymyślając na poczekaniuhistoryjkę, którą chciał usłyszeć.Improwizowała, ale nie miała wyjścia.- Hunter stawia na lojalnych ludzi.Jeśli udowodnisz, że jesteś przydat-ny, wezmie cię.Ale najpierw musisz się wykazać.W porządku? Umo-wa stoi?- O ile mogę ci zaufać.- Musimy sobie zaufać, nie mamy wyjścia.Oboje chcemy tego sa-mego.Jeśli zrobimy to, czego żąda Hunter, wygramy.- Więc współpracujemy.Na razie.- Współpracujemy, a potem zobaczymy - odpowiedzią spokojnieJez.Patrzyli na siebie.Zupełnie jakby przed chwilą nie dzielili siękrwią.Wrócili do starych roli.Znowu byli starymi kumplami, którzylubili ze sobą walczyć; może tylko trochę bardziej wrogimi wobec sie-bie.Teraz pójdzie jak z płatka, pomyślała Jez.Pod warunkiem że Hun-ter nie pojawi się i nie zniszczy mojej historyki.I wtedy uśmiechnęła się w duchu.Do tego nie dojdzie Hunter Red-fern nie odwiedził Zachodniego Wybrzeża od pięćdziesięciu lat.- Interesy - powiedziała na głos.- Gdzie jest Pierwotna Moc?- Pokażę ci.Podszedł do materaca i usiadł.Jez nie ruszyła się z miejsca.- Co mi pokażesz?- Pokażę ci Pierwotną Moc.Na podłodze stał telewizor z magnetowidem.Morgead włożył ka-setę.Jez usadowiła się na drugim końcu materaca, ciesząc się, że możewreszcie usiąść.- Masz Pierwotną Moc na kasecie? Rzucił jej przez ramię lodowatespojrzenie.- Aha.nagrałem na Zmiechu warte.Zamknij się i patrz.Zmrużyłaoczy.Oglądała film o zderzeniu z asteroidą.Widziała go - był bezna-dziejny.Nagle akcję przerwało logo lokalnych wiadomości.Na ekranie pojawiła się jasnowłosa reporterka.- Sensacyjna wiadomość z San Francisco.Mamy przekaz na ży-wo, gdzie na osiedlu komunalnym szaleje pożar.Aączymy się teraz zLindą Chin, która jest na miejscu".Na ekranie pojawiła się brunetka.- Znajduje się właśnie na Taylor Street, gdzie strażacy próbująpowstrzymać rozprzestrzeniający się pożar."Jez oderwała wzrok od telewizora i spojrzała na Morgeada.- Co to ma wspólnego z Pierwotną Mocą? Widziałam to na żywo.To się wydarzyło dwa tygodnie temu.Oglądałam ten głupi film.Urwała, zszokowana własnymi słowami, już miała powiedzieć - Oglądałam ten głupi film z Claire i ciocią Nan".Tak po prostu zdradzi-łaby imiona ludzi, z którymi mieszka.Ze złością zacisnęła zęby.Już i tak odkryła się przed Morgeadem.Teraz wiedział, że dwa ty-godnie temu była w tej okolicy, bo film przerwano lokalnymi wiadomo-ściami z San Francisco.Co jej odbiło?Chłopak posłał jej szydercze spojrzenie.Zauważył jej wpadkę.Po-wiedział jednak tylko:- Oglądaj.Zaraz zrozumiesz.Płomienie na ekranie były jasno-pomarańczowe, oślepiają na ciem-nym tle.Były tak jasne, że gdyby Jez nie znała dobrze tej dzielnicy,niewiele byłaby w stanie o niej powiedzieć.Przed budynkiem strażacyw żółtych kurtkach trzymali węże.Nagle buchnął dym, gdy z jednego zwęży trysnął strumień wody prosto w płomienie.- Myślą, że w środku jest mała dziewczynka.Tak.Jez pamiętała.Tam był dzieciak.- Patrz tutaj.- Morgead wskazał na ekran.Płomienie przybliżyłysię, gdy kamera najechała na okno.Wysoko, na drugim piętrze.Płomienie wydobywały się z przejściaponiżej, przez co nie można było zbliżyć się do tego miejsca [ Pobierz całość w formacie PDF ]