[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bydło ryczało po oborach, zaśwszędy przed progami a w opłotkach doili pośpiesznie krowy i z każ-dego obejścia wyganiali inwentarz na drogi, że szedł kolebiąco ryczącprzeciągle, a cochając się o płoty i drzewa, zaś owce z zadartymi łbamipobekując cisnęły się środkiem drogi w tumanie kurzu.Spędzaliwszystko na plac przed kościołem, kaj paru starszych chłopaków nakoniach, trzaskając batami a klnąc siarczyście, oganiało rozłażące sięstado i wrzeszczało na opóznionych.A kiej ruszyli, stłaczając się na topolowej, bo jaże pod lasem leżaływspólne pastwiska, przykryła ich kurzawa orosiała i czerwonawo mie-niąca się w słońcu, że jeno belki owiec i pieskowe szczekania rwały sięz ciężkich tumanów, znacząc drogę, kaj się podzieli.Zaś pokrótce za nimi i gęsiarki wypędzały białe, rozgęgane stada,to ktosik cielną krowę wiódł na miedzę albo konia spętanego prowadziłza grzywę na ugory.Ale i potem niewiele się przyciszyło, że to wieś jęła się szykowaćna jarmarek.Było to jakoś w tydzień po powrocie chłopów z kremina-łu.Wszystko już w Lipcach wracało z wolna do dawnego, jakoby potej burzy srogiej, co szkód narobiła niemałych, że naród, ochłonąwszyz trwogi, wyrzekając a żaląc się na dolę, imał się po zdziebku pracywetującej.Juści, co nie szło jeszcze, jak było iść powinno, chociaż chłopy jużujęły rządy w swoje kwarde ręce, jeszczech się bowiem lenili niecośporanić, do pózna nieraz wylegując się pod pierzynami; jeszczech nie-jeden często gęsto do karczmy zaglądał, niby to nowin zasięgając wsprawie; jeszcze ten i ów pół dnia przewałęsał po wsi i przegadał z ku-mami, a zaś drugie spychali jeno co pilniejsze roboty, boć niełacno by-ło po tylim próżnowaniu brać się na ostro ale już co dnia przemienia-ło się na lepsze, co dnia puściej robiło się w karczmie i po drogach i coNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG182dnia gęściej mus chytał za łby i przyginał do ziemie, do ciężkiej, znoj-nej pracy zaprzęgając.%7łe zaś dzisiaj akuratnie wypadał jarmarek w Tymowie, to mało ktodo roboty wychodził, szykując się na niego.Przednowek wcześniej latoś zawitał i tak ciężki, jaże skwierczałopo chałupach, więc co jeno kto miał jeszcze do przedania, śpieszniewyprowadzał, zaś drugie szły la zgwarzenia się ze somsiady, la oba-czenia świata i wypicia choćby tego kieliszka.Każden miał swój frasunek, a kajże się to naród pocieszy, wyżali,skrzepi, a nowin dowie, jeśli nie na jarmarku lebo na odpuście?.Więc skoro powypędzano inwentarze na paszę, zaczęli się zbierać,rychtować wozy, a wychodzić, kto piechty iść musiał.Biedota ruszyła najpierwej, bo Filipka z płaczem pognała sześć sta-rych gęsi, oderwanych od młodzi ledwie co porosłej, że to chłop zacho-rzał po powrocie i do garnka nie było co wstawić.Któryś też z komorników ciągnął za rogi jałowicę, co się była terazna zwiesnę pognała.%7łe zaś bieda ma długie nogi a ostre pazury, toGrzela z krzywą gębą, choć na ośmiu morgach siedział, a dojną krowępoprowadził na powróśle, somsiad zaś jego, Józek Wachnik, maciorę zprosiętami popędzał.Ratowały się chudziaki, jak jeno mogły, bo już niejednego takprzypierało, że ostatnią koninę wyprowadził, jak to Gulbas musiał,sprocesowała go bowiem Balcerkowa za piętnaście rubli, które byłkiejś pożyczył na krowę, i teraz gotowym wyrokiem groziła, że wśródpłaczów całej rodziny a wyrzekań i grózb siadł nieborak na kasztanka iprzedawać go pojechał.Wozy się z wolna wytaczały jeden za drugim, boć i gospodarzewywozili, co któren miał, gdyż wójt o podatki wołał i karami straszył,zaś gospodynie też się wybierały ze swoim dobrem, że często gęstokokoszki gdakały spod zapasek lub tęgi gęsior zasyczał z wasąga, adrugie piechty idące jajka niesły w chustach; to masło kryjomo przeddziećmi zbierane, a poniektóre to i świąteczne wełniaki lub zbędnepłótna dzwigały na plecach.Bieda ano popędzała, a do żniw, do nowego, było jeszcze daleko.Tak się wszystkim śpieszyło, że nawet msza odprawiała się dzisiajznacznie wcześniej.Jeno parę kobiet klęczało przed ołtarzem, nie mo-gąc nadążyć za księdzem, bo ledwie odmówiły na Podniesienie, a jużJambroż gasił świece i kluczami podzwaniał.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG183Tereska żołnierka, która z jakąś sprawą przyszła do proboszcza, tra-fiła rychtyk, kiej już wychodził na śniadanie.Nie śmiała go juści za-czepić, więc jeno stanęła przed sztachetami wypatrując, kiej się naganku pokaże.Nim się jednak zebrała przystąpić, siadł na bryczkę iprzykazywał ostro ruszać do Tymowa.Westchnęła żałośnie, długo patrząc na topolową, kaj kurz wisiał iszarą chmurą kładł się na pola; wozy turkotały coraz dalej, a ino czer-wień kobiet ciągnących gęsiego nad drogą mignęła niekiedy międzydrzewami.Lipce ścichły pokrótce, młyn nie turkotał, kuznia stała zamknięta idrogi do cna opustoszały, bo kto ostał, dłubał cosik w obejściach i naogrodach za chałupami.Tereska sielnie sfrasowana wróciła do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Bydło ryczało po oborach, zaśwszędy przed progami a w opłotkach doili pośpiesznie krowy i z każ-dego obejścia wyganiali inwentarz na drogi, że szedł kolebiąco ryczącprzeciągle, a cochając się o płoty i drzewa, zaś owce z zadartymi łbamipobekując cisnęły się środkiem drogi w tumanie kurzu.Spędzaliwszystko na plac przed kościołem, kaj paru starszych chłopaków nakoniach, trzaskając batami a klnąc siarczyście, oganiało rozłażące sięstado i wrzeszczało na opóznionych.A kiej ruszyli, stłaczając się na topolowej, bo jaże pod lasem leżaływspólne pastwiska, przykryła ich kurzawa orosiała i czerwonawo mie-niąca się w słońcu, że jeno belki owiec i pieskowe szczekania rwały sięz ciężkich tumanów, znacząc drogę, kaj się podzieli.Zaś pokrótce za nimi i gęsiarki wypędzały białe, rozgęgane stada,to ktosik cielną krowę wiódł na miedzę albo konia spętanego prowadziłza grzywę na ugory.Ale i potem niewiele się przyciszyło, że to wieś jęła się szykowaćna jarmarek.Było to jakoś w tydzień po powrocie chłopów z kremina-łu.Wszystko już w Lipcach wracało z wolna do dawnego, jakoby potej burzy srogiej, co szkód narobiła niemałych, że naród, ochłonąwszyz trwogi, wyrzekając a żaląc się na dolę, imał się po zdziebku pracywetującej.Juści, co nie szło jeszcze, jak było iść powinno, chociaż chłopy jużujęły rządy w swoje kwarde ręce, jeszczech się bowiem lenili niecośporanić, do pózna nieraz wylegując się pod pierzynami; jeszczech nie-jeden często gęsto do karczmy zaglądał, niby to nowin zasięgając wsprawie; jeszcze ten i ów pół dnia przewałęsał po wsi i przegadał z ku-mami, a zaś drugie spychali jeno co pilniejsze roboty, boć niełacno by-ło po tylim próżnowaniu brać się na ostro ale już co dnia przemienia-ło się na lepsze, co dnia puściej robiło się w karczmie i po drogach i coNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG182dnia gęściej mus chytał za łby i przyginał do ziemie, do ciężkiej, znoj-nej pracy zaprzęgając.%7łe zaś dzisiaj akuratnie wypadał jarmarek w Tymowie, to mało ktodo roboty wychodził, szykując się na niego.Przednowek wcześniej latoś zawitał i tak ciężki, jaże skwierczałopo chałupach, więc co jeno kto miał jeszcze do przedania, śpieszniewyprowadzał, zaś drugie szły la zgwarzenia się ze somsiady, la oba-czenia świata i wypicia choćby tego kieliszka.Każden miał swój frasunek, a kajże się to naród pocieszy, wyżali,skrzepi, a nowin dowie, jeśli nie na jarmarku lebo na odpuście?.Więc skoro powypędzano inwentarze na paszę, zaczęli się zbierać,rychtować wozy, a wychodzić, kto piechty iść musiał.Biedota ruszyła najpierwej, bo Filipka z płaczem pognała sześć sta-rych gęsi, oderwanych od młodzi ledwie co porosłej, że to chłop zacho-rzał po powrocie i do garnka nie było co wstawić.Któryś też z komorników ciągnął za rogi jałowicę, co się była terazna zwiesnę pognała.%7łe zaś bieda ma długie nogi a ostre pazury, toGrzela z krzywą gębą, choć na ośmiu morgach siedział, a dojną krowępoprowadził na powróśle, somsiad zaś jego, Józek Wachnik, maciorę zprosiętami popędzał.Ratowały się chudziaki, jak jeno mogły, bo już niejednego takprzypierało, że ostatnią koninę wyprowadził, jak to Gulbas musiał,sprocesowała go bowiem Balcerkowa za piętnaście rubli, które byłkiejś pożyczył na krowę, i teraz gotowym wyrokiem groziła, że wśródpłaczów całej rodziny a wyrzekań i grózb siadł nieborak na kasztanka iprzedawać go pojechał.Wozy się z wolna wytaczały jeden za drugim, boć i gospodarzewywozili, co któren miał, gdyż wójt o podatki wołał i karami straszył,zaś gospodynie też się wybierały ze swoim dobrem, że często gęstokokoszki gdakały spod zapasek lub tęgi gęsior zasyczał z wasąga, adrugie piechty idące jajka niesły w chustach; to masło kryjomo przeddziećmi zbierane, a poniektóre to i świąteczne wełniaki lub zbędnepłótna dzwigały na plecach.Bieda ano popędzała, a do żniw, do nowego, było jeszcze daleko.Tak się wszystkim śpieszyło, że nawet msza odprawiała się dzisiajznacznie wcześniej.Jeno parę kobiet klęczało przed ołtarzem, nie mo-gąc nadążyć za księdzem, bo ledwie odmówiły na Podniesienie, a jużJambroż gasił świece i kluczami podzwaniał.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG183Tereska żołnierka, która z jakąś sprawą przyszła do proboszcza, tra-fiła rychtyk, kiej już wychodził na śniadanie.Nie śmiała go juści za-czepić, więc jeno stanęła przed sztachetami wypatrując, kiej się naganku pokaże.Nim się jednak zebrała przystąpić, siadł na bryczkę iprzykazywał ostro ruszać do Tymowa.Westchnęła żałośnie, długo patrząc na topolową, kaj kurz wisiał iszarą chmurą kładł się na pola; wozy turkotały coraz dalej, a ino czer-wień kobiet ciągnących gęsiego nad drogą mignęła niekiedy międzydrzewami.Lipce ścichły pokrótce, młyn nie turkotał, kuznia stała zamknięta idrogi do cna opustoszały, bo kto ostał, dłubał cosik w obejściach i naogrodach za chałupami.Tereska sielnie sfrasowana wróciła do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]