[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostawszy w pozycji stojącej, spoglądał na roześmianą twarz Emily.- Joe, kochanie.- Meredith podniosła się z kanapy.- Czy to nie dzwonek na kolację?Joe zmarszczył zdziwiony czoło i spojrzał na zegarek.- Co? Dzwonek na kolację? Już? Nie, chyba musiałaś się przesłyszeć.Meredith obeszła stolik i wsunęła rękę pod ramięmęża.- Chodz, chodz, słuch mam znakomity - powiedziała, prowadząc męża w kierunku jadalni.- Josh,Emily.- zawołała za siebie.- Bawcie się dobrze.Emily poderwała się na nogi i zaczęła wygładzaćspódnicę.Josh sięgnął po kapelusz.- Lepiej wyjdzmy stąd jak najszybciej - rzekła Emily.- Tylko patrzeć, jak napatoczy się reszta rodziny.Pośpiesznie skierowali się do wyjścia.Josh odetchnął z ulgą dopiero wtedy, gdy Emily siedziaław ciężarówce, a on wsuwał kluczyk do stacyjki.- Nic z tego nie pojmuję - rzekł, włączywszy sil-nik.- Czuję się speszony, jakbym znów miał szesna-168 KASEY MICHAELSście lat.Albo jakby czerwona krosta wyskoczyła mina czubku nosa.Chyba się nie jąkałem, co? Po prostutwoi rodzice.Emily poklepała go po dłoni.- Oni tacy są.Szlachetni, wspaniali, akceptujący.Reszta rodziny również.Spotkało mnie wielkie szczęście, że mogłam dorastać w takim domu.Przez pewienczas było inaczej, jakoś dziwnie i ponuro, ale teraz,kiedy mama wróciła, znów zapanowała radość.Wszyscy się wszystkim przejmują, troski i zmartwienia jednego są troskami i zmartwieniami całej reszty.Dlategoczasem lubię wyruszyć samotnie w góry i spędzić kilka dni w mojej grocie.Josh wcisnął pedał gazu; po chwili skręcił z podjazdu w szosę.- To dobrzy, porządni ludzie.Nieczęsto się takichspotyka.Zazdroszczę ci, Emily.Naprawdę.Przyjęli mniez otwartymi ramionami.Nie zadawali pytań, nie patrzylina mnie z góry.W końcu pochodzimy z dwóch różnychświatów Joe był senatorem, prowadzi interesy, a ja jestemnikim, kowbojem startującym w rodeo.Wiesz.wiedzieli o Tobym.%7łe.że to mój brat.Esmily skinęła w ciemności głową.- Tak.Powiedziałam im dziś po południu.Wyjaśniłam, że od czasu do czasu, kiedy zawody odbywająsię gdzieś daleko, gdzie nie masz ochoty jechać, wynajmujesz się do pracy na ranczu.%7łe teraz pracujeszu Rollinsa.1 że spotkaliśmy się w miasteczku, w sklepie z artykułami sportowymi.Oni sądzą, że to byłzbieg okoliczności.DOM RADOZCI 169- Dzięki, Emily.Jestem ci wdzięczny.Podejrzewam, że nie powitaliby mnie tak serdecznie, gdybywiedzieli, że przyjechałem po to, żeby cię odnalezć,a potem wyładować na tobie swoją wściekłość i frustrację.- Pewnie nie - przyznała cicho.Tak cicho, że popatrzył na nią zaniepokojony.- Co się stało? - spytał.- Palnąłem coś głupiego?już wiem.Powinienem cię przeprosić.Ciągle ktoś cięśledzi, poszukuje.Najpierw Pike, potem ja.To naprawdę może człowieka wytrącić z równowagi.I jeszczedruga rzecz: tamtego pierwszego dnia strasznie na ciebie naskoczyłem.To było podłe i wredne z mojej strony.%7łałuję, że nie ugryzłem się w język.Przepraszam,Emily.Odetchnęła głęboko.- Wiesz, chyba potrzebowałam usłyszeć te słowa.Dziękuję.- Na moment zamilkła.- To co, jesteś głodny?- Chcesz znać prawdę? Zanim poznałem twoich rodziców, potwornie się denerwowałem.Byłem pewien,że już nigdy nie zdołam nic przełknąć.- A teraz?Wyszczerzył w uśmiechu zęby.- Mógłbym zjeść konia z kopytami.Znasz tu jakąśrestaurację, gdzie serwują steki?- Duże, soczyste, z zewnątrz przyrumienione,w środku krwiste? - Oblizawszy się ze smakiem, opar-ła się wygodnie o siedzenie.- Jest takie jedno miejsce.Na razie jedz prosto, potem wskażę ci drogę.KASEY MICHAELS170Zastanawiała się, czy Josh zdaje sobie sprawę, jakdziała na kobiety jego uśmiech.Gdyby spojrzenie mogło zabić, kształtna blondynka,która podszedłszy do ich stolika, przedstawiła się: Dobry wieczór, mam na imię Missy; będę dziś państwaobsługiwała", po czym kręcąc biodrami, skierowała siędo bufetu, żeby złożyć zamówienie, byłaby już trupem.Kiedy Emily spytała o specjalność dnia, Missy obróciła się w stronę Josha i ponętnym, lekko zasapanymgłosikiem kojarzącym się z głosem Marilyn Monroe,zaczęła zachwalać:- Och, mamy pyszne, soczyste piersi z kurczaka.Podajemy je z ryżem na ostro oraz świeżutkimi, chrupiącymi bułeczkami.Gorąco polecam.Emily zazgrzytała zębami, po chwili jednak, zobaczywszy, że Josh pozostaje całkiem nieczuły na wdzięki zalotnej kelnerki, uśmiechnęła się do niej, podziękowała za informację i zamówiła krwisty stek.Pochyliła się do przodu, oparła łokcie o stół, a brodę o złączone dłonie.- Nawet nie zauważyłeś tego, co tu się przed chwilądziało, prawda? - spytała, podziwiając spokój, z jakimJosh pije piwo z oszronionego kufla.- Chodzi ci o naszą kelnerkę? O pannę Missy?Owszem, zauważyłem.Ale nie jestem zboczeńcem.Ileona mogła mieć lat? Dwanaście? A ja mam trzydzieścipięć.Nie pociągają mnie podfruwajki.Emily odchyliła się na krześle.- Ja mam dwadzieścia.Zrobił zgorszoną minę.DOM RADOZCI 171- Ojej, naprawdę? Cholera, powinienem był poprosić cię o jakiś dowód tożsamości.- Bardzo śmieszne.A Missy, mój drogi, musi miećco najmniej dwadzieścia jeden, bo inaczej nie wolnoby jej było podawać alkoholu.To absurd, pomyślała.Dlaczego, na miłość boską,rozmawia z Joshem o kelnerce? Przecież istnieją znacznie ciekawsze tematy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Pozostawszy w pozycji stojącej, spoglądał na roześmianą twarz Emily.- Joe, kochanie.- Meredith podniosła się z kanapy.- Czy to nie dzwonek na kolację?Joe zmarszczył zdziwiony czoło i spojrzał na zegarek.- Co? Dzwonek na kolację? Już? Nie, chyba musiałaś się przesłyszeć.Meredith obeszła stolik i wsunęła rękę pod ramięmęża.- Chodz, chodz, słuch mam znakomity - powiedziała, prowadząc męża w kierunku jadalni.- Josh,Emily.- zawołała za siebie.- Bawcie się dobrze.Emily poderwała się na nogi i zaczęła wygładzaćspódnicę.Josh sięgnął po kapelusz.- Lepiej wyjdzmy stąd jak najszybciej - rzekła Emily.- Tylko patrzeć, jak napatoczy się reszta rodziny.Pośpiesznie skierowali się do wyjścia.Josh odetchnął z ulgą dopiero wtedy, gdy Emily siedziaław ciężarówce, a on wsuwał kluczyk do stacyjki.- Nic z tego nie pojmuję - rzekł, włączywszy sil-nik.- Czuję się speszony, jakbym znów miał szesna-168 KASEY MICHAELSście lat.Albo jakby czerwona krosta wyskoczyła mina czubku nosa.Chyba się nie jąkałem, co? Po prostutwoi rodzice.Emily poklepała go po dłoni.- Oni tacy są.Szlachetni, wspaniali, akceptujący.Reszta rodziny również.Spotkało mnie wielkie szczęście, że mogłam dorastać w takim domu.Przez pewienczas było inaczej, jakoś dziwnie i ponuro, ale teraz,kiedy mama wróciła, znów zapanowała radość.Wszyscy się wszystkim przejmują, troski i zmartwienia jednego są troskami i zmartwieniami całej reszty.Dlategoczasem lubię wyruszyć samotnie w góry i spędzić kilka dni w mojej grocie.Josh wcisnął pedał gazu; po chwili skręcił z podjazdu w szosę.- To dobrzy, porządni ludzie.Nieczęsto się takichspotyka.Zazdroszczę ci, Emily.Naprawdę.Przyjęli mniez otwartymi ramionami.Nie zadawali pytań, nie patrzylina mnie z góry.W końcu pochodzimy z dwóch różnychświatów Joe był senatorem, prowadzi interesy, a ja jestemnikim, kowbojem startującym w rodeo.Wiesz.wiedzieli o Tobym.%7łe.że to mój brat.Esmily skinęła w ciemności głową.- Tak.Powiedziałam im dziś po południu.Wyjaśniłam, że od czasu do czasu, kiedy zawody odbywająsię gdzieś daleko, gdzie nie masz ochoty jechać, wynajmujesz się do pracy na ranczu.%7łe teraz pracujeszu Rollinsa.1 że spotkaliśmy się w miasteczku, w sklepie z artykułami sportowymi.Oni sądzą, że to byłzbieg okoliczności.DOM RADOZCI 169- Dzięki, Emily.Jestem ci wdzięczny.Podejrzewam, że nie powitaliby mnie tak serdecznie, gdybywiedzieli, że przyjechałem po to, żeby cię odnalezć,a potem wyładować na tobie swoją wściekłość i frustrację.- Pewnie nie - przyznała cicho.Tak cicho, że popatrzył na nią zaniepokojony.- Co się stało? - spytał.- Palnąłem coś głupiego?już wiem.Powinienem cię przeprosić.Ciągle ktoś cięśledzi, poszukuje.Najpierw Pike, potem ja.To naprawdę może człowieka wytrącić z równowagi.I jeszczedruga rzecz: tamtego pierwszego dnia strasznie na ciebie naskoczyłem.To było podłe i wredne z mojej strony.%7łałuję, że nie ugryzłem się w język.Przepraszam,Emily.Odetchnęła głęboko.- Wiesz, chyba potrzebowałam usłyszeć te słowa.Dziękuję.- Na moment zamilkła.- To co, jesteś głodny?- Chcesz znać prawdę? Zanim poznałem twoich rodziców, potwornie się denerwowałem.Byłem pewien,że już nigdy nie zdołam nic przełknąć.- A teraz?Wyszczerzył w uśmiechu zęby.- Mógłbym zjeść konia z kopytami.Znasz tu jakąśrestaurację, gdzie serwują steki?- Duże, soczyste, z zewnątrz przyrumienione,w środku krwiste? - Oblizawszy się ze smakiem, opar-ła się wygodnie o siedzenie.- Jest takie jedno miejsce.Na razie jedz prosto, potem wskażę ci drogę.KASEY MICHAELS170Zastanawiała się, czy Josh zdaje sobie sprawę, jakdziała na kobiety jego uśmiech.Gdyby spojrzenie mogło zabić, kształtna blondynka,która podszedłszy do ich stolika, przedstawiła się: Dobry wieczór, mam na imię Missy; będę dziś państwaobsługiwała", po czym kręcąc biodrami, skierowała siędo bufetu, żeby złożyć zamówienie, byłaby już trupem.Kiedy Emily spytała o specjalność dnia, Missy obróciła się w stronę Josha i ponętnym, lekko zasapanymgłosikiem kojarzącym się z głosem Marilyn Monroe,zaczęła zachwalać:- Och, mamy pyszne, soczyste piersi z kurczaka.Podajemy je z ryżem na ostro oraz świeżutkimi, chrupiącymi bułeczkami.Gorąco polecam.Emily zazgrzytała zębami, po chwili jednak, zobaczywszy, że Josh pozostaje całkiem nieczuły na wdzięki zalotnej kelnerki, uśmiechnęła się do niej, podziękowała za informację i zamówiła krwisty stek.Pochyliła się do przodu, oparła łokcie o stół, a brodę o złączone dłonie.- Nawet nie zauważyłeś tego, co tu się przed chwilądziało, prawda? - spytała, podziwiając spokój, z jakimJosh pije piwo z oszronionego kufla.- Chodzi ci o naszą kelnerkę? O pannę Missy?Owszem, zauważyłem.Ale nie jestem zboczeńcem.Ileona mogła mieć lat? Dwanaście? A ja mam trzydzieścipięć.Nie pociągają mnie podfruwajki.Emily odchyliła się na krześle.- Ja mam dwadzieścia.Zrobił zgorszoną minę.DOM RADOZCI 171- Ojej, naprawdę? Cholera, powinienem był poprosić cię o jakiś dowód tożsamości.- Bardzo śmieszne.A Missy, mój drogi, musi miećco najmniej dwadzieścia jeden, bo inaczej nie wolnoby jej było podawać alkoholu.To absurd, pomyślała.Dlaczego, na miłość boską,rozmawia z Joshem o kelnerce? Przecież istnieją znacznie ciekawsze tematy [ Pobierz całość w formacie PDF ]