[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ralph rozejrzaÅ‚ siÄ™ nerwowo na boki.SÅ‚yszaÅ‚ kroki SebastianaodbijajÄ…ce siÄ™ echem w korytarzu.Pomieszczenie byÅ‚o oÅ›lepiajÄ…cobiaÅ‚e.WzdÅ‚uż poprzecznych Å›cian znajdowaÅ‚y siÄ™ dwieprzymocowane do podÅ‚oża Å‚awki.Poza tym byÅ‚o pusto.Sebastianznów ukazaÅ‚ siÄ™ w drzwiach, w rÄ™ce miaÅ‚ stary drewniany taboret. A wiÄ™c ja jestem lepszy dokoÅ„czyÅ‚ zdanie.PostawiÅ‚ taboret tuż przy drzwiach. Może jesteÅ› lepszy od Edwarda, ale teraz siedzisz przykuty dokaloryfera.Sebastian odwróciÅ‚ siÄ™ i zamknÄ…Å‚ drzwi.Puste pomieszczeniespotÄ™gowaÅ‚o dzwiÄ™k, kiedy ciężkie drzwi siÄ™ zatrzasnęły i SebastianprzekrÄ™ciÅ‚ obydwa zamki.Ralph przeÅ‚knÄ…Å‚ Å›linÄ™.Byli zamkniÄ™ci.NiepodobaÅ‚o mu siÄ™ to. WiÄ™c to ja jestem najlepszy.Sebastian wcale siÄ™ nie Å›pieszyÅ‚, spokojnym krokiemprzemierzyÅ‚ pokój i znalazÅ‚ siÄ™ przy Ralphie.StanÄ…Å‚ bardzo blisko.Ralph nie mógÅ‚ spojrzeć mu w oczy.To byÅ‚o nieprzyjemne.To byÅ‚onaprawdÄ™ bardzo nieprzyjemne. Ale wiesz, kim nie jestem? Sebastian nie czekaÅ‚ naodpowiedz. Nie jestem policjantem.WiÄ™c mogÄ™ zrobić coÅ› takiego.Nagle i bez ostrzeżenia walnÄ…Å‚ Ralpha z byka.Uderzenie byÅ‚operfekcyjne.CzoÅ‚em trafiÅ‚ w sam Å›rodek nosa Ralpha.RozlegÅ‚ siÄ™chrzÄ™st i z obu dziurek trysnęła krew.Ralph krzyknÄ…Å‚ i upadÅ‚ napodÅ‚ogÄ™.Sebastian spokojnie podszedÅ‚ do taboretu i usiadÅ‚.PrzyglÄ…daÅ‚ siÄ™ Ralphowi, który zÅ‚apaÅ‚ siÄ™ wolnÄ… rÄ™kÄ… za nos ioglÄ…daÅ‚ krew z takÄ… minÄ…, jakby nie mógÅ‚ zrozumieć, że byÅ‚a jego.Sebastian nie czerpaÅ‚ żadnej satysfakcji z bicia.ByÅ‚ to jednak szybki iskuteczny sposób, żeby mu pokazać, że jest zdolny do wszystkiego.Najwyrazniej to zadziaÅ‚aÅ‚o.Zszokowany Ralph nadal patrzyÅ‚zaÅ‚zawionymi oczami na krew.Sebastian nachyliÅ‚ siÄ™, oparÅ‚ Å‚okcie naudach i splótÅ‚ dÅ‚onie. PotrafiÄ™ caÅ‚kiem niezle ocenić czÅ‚owieka tylko po tym, jakmieszka.ByÅ‚em u ciebie w domu.Ralph siedziaÅ‚ przykuty i robiÅ‚ krótkie wdechy nosem, żebyzatrzymać upÅ‚yw krwi, co sprawiaÅ‚o, że musiaÅ‚ tÄ™ krew przeÅ‚ykać.OddychaÅ‚ ciężko.WalczyÅ‚.NaprawdÄ™ nie chciaÅ‚ przegrać.MiaÅ‚wÅ‚adzÄ™.Sebastian nie mógÅ‚ mu jej odebrać.Nie zamierzaÅ‚ do tegodopuÅ›cić.ByÅ‚ silniejszy niż kiedykolwiek. Tu chodzi o to, żeby odkryć wzór ciÄ…gnÄ…Å‚ Sebastian. Wdrobiazgach.Dostrzegać zwiÄ…zki.W twoich oknach nie byÅ‚o rolet aniżaluzji.Nawet w sypialni.MiaÅ‚eÅ› latarkÄ™ w toalecie.Przy łóżku też.Po jednej w każdym pomieszczeniu.Szuflada peÅ‚na zapasowychbezpieczników, baterii i żarówek.ZrobiÅ‚ dÅ‚uższÄ… pauzÄ™. MógÅ‚bym pomyÅ›leć, że nie lubisz ciemnoÅ›ci.Spojrzenie, jakie posÅ‚aÅ‚ mu Ralph, potwierdziÅ‚o, jak bardzo miaÅ‚racjÄ™. Co siÄ™ dzieje w ciemnoÅ›ciach, Ralphie? Co wtedy nadchodzi?Czego siÄ™ boisz? Niczego. Ledwo sÅ‚yszalny szept. A wiÄ™c nie masz nic przeciwko temu, żebym tu zgasiÅ‚ Å›wiatÅ‚o?Sebastian wyprostowaÅ‚ siÄ™ i skierowaÅ‚ w stronÄ™ podwójnegokontaktu na Å›cianie.Ralph nic nie mówiÅ‚.Z trudem przeÅ‚ykaÅ‚ Å›linÄ™.MiaÅ‚ rozbiegane spojrzenie.Sebastianowi wydawaÅ‚o siÄ™, że widzikrople potu wystÄ™pujÄ…ce mu na czoÅ‚o.Tymczasem w schronie wcalenie byÅ‚o gorÄ…co. ProszÄ™, ja wiem, gdzie on jest powiedziaÅ‚ Ralph bÅ‚agalnymtonem. WierzÄ™ ci.Ale jak już mówiÅ‚em Edwardowi, mam dość gier zpsychopatami. Nie zamierzam grać. A ja nie zamierzam ryzykować.Sebastian nacisnÄ…Å‚ jeden z wyÅ‚Ä…czników.RzÄ…d lamp zgasÅ‚.RalphkrzyknÄ…Å‚. W Å›rodku zaraz bÄ™dzie tak ciemno, że nie wiadomo, czyczÅ‚owiek ma otwarte oczy, czy zamkniÄ™te.Tak samo jak tam, pomyÅ›laÅ‚ Ralph.Jak w piwnicy.Jak ztamtymi.ZadrżaÅ‚ i szarpnÄ…Å‚ Å‚aÅ„cuchem kajdanek.ZaczÄ…Å‚ hiperwentylować.Sebastian siÄ™ zawahaÅ‚.Reakcja RalphabyÅ‚a silniejsza, niż sobie wyobrażaÅ‚.ByÅ‚ zdecydowanie przerażony.Ale Sebastian musiaÅ‚ iść dalej.MusiaÅ‚ zrobić wszystko, inaczej nigdyby sobie nie wybaczyÅ‚.PrzywoÅ‚aÅ‚ w pamiÄ™ci obraz Annette Willén.JeÅ›li to by nie wystarczyÅ‚o, miaÅ‚ jeszcze w telefonie VanjÄ™.To wystarczyÅ‚o.ZgasiÅ‚ resztÄ™ Å›wiateÅ‚.Ralph sapaÅ‚, usiÅ‚owaÅ‚ wstrzymać oddech.PrzycisnÄ…Å‚ siÄ™ doÅ›ciany i skuliÅ‚ siÄ™ najbardziej, jak mógÅ‚.StaraÅ‚ siÄ™ być cicho, alesÅ‚yszaÅ‚ swoje wydechy brzmiÄ…ce jak bezradny jÄ™k.Czy to byÅ‚a smugaÅ›wiatÅ‚a, czy może obraz z pamiÄ™ci jego spanikowanego umysÅ‚u? Czydrzwi siÄ™ otworzyÅ‚y? Tak, byÅ‚y otwarte.Zakradali siÄ™.Nadzy.Znalezligo.Ludzie w maskach zwierzÄ…t.ZwierzÄ™ta w ludzkim ciele.Oddychali.Szeptali. Zapal Å›wiatÅ‚o.ProszÄ™.Zapal Å›wiatÅ‚o.Niewielka smuga Å›wiatÅ‚a oÅ›wieciÅ‚a mu twarz.Latarka wkomórce Sebastiana.Ralph natychmiast zwróciÅ‚ siÄ™ w jej stronÄ™.ChciaÅ‚ pochÅ‚onąć jak najwiÄ™cej Å›wiatÅ‚a.WidziaÅ‚, jak ludzie-zwierzÄ™taczekajÄ… w otaczajÄ…cym go cieniu.Stali i siÄ™ koÅ‚ysali.TaÅ„czylidziwnym, przyczajonym krokiem.Czekali, aż ciemność znów gopochÅ‚onie, żeby móc podejść bliżej.Wokół niego.Na nim.W nim. Gdzie jest Edward? zapytaÅ‚ Sebastian, niewidoczny zazródÅ‚em Å›wiatÅ‚a.ZgasiÅ‚ lampkÄ™. Nie ma.Ciemność.Rzucili siÄ™ na niego. Jest.Jasność wróciÅ‚a. Nie ma.Znów zniknęła. Jest.Jak wolisz?Ralph nie byÅ‚ w stanie odpowiedzieć.Tylko dyszaÅ‚. Nie ma.Ralph wstrzymaÅ‚ oddech.W mroku panowaÅ‚a idealna cisza.Oprócz szeptów.Lekkich kroków.Przesuwania siÄ™ ciaÅ‚.Nie byÅ‚ sam.Nigdy sam. Sebastianie.Brak odpowiedzi.CoÅ› chwyciÅ‚o go za nogÄ™.Ralph ryknÄ…Å‚.NacaÅ‚e gardÅ‚o.CofnÄ…Å‚ siÄ™ o wiele lat.Do tamtego.Do tamtych.Tamto dopadÅ‚o go z caÅ‚Ä… siÅ‚Ä….WiÄ™cej niż wspomnienie.CzuÅ‚zapach.Smaki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ralph rozejrzaÅ‚ siÄ™ nerwowo na boki.SÅ‚yszaÅ‚ kroki SebastianaodbijajÄ…ce siÄ™ echem w korytarzu.Pomieszczenie byÅ‚o oÅ›lepiajÄ…cobiaÅ‚e.WzdÅ‚uż poprzecznych Å›cian znajdowaÅ‚y siÄ™ dwieprzymocowane do podÅ‚oża Å‚awki.Poza tym byÅ‚o pusto.Sebastianznów ukazaÅ‚ siÄ™ w drzwiach, w rÄ™ce miaÅ‚ stary drewniany taboret. A wiÄ™c ja jestem lepszy dokoÅ„czyÅ‚ zdanie.PostawiÅ‚ taboret tuż przy drzwiach. Może jesteÅ› lepszy od Edwarda, ale teraz siedzisz przykuty dokaloryfera.Sebastian odwróciÅ‚ siÄ™ i zamknÄ…Å‚ drzwi.Puste pomieszczeniespotÄ™gowaÅ‚o dzwiÄ™k, kiedy ciężkie drzwi siÄ™ zatrzasnęły i SebastianprzekrÄ™ciÅ‚ obydwa zamki.Ralph przeÅ‚knÄ…Å‚ Å›linÄ™.Byli zamkniÄ™ci.NiepodobaÅ‚o mu siÄ™ to. WiÄ™c to ja jestem najlepszy.Sebastian wcale siÄ™ nie Å›pieszyÅ‚, spokojnym krokiemprzemierzyÅ‚ pokój i znalazÅ‚ siÄ™ przy Ralphie.StanÄ…Å‚ bardzo blisko.Ralph nie mógÅ‚ spojrzeć mu w oczy.To byÅ‚o nieprzyjemne.To byÅ‚onaprawdÄ™ bardzo nieprzyjemne. Ale wiesz, kim nie jestem? Sebastian nie czekaÅ‚ naodpowiedz. Nie jestem policjantem.WiÄ™c mogÄ™ zrobić coÅ› takiego.Nagle i bez ostrzeżenia walnÄ…Å‚ Ralpha z byka.Uderzenie byÅ‚operfekcyjne.CzoÅ‚em trafiÅ‚ w sam Å›rodek nosa Ralpha.RozlegÅ‚ siÄ™chrzÄ™st i z obu dziurek trysnęła krew.Ralph krzyknÄ…Å‚ i upadÅ‚ napodÅ‚ogÄ™.Sebastian spokojnie podszedÅ‚ do taboretu i usiadÅ‚.PrzyglÄ…daÅ‚ siÄ™ Ralphowi, który zÅ‚apaÅ‚ siÄ™ wolnÄ… rÄ™kÄ… za nos ioglÄ…daÅ‚ krew z takÄ… minÄ…, jakby nie mógÅ‚ zrozumieć, że byÅ‚a jego.Sebastian nie czerpaÅ‚ żadnej satysfakcji z bicia.ByÅ‚ to jednak szybki iskuteczny sposób, żeby mu pokazać, że jest zdolny do wszystkiego.Najwyrazniej to zadziaÅ‚aÅ‚o.Zszokowany Ralph nadal patrzyÅ‚zaÅ‚zawionymi oczami na krew.Sebastian nachyliÅ‚ siÄ™, oparÅ‚ Å‚okcie naudach i splótÅ‚ dÅ‚onie. PotrafiÄ™ caÅ‚kiem niezle ocenić czÅ‚owieka tylko po tym, jakmieszka.ByÅ‚em u ciebie w domu.Ralph siedziaÅ‚ przykuty i robiÅ‚ krótkie wdechy nosem, żebyzatrzymać upÅ‚yw krwi, co sprawiaÅ‚o, że musiaÅ‚ tÄ™ krew przeÅ‚ykać.OddychaÅ‚ ciężko.WalczyÅ‚.NaprawdÄ™ nie chciaÅ‚ przegrać.MiaÅ‚wÅ‚adzÄ™.Sebastian nie mógÅ‚ mu jej odebrać.Nie zamierzaÅ‚ do tegodopuÅ›cić.ByÅ‚ silniejszy niż kiedykolwiek. Tu chodzi o to, żeby odkryć wzór ciÄ…gnÄ…Å‚ Sebastian. Wdrobiazgach.Dostrzegać zwiÄ…zki.W twoich oknach nie byÅ‚o rolet aniżaluzji.Nawet w sypialni.MiaÅ‚eÅ› latarkÄ™ w toalecie.Przy łóżku też.Po jednej w każdym pomieszczeniu.Szuflada peÅ‚na zapasowychbezpieczników, baterii i żarówek.ZrobiÅ‚ dÅ‚uższÄ… pauzÄ™. MógÅ‚bym pomyÅ›leć, że nie lubisz ciemnoÅ›ci.Spojrzenie, jakie posÅ‚aÅ‚ mu Ralph, potwierdziÅ‚o, jak bardzo miaÅ‚racjÄ™. Co siÄ™ dzieje w ciemnoÅ›ciach, Ralphie? Co wtedy nadchodzi?Czego siÄ™ boisz? Niczego. Ledwo sÅ‚yszalny szept. A wiÄ™c nie masz nic przeciwko temu, żebym tu zgasiÅ‚ Å›wiatÅ‚o?Sebastian wyprostowaÅ‚ siÄ™ i skierowaÅ‚ w stronÄ™ podwójnegokontaktu na Å›cianie.Ralph nic nie mówiÅ‚.Z trudem przeÅ‚ykaÅ‚ Å›linÄ™.MiaÅ‚ rozbiegane spojrzenie.Sebastianowi wydawaÅ‚o siÄ™, że widzikrople potu wystÄ™pujÄ…ce mu na czoÅ‚o.Tymczasem w schronie wcalenie byÅ‚o gorÄ…co. ProszÄ™, ja wiem, gdzie on jest powiedziaÅ‚ Ralph bÅ‚agalnymtonem. WierzÄ™ ci.Ale jak już mówiÅ‚em Edwardowi, mam dość gier zpsychopatami. Nie zamierzam grać. A ja nie zamierzam ryzykować.Sebastian nacisnÄ…Å‚ jeden z wyÅ‚Ä…czników.RzÄ…d lamp zgasÅ‚.RalphkrzyknÄ…Å‚. W Å›rodku zaraz bÄ™dzie tak ciemno, że nie wiadomo, czyczÅ‚owiek ma otwarte oczy, czy zamkniÄ™te.Tak samo jak tam, pomyÅ›laÅ‚ Ralph.Jak w piwnicy.Jak ztamtymi.ZadrżaÅ‚ i szarpnÄ…Å‚ Å‚aÅ„cuchem kajdanek.ZaczÄ…Å‚ hiperwentylować.Sebastian siÄ™ zawahaÅ‚.Reakcja RalphabyÅ‚a silniejsza, niż sobie wyobrażaÅ‚.ByÅ‚ zdecydowanie przerażony.Ale Sebastian musiaÅ‚ iść dalej.MusiaÅ‚ zrobić wszystko, inaczej nigdyby sobie nie wybaczyÅ‚.PrzywoÅ‚aÅ‚ w pamiÄ™ci obraz Annette Willén.JeÅ›li to by nie wystarczyÅ‚o, miaÅ‚ jeszcze w telefonie VanjÄ™.To wystarczyÅ‚o.ZgasiÅ‚ resztÄ™ Å›wiateÅ‚.Ralph sapaÅ‚, usiÅ‚owaÅ‚ wstrzymać oddech.PrzycisnÄ…Å‚ siÄ™ doÅ›ciany i skuliÅ‚ siÄ™ najbardziej, jak mógÅ‚.StaraÅ‚ siÄ™ być cicho, alesÅ‚yszaÅ‚ swoje wydechy brzmiÄ…ce jak bezradny jÄ™k.Czy to byÅ‚a smugaÅ›wiatÅ‚a, czy może obraz z pamiÄ™ci jego spanikowanego umysÅ‚u? Czydrzwi siÄ™ otworzyÅ‚y? Tak, byÅ‚y otwarte.Zakradali siÄ™.Nadzy.Znalezligo.Ludzie w maskach zwierzÄ…t.ZwierzÄ™ta w ludzkim ciele.Oddychali.Szeptali. Zapal Å›wiatÅ‚o.ProszÄ™.Zapal Å›wiatÅ‚o.Niewielka smuga Å›wiatÅ‚a oÅ›wieciÅ‚a mu twarz.Latarka wkomórce Sebastiana.Ralph natychmiast zwróciÅ‚ siÄ™ w jej stronÄ™.ChciaÅ‚ pochÅ‚onąć jak najwiÄ™cej Å›wiatÅ‚a.WidziaÅ‚, jak ludzie-zwierzÄ™taczekajÄ… w otaczajÄ…cym go cieniu.Stali i siÄ™ koÅ‚ysali.TaÅ„czylidziwnym, przyczajonym krokiem.Czekali, aż ciemność znów gopochÅ‚onie, żeby móc podejść bliżej.Wokół niego.Na nim.W nim. Gdzie jest Edward? zapytaÅ‚ Sebastian, niewidoczny zazródÅ‚em Å›wiatÅ‚a.ZgasiÅ‚ lampkÄ™. Nie ma.Ciemność.Rzucili siÄ™ na niego. Jest.Jasność wróciÅ‚a. Nie ma.Znów zniknęła. Jest.Jak wolisz?Ralph nie byÅ‚ w stanie odpowiedzieć.Tylko dyszaÅ‚. Nie ma.Ralph wstrzymaÅ‚ oddech.W mroku panowaÅ‚a idealna cisza.Oprócz szeptów.Lekkich kroków.Przesuwania siÄ™ ciaÅ‚.Nie byÅ‚ sam.Nigdy sam. Sebastianie.Brak odpowiedzi.CoÅ› chwyciÅ‚o go za nogÄ™.Ralph ryknÄ…Å‚.NacaÅ‚e gardÅ‚o.CofnÄ…Å‚ siÄ™ o wiele lat.Do tamtego.Do tamtych.Tamto dopadÅ‚o go z caÅ‚Ä… siÅ‚Ä….WiÄ™cej niż wspomnienie.CzuÅ‚zapach.Smaki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]