[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następny ranek był równie słoneczny i cichy jak poprzedni.Przypuszczaliśmy, że nasitowarzysze zapewne zabawią w drodze czas dłuższy i nie wrócą przed końcem dnia. Wybierzmy się na ryby zaproponowałem Dickowi. Nasi przyjaciele na pewnobędą wdzięczni, gdy zaproponujemy im świeże smażone ryby zamiast ptaków, które mimowszystko były dość twarde.Dick przystał na moją propozycję.Przed wypłynięciem uszczelniliśmy szpary międzyklepkami łodzi używając do tego mieszaniny przygotowanej uprzednio do impregnacji breze-ntu.Teraz nie dostawała się do wnętrza ani kropla wody.Dick brodząc po lagunie nałowiłmałych rybek na przynętę.Było ich tak dużo, że z braku innego pożywienia mogliśmy je pieci jeść do woli.Przenieśliśmy z naszej szalupy na znalezioną łódkę bosak i wiosła, a zamiastkotwicy przywiązaliśmy do długiej liny kawał korala.Spróbowaliśmy szczęścia na środku laguny.Udało nam się złowić rybę o wielkimpysku i różnobarwnej, mieniącej się łusce.Dick popatrzał na nią z ciekawością i powiedział: Nie mam ochoty próbować tej sztuki.Podejrzewam, że pomimo tak pięknego wyglą-du mięso jej jest trujące.W każdym razie zostawimy ją w łodzi, może przyda się na przynętę.Po chwili złowiliśmy trzy identyczne dziwadła. Musimy spróbować w innym miejscu zdecydował Dick.Podnieśliśmy zrobioną naprędce kotwicę i powiosłowaliśmy w stronę szerokiego wyj-ścia z laguny.Udało nam się złowić jeszcze kilka dużych ryb o ciemnej łusce, które wygląda-ły na jadalne, ale zerwały nam kilka haczyków.Ciągnąłem jakąś następną dużą sztukę, a Dickwysunął siatkę, aby ją wrzucić na pokład.Ryba jednak znowu zerwała się wraz z haczykiem. Trzeba spróbować dużego haka rzekł Dick i przywiązał go do grubej linki. Natych morzach ryby niczego się nie boją.Można by z jednakowym powodzeniem łowić je przypomocy liny okrętowej jak i nitki cienkiej jak włos.Hak z założoną przynętą poszedł za burtę.Nie upłynęła minuta, gdy Tillard zawołał: Teraz to naprawdę coś wielkiego!Próbowałem wybierać linkę, stawiała duży opór. To pewnie rekin.Ciągnie bardzo mocno mówiłem patrząc, jak Dick mocuje się zezdobyczą. Nie, na pewno nie odpowiedział chociaż ta rybka jest chyba największa zewszystkich, jakie dotychczas złowiłem.Niech pan balastuje łódz po drugiej burcie rozka-zał prędko, żeby nas nie przewrócił.Ja już go wyciągnę.Wykonałem rozkaz.Dick wybierał linkę, znów ją luzował, aż wreszcie wyciągnął rybępodobną do okonia, ale o wadze co najmniej sześćdziesiąt a może nawet siedemdziesiątfuntów.Rzeczywiście był to okaz okonia morskiego z dużymi kolcami na grzbiecie.Rybamiotała się i wyrywała, lecz Dick działał ostrożnie i po pewnym czasie wciągnął ją do łodzi. To prawdziwy łup! wykrzyknął.Aby uspokoić potwora, musieliśmy ogłuszyć go silnym ciosem w łeb.Zabawa skończo-na.Mieliśmy teraz więcej ryb, niż byliśmy w stanie zjeść.Powiosłowaliśmy do naszej zatoki.Towarzyszy nadal nie było.Wyciągnęliśmy łódz na plażę i pochowaliśmy sprzęt rybacki.Z rybami było sporo roboty.Musieliśmy je oskrobać, wypatroszyć, a okonia należałopociąć na kawałki, ale wstrzymaliśmy się z tym, aby pokazać go przyjaciołom.Na obiad zjedliśmy jedną sporą, ciemnego koloru rybę, która wyglądała na jadalną.Właśnie kończyliśmy posiłek, gdy z lasu doleciały wołania Harry'ego.Potem dał się słyszećgłos nadbiegającego Tomka i Tamaku.Pokazałem im olbrzymiego okonia, zawieszonego w cieniu na gałęzi. Ależ wspaniały! wykrzyknął Tomek. Naprawdę nie wiem, który brzeg jestlepszy.Znalezliśmy tam drzewo chlebowe, platany, korzenie yamu i całą masę różnych owo-ców i bulw.Mudge przysłał nas z poleceniem, abyście przypłynęli szalupą wokół wyspy, jeślioczywiście jest już zreperowana.On uważa, że z tamtej strony istnieją większe możliwościzauważenia statku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Następny ranek był równie słoneczny i cichy jak poprzedni.Przypuszczaliśmy, że nasitowarzysze zapewne zabawią w drodze czas dłuższy i nie wrócą przed końcem dnia. Wybierzmy się na ryby zaproponowałem Dickowi. Nasi przyjaciele na pewnobędą wdzięczni, gdy zaproponujemy im świeże smażone ryby zamiast ptaków, które mimowszystko były dość twarde.Dick przystał na moją propozycję.Przed wypłynięciem uszczelniliśmy szpary międzyklepkami łodzi używając do tego mieszaniny przygotowanej uprzednio do impregnacji breze-ntu.Teraz nie dostawała się do wnętrza ani kropla wody.Dick brodząc po lagunie nałowiłmałych rybek na przynętę.Było ich tak dużo, że z braku innego pożywienia mogliśmy je pieci jeść do woli.Przenieśliśmy z naszej szalupy na znalezioną łódkę bosak i wiosła, a zamiastkotwicy przywiązaliśmy do długiej liny kawał korala.Spróbowaliśmy szczęścia na środku laguny.Udało nam się złowić rybę o wielkimpysku i różnobarwnej, mieniącej się łusce.Dick popatrzał na nią z ciekawością i powiedział: Nie mam ochoty próbować tej sztuki.Podejrzewam, że pomimo tak pięknego wyglą-du mięso jej jest trujące.W każdym razie zostawimy ją w łodzi, może przyda się na przynętę.Po chwili złowiliśmy trzy identyczne dziwadła. Musimy spróbować w innym miejscu zdecydował Dick.Podnieśliśmy zrobioną naprędce kotwicę i powiosłowaliśmy w stronę szerokiego wyj-ścia z laguny.Udało nam się złowić jeszcze kilka dużych ryb o ciemnej łusce, które wygląda-ły na jadalne, ale zerwały nam kilka haczyków.Ciągnąłem jakąś następną dużą sztukę, a Dickwysunął siatkę, aby ją wrzucić na pokład.Ryba jednak znowu zerwała się wraz z haczykiem. Trzeba spróbować dużego haka rzekł Dick i przywiązał go do grubej linki. Natych morzach ryby niczego się nie boją.Można by z jednakowym powodzeniem łowić je przypomocy liny okrętowej jak i nitki cienkiej jak włos.Hak z założoną przynętą poszedł za burtę.Nie upłynęła minuta, gdy Tillard zawołał: Teraz to naprawdę coś wielkiego!Próbowałem wybierać linkę, stawiała duży opór. To pewnie rekin.Ciągnie bardzo mocno mówiłem patrząc, jak Dick mocuje się zezdobyczą. Nie, na pewno nie odpowiedział chociaż ta rybka jest chyba największa zewszystkich, jakie dotychczas złowiłem.Niech pan balastuje łódz po drugiej burcie rozka-zał prędko, żeby nas nie przewrócił.Ja już go wyciągnę.Wykonałem rozkaz.Dick wybierał linkę, znów ją luzował, aż wreszcie wyciągnął rybępodobną do okonia, ale o wadze co najmniej sześćdziesiąt a może nawet siedemdziesiątfuntów.Rzeczywiście był to okaz okonia morskiego z dużymi kolcami na grzbiecie.Rybamiotała się i wyrywała, lecz Dick działał ostrożnie i po pewnym czasie wciągnął ją do łodzi. To prawdziwy łup! wykrzyknął.Aby uspokoić potwora, musieliśmy ogłuszyć go silnym ciosem w łeb.Zabawa skończo-na.Mieliśmy teraz więcej ryb, niż byliśmy w stanie zjeść.Powiosłowaliśmy do naszej zatoki.Towarzyszy nadal nie było.Wyciągnęliśmy łódz na plażę i pochowaliśmy sprzęt rybacki.Z rybami było sporo roboty.Musieliśmy je oskrobać, wypatroszyć, a okonia należałopociąć na kawałki, ale wstrzymaliśmy się z tym, aby pokazać go przyjaciołom.Na obiad zjedliśmy jedną sporą, ciemnego koloru rybę, która wyglądała na jadalną.Właśnie kończyliśmy posiłek, gdy z lasu doleciały wołania Harry'ego.Potem dał się słyszećgłos nadbiegającego Tomka i Tamaku.Pokazałem im olbrzymiego okonia, zawieszonego w cieniu na gałęzi. Ależ wspaniały! wykrzyknął Tomek. Naprawdę nie wiem, który brzeg jestlepszy.Znalezliśmy tam drzewo chlebowe, platany, korzenie yamu i całą masę różnych owo-ców i bulw.Mudge przysłał nas z poleceniem, abyście przypłynęli szalupą wokół wyspy, jeślioczywiście jest już zreperowana.On uważa, że z tamtej strony istnieją większe możliwościzauważenia statku [ Pobierz całość w formacie PDF ]