[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Włosy na karku stają mi dęba.Ostatnie słowa Mii zabrzmiały o połowę ciszej niżdotychczas. Znalazł mówię. Myślisz? Jej sygnał słabnie. Oddalili się od torebki.Migdalą się.Kucam nad odbiornikiem.Słyszę w tle szumy.Przedtem ich nie było.Głosynapływają i odpływają, jakby ktoś mówił przez komórkę w miejscu, gdzie kończy sięzasięg. Daj mi walkie-talkie, Don. Na pewno? Dawaj!Podaje mi aparat.Wciskam klawisz i mówię. Niebieski, powtarzam, niebieski.Niebieski, powtarzam, niebieski.Potwierdz!Wracają do mnie dwa kliknięcia.Wypełnia mnie fala ulgi, potężna jak heroina Cyrusa. Kelly wchodzi mówię. Dzięki Bogu. Chyba nam odbiło, że ją posłaliśmy mówi Logan. Więc jednak trzej idioci.Potem rozlega się wybuch.Nie wiem, czy dobiegł z odbiornika, czy spomiędzydrzew.Logan wytrzeszcza oczy. A to, kurwa, to co? Strzelba? Kręci głową. Raczej granat.Lodowacieję.Kelly nie miał granatów.Logan pada na ziemię i przykłada ucho do odbiornika. Nic. Pułapka w domu? podsuwam.Logan wstaje i wyciąga broń z kabury. Wchodzę.Też chcę iść, ale nie dam rady mu dotrzymać kroku. Mam zadzwonić pod dziewięćset jedenaście i poprosić o wsparcie? Ja to zrobię.Ty czekaj i pokaż im, gdzie iść.Przytakuję, ale on już leci pod górę, zbronią w jednej ręce i policyjnym nadajnikiem w drugim.Patrzę za nim i nagle wiem,bez żadnych wątpliwości: zanim przyjadą posiłki, to, co się tam dzieje, dobiegnie końca.Strasznie chcę połączyć się z Kellym, ale właśnie tego mi zabronił.Jeśli będę mógł mupomóc, odezwie się do mnie.Chyba że nie żyje.Ale jest coś, co mogę dla niego zrobić.Myśleć.Ruszam w stronę Ardenwood.Dwór stoi o siedemdziesiąt metrów ode mnie,częściowo ukryty wśród potężnych dębów i magnolii.Wygląda jak wielki statekzakotwiczony w morzu drzew.Dokąd Marko zaprowadził Mię? Na dwór? Gdyby poszedł z nią na dwór, sygnałbyłby silny.A Kelly już by go dopadł.Nie poszedł na dwór.Więc dokąd? Czy wrzuciłtorebkę Mii do szafki? Może w jakąś dziurę? Gdyby tak, to sygnał po prostu by się urwał,nie stopniowo gasł.Czy w Ardenwood jest piwnica? W dworach z tego okresu na ogółnie ma, chyba że znajdujące się w suterenie mleczne pokoje , w których trzymano wchłodzie nabiał.To małe pokoje, nie prawdziwe piwnice.Jestem już o czterdzieści metrów od Ardenwood i nie widzę żadnej zmiany.Tak,jakby Kelly i Logan weszli na wzgórze i zapadli się pod ziemię.Moje radio zaczyna trzeszczeć. Znalazłem dziewczynę mówi Logan głosem zdławionym z emocji. Dostała.Wszyję.To szarpnel albo śrut.Z trudem wydobywam z siebie głos. To Mia? Trudno powiedzieć.Cała we krwi.Ciemno tu.cholera. %7łyje? Oddycha.Chyba nie może mówić.Boże, ale to było głupie. Widziałeś Kelly ego? Nie.Ale wezwałem posiłki i pogotowie.Idę szybciej nogi nie wytrzymają biegu.Serce mi terkocze jak werbel, a szczękizaciskają się tak, że zaraz połamię sobie zęby. Niech to nie będzie Mia modlę się ochryple. Proszę cię, Boże, niech to niebędzie ona. Zmuszam nogi do szybszego ruchu, ale tracę równowagę.Przewracam sięna ziemię, a potem wstaję niezdarnie, tak zdyszany, że z trudem udaje mi się utrzymać nanogach. To nie ona chrypi Logan. To ta druga.Wykrwawia się.Co mam zrobić? To nie Mia? Nie.Ma w nosie kolczyk.Mia musi być w domu.Przejmuje mnie ulga. Gdzie są rany? Głównie na szyi. Bezpośredni ucisk, Don.Zatamuj tę krew.Powoli się prostuję i spoglądam na dom.Ich tam nie ma, mówi głos w mojej głowie.Odeszli. Słyszałeś silnik, Don? Nie.Wtedy do mnie dociera: to nie piwnica.To tunel!Odwracam się w lewo i oddalam od domu, w dół zbocza, ku północnej stronieArdenwood.Kiedy konfederaci zaczęli przegrywać, wielu plantatorów uświadomiłosobie, że armia Północy w końcu przemaszeruje przez ich ziemie.Niektórzy mieli tylkoparę dni, by się przygotować, ale inni zwłaszcza ci z ziem najbardziej wysuniętych napołudnie miesiące, a nawet lata.W tunelu ukrywano cenny dobytek, a w ostatecznościsłużył jako droga ucieczki przed maruderami czy nawet sąsiadami, prawdziwymzagrożeniem dla wielu plantatorów z Natchez sympatyzujących ze sprawą jankesów.Nigdy nie zwiedzałem Ardenwood, ale mógłbym się założyć, że jest tam tunel.Marko Bakic też o tym wie.Schodzenie jest o wiele łatwiejsze niż wchodzenie.W niespełna minutę docieram dozarośli puerarii porastających zatokę na północ od Ardenwood.Woń gnijących roślinmiesza się z odorem śniętych ryb i skisłego błota.Znajomy zapach.Całe Natchez jestusiane zatoczkami i strumykami, a w dzieciństwie wszystkie dobrze poznałem.Plantator,który mieszkał w Ardenwood, także musiał je znać a na pewno to bagniste rozlewisko.A kiedy postanowił wykopać tunel, w którą stronę kazał się posuwać niewolnikom?Na północ.Gdyby kopali w jakimkolwiek innym kierunku, musieliby nie tylko drążyć ziemię wpoziomie, ale i w pionie, żeby się przebić na powierzchnię chyba żeby przekopali siędziesiątki metrów dalej niż to konieczne.%7ładen właściciel niewolników nie marnowałbyich sił, zwłaszcza w czasie wojny.Kazał swoim smoluchom wykopać najprostsządrogę ucieczki, a była nią droga na północ.Trzydzieści metrów tunelu i kopaczewyłoniliby się w zatoczce, w której się zatrzymałem.Pomiędzy brzegami kipi pół metra czarnej wody, splątane korzenie drzew sięgają wdół jak palce, a długie brody mchu zwisają z konarów.Pueraria rośnie zbyt gęsto, żebysię można było przemieszczać bezszelestnie.A przedzieranie się przez te zarośla tonajlepszy sposób, by narazić się na ukąszenie mokasyna błotnego zwłaszcza nocą.Brodząc w porastających zbocze pnączach, schodzę do wody i zaczynam powoliprzesuwać się na zaplecze dworu.Im bardziej się zbliżam do Ardenwood, tym wyżej otaczają mnie nasypy.Jeśli mamrację co do tunelu, niewykluczone, że Marko i Mia już z niego wyszli, ale mogę tylkokierować się instynktem.Starając się nie chlapać, suwam stopami po błotnistym dnie.Zakażdym moim krokiem niewidoczne stworzenia roją się wśród korzeni, a lśniące batyrozwijają się w wodzie i odpełzają.Mokasyny błotne.Zawsze bałem się węży, ale Miigrozi poważniejsze niebezpieczeństwo.Napinam zmęczone mięśnie nóg w oczekiwaniuna ukąszenie i miarowo brnę naprzód.Ardenwood wznosi się tuż nade mną, bardziej jak górski masyw niż budynekstworzony ludzką ręką.Jeśli z tej ruiny prowadzi jakiś tunel, to powinienem sięznajdować tuż u jego wyjścia.Zatrzymuję się w wodzie i nasłuchuję bliski rozpaczy.Bzykanie komarów.Szelest mokrych liści.Chlupot żółwi. Tylko piśnij, to zabiję.Niewymowny lęk przykuwa mnie do miejsca. Dotarło, suko? Dotarło.Na dzwięk cichego głosu Mii ożywa we mnie nadzieja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Włosy na karku stają mi dęba.Ostatnie słowa Mii zabrzmiały o połowę ciszej niżdotychczas. Znalazł mówię. Myślisz? Jej sygnał słabnie. Oddalili się od torebki.Migdalą się.Kucam nad odbiornikiem.Słyszę w tle szumy.Przedtem ich nie było.Głosynapływają i odpływają, jakby ktoś mówił przez komórkę w miejscu, gdzie kończy sięzasięg. Daj mi walkie-talkie, Don. Na pewno? Dawaj!Podaje mi aparat.Wciskam klawisz i mówię. Niebieski, powtarzam, niebieski.Niebieski, powtarzam, niebieski.Potwierdz!Wracają do mnie dwa kliknięcia.Wypełnia mnie fala ulgi, potężna jak heroina Cyrusa. Kelly wchodzi mówię. Dzięki Bogu. Chyba nam odbiło, że ją posłaliśmy mówi Logan. Więc jednak trzej idioci.Potem rozlega się wybuch.Nie wiem, czy dobiegł z odbiornika, czy spomiędzydrzew.Logan wytrzeszcza oczy. A to, kurwa, to co? Strzelba? Kręci głową. Raczej granat.Lodowacieję.Kelly nie miał granatów.Logan pada na ziemię i przykłada ucho do odbiornika. Nic. Pułapka w domu? podsuwam.Logan wstaje i wyciąga broń z kabury. Wchodzę.Też chcę iść, ale nie dam rady mu dotrzymać kroku. Mam zadzwonić pod dziewięćset jedenaście i poprosić o wsparcie? Ja to zrobię.Ty czekaj i pokaż im, gdzie iść.Przytakuję, ale on już leci pod górę, zbronią w jednej ręce i policyjnym nadajnikiem w drugim.Patrzę za nim i nagle wiem,bez żadnych wątpliwości: zanim przyjadą posiłki, to, co się tam dzieje, dobiegnie końca.Strasznie chcę połączyć się z Kellym, ale właśnie tego mi zabronił.Jeśli będę mógł mupomóc, odezwie się do mnie.Chyba że nie żyje.Ale jest coś, co mogę dla niego zrobić.Myśleć.Ruszam w stronę Ardenwood.Dwór stoi o siedemdziesiąt metrów ode mnie,częściowo ukryty wśród potężnych dębów i magnolii.Wygląda jak wielki statekzakotwiczony w morzu drzew.Dokąd Marko zaprowadził Mię? Na dwór? Gdyby poszedł z nią na dwór, sygnałbyłby silny.A Kelly już by go dopadł.Nie poszedł na dwór.Więc dokąd? Czy wrzuciłtorebkę Mii do szafki? Może w jakąś dziurę? Gdyby tak, to sygnał po prostu by się urwał,nie stopniowo gasł.Czy w Ardenwood jest piwnica? W dworach z tego okresu na ogółnie ma, chyba że znajdujące się w suterenie mleczne pokoje , w których trzymano wchłodzie nabiał.To małe pokoje, nie prawdziwe piwnice.Jestem już o czterdzieści metrów od Ardenwood i nie widzę żadnej zmiany.Tak,jakby Kelly i Logan weszli na wzgórze i zapadli się pod ziemię.Moje radio zaczyna trzeszczeć. Znalazłem dziewczynę mówi Logan głosem zdławionym z emocji. Dostała.Wszyję.To szarpnel albo śrut.Z trudem wydobywam z siebie głos. To Mia? Trudno powiedzieć.Cała we krwi.Ciemno tu.cholera. %7łyje? Oddycha.Chyba nie może mówić.Boże, ale to było głupie. Widziałeś Kelly ego? Nie.Ale wezwałem posiłki i pogotowie.Idę szybciej nogi nie wytrzymają biegu.Serce mi terkocze jak werbel, a szczękizaciskają się tak, że zaraz połamię sobie zęby. Niech to nie będzie Mia modlę się ochryple. Proszę cię, Boże, niech to niebędzie ona. Zmuszam nogi do szybszego ruchu, ale tracę równowagę.Przewracam sięna ziemię, a potem wstaję niezdarnie, tak zdyszany, że z trudem udaje mi się utrzymać nanogach. To nie ona chrypi Logan. To ta druga.Wykrwawia się.Co mam zrobić? To nie Mia? Nie.Ma w nosie kolczyk.Mia musi być w domu.Przejmuje mnie ulga. Gdzie są rany? Głównie na szyi. Bezpośredni ucisk, Don.Zatamuj tę krew.Powoli się prostuję i spoglądam na dom.Ich tam nie ma, mówi głos w mojej głowie.Odeszli. Słyszałeś silnik, Don? Nie.Wtedy do mnie dociera: to nie piwnica.To tunel!Odwracam się w lewo i oddalam od domu, w dół zbocza, ku północnej stronieArdenwood.Kiedy konfederaci zaczęli przegrywać, wielu plantatorów uświadomiłosobie, że armia Północy w końcu przemaszeruje przez ich ziemie.Niektórzy mieli tylkoparę dni, by się przygotować, ale inni zwłaszcza ci z ziem najbardziej wysuniętych napołudnie miesiące, a nawet lata.W tunelu ukrywano cenny dobytek, a w ostatecznościsłużył jako droga ucieczki przed maruderami czy nawet sąsiadami, prawdziwymzagrożeniem dla wielu plantatorów z Natchez sympatyzujących ze sprawą jankesów.Nigdy nie zwiedzałem Ardenwood, ale mógłbym się założyć, że jest tam tunel.Marko Bakic też o tym wie.Schodzenie jest o wiele łatwiejsze niż wchodzenie.W niespełna minutę docieram dozarośli puerarii porastających zatokę na północ od Ardenwood.Woń gnijących roślinmiesza się z odorem śniętych ryb i skisłego błota.Znajomy zapach.Całe Natchez jestusiane zatoczkami i strumykami, a w dzieciństwie wszystkie dobrze poznałem.Plantator,który mieszkał w Ardenwood, także musiał je znać a na pewno to bagniste rozlewisko.A kiedy postanowił wykopać tunel, w którą stronę kazał się posuwać niewolnikom?Na północ.Gdyby kopali w jakimkolwiek innym kierunku, musieliby nie tylko drążyć ziemię wpoziomie, ale i w pionie, żeby się przebić na powierzchnię chyba żeby przekopali siędziesiątki metrów dalej niż to konieczne.%7ładen właściciel niewolników nie marnowałbyich sił, zwłaszcza w czasie wojny.Kazał swoim smoluchom wykopać najprostsządrogę ucieczki, a była nią droga na północ.Trzydzieści metrów tunelu i kopaczewyłoniliby się w zatoczce, w której się zatrzymałem.Pomiędzy brzegami kipi pół metra czarnej wody, splątane korzenie drzew sięgają wdół jak palce, a długie brody mchu zwisają z konarów.Pueraria rośnie zbyt gęsto, żebysię można było przemieszczać bezszelestnie.A przedzieranie się przez te zarośla tonajlepszy sposób, by narazić się na ukąszenie mokasyna błotnego zwłaszcza nocą.Brodząc w porastających zbocze pnączach, schodzę do wody i zaczynam powoliprzesuwać się na zaplecze dworu.Im bardziej się zbliżam do Ardenwood, tym wyżej otaczają mnie nasypy.Jeśli mamrację co do tunelu, niewykluczone, że Marko i Mia już z niego wyszli, ale mogę tylkokierować się instynktem.Starając się nie chlapać, suwam stopami po błotnistym dnie.Zakażdym moim krokiem niewidoczne stworzenia roją się wśród korzeni, a lśniące batyrozwijają się w wodzie i odpełzają.Mokasyny błotne.Zawsze bałem się węży, ale Miigrozi poważniejsze niebezpieczeństwo.Napinam zmęczone mięśnie nóg w oczekiwaniuna ukąszenie i miarowo brnę naprzód.Ardenwood wznosi się tuż nade mną, bardziej jak górski masyw niż budynekstworzony ludzką ręką.Jeśli z tej ruiny prowadzi jakiś tunel, to powinienem sięznajdować tuż u jego wyjścia.Zatrzymuję się w wodzie i nasłuchuję bliski rozpaczy.Bzykanie komarów.Szelest mokrych liści.Chlupot żółwi. Tylko piśnij, to zabiję.Niewymowny lęk przykuwa mnie do miejsca. Dotarło, suko? Dotarło.Na dzwięk cichego głosu Mii ożywa we mnie nadzieja [ Pobierz całość w formacie PDF ]