[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie powie mu, jak kochała Hanisha ijakie cierpienie przyniosło jej odkrycie, że ich związek jest kłamstwem.Nie zamierzałaprzyznać, że nienawidzi własnych słabości, że uświadomiła sobie, iż przez całe życie byłagłupią owcą prowadzoną na rzez.Nie zamierzała mu też mówić, ile nosi w sobie bólu; żenadal tęskni za życiem, jakie mogłaby wieść ze swoim rodzeństwem; że czasami myśli oIgguldanie, księciu, który z miłością padł przed nią na kolana; i że wciąż płonie z wściekłości,że odebrano jej ojca, a w dzieciństwie utraciła matkę.Wszystkie te sprawy kotłowały się w jejumyśle, lecz wydobyła spomiędzy nich to, co chciała powiedzieć.Chciała powtórzyć, że liga musi dla własnego dobra odsunąć się od Hanisha.Musiwycofać flotę wspierającą Maeandera i nie zwracać uwagi na vumuańskie statki.Musiczekać, to na razie wszystko.Ale też nie działać przeciwko Hanishowi.Tak, jak nie pomagałaani nie szkodziła żadnej ze stron w pierwszej wojnie.Jeśli Hanish zwycięży, bezczynność liginie będzie miała znaczenia.Liga zostanie co najwyżej zbesztana i otrzyma wybaczenie.Coinnego mógłby uczynić Hanish? Naprawdę, wycofując się, liga nic nie straci.Lecz gdybydalej pomagała Meinom, a oni by przegrali.wówczas Aliver będzie bezlitosny.Mógłbycałkowicie zakazać handlu.Zwróciłby wściekłość całego świata bezpośrednio na nią i zewszystkich sił starałby się ją zniszczyć.A jeśli to wszystko Sire'a Dagona nie przekona, toCorinn może mu złożyć jeszcze jedną obietnicę, taką, której chyba tak łatwo nie zignoruje.To była wielka prośba, lecz kiedy przedstawiciel ligi kolejny raz dał do zrozumienia,że jego cierpliwość się kończy, otworzyła usta. Sire Dagonie, mogę ci powiedzieć w imieniu brata, że nie pragnie on zaszkodzićwaszym interesom.Wręcz przeciwnie, oboje jesteśmy przekonani, że partnerstwo między ligąoraz Akaranami może być jeszcze korzystniejsze niż kiedykolwiek przedtem.Takim początkiem go zainteresowała.Sire Dagon skinął głową, dając znak, że mamówić dalej, że po raz ostatni słucha jej z uwagą.ROZDZIAA 61O świcie nie było słychać żadnych odgłosów znajomego, naturalnego porządku świata.Niedocierały do niego zwykłe sygnały, że nocne stworzenia układają się na spoczynek, ustępującmiejsca dziennym.%7ładnego porannego śpiewu ptaków.%7ładnych kogutów, oznajmiających zuniesionymi głowami, że są właścicielami jaśniejącego świata.%7ładnego szczekaniawioskowych psów.Nie słyszał dzieci wybuchających zarazliwym śmiechem ani ich krzykówtowarzyszącym zabawom.Nie dobiegały go melodyjne głosy kobiet, pozdrawiających sięwedle pradawnego talayskiego obyczaju.W powietrzu nie unosił się też dzwięk młócki,której rytm stał się przez te wszystkie lata łagodną zachętą do obudzenia, tak stałą, jakwschód słońca, i równie miłą.Tego ranka, kiedy miała zostać wznowiona walka z Maeanderem, Aliver leżał naposłaniu w namiocie, tęskniąc za tym wszystkim.Takie momenty wydawały mu się teraz takodległe, jak wspomnienia z dzieciństwa.Były to przebłyski niewinnego świata, w który jużledwie wierzył.Wtedy, dawniej, uważał, że cierpi na wygnaniu, lecz teraz każdy dzień latspędzonych w Talay wydawał mu się idyllą.Wspomnienie, że niegdyś żył jak zwykłyczłowiek w normalnym świecie, sprawiało mu fizyczny ból, który dręczył go przez całą noc,nawet podczas krótkich okresów snu.Wszystkie kłopoty, zmartwienia i obawy, które wtedyzdawały się ważne, były bez znaczenia w porównaniu z tym, co go teraz czekało.Usiadł i próbował wycisnąć zmęczenie z oczu kostkami palców zaciśniętych w pięści.Kilka minut pózniej wyszedł z namiotu.Wokół widział tłum ludzi, którzy zjednoczyli się dlajego sprawy.Setki namiotów i szałasów, tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci szykujących się dokolejnego dnia jego wojny.Halalyowie, którzy z własnej woli strzegli każdego jego kroku,powitali go skinieniem głowy.Wszędzie wokół widział unoszące się ku niemu uśmiechnięte,pełne nadziei twarze.Wszyscy wierzyli, że wojna jest już właściwie wygrana.Ufali mucałkowicie, mieli wrażenie, że jest Edifusem, który powrócił, Tinhadinem.Chociaż wyjaśniał,że tak nie jest, ludzie najwyrazniej wierzyli, że to on jest strzegącą ich potęgą, a nieniewidzialni Santoth.Nieustannie wodził wzrokiem, bojąc się go dłużej zatrzymać na którymś ze swoichwiernych zwolenników.Nie mógł okazać im niepewności.Możesz ją odczuwać, powiedziałmu krótko Thaddeus, zanim zniknął, lecz nie wolno ci jej okazać.Dopóki stary kanclerz nieodszedł, Aliver nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zaczął na nim polegać.Chociażwydawało się to dziwne, czasami miał wrażenie, jakby to jego ojciec przemawiał ustamiczłowieka, który go zdradził.Powiedział, że wszyscy ludzie błądzą w życiu, nawet królowie.Lecz dobry król postępuje tak, jakby był dawnym bohaterem.Tacy bohaterowie nigdy wsiebie nie wątpili, a przynajmniej tak sądził świat.Aliverowi bardzo brakowało Thaddeusa.Starzec się z nim nie pożegnał, lecz królewicz wiedział, czego szuka.Modlił się, by szybko toodnalazł.Menę i Dariela zastał rozmawiających przy śniadaniu.Siedzieli obok siebie, stykającsię kolanami; każde z nich w jednej ręce trzymało drewnianą miseczkę, a drugą nabierałołyżką owsiankę.Mena była drobna, a mimo to pełna siły, której nie skrywał jej skąpy strój,niebezpieczna, chociaż pokazywała światu spokojną, mądrą twarz; pod ręką miała szablę.Dariel z psotnymi ognikami w oczach łatwo się uśmiechał i tryskał energią; jego rozpiętakoszula odsłaniała płaski brzuch.Pochylali się do siebie i jednocześnie mówili i jedli.Wyglądali jak.cóż, jak nieprawdopodobnie zżyte ze sobą rodzeństwo.Lata, które spędzilioddzielnie, jakby się nie liczyły.Aliver zachwiał się, uderzony falą emocji.Chciał przeskoczyć dzielącą ich odległość iobjąć oboje.Gdyby to zrobił, wszyscy potoczyliby się na ziemię, a on wylałby na nich łzy.Szlochałby i płakał i wcale nie był pewien, czy zdołałby się podnieść z takiego uścisku izrobić to, co miał do zrobienia.W najbliższych godzinach on albo oni mogliby zginąć.Wiedział o tym.Chciał powiedzieć im mnóstwo rzeczy, by ich do tego przygotować.Powinien wydobyć najdelikatniejszą część samego siebie i podzielić się z nimi jejzawartością, by go zrozumieli i zapamiętali [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie powie mu, jak kochała Hanisha ijakie cierpienie przyniosło jej odkrycie, że ich związek jest kłamstwem.Nie zamierzałaprzyznać, że nienawidzi własnych słabości, że uświadomiła sobie, iż przez całe życie byłagłupią owcą prowadzoną na rzez.Nie zamierzała mu też mówić, ile nosi w sobie bólu; żenadal tęskni za życiem, jakie mogłaby wieść ze swoim rodzeństwem; że czasami myśli oIgguldanie, księciu, który z miłością padł przed nią na kolana; i że wciąż płonie z wściekłości,że odebrano jej ojca, a w dzieciństwie utraciła matkę.Wszystkie te sprawy kotłowały się w jejumyśle, lecz wydobyła spomiędzy nich to, co chciała powiedzieć.Chciała powtórzyć, że liga musi dla własnego dobra odsunąć się od Hanisha.Musiwycofać flotę wspierającą Maeandera i nie zwracać uwagi na vumuańskie statki.Musiczekać, to na razie wszystko.Ale też nie działać przeciwko Hanishowi.Tak, jak nie pomagałaani nie szkodziła żadnej ze stron w pierwszej wojnie.Jeśli Hanish zwycięży, bezczynność liginie będzie miała znaczenia.Liga zostanie co najwyżej zbesztana i otrzyma wybaczenie.Coinnego mógłby uczynić Hanish? Naprawdę, wycofując się, liga nic nie straci.Lecz gdybydalej pomagała Meinom, a oni by przegrali.wówczas Aliver będzie bezlitosny.Mógłbycałkowicie zakazać handlu.Zwróciłby wściekłość całego świata bezpośrednio na nią i zewszystkich sił starałby się ją zniszczyć.A jeśli to wszystko Sire'a Dagona nie przekona, toCorinn może mu złożyć jeszcze jedną obietnicę, taką, której chyba tak łatwo nie zignoruje.To była wielka prośba, lecz kiedy przedstawiciel ligi kolejny raz dał do zrozumienia,że jego cierpliwość się kończy, otworzyła usta. Sire Dagonie, mogę ci powiedzieć w imieniu brata, że nie pragnie on zaszkodzićwaszym interesom.Wręcz przeciwnie, oboje jesteśmy przekonani, że partnerstwo między ligąoraz Akaranami może być jeszcze korzystniejsze niż kiedykolwiek przedtem.Takim początkiem go zainteresowała.Sire Dagon skinął głową, dając znak, że mamówić dalej, że po raz ostatni słucha jej z uwagą.ROZDZIAA 61O świcie nie było słychać żadnych odgłosów znajomego, naturalnego porządku świata.Niedocierały do niego zwykłe sygnały, że nocne stworzenia układają się na spoczynek, ustępującmiejsca dziennym.%7ładnego porannego śpiewu ptaków.%7ładnych kogutów, oznajmiających zuniesionymi głowami, że są właścicielami jaśniejącego świata.%7ładnego szczekaniawioskowych psów.Nie słyszał dzieci wybuchających zarazliwym śmiechem ani ich krzykówtowarzyszącym zabawom.Nie dobiegały go melodyjne głosy kobiet, pozdrawiających sięwedle pradawnego talayskiego obyczaju.W powietrzu nie unosił się też dzwięk młócki,której rytm stał się przez te wszystkie lata łagodną zachętą do obudzenia, tak stałą, jakwschód słońca, i równie miłą.Tego ranka, kiedy miała zostać wznowiona walka z Maeanderem, Aliver leżał naposłaniu w namiocie, tęskniąc za tym wszystkim.Takie momenty wydawały mu się teraz takodległe, jak wspomnienia z dzieciństwa.Były to przebłyski niewinnego świata, w który jużledwie wierzył.Wtedy, dawniej, uważał, że cierpi na wygnaniu, lecz teraz każdy dzień latspędzonych w Talay wydawał mu się idyllą.Wspomnienie, że niegdyś żył jak zwykłyczłowiek w normalnym świecie, sprawiało mu fizyczny ból, który dręczył go przez całą noc,nawet podczas krótkich okresów snu.Wszystkie kłopoty, zmartwienia i obawy, które wtedyzdawały się ważne, były bez znaczenia w porównaniu z tym, co go teraz czekało.Usiadł i próbował wycisnąć zmęczenie z oczu kostkami palców zaciśniętych w pięści.Kilka minut pózniej wyszedł z namiotu.Wokół widział tłum ludzi, którzy zjednoczyli się dlajego sprawy.Setki namiotów i szałasów, tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci szykujących się dokolejnego dnia jego wojny.Halalyowie, którzy z własnej woli strzegli każdego jego kroku,powitali go skinieniem głowy.Wszędzie wokół widział unoszące się ku niemu uśmiechnięte,pełne nadziei twarze.Wszyscy wierzyli, że wojna jest już właściwie wygrana.Ufali mucałkowicie, mieli wrażenie, że jest Edifusem, który powrócił, Tinhadinem.Chociaż wyjaśniał,że tak nie jest, ludzie najwyrazniej wierzyli, że to on jest strzegącą ich potęgą, a nieniewidzialni Santoth.Nieustannie wodził wzrokiem, bojąc się go dłużej zatrzymać na którymś ze swoichwiernych zwolenników.Nie mógł okazać im niepewności.Możesz ją odczuwać, powiedziałmu krótko Thaddeus, zanim zniknął, lecz nie wolno ci jej okazać.Dopóki stary kanclerz nieodszedł, Aliver nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zaczął na nim polegać.Chociażwydawało się to dziwne, czasami miał wrażenie, jakby to jego ojciec przemawiał ustamiczłowieka, który go zdradził.Powiedział, że wszyscy ludzie błądzą w życiu, nawet królowie.Lecz dobry król postępuje tak, jakby był dawnym bohaterem.Tacy bohaterowie nigdy wsiebie nie wątpili, a przynajmniej tak sądził świat.Aliverowi bardzo brakowało Thaddeusa.Starzec się z nim nie pożegnał, lecz królewicz wiedział, czego szuka.Modlił się, by szybko toodnalazł.Menę i Dariela zastał rozmawiających przy śniadaniu.Siedzieli obok siebie, stykającsię kolanami; każde z nich w jednej ręce trzymało drewnianą miseczkę, a drugą nabierałołyżką owsiankę.Mena była drobna, a mimo to pełna siły, której nie skrywał jej skąpy strój,niebezpieczna, chociaż pokazywała światu spokojną, mądrą twarz; pod ręką miała szablę.Dariel z psotnymi ognikami w oczach łatwo się uśmiechał i tryskał energią; jego rozpiętakoszula odsłaniała płaski brzuch.Pochylali się do siebie i jednocześnie mówili i jedli.Wyglądali jak.cóż, jak nieprawdopodobnie zżyte ze sobą rodzeństwo.Lata, które spędzilioddzielnie, jakby się nie liczyły.Aliver zachwiał się, uderzony falą emocji.Chciał przeskoczyć dzielącą ich odległość iobjąć oboje.Gdyby to zrobił, wszyscy potoczyliby się na ziemię, a on wylałby na nich łzy.Szlochałby i płakał i wcale nie był pewien, czy zdołałby się podnieść z takiego uścisku izrobić to, co miał do zrobienia.W najbliższych godzinach on albo oni mogliby zginąć.Wiedział o tym.Chciał powiedzieć im mnóstwo rzeczy, by ich do tego przygotować.Powinien wydobyć najdelikatniejszą część samego siebie i podzielić się z nimi jejzawartością, by go zrozumieli i zapamiętali [ Pobierz całość w formacie PDF ]