[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hersheimmer potrząsnął przecząco głową i Tommy stracił wszelkie nadzieje.— Najwyżej czterysta dolarów — powiedział Amerykanin głosem pełnym żalu.Tommy odetchnął.— O Boże, wy milionerzy! Mówimy zupełnie innym językiem.Wobec tego pan jedzie! Proszę, bilet i szybko do pociągu.— Jadę z braciszkiem Whittingtonem! Hurra! — Amerykanin wskoczył do wagonu w chwili, gdy pociąg już ruszał.— Do zobaczenia!Pociąg wytoczył się ze stacji.Tommy głęboko wciągnął powietrze.Peronem szedł w jego kierunku Borys.Tommy obrócił się do niego plecami, pozwolił się wyprzedzić i ruszył jego śladem.Ze stacji Waterloo Rosjanin pojechał metrem na Picadilly Circus.Wyszedł na plac i ruszył w głąb Shaftesbury Avenue, skręcając w jedną z bocznych uliczek prowadzących do labiryntu brudnych zaułków Soho.Tommy szedł za nim w rozsądnej odległości.Borys wyszedł na mały placyk obudowany obskurnymi domami.Panowała tu zupełna martwota i królował nieprawdopodobny brud.Dokoła nie widać było żywej duszy.Nie jeździły tu również żadne pojazdy.Borys rozejrzał się dokoła, ale Tommy zdążył uskoczyć w jakąś bramę.Jego wyobraźnia, rozbudzona naiwną przezornością Rosjanina, zaczęła pracować.Ze swojego miejsca w bramie widział, jak Borys wchodzi po schodkach jakiegoś domu bliskiego całkowitej ruiny i mocno wali w drzwi.Pukanie to miało charakter kodowego sygnału.Drzwi się uchyliły, Borys coś powiedział i wszedł.Drzwi natychmiast się za nim zamknęły.I wtedy właśnie Tommy stracił chyba rozum.Każdy rozsądny człowiek w takiej sytuacji pozostałby na miejscu, czekając cierpliwie, aż śledzony przez niego osobnik pokaże się z powrotem na ulicy.Natomiast to, co zrobił Tommy, było sprzeczne zarówno z logiką, jak i z dotychczas okazywanym przez niego rozsądkiem.Po prostu coś się w nim nagle odezwało.Bez zastanowienia wyszedł z bramy, wszedł po schodkach i zapukał do drzwi naśladując wcale dobrze kod, jakim posłużył się Borys.Drzwi otworzyły się równie szybko jak poprzednio.Pojawił się w nich mężczyzna o twarzy opryszka i warknął:— Co jest?W tym momencie mózg Tommy’ego zaczął ponownie funkcjonować.Chłopak zdał sobie sprawę, że popełnił szaleństwo.Nie mógł sobie jednak pozwolić na wahanie.Wypowiedział pierwsze słowa, jakie mu przyszły do głowy:— Pan Brown?Ze zdumieniem stwierdził, że opryszek ustąpił na bok, wskazując na korytarz.— Pierwsze piętro — powiedział.— Drugie drzwi na lewo.Przygoda Tommy’egoChoć zaskoczony słowami mężczyzny, Tommy ani chwilę się nie wahał.Jeśli ta szaleńcza bezczelność zaprowadziła go już tak daleko, to być może zaprowadzi jeszcze dalej.Spokojnie wszedł do budynku i ruszył rozchwierutanymi schodami na górę.Dokoła panował nieopisany brud.Spłowiała tapeta całymi płatami odchodziła od ściany.Wszędzie zwisały festony z pajęczyny i kurzu.Tommy wchodził powoli.Nim doszedł do zakrętu schodów, mężczyzna, który go wpuścił, poczłapał do jakiegoś pokoju i zamknął za sobą drzwi.Chwilowo więc nikt nie miał jeszcze żadnych podejrzeń.Wynikało z tego, że było rzeczą zupełnie normalną pojawianie się tu ludzi pytających o „pana Browna”.Tommy zatrzymał się u szczytu schodów, aby zastanowić się nad następnym posunięciem.Przed sobą miał wąski ciemny korytarzyk z drzwiami po obu stronach.Zza drzwi po lewej strome dochodził szmer głosów.To był właśnie pokój, do którego go skierowano.W tej jednak chwili bardziej zainteresowała go mała wnęka po prawej, częściowo przesłonięta podartą aksamitną kotarą.Wnęka była usytuowana dokładnie na wprost drzwi po lewej i stojąc w niej, można było dobrze widzieć górną część klatki schodowej.Stanowiła doskonałą kryjówkę nawet dla dwu osób i bardzo kusiła Tommy’ego.Zaczął się zastanawiać, analizując sytuację powoli i metodycznie, jakby chciał zrekompensować poprzednią nieprzemyślaną decyzję zapukania do drzwi domu.Doszedł do wniosku, że pytanie przy drzwiach o „pana Browna” nie było żądaniem widzenia się z konkretną osobą, ale czymś w rodzaju hasła zezwalającego na wstęp.Zupełnie przypadkowo na to hasło trafił.Szczęście go nie opuszczało.To szczęście, w które tak wierzył pan Carter.Jak dotąd nie wzbudził niczyich podejrzeń, musiał się jednak szybko zdecydować na następny ruch.Powiedzmy, że bezczelnie wejdzie do pokoju po lewej? Czy wystarczy to, że jest osobą już wpuszczoną do budynku? Być może za tymi drzwiami wymagany jest jakiś kolejny znak rozpoznawczy.Albo jakiś dowód tożsamości.Albo ludzie w tym pokoju wszyscy się znają.Tak, oczywiście! Ów odźwierny na dole może nie znać przychodzących, ale w pokoju na górze sprawa na pewno przedstawiała się inaczej.Dotychczas szczęście kapitalnie dopisywało, nie można jednak nadto mu ufać.Wejście do pokoju byłoby kolosalnym ryzykiem! Odgrywanie roli osoby wtajemniczonej nie miało najmniejszego sensu.Wcześniej czy później musiałby się zdradzić, narażając całą misję i siebie samego.Usłyszał z dołu pukanie do drzwi.Szybko podjął decyzję i wśliznął się za zasłonę, szczelniej ją za sobą zaciągając, by nie można go było dostrzec ani od strony schodów, ani od drzwi.On sam natomiast mógł wszystko doskonale obserwować, gdyż w materiale były dziury i rozdarcia.Postanowił na razie się przyglądać, a potem, być może, dołączyć do zebranych, postępując dokładnie tak, jak nowo przybyły mężczyzna.Człowiek ów, absolutnie nie znany Tommy’emu z wyglądu, wchodził na schody jakby chyłkiem.Należał chyba do najgorszych szumowin, miał bowiem twarz opryszka i budził zarazem lęk i odrazę.Tommy nie stykał się dotąd z tego typu ludźmi, ale pierwszy z brzegu policjant z pewnością stwierdziłby od razu co to za ziółko.Mężczyzna minął wnękę, w której stał Tommy.Oddychał ciężko i gdy stanął przed zamkniętymi drzwiami naprzeciw, zapukał podobnie, jak to uczynił przy wejściu do domu.Ktoś krzyknął coś z pokoju.Mężczyzna otworzył drzwi i wtedy Tommy zdążył zauważyć, że przy długim stole siedziało kilka osób wpatrzonych w człowieka zajmującego miejsce jakby prezydialne.Miał on krótko przycięte włosy i brodę, jaką noszą oficerowie marynarki.Wyglądał na wysokiego.Nim za nowo przybyłym zamknęły się drzwi, Tommy zobaczył, że ów mężczyzna podniósł wzrok na wchodzącego i z niesłychanie precyzyjnym, zwracającym uwagę akcentem zapytał:— Wasz numer, towarzyszu?— Czternaście, szefie!— Zgadza się.I drzwi się zamknęły.„Jeśli ten z brodą nie jest Niemcem, to ja jestem Holendrem” — pomyślał Tommy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Hersheimmer potrząsnął przecząco głową i Tommy stracił wszelkie nadzieje.— Najwyżej czterysta dolarów — powiedział Amerykanin głosem pełnym żalu.Tommy odetchnął.— O Boże, wy milionerzy! Mówimy zupełnie innym językiem.Wobec tego pan jedzie! Proszę, bilet i szybko do pociągu.— Jadę z braciszkiem Whittingtonem! Hurra! — Amerykanin wskoczył do wagonu w chwili, gdy pociąg już ruszał.— Do zobaczenia!Pociąg wytoczył się ze stacji.Tommy głęboko wciągnął powietrze.Peronem szedł w jego kierunku Borys.Tommy obrócił się do niego plecami, pozwolił się wyprzedzić i ruszył jego śladem.Ze stacji Waterloo Rosjanin pojechał metrem na Picadilly Circus.Wyszedł na plac i ruszył w głąb Shaftesbury Avenue, skręcając w jedną z bocznych uliczek prowadzących do labiryntu brudnych zaułków Soho.Tommy szedł za nim w rozsądnej odległości.Borys wyszedł na mały placyk obudowany obskurnymi domami.Panowała tu zupełna martwota i królował nieprawdopodobny brud.Dokoła nie widać było żywej duszy.Nie jeździły tu również żadne pojazdy.Borys rozejrzał się dokoła, ale Tommy zdążył uskoczyć w jakąś bramę.Jego wyobraźnia, rozbudzona naiwną przezornością Rosjanina, zaczęła pracować.Ze swojego miejsca w bramie widział, jak Borys wchodzi po schodkach jakiegoś domu bliskiego całkowitej ruiny i mocno wali w drzwi.Pukanie to miało charakter kodowego sygnału.Drzwi się uchyliły, Borys coś powiedział i wszedł.Drzwi natychmiast się za nim zamknęły.I wtedy właśnie Tommy stracił chyba rozum.Każdy rozsądny człowiek w takiej sytuacji pozostałby na miejscu, czekając cierpliwie, aż śledzony przez niego osobnik pokaże się z powrotem na ulicy.Natomiast to, co zrobił Tommy, było sprzeczne zarówno z logiką, jak i z dotychczas okazywanym przez niego rozsądkiem.Po prostu coś się w nim nagle odezwało.Bez zastanowienia wyszedł z bramy, wszedł po schodkach i zapukał do drzwi naśladując wcale dobrze kod, jakim posłużył się Borys.Drzwi otworzyły się równie szybko jak poprzednio.Pojawił się w nich mężczyzna o twarzy opryszka i warknął:— Co jest?W tym momencie mózg Tommy’ego zaczął ponownie funkcjonować.Chłopak zdał sobie sprawę, że popełnił szaleństwo.Nie mógł sobie jednak pozwolić na wahanie.Wypowiedział pierwsze słowa, jakie mu przyszły do głowy:— Pan Brown?Ze zdumieniem stwierdził, że opryszek ustąpił na bok, wskazując na korytarz.— Pierwsze piętro — powiedział.— Drugie drzwi na lewo.Przygoda Tommy’egoChoć zaskoczony słowami mężczyzny, Tommy ani chwilę się nie wahał.Jeśli ta szaleńcza bezczelność zaprowadziła go już tak daleko, to być może zaprowadzi jeszcze dalej.Spokojnie wszedł do budynku i ruszył rozchwierutanymi schodami na górę.Dokoła panował nieopisany brud.Spłowiała tapeta całymi płatami odchodziła od ściany.Wszędzie zwisały festony z pajęczyny i kurzu.Tommy wchodził powoli.Nim doszedł do zakrętu schodów, mężczyzna, który go wpuścił, poczłapał do jakiegoś pokoju i zamknął za sobą drzwi.Chwilowo więc nikt nie miał jeszcze żadnych podejrzeń.Wynikało z tego, że było rzeczą zupełnie normalną pojawianie się tu ludzi pytających o „pana Browna”.Tommy zatrzymał się u szczytu schodów, aby zastanowić się nad następnym posunięciem.Przed sobą miał wąski ciemny korytarzyk z drzwiami po obu stronach.Zza drzwi po lewej strome dochodził szmer głosów.To był właśnie pokój, do którego go skierowano.W tej jednak chwili bardziej zainteresowała go mała wnęka po prawej, częściowo przesłonięta podartą aksamitną kotarą.Wnęka była usytuowana dokładnie na wprost drzwi po lewej i stojąc w niej, można było dobrze widzieć górną część klatki schodowej.Stanowiła doskonałą kryjówkę nawet dla dwu osób i bardzo kusiła Tommy’ego.Zaczął się zastanawiać, analizując sytuację powoli i metodycznie, jakby chciał zrekompensować poprzednią nieprzemyślaną decyzję zapukania do drzwi domu.Doszedł do wniosku, że pytanie przy drzwiach o „pana Browna” nie było żądaniem widzenia się z konkretną osobą, ale czymś w rodzaju hasła zezwalającego na wstęp.Zupełnie przypadkowo na to hasło trafił.Szczęście go nie opuszczało.To szczęście, w które tak wierzył pan Carter.Jak dotąd nie wzbudził niczyich podejrzeń, musiał się jednak szybko zdecydować na następny ruch.Powiedzmy, że bezczelnie wejdzie do pokoju po lewej? Czy wystarczy to, że jest osobą już wpuszczoną do budynku? Być może za tymi drzwiami wymagany jest jakiś kolejny znak rozpoznawczy.Albo jakiś dowód tożsamości.Albo ludzie w tym pokoju wszyscy się znają.Tak, oczywiście! Ów odźwierny na dole może nie znać przychodzących, ale w pokoju na górze sprawa na pewno przedstawiała się inaczej.Dotychczas szczęście kapitalnie dopisywało, nie można jednak nadto mu ufać.Wejście do pokoju byłoby kolosalnym ryzykiem! Odgrywanie roli osoby wtajemniczonej nie miało najmniejszego sensu.Wcześniej czy później musiałby się zdradzić, narażając całą misję i siebie samego.Usłyszał z dołu pukanie do drzwi.Szybko podjął decyzję i wśliznął się za zasłonę, szczelniej ją za sobą zaciągając, by nie można go było dostrzec ani od strony schodów, ani od drzwi.On sam natomiast mógł wszystko doskonale obserwować, gdyż w materiale były dziury i rozdarcia.Postanowił na razie się przyglądać, a potem, być może, dołączyć do zebranych, postępując dokładnie tak, jak nowo przybyły mężczyzna.Człowiek ów, absolutnie nie znany Tommy’emu z wyglądu, wchodził na schody jakby chyłkiem.Należał chyba do najgorszych szumowin, miał bowiem twarz opryszka i budził zarazem lęk i odrazę.Tommy nie stykał się dotąd z tego typu ludźmi, ale pierwszy z brzegu policjant z pewnością stwierdziłby od razu co to za ziółko.Mężczyzna minął wnękę, w której stał Tommy.Oddychał ciężko i gdy stanął przed zamkniętymi drzwiami naprzeciw, zapukał podobnie, jak to uczynił przy wejściu do domu.Ktoś krzyknął coś z pokoju.Mężczyzna otworzył drzwi i wtedy Tommy zdążył zauważyć, że przy długim stole siedziało kilka osób wpatrzonych w człowieka zajmującego miejsce jakby prezydialne.Miał on krótko przycięte włosy i brodę, jaką noszą oficerowie marynarki.Wyglądał na wysokiego.Nim za nowo przybyłym zamknęły się drzwi, Tommy zobaczył, że ów mężczyzna podniósł wzrok na wchodzącego i z niesłychanie precyzyjnym, zwracającym uwagę akcentem zapytał:— Wasz numer, towarzyszu?— Czternaście, szefie!— Zgadza się.I drzwi się zamknęły.„Jeśli ten z brodą nie jest Niemcem, to ja jestem Holendrem” — pomyślał Tommy [ Pobierz całość w formacie PDF ]